21.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #148 / Przetwarzanie mitu

Współczesne polskie dramaty, dla których tłem stają się wydarzenia historyczne, często uruchamiają mechanizmy przekształcania zbiorowej pamięci. Ich autorzy, przyjmując perspektywę krytyczną, tworzą alternatywne wobec obowiązujących narracje; demitologizują i zniekształcają bohaterów. Dobrymi przykładami tej praktyki są teksty odwołujące się do fenomenu i historii „Solidarności”, w których mamy do czynienia z próbami negowania i przepisywania oficjalnych, heroicznych dyskursów.

Dramatopisarki i dramatopisarze tacy jak Małgorzata Sikorska-Miszczuk (Popiełuszko. Czarna Msza oraz Kuroń. Pasja według św. Jacka), Szymon Bogacz (Zakład doświadczalny „Solidarność”) czy Julia Holewińska (Ciała obce) rozmontowują oraz deformują zbiorową pamięć i niepamięć. Narracje w ich utworach nie są linearne. Autorzy eksperymentują z klasyczną formą dramatu. Dialogi to najczęściej zapisy interakcji, które – jak zauważył Jacek Kopciński w książce WybudzanieJ. Kopciński, Wybudzanie, Warszawa 2018, s. 12.[1] – nie rozgrywają się między postaciami, ale rodzą się między „różnymi typami dyskursu”. W takiej sytuacji „bohater słabnie i niemal znika, działanie jednak nie ustaje, choć przenosi się na inne piętra konstrukcji dramatycznej”Tamże, s. 13.[2]. Dzięki takiemu zabiegowi twórczynie i twórcy uciekają przed patosem, dystansując czytelnika do historii.

Msza Antypolaka

Popiełuszkę. Czarną Mszę (2012) i Kuronia. Pasję według św. Jacka (2016) Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk trudno nazwać biografiami. W narracje autorka wpisuje postawy stanowiące przeciwwagę dla tytułowych, zmitologizowanych bohaterów. W Popiełuszce. Czarnej Mszy to Antypolak, w Kuroniu. Pasji według św. Jacka – Autor, porte-parole dramatopisarki. Jerzy Popiełuszko i Jacek Kuroń są osobami tak silnie związanymi z polską historią, że ich biografie mogą być dziś zawłaszczane przez twórców oraz polityków i wykorzystywane jako broń w walce ideologicznej. Z tego wynika też zainteresowanie Sikorskiej-Miszczuk kapelanem „Solidarności”:

Widzę wielkość i czystość tej postaci, a jednocześnie mam poczucie, że się we mnie tym Popiełuszką strzela. […] Jeśli jednak przyjmiemy, że Popiełuszko nie jest czyjś, że jest wspólnym dobrem narodowym – to zmienia postać rzeczy”J. Jaworska, Kazanie do ryb. Rozmowa z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, „Dialog” 2012, nr 6, s. 32.[3].

Autorka stara się więc go przechwycić, tworząc na podstawie losów duchownego odideologizowaną i ubraną w metaforyczny kostium historię męczeńskiej śmierci. Dzieje zamordowanego przez ubecję księdza zainspirowały ją zresztą już wcześniej. W 2011 roku kapelan stał się pierwowzorem postaci niemego Popiela, któremu zmiażdżono język w czasie tortur, czyli bohatera III Furii (współautorkami tekstu są Magda Fertacz i Sylwia Chutnik), opowiadających historię trzech kobiet z czasów okupacji, stalinizmu i „Solidarności”.

Akcję Popiełuszki. Czarnej MszyTekst powstał na zamówienie Teatru Polskiego w Bydgoszczy, prapremiera w reżyserii Pawła Łysaka odbyła się w 2012 roku.[4] poprzedza wstęp-wyznanie: „Długo zastanawiałam się, jak opowiedzieć wam tę historię. Każdy z was przecież słyszał o moim bohaterze”M. Sikorska-Miszczuk, Popiełuszko. Czarna Msza, s. 1, http://www.gnd.art.pl/wp-content/uploads/2014/05/popieluszko_malgorzata_sikorska_miszczuk.pdf [dostęp: 09.07.2021]. Wszystkie cytaty pochodzą z tej wersji tekstu.[5]. Wątpliwość nazwaną i opisaną w Słowie od autorki pisarka puentuje Przypowieścią traktującą o profesorze Nowaku – specjaliście od zielononóżek kuropatwianych, pracującym na trzydziestym piętrze w Pałacu Kultury. Pewnego dnia odwiedza go docent Gruszka z pytaniem o hodowlę bardzo wymagających kur. Profesor nie odpowiada, w zamian proponuje herbatę. Nalewa do filiżanki petenta tak dużo naparu, że wylewa się on z naczynia na spodek, stół oraz podłogę.

Pański umysł jest tak pełen pytań, że nawet jeśli odpowiem, nie ma w nim miejsca, by je przyjąć. Niech pan wróci, skąd pan przyjechał, opróżni swoją filiżankę, a potem przyjdzie znów do mojego gabinetu”

– radzi Nowak. Ta dowcipna przypowieść pozwala na ucieczkę przed patosem, nie osłabiając wymowy całego tekstu, skupionego wokół jednej z legend „Solidarności”. Zielononóżki, hodowane w czasie zaborów w polskich gospodarstwach, stają się tutaj metaforą wspólnoty, którą nie tylko trudno stworzyć, ale przede wszystkim – utrzymać.

Właściwy dramat zaczyna się od Przemówienia do Czarnej Bandy, pod którą kryją się ubrani w sutanny księża. Protagonista, typowy przedstawiciel mieszczańskiej inteligencji, wskazuje w nim na własną antypolskość, dochodząc do sylogizmu, że jeśli nie jest katolikiem, nie może być prawdziwym Polakiem. Opowiada o działaniach władzy stopniowo odbierającej mu narodową tożsamość (ukradziono mu godło ze ściany i zakazano kibicowania polskim sportowcom). W absurdalnym przemówieniu niespodziewanie pojawia się wątek ofiary złożonej na ołtarzu historii przez Popiełuszkę, walczącego o wolność wszystkich współobywateli. Mesjanistyczny trop dotyczący biografii duchownego zostaje zderzony z sumieniem antyklerykała, który chciałby wierzyć, ale nie może. Czy żegnając się z Kościołem katolickim, musimy się pożegnać z przynależnością do narodu polskiego? – zadaje pytanie ukryta za bohaterem Sikorska-Miszczuk.

W dramacie pojawia się temat wspólnoty narodowej i możliwości jej rozpadu. Bohater staje się głosem pokolenia, którego dorosłe życie przypadło na czas transformacji ustrojowej. Opisana wyżej scena monologu – jak czytamy w śródtytule – zostaje „odwołana”. Okazuje się jedynie fantazją mężczyzny, który nie ma odwagi na wielki czyn i nie odnalazłby się na mównicy ani ambonie. Zamiast chodzić na demonstracje, woli sprzątać śmieci rozsypane po pokoju i słuchać radia. Niespodziewanie odwiedza go w domu Prymas podmieniający stare obrazki z Jerzym Popiełuszką na nowsze, ładniejsze. Przeczuwamy, że chodzi o Józefa Glempa, dręczonego przez wyrzuty sumienia za los zamordowanego księdza. Wizyta Prymasa powoduje w protagoniście zmianę: zaczyna on powoli wątpić we własne przekonania. Mężczyzna wyrusza w alegoryczną podróż, w trakcie której spotyka Popiełuszkę. Znajdujący się poza czasem i przestrzenią ksiądz w pierwszej kolejności wypowiada słowa w obronie własnych racji. W wywodzie o bohaterstwie tłumaczy Antypolakowi intencje Stwórcy oraz ideę ludzkiego istnienia w konkretnym celu. Ma świadomość tego, że zostanie zamordowany i przyjmuje to ze zrozumieniem. Jak się domyślamy, dążeniem Popiełuszki nie będzie zbawienie świata, ale zmiana w myśleniu poszczególnych jednostek – w tym Antypolaka.

W dalszej części dramatu pojawia się pracujący dla Służby Bezpieczeństwa Chór Morderców z owiniętymi szmatami kijami, workami wypełnionymi kamieniami, sznurem, kanistrem benzyny i bronią palną. Na zasadzie zabawnej anegdoty, trochę jak z filmów Quentina Tarantino, mężczyźni wspominają Lecha i Danutę Wałęsów. Jeden z ich znajomych pilnował lidera „Solidarności”, drugi torturował jego żonę na oczach dzieci. Inny filozofuje na temat obywatelskiego posłuszeństwa i nieposłuszeństwa, zastanawiając się, do czego obie postawy mogą prowadzić. Jego zdaniem ten drugi przypadek dotyczy właśnie kapelana „Solidarności”: „Zwierzchność uznała, że on daje zły przykład społeczeństwu. Stał się złym wzorem do naśladowania”. W konsekwencji Mordercy wydają na księdza wyrok śmierci. Trzymając się faktów, opowiadają o rozprawie i wszczęciu śledztwa w sprawie Popiełuszki. Po kolejnych odmowach przyjęcia wezwania kapelan w końcu stawia się na przesłuchanie i słyszy zarzut o „nadużywaniu miejsc kultu religijnego i funkcji kapłana do kształtowania u osób wierzących postaw wrogich organom władzy państwowej, podrywaniu jej wiarygodności i autorytetu”. Zmienia się jego status – na podejrzanego.

Sikorska-Miszczuk wyrywkowo opisuje kolejne zdarzenia historyczne, monologi Popiełuszki przeplatają się z kwestiami Chóru Morderców. W ich usta autorka włożyła jeszcze opis podrzucenia materiałów wybuchowych do prywatnego mieszkania księdza przy ulicy Chłodnej, relację z jego zatrzymania i reakcji na ten czyn arcybiskupa. Zacytowana zostaje bardzo gorzka wypowiedź duchownego w sprawie Prymasa, zarzucającego podwładnemu niepotrzebne bohaterstwo i dającego mu do zrozumienia, że sam jest sobie winien. „SB w czasie przesłuchań szanowała mnie bardziej”. To prawdziwe słowa, zapisane przez kapelana wypuszczonego z milicyjnego aresztu, gdzie spędził dobę. „Jak mogłeś coś takiego napisać?” – pyta w dramacie oburzony zwierzchnik Popiełuszki. Ksiądz ze skruchą przeprasza, ale i tak słyszy groźbę zakazu wygłaszania kazań. Wydaje się przerażony. Cała ta wymyślona, choć prawdopodobna wymiana zdań między bohaterami jest wstrząsająca.

Sikorska-Miszczuk tworzy przestrzeń, w której ścierają się dwie racje – idealisty i realisty. Dobrze widać to w myśleniu obu mężczyzn o „Solidarności”. Jak pisze Tomasz Wiścicki:

Dla kapelana ten ruch miał wielką wartość, prawie świętą – był wyrazem najszlachetniejszych moralnych aspiracji społeczeństwa. Prymas traktował opozycję dużo chłodniej – widział grę politycznych sił, zakulisowe intrygiT. Wiścicki, O (błogosławionym) księdzu i jego biskupie, „Dialog” 2012, nr 6, s. 38.[6].

W jednej ze scen duchowny śni, że wzywa do siebie Popiełuszkę, mówiąc mu, że źle się modli i powinien robić to bardziej „po bożemu”. Innymi słowy – odmawia mu wsparcia, po czym słyszy głos z nieba sugerujący mu konieczność zmiany stanowiska. Jest jednak za późno. Kapelan „Solidarności” nie żyje, Prymas może już tylko rozdawać po nim święte obrazki. W ten sposób Sikorska-Miszczuk celnie uderza w powierzchowny kult błogosławionego księdza.

Kluczowa dla dramatu i postaci Antypolaka jest scena w samochodzie jadącym do Bydgoszczy, miasta, gdzie Popiełuszko odprawił ostatnią w swoim życiu mszę świętą. Bagażnik fiata 125p staje się odpowiednikiem ambony, ale też synekdochą dusznej peerelowskiej rzeczywistości. Główny bohater nie towarzyszy księdzu w tej podróży z własnej woli. Zostaje w nią wciągnięty, przypominając bardziej Szymona Cyrenajczyka niż któregoś z apostołów. Literacka rekonstrukcja ostatnich godzin życia zamordowanego księdza obrazuje spór dwóch racji. Popiełuszko działa w imieniu Boga, Mordercy w imię Zła. Pośrodku znajduje się Antypolak powtarzający: „W drogę, beze mnie”. Dochodzi w nim jednak do kolejnego pęknięcia. Zderzony z historią mężczyzny uznawanego przez Kościół katolicki za męczennika uzmysławia sobie, że świat nie jest czarno-biały, i podejmuje decyzję o wyzbyciu się uprzedzeń. Ksiądz w bagażniku kontynuuje przemówienie o „Solidarności”:

Posłuchaj – sierpień 83: Prawdą jest, że solidarność

narodu naszego wyrosła we łzach, bólu, krzywdzie i krwi

robotniczej, i że powstała w trosce o dom ojczysty.

„Solidarność” ma prawo do istnienia, ponieważ

kosztowała bardzo drogo: wielu zapłaciło za nią

wolnością, inni – emigracją, jeszcze inni – nawet życiem.

Sprawiedliwość to równość wobec prawa, niezawisłość

sądów, pluralizm, amnestia, naprawianie krzywd, ugoda

społeczna. „Solidarność” – to jedność, nadzieja, troska

o Ojczyznę, zachowanie wolności i godności, pokonanie lęku.

Temat wolności, nierozerwalnie związany z historią powstania ruchów opozycyjnych i „Solidarności”, za każdym razem powraca w dyskusji o Jerzym Popiełuszce, również w dramacie Sikorskiej-Miszczuk. Kapelan w kulminacyjnym momencie wygłasza kazanie, radząc, jak być człowiekiem wolnym i jak zachować prawidłową postawę w trudnych czasach. „Poprzez gimnastykę” – mówi, odwołując się do otwierającej tekst przypowieści. Ciasny umysł wypiera bądź blokuje niezgodne z własnymi poglądami informacje oraz idee, dlatego trzeba go ćwiczyć. Myśleć, obserwować, zadawać pytania i samodzielnie szukać odpowiedzi.

Mordercy tymczasem docierają do Bydgoszczy. Po scenie zbrodni („Bierzmy się do zabijania”) przychodzi czas na finałową Czarną Mszę. Chór Morderców zastępuje grupa Księży. Popiełuszko odmawia modlitwę, po czym w ostatecznym geście przyjmuje wezwanie na przesłuchanie, które wręcza mu kuria. Ofiara zostaje spełniona. Sikorska-Miszczuk winnymi czyni nie tylko władzę komunistycznego reżimu, ale i ludzi związanych z instytucją Kościoła. Scenę dopełnia modlitwa nawróconego Antypolaka:

Jestem głosem człowieka, który czuje się częścią. Który jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, i to mu każe wstać z kolan, być wolnym i być dumnym ze swojej tożsamości. Że jest Polakiem.

Zamordowany duchowny to dla wielu Polaków moralny punkt odniesienia, bohater wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych czy wyznawanej wiary. W interpretacji Sikorskiej-Miszczuk dostrzec można w nim nie tylko wyraźną chęć zniwelowania różnicy między wierzącymi i niewierzącymi, ale także afirmację życia ponad społeczno-politycznymi podziałami. Dlatego Popiełuszko popierał „Solidarność” bez zastrzeżeń; widział konflikty, ale starał się wszystkich pogodzić. Podobnie myślał Jacek Kuroń, który tragiczne doświadczenia z przeszłości radził pozostawić historykom, by nie utrudniały współczesnych relacji społecznych i nie przeszkadzały w budowaniu pokojowej przyszłości.

Pasja Autora

Kuroń. Pasja według św. JackaDramat powstał na zamówienie Teatru Powszechnego w Warszawie, prapremiera w reżyserii Pawła Łysaka odbyła się w 2017 roku.[7], podobnie jak Popiełuszko. Czarna Msza, nie przybliża nam biografii tytułowego bohatera ani w sposób chronologiczny, ani faktograficzny. Wybrane przez autorkę wydarzenia z życia współzałożyciela KOR-u i doradcy MKZ-u komplikują wizerunek człowieka czynu, za jakiego Kuroń jest zwykle uważany. Funkcjonuje on w dramacie Sikorskiej-Miszczuk jako bierna, drugoplanowa postać, do której odnoszą się inne – częściowo fikcyjne, a częściowo inspirowane dokumentami – osoby dramatu. Nie odnajdziemy w tekście ani epatowania bohaterstwem, ani idealizowania Kuronia. Czołowy opozycjonista w czasach PRL-u stanowi wytwór wyobraźni dramatopisarki, którą w tekście reprezentuje protagonista – Autor. Przeżywający kryzys twórczy biograf zwraca uwagę czytelnika na złożony proces budowania portretów historycznych. Pisząc w nurcie hagiograficznym, nadaje Kuroniowi cechy świętego. Odwołuje się do konwencji moralitetu, w którym jednostka pozostaje sama wobec świata; bez Boga i bez Opatrzności. Sikorska-Miszczuk wskazując na trudność w konstruowaniu wielowymiarowego portretu działacza, wplata w utwór metatekstowe zabawy z formą misteryjną. Co za tym idzie – pyta o współczesny sens męczeństwa.

Przez pierwsze strony dramatu Autor zbiera materiał do książki, rozmawiając z Harcmistrzem znającym Kuronia z KOR-u. Dojrzały ZHP-owiec zwraca się do literata: „Nie zmieniaj mi narracji. Nie skracaj tekstu. Nie wywalaj interpunkcji. Nie likwiduj dużych Liter. Zachowaj mnie takim, jakim jestem naprawdę”M. Sikorska-Miszczuk, Kuroń. Pasja według św Jacka, „Dialog” 2016, nr 11, s. 9. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania.[8]. Wątek nieczystości intencji pisarzy, subiektywizowania przez nich historii i przekręcania faktów stanowi jeden z przewodnich motywów utworu. „Historia jest sztuką” – odcina się Autor, sugerując, że historia obiektywna nie istnieje. Pisanie biografii to wciąż opowiadanie, subiektywne działanie, interpretacja zdarzeń. Temat powraca w rozmowie z Funkcjonariuszem krytykującym tytuł dzieła Autora (Pasja według św. Jacka)Tytuły dramatu Sikorskiej-Miszczuk oraz dramatu Autora odnosić się mogą również do misyjnego podejścia Kuronia wobec komunizmu.[9]:

Ustalmy, przed panem były znacznie bardziej dolegliwe prefiguracje Chrystusa. Oczywiście, zawsze jest przyjemnie to wykorzystać. Że nadużywa się Jezusa dla niskich pobudek, które panu przypiszemy. W końcu jeśli ma pan szargać religię, to musi pan szargać chrześcijaństwo.

Policjant strzeże starego porządku. Samej historii zdaje się jednak nie cenić, bo – jak mówi – brak jej cech prawdziwej nauki. Rozczarowany ludźmi i rzeczywistością Funkcjonariusz w końcu okazuje się sfrustrowanym artystą, zakochanym w „pisarstwie”. Przyjmuje rolę kaznodziei i rewiduje twórczość Autora z konserwatywnych pozycji. Krytykuje tendencje do obśmiewania polskiej tradycji w nowoczesnych tekstach kultury. Gdy literat dopytuje, o jakie dzieła chodzi, mężczyzna odpowiada, że o Popiełuszkę. Tym sposobem Sikorska-Miszczuk w ironiczny sposób komentuje własną twórczość oraz odnosi się do krytyki, która spadła na nią po publikacji Czarnej Mszy i dotyczyła przede wszystkim oskarżycielskiego tonu autorki wobec kleru i postaci Prymasa.

Historia „Solidarności” nie zajmuje wiele miejsca w Pasji według św. Jacka, ale jej powidoki można dostrzec w opowieści dotyczącej powstania i funkcjonowania Związku Harcerstwa Polskiego. Po opisie jego siły oraz rewolucji trwającej w okresie odwilży październikowej Harcmistrz przy kieliszku wódki relacjonuje Autorowi spotkanie z Kuroniem, również należącym do ZHP (a w gruncie rzeczy próbującym rozpracować organizację od środka). Mężczyzna, zachwycony metodycznością, stanowczością i mową ciała lidera opozycji, dochodzi do gorzkiej konstatacji, że jego program jest kompletnie pozbawiony konkretnej wizji. „On był jednym – wówczas – z ważniejszych ludzi w Polsce. To mi uzmysłowiło, że postkorowska opozycja nie ma w ogóle żadnego pomysłu na Polskę” – mówi, wysnuwając tezę, że Kuroń tylko zaszkodził ZHP. W dramacie ten wątek nie został rozwinięty, ale możemy się domyślić, że to Czerwone Harcerstwo, współtworzone przez Kuronia, stanowi przyczynę zarzutów Harcmistrza.

W kontraście do Funkcjonariusza i Harcmistrza znajduje się Bojówka Terrorystyczna Ruchu Oporu Liter, która w jednej ze scen zamienia się w rozśpiewane Litery i wykonuje utwór Jeremiego Przybory oraz Jerzego Wasowskiego Piosenka jest dobra na wszystko. Pogodny song powraca w finale dramatu niczym refren, podobnie jak obecność skłóconych ze sobą Liter, układających się w słowo POLSKA. Kraj u Sikorskiej-Miszczyk skonfliktowany jest w najmniejszych jego składowych: samo- i spółgłoskach. „L” prowadzi wywód dotyczący przełomu w 1989 roku i wiary w to, że czasy komunizmu nigdy nie powrócą. Według niej, jeśli chodzi o nadużywanie kategorii polskości i antypolskości, słuszności i niesłuszności, zaskakująco blisko nam do czasów PRL-u.

Ruch Oporu znajduje się w opozycji również do Autora, który czuje się zobligowany do opowieści o tym, skąd na świecie wzięły się litery. Okazuje się, że według niektórych badaczy są one udomowione, według innych skolonizowane i uprzedmiotowione przez pisarzy narodowych, narzucających im swoje języki:

Litery zostają skazane na używanie przez grafomanów, psychopatów, dyktatorów, fanatyków, narcyzów, przedstawicieli partii rządzących, pijaków majaczących o wielkości, panienki w pamiętniczkach, media społecznościowe, Andropowa, Gromykę, Kosygina, Gomułkę, doktorów Goebbelsa i Strangelove’a i tak dalej, i tak dalej.

Nie jest to dla nich naturalne i prowadzi do poczucia opresji, przez co oczekują one przyjścia Litery Mesjasza (kolejny wątek pasyjny). Wszystkim samo- i spółgłoskom została również obiecana rajska wyspa Poetów, ale – objęte klątwą – muszą poczekać na zbawcę. Sikorska-Miszczuk tworząc alternatywną historię biblijną, wydaje się krytykować nacjonalizmy, jednocześnie sygnalizując niebezpieczeństwo myślenia o Polsce jako o narodzie wybranym. Nawiązuje również do lęku przed Polską endecką, narastającym wraz ze zbliżającym się rokiem 1989 w środowisku zgromadzonym wokół Kuronia.

Dramatopisarka zdecydowała się również na wprowadzenie do świata przedstawionego personifikacji ojczyzny. To Ukochana w mizoginistycznym kostiumie postaci zawistnej, zaborczej, drażliwej i cierpiącej na narcystyczne zaburzenia osobowości. Stereotyp zepsutej kobiety umacnia monolog bohaterki, w którym mówi ona, że trzeba się do niej łasić jak pies. Kuroń pozostaje wobec towarzyszki kompletnie bezradny. Ona przyznaje zresztą, że traktuje partnera wyłącznie instrumentalnie. Nazywa go niewdzięcznikiem oraz wykształciuchem. Zachowuje się jak typowa famme fatale, której głównym celem jest wykastrowanie męskości. Kuroniowi nie pozostaje nic innego, jak za błędy Ukochanej, czasem nawet absurdalne (na przykład w kraju za rzadko świeci słońce), wziąć winę na siebie. „Ja całe życie oddałem Polsce” – mówi z goryczą do kobiety. Ta milczy. Przy niej tytułowy bohater wydaje się słaby i bezużyteczny. Czy rzeczywisty Kuroń mógł mieć poczucie, że naród polski go czegoś pozbawił lub wykorzystał? Według dramatopisarki całe jego życie było naznaczone takim właśnie myśleniem:

Miał nieprawdopodobną energię, wciąż zaczynał nową krucjatę i osiągał częściowe sukcesy, okupione poczuciem winy, bo zmiany miały swoją cenę i nigdy nie wychodziło tak, jak to sobie wymarzył. Umarł też z poczuciem klęski w tym sensie, że ta nowa, wywalczona rzeczywistość nie spełniła nadziei, które w niej były pokładaneJ. Jaworska, Kto nas nakarmi. Rozmowa z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, „Dialog” 2016, nr 11, s. 41.[10].

Sikorska-Miszczuk tworzy dla Kuronia świecki rytuał, w którym odgrywa on rolę quasi-męczennika. „Płynę przed siebie” – pierwsze zdanie dramatu wypowiadane przez tytułowego bohatera odnosi się do późniejszej sceny, kiedy w zapętleniu pokonuje on długość basenu. Od ściany do ściany, z ograniczoną szerokością i długością, z wodoszczelnym workiem przy szyi, do którego Ukochana włożyła mu obciążające go przedmioty (książki, gazety, zapałki, papierosy, nóż, sznur, stare ulotki). Rytuał się powtarza. Kuroń tonie, następuje reanimacja i śmierć. Dzięki konfrontacji z Autorem bohater jednak ożywa i buntuje się przeciw ponownemu umieraniu. Niczego tym jednak nie osiągnie. Protagonista mówi: „Pańskie życie i pańskie cierpienie od nowa puściłem w ruch. Pańską pasję i pańską mękę”. Tymi słowami daje do zrozumienia, że to on stwarza Kuronia. Autor aspiruje do miana artysty, pragnie zbudować silną wypowiedź, mającą wpływ na rzeczywistość. Cechuje go pragnienie zmiany i wiara w jej moc. Ostatecznie ponosi jednak klęskę, nie jest w stanie ogarnąć wielkości Kuronia, bo ten mu się stale wymyka, znajduje się poza jego zasięgiem.

Autorka mówi w tym miejscu o własnej bezradności. Jak zmieścić tak wielką postać w jednym tekście – książce, artykule bądź dramacie? Jak potraktować ten symbol dialogu, (kwestionowany) autorytet, ale też mistrza autokreacji? Sikorska-Miszczuk sięgając po biografię Kuronia, nie tworzy krzepiącej opowieści na dzisiejsze złe czasy, a raczej pokazuje powtarzalność schematów historyczno-społecznych w budowaniu mitu działacza KOR-u oraz wpływu tej legendy na rzeczywistość. Mimochodem stawia również pytanie, czy potrzebny nam dziś ktoś taki jak Kuroń.

Portret pamięciowy i wyobrażony

Współczesny polski dramat próbuje przebudować rolę i znaczenie dawnych bohaterów. Sięga po osoby zapomniane, o których podręczniki uparcie milczą albo są z nich wymazywane. Taką kłopotliwą postacią dla historii „Solidarności” jest Ewa Hołuszko, działaczka opozycyjna, kierująca między innymi podziemnym Międzyzakładowym Komitetem Koordynacyjnym, w którym odpowiadała za druk i kolportaż podziemnej prasy. Była również szefową ochrony podczas pogrzebu Jerzego Popiełuszki. W 2000 roku Hołuszko przeszła operacyjną korektę płci, w „Solidarności” znana była jeszcze jako Marek o pseudonimie „Hardy”. Jej historia zainspirowała Julię Holewińską do napisania dramatu Ciała obce, wyróżnionym Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną (2010).

Działaczka stała się pierwowzorem dla postaci dramatu o imionach Adam i Ewa odsyłających czytelnika do Księgi Rodzaju i biblijnych pierwszych ludzi. Mimo uznania krytyków nie wszyscy zgadzali się z wizją zaproponowaną przez autorkę. Z jednej strony kontrowersje wzbudził portret zabobonnej i nieczułej na inność „Solidarności”, z drugiej – synonimiczne potraktowanie transseksualizmu i transwestytyzmu. W odpowiedzi na dramat Hołuszko napisała, opublikowany w „Dialogu”, polemiczny tekst pod wiele mówiącym tytułem Opresja stereotypówE. Hołuszko, Opresja stereotypów, „Dialog” 2011, nr 2.[11], odnosząc się do niektórych krzywdzących tez stawianych przez Holewińską. Był on pretekstem do ciekawej rozmowy w tym samym numerze miesięcznika o widoczności kobiet w „Solidarności”Wolność, równość, transformacja. Rozmowa Teresy Boguckiej, Kingi Dunin, Joanny Krakowskiej i Magdy Mosiewicz, „Dialog” 2011, nr 2.[12].

W interpretacji dramatopisarki Adam/Ewa wzbudza litość czytelnika jako osoba odrzucona przez rodzinę i społeczeństwo, zepchnięta na margines historii. Mimo wielu sprawnych rozpoznań i błyskotliwych gier językowych autorka upraszcza biografię Hołuszko. Bohaterka, podwójnie wykluczona z narodowej narracji – jako kobieta i jako osoba transpłciowa – do dziś traktowana jest nieufnie. A przecież jej życie, jak mówi Joanna Krakowska:

ma jednak ciągle wielki potencjał symboliczny i wpisuje się w charakterystyczne przemiany, jakie zaszły w przestrzeni życia społecznego po 1989 roku za sprawą wprowadzenia intymności do sfery publicznej. Ewa Hołuszko nie tylko zmieniła płeć, ale o tym mówi i na ten temat edukuje, funkcjonuje z tym publicznie. Już samo to jest dość wywrotoweTamże, s. 68.[13].

Rola i znaczenie kobiet w „Solidarności” to tematy, o których mówi się co-raz więcej. Głos, choć niedosłownie, próbuje im wszystkim oddać Szymon Bogacz. Dramatopisarz w Zakładzie Doświadczalnym Solidarność (2011) skorzystał z historii rodzinnej – pierwowzorem Grażyny, głównej postaci dramatu, jest jego ciotka, a cała opowieść oparta została na faktach. Dwudziestokilkuletnia księgowa, pracująca w zarządzie dolnośląskiego regionu „Solidarności”, to jedna z kobiet, których nazwiska nie zapisały się na kartach historii. Zostawiła ona jednak wyraźny ślad w pamięci pozo-stałych, w większości fikcyjnych osób dramatu, a jest ich aż sześćdziesiąt. Grażyna funkcjonuje jedynie we wspomnieniach innych: współpracowników, koleżanek z aresztu, przełożonych, matki, siostry i ojca akowca – ludzi, którzy zetknęli się z nią w ciągu kilku lat. Kopciński tłumaczy ten zabieg następująco:

Wprowadzając do utworu kilkudziesięciu narratorów, Bogacz przede wszystkim eksponuje samą czynność opowiadania przeszłości. Historia w jego sztuce jawi się jako przedmiot do odnalezienia, podobnie jak wspominana kobieta, która pojawia się tu wyłącznie jako portret pamięciowyJ. Kopciński, dz. cyt., s. 245.[14].

Opowieść rozpoczyna się jak bajka: „To było dawno temu. Za siedmioma górami i za siedmioma lasami”. Organizujące dramat słowa Ulki, koleżanki Grażyny, z którą jeździła ona na wakacje, jasno wskazują, w jaki sposób prowadzona będzie narracja. Postaci wspominając Grażynę w czasie przeszłym, próbują słowami odmalować pejzaż PRL-u. Mówią to z perspektywy teraźniejszej, więc ich stosunek do tamtej rzeczywistości przybiera nostalgiczną formę. Więzione działaczki z rozrzewnieniem („Więcej tam znamienitych ludzi niż w zarządzie”S. Bogacz, Zakład Doświadczalny Solidarność, „Dialog” 2013, nr 9, s. 27. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania.[15]) wspominają aresztowania, przystojnych esbeków, prywatki, gdzie królowały śledzie w occie i sałatka jarzynowa. Jest to oczywiście obraz epoki zapośredniczony przez pamięć kulturową. Bogacz, urodzony w 1976 roku, ze stanu wojennego pamięta jedynie znalezione u ciotki wierszyki o „Solidarności” oraz zacytowany w teledysku Michaela Jacksona gest Lecha WałęsyJ. Jaworska, Ratownik prawdziwych historii. Rozmowa z Szymonem Bogaczem, „Dialog” 2013, nr 9, s. 41.[16]. W wyrażającym nadzieję na pokój na świecie klipie Man In the Mirror Polak pojawia się obok takich osobistości jak Martin Luther King czy Mahatma Gandhi.

Autor buduje swoją polifoniczną opowieść na kanwie innego historycznego wydarzenia. Chodzi o spektakularną akcję przejęcia przez działaczy wrocławskiej „Solidarności” osiemdziesięciu milionów złotych ze związkowego konta, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Dwie walizki z pieniędzmi trafiły wówczas do pałacu arcybiskupa Henryka Gulbinowicza. Nieznana nikomu księgowa Grażyna była jednym z trybików tej maszyny. Sensacyjna akcja stanowi jednak zaledwie poboczny wątek dramatu Bogacza. W historii kobiety, zdominowanej przez szarą peerelowską codzienność, jak w soczewce ukazany został świat zwykłych ludzi – uczciwych ideowców i fałszywych oportunistów – oraz ich rozterki i wybory w ostatniej dekadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Grażyna po pracy w tytułowym zakładzie miała być internowana w Gołdapi, ale w związku z awarią autobusu została zwolniona do domu. W konse-kwencji pomówiono ją o współpracę z SB, a kobiety, które trafiły do więzienia, okrzyknięto bohaterkami. Grażyna jako „umoczona solidarnościowo” boryka się ze znalezieniem pracy. Niektórzy namawiają ją, żeby zapisała się do partii. Młoda kobieta wykazuje jednak opór i odmawia. To idealistka, zapisała się do „Solidarności”, żeby działać, zmienić świat, być częścią wspólnoty. Doświadczenie nauczyło ją jednak pokory; w końcu nadchodzi moment, że i ona już nigdzie nie chce się zapisywać. Nonkonformistyczna postawa Grażyny z Zakładu Doświadczalnego Solidarność dowodzi jednak, że rewolucyjny potencjał kryje się również w konsekwentnym podejmowaniu właściwych decyzji.

Dramat, napisany w formie udawanego reportażu, zwraca uwagę na ówczesne podziały społeczne na partyjnych i tych, co pracują w „Solidarności”. To zgrabna wariacja na temat dokumentu telewizyjnego z gadającymi głowami, opowiadająca także o strachu przed donosem definiującym życie niektórych obywateli. Bogacz przez postać Grażyny z czułością i empatią przygląda się rzeczywistości, w której „nie wypadało wręcz nie być w więzieniu”. Autor umiejętnie kształtuje linie podziału w peerelowskim społeczeństwie, pokazując napięcia między poszczególnymi zawodami. Przystojny esbek, Milicjant w cywilu czy niestroniąca od wódki Pani Kadrowa to na pierwszy rzut oka czarne charaktery, a tak naprawdę – kolejne typy zapełniające ten, wbrew pozorom, barwny świat. Pisarz w quasi-dziennikarskim stylu pokazuje wiele aspektów życia społecznego w czasach PRL-u i jego nieodłączne absurdy.

***

W polskich tekstach dramatycznych, w których pojawią się wątki solidarnościowe, często mamy do czynienia z alternatywnymi wersjami historii. Jakie są początki, a jakie konsekwencje wydarzeń związanych z największym polskim związkiem zawodowym? Kto odegrał w nim ważną rolę, o kim się nie mówi?

Współczesny dramat rezygnuje z kreacji mocnego bohatera, a z tradycyjnej formy dramatycznej korzysta coraz mniej twórców. Działanie, czyli klasycznie rozumiana akcja utworu, przenosi się na płaszczyznę języka, a – jak pisze Ewa Wąchocka – „w miejsce postaci albo jako jej czysta reprezentacja […] pojawia się głos. Traktowany mniej jako zjawisko fizyczne […], bardziej zaś jako znak – synekdocha ludzkiego istnienia”E. Wąchocka, Osoba i głos: postać w najnowszym polskim dramacie, „Postscriptum Polonistyczne” 2011, nr 2, s. 30.[17]. Wypowiedź takiego bohatera posiada zwykle cechy narracji synkretycznej – składa się z fragmentów dramatycznych, epickich oraz lirycznych; funkcjonuje poza porządkiem układu przyczynowo-skutkowego.

Bohater współczesnych dramatów często jest nośnikiem zastanych narracji oraz ideologii. Dialoguje z innymi tekstami kultury oraz współuczestniczy w tworzeniu mapy zbiorowej (nie)pamięci. Może znajdować się blisko realnego życia albo stanowić zbiór cytatów z popkultury. Postaci z omówionych przeze mnie utworów z jednej strony przypominają o ich innych – filmowych, teatralnych czy literackich – portretach, z drugiej stanowią byty autonomiczne, naznaczone historyczną wrażliwością autorów tekstów, których światy zamieszkują.

Grażyny z Zakładu Doświadczalnego Solidarność nie odnajdziemy w filmie 80 milionów Waldemara Krzystka, sensacyjnej komedii poświęconej młodym związkowcom. Ksiądz Jerzy to na pewno inny ksiądz niż ten sportretowany przez Rafała Wieczyńskiego w filmie Popiełuszko. Wolność jest w nas. Kuroń Sikorskiej-Miszczuk nie rozlewa grochówki w czapce kucharskiej jak na słynnej fotografii. O podmiotowość i włączenie w oficjalny dyskurs o „Solidarności” Ewy Hołuszko w sposób inny niż Holewińska cały czas walczy Karol Radziszewski, artysta wizualny i autor portretu działaczki, który był częścią wystawy Potęga sekretów w CSW Zamek Ujazdowski.

Mity i legendy są przetwarzane, a potrzeba zbiorowej narracji tożsamościowej jest wciąż odczuwalna. Nasza polska wspólnota przechodzi kryzys, który współcześni dramatopisarze i dramatopisarki potrafią trafnie zdiagnozować. Recepty musimy jednak szukać sami.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Miętus, Przetwarzanie mitu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 148

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...