Nowy Napis Co Tydzień #149 / Anatomia wojny. „Apartament w hotelu Wojna” Tomáša Forró
Donieck, lipiec 1990 roku. Trwa festiwal MuzEko poświęcony pamięci Johna Lennona. W wydarzeniu biorą udział takie gwiazdy ówczesnej radzieckiej sceny, jak Igor Talkow i grupa Kino. Jednym z występujących zespołów jest także Aria, legenda rosyjskiego ciężkiego rocka. Wchodzący na scenę muzycy są ubrani „po zachodniemu” – w spandeksy i ogromne białe adidasy. Wokalista Walerij Kipiełow zapowiada utwór Niewolnik strachu, poprzedzając go krótkim wstępem: „Cześć, Donieck! […] w tej piosence śpiewamy o uczuciu, które w ostatnim czasie wypełniło nasze serca, mózgi, myśli, dusze i ekrany naszych telewizorów. To uczucie to strach”. Widzowie nie przejawiają jednak objawów strachu, wieje wiatr zmian: od kilku lat trwają Gorbaczowowskie głasnost i pieriestrojka, już niedługo Związek Radziecki przestanie istnieć, a Donieck znajdzie się w granicach nowego państwa, niepodległej Ukrainy.
Mija niecałe ćwierćwiecze i okazuje się, że strach staje się codziennością nie tylko Doniecka, ale całego Donbasu. Słowacki reporter Tomáš Forró przez trzy lata będzie dokumentował konflikt zbrojny, zbierając relacje obu stron: porosyjskich separatystów i ukraińskich żołnierzy, ale także ludności cywilnej oraz „psów wojny” – najemników, którzy zasilili szeregi walczących ze sobą oddziałów. Już we wstępie autor przestrzega, że „na wschodzie Ukrainy nie rozgrywa się żaden standardowy konflikt”, a proponowana przez niego opowieść nie jest aktualnym, drobiazgowym przebiegiem frontowych potyczek, ale „anatomią wojny”.
Jak na szanującego się reportera przystało, Forró rozpoczyna swoją wiwisekcję od genezy wydarzeń, które doprowadziły do powstania wspieranego przez Rosję separatyzmu. Nowy rodzaj wojny, zwanej hybrydową, jest zakorzeniony w wydarzeniach sprzed niemal trzech dekad: wojnach w Osetii, Abchazji i w Czeczenii. Może się wydawać, że te konflikty mają coś wspólnego z zimnowojennymi walkami partyzanckimi, znanymi chociażby z Wietnamu czy Afganistanu. Słowacki reporter zwraca jednak uwagę na istotne czynniki odróżniające liczne działania zbrojne, które rozgrywały się na terenie byłego ZSRR, od tych prowadzonych wcześniej. Za praprzyczynę wojen na Kaukazie i w Ukrainie Forró uznaje imperialną politykę etnofederalizmu, opartą na klasycznej zasadzie „dziel i rządź”: mniejsze regiony autonomiczne, istniejące w ramach radzieckich republik, trzymały niejako w szachu większe jednostki administracyjne, broniąc swoich interesów (a przy okazji całego radzieckiego statusu quo, co było rzecz jasna na rękę Kremlowi). Ów etnofederalizm jest poręcznym narzędziem rosyjskiego imperializmu i „do dziś kształtuje charakter Eurazji i stanowi pierwotną przyczynę wszystkich konfliktów narodowościowych na terenie byłego Związku Radzieckiego”. Współczesny konflikt hybrydowy nie istniałby jednak, gdyby nie jego kolejny istotny komponent, a mianowicie propaganda strachu i prowadzona w jej ramach wojna (dez)informacyjna umacniająca rosyjskie wpływy na obszarze byłego ZSRR. Jak zauważa autor, oburzenie i strach to emocje niezbędne do wybuchu konfliktu etnicznego, a te sięgnęły w Donbasie zenitu, zarówno krótko przed wojną, jak i w jej trakcie.
Gdy po całym dniu spędzonym na nogach wracam do swojej ciemnej nory, czeka tam na mnie tylko kilku osiedlowych pijaczków, wielka cisza, samotność i wszechogarniający strach. Po jedenastej wieczorem zaczyna się godzina policyjna. Siadam na balkonie, obserwuję wymarłe ulice, a niedaleko spadają pociski ciężkich moździerzy i rakiety. Słychać też strzelaninę z broni automatycznej.
Forró podzielił swój reportaż na trzy części, a te z kolei na kilkanaście krótkich rozdziałów. „Patronem” pierwszej serii tekstów jest bojownik Mamuka, który zdecydował się walczyć po stronie ukraińskiej w tak zwanym legionie gruzińskim. Poznając historię Mamuki, dowiadujemy się o genezie konfliktów wywołanych w ostatnich kilkudziesięciu latach przez Rosję, a zarazem o skomplikowanej sytuacji społecznej w Donbasie, która stała się jednym z pretekstów do wszczęcia konfliktu i forsowania idei „Noworosji”: południowo-wschodniego obszaru Ukrainy, który miałby znaleźć się w sferze wpływów Rosji bądź nawet zostać do niej wcielony. Forró mapuje także przebieg samej wojny, opisując między innymi słynną bitwę o lotnisko w Doniecku i narodziny mitu „cyborgów” czy porażkę wojsk ukraińskich wziętych w kocioł pod Debalcewe.
Druga część Apartamentu skupia się na codziennym życiu w „republikach ludowych” Doniecka i Ługańska: tutaj za przewodników służy autorowi i czytelnikom duet Jura i Kaukaz, dwóch czeskich ochotników, których awanturniczo-kryminalne życie zaprowadziło w końcu na wojnę po stronie separatystów. Ta codzienność ponownie naznaczona jest strachem, przemocą, biedą i anarchią, a władza nie należy do rosyjskojęzycznego „ludu”, ale do watażków i pospolitych zbirów. Poznajemy ciekawą i nieoczywistą perspektywę kondotierów z całego świata, którzy zdecydowali się – z pobudek ideowych, ale także czysto cynicznych lub wręcz socjopatycznych – wesprzeć prorosyjskie dążenia bojowników z Donbasu. Jest wśród nich, co ciekawe, wielu Czechów i Słowaków. Dlaczego? W rozdziale zatytułowanym Europejscy wielbiciele rosyjskiego świata Forró podkreśla istotny aspekt omawianego konfliktu, mianowicie szerzenie prorosyjskiej propagandy na Zachodzie i wsparcie pewnych środowisk politycznych dla imperialnych zakusów Rosji (najmocniej obrywa się w tym względzie Czechom, lecz pojawia się tu i polski wątek).
Choć Forró jest na miejscu wydarzeń, rozmawia z ich uczestnikami, jeździ zaniedbanymi taksówkami po zrujnowanych miasteczkach Donbasu, to jego reportaż nie jest stricte uczestniczący. Nie liczą się tu uczucia, poglądy ani impresje narratora – te w większości pozostają na drugim, a może nawet trzecim planie. Autor staje się przekaźnikiem osobistych motywacji i relacji, nie tylko dla biorących czynny udział w konflikcie żołnierzy, ale przede wszystkim dla ludności cywilnej po obu stronach barykady. Mieszkańcy wschodniej Ukrainy, niezależnie od tego, czy pokładali nadzieje w rządzie w Kijowie, czy w marzeniu o pomocy z Rosji, szybko musieli się tych nadziei pozbyć. Wielu z nich stało się uchodźcami: niektórzy ewakuowali się w głąb Ukrainy, inni udali się na wschód. Znamienne są fragmenty dotyczące losu ludzi z Donbasu przebywających w Rosji – ziemia obiecana, która miała wziąć rosyjskojęzyczną ludność pod swoje skrzydła, okazała się patologicznym państwem, w którym przybysze są dyskryminowani i uznawani za obywateli drugiej kategorii. W trzeciej części reportażu (tu Forró skupia się głównie na losach kilku uchodźczyń) dowiadujemy się jednak, że sytuacja cywilów, którzy uciekli z Donbasu na tereny będące pod kontrolą Ukrainy, również nie należy do najłatwiejszych, a arogancja oraz obojętność władzy dotyczą także ukraińskiej administracji.
Ogromną siłą Apartamentu jest jego obiektywna perspektywa. Autor, choć ewidentnie sympatyzuje z Ukrainą i popiera jej prozachodnie dążenia, czemu daje wyraz w zakończeniu, nie pozostaje ślepy na toczące ten kraj wewnętrzne problemy. Jeśli ma dowody na korupcję, cierpienie cywilów wyrządzone przez ukraińską armię albo machlojki oligarchów i administracji eksprezydenta Petro Poroszenki, przytacza je bez ogródek. Interesuje go przede wszystkim perspektywa ofiar po obu stronach frontu i ich los, który, jak sam się wyraża, wykracza poza czarno-białą propagandę. Dziennikarz nie sili się na kwieciste metafory czy fabularne zwroty akcji, które możemy znać z polskich reportaży literackich. Jego język jest prosty, ale równocześnie elegancki, a kiedy trzeba, Forró potrafi zaskoczyć sardonicznością czy ciekawą dygresją, umie zafascynować i wciągnąć swoją narracją. Przede wszystkim jednak pozwala zabrać głos swoim bohaterom: cywilom, żołnierzom, politykom, zwykłym ludziom, którzy muszą mierzyć się z chaosem i niepewnością tej „dziwnej wojny”. Rzetelna reporterska praca Forró spełnia jeszcze jedno ważne zadanie, a mianowicie przypomina nam o czymś, o czym wielu ludzi na Zachodzie zapomniało (lub pamiętać nie chciało): że wojna na terytorium Ukrainy nie zaczęła się w lutym 2022 roku, a osiem lat temu. Spełniły się pesymistyczne przewidywania reportera, który w przedmowie do polskiego czytelnika wyraża obawy, iż jego książka pozostanie aktualna jeszcze przez wiele lat. Rzeczywistość tak naprawdę przekroczyła najśmielsze prognozy ekspertów zajmujących się Europą Wschodnią: wojna rozlała się na całą Ukrainę.
***
Lektura Apartamentu budzi wiele różnych kulturowych asocjacji znanych polskiemu czytelnikowi. Może na przykład kojarzyć się z kaukaskimi tekstami Wojciecha Góreckiego (na którego zresztą Forró kilka razy się powołuje). Reportaże z wojennego Donbasu przywołują także wspomnienie kultowych prac Ryszarda Kapuścińskiego, takich jak Chrystus z karabinem na ramieniu czy Jeszcze dzień życia, będące swego rodzaju hołdem dla partyzantów czasów zimnej wojny. Bardziej na miejscu byłoby jednak skojarzenie Apartamentu w hotelu Wojna z innym reportażem Kapuścińskiego, stanowi on bowiem gorzkie postscriptum dla Imperium: o ile autor Hebanu opisywał rozkładradzieckiego mocarstwa, tak reportaż Forró mógłby spokojnie nosić podtytuł Imperium kontratakuje, bowiem dobitnie pokazuje, że – wbrew życzeniowemu myśleniu Zachodu – mocarstwowe plany Rosji po 1991 roku nie zostały zawieszone na kołku. Teksty słowackiego reportera mogą też stanowić uzupełnienie Tatuażu z tryzubem Ziemowita Szczerka: ten drugi skupiał się na podróżach po całej Ukrainie i na opisaniu rodzenia się nowej ukraińskiej tożsamości po rewolucji Euromajdanu i aneksji Krymu, natomiast u Forró główny nacisk został położony na bardzo konkretny obszar i określoną, wojenną rzeczywistość. I wreszcie moje ostatnie skojarzenie: dobrze czytać Apartament po seansie filmu Donbas (2018) w reżyserii Siergieja Łoźnicy. Ten groteskowy quasi-dokument o codzienności mieszkańców wschodniej Ukrainy był często oskarżany przez widzów i krytyków o zbyt radykalną i wulgarną antyrosyjskość. Dziś, gdy na ukraińskie szkoły i szpitale spadają bomby, możemy jednoznacznie stwierdzić, że tego typu opinie zestarzały się nie jak dobre wino, ale jak mleko.
W 2016 roku Przemysław Czapliński napisał, że „[…] na literackich mapach uwzględniających Polskę i Rosję Ukraina i Białoruś to najczęściej obszary tranzytowe”. Pokuszę się o zaryzykowanie stwierdzenia, że mniej więcej od lat 2013–2014 możemy zaobserwować znaczącą zmianę tej optyki, a w obliczu obecnej sytuacji społecznej i geopolitycznej literacka Ukraina z pewnością nie będzie już dla polskiej kultury „obszarem tranzytowym”. Zmiana podejścia jest widoczna nie tylko w Polsce, co uwidacznia się między innymi w reportażu Tomáša Forró. Często podkreśla się wyjątkowość fenomenu „polskiej szkoły reportażu”, który coraz bardziej doceniają także nasi południowi sąsiedzi, ale okazuje się, że słowacka literatura faktu (która, miejmy nadzieję, będzie coraz częściej obecna w polskich przekładach) również nie ma się czego wstydzić. Przywołany powyżej profesor Czapliński nazwał reportaż gatunkiem „orientacyjnym” i „mącącym”, który posiada wielki wpływ na stan publicznej debaty i opinii społecznej. Czytajmy zatem słowackie reportaże i czytajmy Tomáša Forró, bowiem perspektywa z zewnątrz z pewnością pomoże nam lepiej zorientować się w – niestety aktualnych – wydarzeniach naszej pogmatwanej środkowo-wschodnioeuropejskiej rzeczywistości.
Tomáš Forró, Apartament w hotelu Wojna. Reportaż z Donbasu, tłum. A. Jagodziński, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.