Nowy Napis Co Tydzień #149 / Francuska reakcja we wcieleniu Érica Zemmoura
Odkąd Éric Zemmour zaczął się ubiegać o urząd prezydencki, nazwisko jego pojawia się coraz częściej w polskich mediach. We Francji jego kandydatura nie była prawdziwym zaskoczeniem – od dawna powszechnie uważano, że kostium dziennikarza politycznego i eseisty był w oczywisty sposób dla niego zbyt ciasny. Od lat nie tylko przenikliwie diagnozował, ale i konsekwentnie budował cały system myślowy, narzucał własne klucze interpretacyjne do francuskiej rzeczywistości, sięgając daleko w przeszłość – i to stanowi być może sedno jego oryginalności. Coraz częściej Zemmour formułował też konkretne propozycje polityczne. Lecz nie o kandydacie do prezydentury jest ten tekst, a o człowieku idei właśnie oraz o fenomenie jego popularności. Éric Zemmour bowiem, niezależnie od ewentualnych przyszłych sukcesów lub porażek politycznych, stał się zjawiskiem społecznym, a jego koncepcje – punktami odniesienia we francuskiej debacie idei.
Esej Francuskie Samobójstwo ukazał się we Francji w 2014 roku i w samym roku wydania sprzedał się w ponad pięciuset tysiącach egzemplarzy. To rzadko spotykane osiągnięcie – a jest to pozycja około pięćsetstronicowa, naszpikowana erudycją, niezwykle wymagająca wobec czytelnika, któremu proponuje prześledzenie dziejów dekadencji francuskiego państwa-narodu od 1970 roku do roku wydania książki. Zemmour przedstawia w tym tomie oryginalną kronikę wydarzeń politycznych, społecznych i kulturowych, niekiedy niewinnie anegdotycznych, które z perspektywy czasu okazały się mieć przełomowe znaczenie. Ową kluczową zmianę Zemmour przedstawia jako następstwo rewolucji 1968 roku przypieczętowującej zwycięstwo ruchu ideowego „dekonstruktorów”. Mowa tu o tych myślicielach z dziedziny nauk społeczno-humanistycznych, którzy w latach sześćdziesiątych dokonali rozbioru wszystkich tradycyjnych struktur – narodu, państwa, rodziny, płci – z założeniem, że skoro wszystkie te pojęcia są jedynie konstrukcją społeczną, mogą zostać całkowicie zburzone i ex nihilo wymyślone na nowo. Niezwykle metodycznie Zemmour ukazuje, w jaki sposób rozwój tej szkoły myśli – nazywanej przez Amerykanów „The French Theory” i reprezentowanej między innymi przez Jacques’a Derridę, Michela Foucault’a, Félixa Guattariego, Simone de Beauvoir – sprzągł się z procesami, które jednocześnie w dużym stopniu sam podbudował teoretycznie: globalizacją i deindustrializacją Zachodu, wywłaszczeniem władzy demokratycznej poprzez konstrukcję paneuropejską, niekontrolowaną imigrację oraz „archipelagizację” społeczeństwa, które rozpadło się na poszczególne wspólnoty/mniejszości – wszystkie oczywiście uciskane, a także postępującą islamizację coraz to większej części terytorium Francji.
Francuskie bolączki były opisywane wcześniej przez licznych autorów, ograniczę się więc do kilku kultowych tytułów: Francuski archipelag socjologa Jerôme’a Fourqueta, Nieszczęśliwa tożsamość akademika i filozofa Alaina Finkielkrauta, Uległość pisarza Michela Houellebecqa oraz Czy Francja jest skończona? tuza francuskiej polityki Jeana Pierre’a Chevènementa. Éric Zemmour, czy się go ceni lub nienawidzi, zyskał jednak wyjątkowy wydźwięk.
Kariera enfant terrible francuskiego dziennikarstwa
Zemmour karierę rozpoczynał w prasie. Pisał dla „Quotidien de Paris” i „L’Express”, a w 1996 roku dołączył do działu politycznego elitarnego dziennika „Le Figaro”. Szeroką rozpoznawalność zdobył dzięki telewizyjnemu programowi Laurenta Ruquiera „On n’est pas couché”, w którym występował u boku Érica Naulleau – wydawcy, dziennikarza o lewicującej orientacji. Sukces oglądalności programu informacyjno-rozrywkowego wynikał w dużym stopniu z zestawienia dwóch odmiennych światopoglądów Zemmoura i Naulleau, publicystów darzących się zresztą ewidentną sympatią, oraz charyzmy samego Zemmoura, który przez pięć lat (2006–2011) co tydzień doprowadzał do palpitacji „obóz prawomyślności”, systematycznie podważając kolejne dogmaty współczesności. Głos tak jaskrawy miał w zamyśle twórców programu służyć dyskredytacji poglądów prawicowych, tymczasem okazało się, że Zemmour po prostu mówi głośno to, co wielu Francuzów myśli po cichu.
To jednak swoim książkom Zemmour zawdzięcza status czołowego intelektualisty prawicy. Francuskie samobójstwo okazało się przełomem w jego karierze. Wszystkie kolejne publikacje – Un quinquenat pour rien, Le bûcher des vaniteux, Destin français, La France n’a pas dit son dernier mot – biły rekordy sprzedażowe. Dwa ostatnie lata stanowią apogeum obecności Zemmoura w mediach. Na prywatnym kanale Cnews, gdzie prowadził codzienne debaty w programie „Face à l’info”, przeciwstawiano mu politologów, socjologów, ekonomistów, filozofów, polityków, których większa część przychodziła w zbożnym celu udowodnienia mu dyletantyzmu, tudzież wskazania palcem na „rasistowski”, „homofobiczny”, „mizoginistyczny”, „petainistyczny” charakter jego poglądów. Dziś, gdy w mediach prywatnych pojawia się coraz więcej dziennikarzy z prawej strony politycznego spektrum, wielu wyznaje, że są przyszywanymi dziećmi „Gargamela” – bo tak zwykło się Zemmoura karykaturować.
„Zemuryzacja umysłów” – wyrażenie, które często powraca we francuskiej prasie – stała się faktem dokonanym. Myśl neo-reakcyjna wyszła z szafy. A przecież lewica intelektualna dominowała we francuskim życiu idei od czasu sprawy Dreyfusa.Od dwudziestu lat jednak obserwuje ona z przerażeniem dryfowanie części „swojej” inteligencji ku złym wodom. Na stronach dziennika „Le Monde” czy „Libération” powstają czarne listy tajnych sojuszników sił czarnosecinnych. Należą do takich pisarze (Maurice Dantec, Philippe Murray i Michel Houellebecq) oraz intelektualiści (Alain Finkielkraut, Marcel Gauchet, Pierre-André Taguieff, Régis Debray, Jacques Julliard, Christophe Guilluy, Elisabeth Badinter, Michel Onfray) nadal wprawdzie identyfikujący się z lewicową rodziną myśli, lecz symbolicznie z niej wypędzeni. Kto nie „aktualizuje swojego oprogramowania” według najnowszych wytycznych myśli postępowej, należy już bowiem do reakcji. We Francji utworzył się wyraźny podział, w Polsce nieistniejący, na lewicę „dekonstruktywistyczną”, czyli dążącą do dekonstrukcji tradycji, oraz „anty-dekonstruktywistyczną”, takiej dekonstrukcji się przeciwstawiającą. Gdy w 1989 roku odbyła się wojna o muzułmańską chustę w szkołach, linia podziału przeciwstawiała sobie już nową lewicę – multikulturową, „otwartą” (a zatem dekonstruktywistyczną) – oraz starą „lewicę republikańską” – gruntownie broniącą zasady laickości i uniwersalizmu „à la française”. Laickość dla niej wiązała się z niepisaną zasadą dyskrecji religijnej, uniwersalizm zaś – z odmową dyferencjacji etnicznej, religijnej, kulturowej wewnątrz narodu. Ostatnimi laty konflikt między ową „starą” a „nową” lewicą skupiał się na problematyce teorii płci i rasy, wokeizmu i intersekcjonalizmu, trendów, które szturmem zdobywają uniwersytety ku zgrozie lewicowych „wsteczniaków”
Zanim przejdę do treści książek Zemmoura, kilka słów o ich formie. Stosowanie przez Zemmoura skrótów myślowych sprowadza na niego coraz to nowe procesy sądowe. Jednak, komentując jego wystąpienia podczas debat telewizyjnych, nawet najzacieklejsi wrogowie rozdarci są zwykle między obrzydzeniem a podziwem. Zemmour posiada imponującą wiedzę, ducha syntezy i umiejętność tworzenia chwytliwych formuł, na przykład: „Demokracja umiera w Maastricht jak D’Artagnan”. Warto jednak wspomnieć też o niezwykłych czynnikach charakterologicznych – są nimi dewastująca szczerość oraz brak potrzeby aprobaty:
Moja matka mnie uwielbiała, byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Synowie kochani przez matki są konkwistadorami…
– wyznaje Zemmour pół żartem, pół serio.
Gdzie inni lękliwie dobierają słowa i silą się na niezdarne dygresje, by nie zostać posądzonymi o myślozbrodnię czy brak empatii, Zemmour trzyma się swoich pozycji i rozwija swoją argumentację, prąc do przodu niczym walec drogowy i pozbawiając przeciwnika intelektualnego tlenu. Ponadto bije w oczy jego autentyczna namiętność do debaty samej w sobie. Gotów jest debatować zawsze, wszędzie, z każdym. Nauczony myśleć „przeciwko sobie” niczym wychowanek szkoły talmudzkiej, zdaje się być przygotowanym na każdy możliwy kontrargument.
Niezwykłe zdolności snajperskie w potyczce słownej nie mogą jednak przysłonić złożoności treści, która naturalnie ujawnia się najlepiej w słowie pisanym. Jako autor zaś, choć niewątpliwie jest ideologiem, narowistym piórem kreśli świat pełen szarości, ukazując zjawiska w ich ambiwalencji, zanim ostatecznie podporządkuje je swej wizji. Jest ideologiem anty-ideologii. Nie są pozbawieni racji ci, którzy, podzielając choćby częściowo jego diagnozy, zarzucają mu niekiedy naginanie faktów, przesadę, poświęcenie rygoru analizy dla domknięcia „systemu”. Wypomina mu się też tendencję do esencjalizmu i generalizacji. On wówczas dość słusznie odpowiada, że bez generalizacji nie da się wyciągać wniosków, ba, nie da się nawet zwyczajnie myśleć.
Asymilacja albo dezintegracja
Francuski niepokój egzystencjalny, potwierdzany przez wszystkie badania socjologiczne, związany jest z lękiem o przetrwanie Francuzów jako narodu, jako autonomicznej wspólnoty politycznej zdolnej do decydowania o swoim losie. Francuskie samobójstwo, jak to sugeruje sam apokaliptyczny tytuł, jest prawdziwą odą miłości do Francji minionej:
Historia Francji płynęła w moich żyłach, wypełniała powietrze, którym oddychałem, kształtowała moje dziecięce marzenia; nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę ostatnim pokoleniem, które dorasta w ten sposób
E. Zemmour, Destin Français, Broché 2018, s.10, tłumaczenie autorki. [2]
– pisze Zemmour.
Francuzi, którzy z żalem nie poznają kraju swojego dzieciństwa, przyjmują wyznanie Zemmoura z tym większym przejęciem, że pochodzi ono od człowieka, który sam stanowi chlubny przykład tradycyjnego francuskiego modelu asymilacji. Zemmour jest wnukiem berberyjskich Żydów, naturalizowanych na mocy dekretu Crémieux z 1870 roku, którzy przyjechali z Algierii do Francji podczas pierwszej wojny światowej. Jego rodzice świetnie władali arabskim, ale w domu tym językiem nie mówiono, właśnie w imię asymilacji. Co więcej, ścieżka zawodowa niedoszłego kandydata na prezydenta Francji jest wspaniałym przykładem możliwości awansu społecznego, jaki ofiarowała Francja w latach powojennych między innymi dzięki swojemu systemowi edukacji.
Zemmour urodził się w 1958 roku w Montreuil, w otoczonym dzisiaj złą sławą departamencie Seine-Saint-Denis. Było to w czasach, kiedy francuskie przedmieścia były oazą spokoju. Autor Francuskiego samobójstwa wywodzi się z prostego środowiska – ojciec był sanitariuszem, a matka – gospodynią domową, on zaś ukończył prestiżowy Instytut Nauk Politycznych. Zemmour powtarza też często szokujące zdanie: „Moi dziadkowie, skrajnie biedni, błogosławili Francuzów za kolonizację Algierii” i opowiada, jak podczas podróży do Rosji płakał nad Berezyną, w miejscu, gdzie armia Napoleona poniosła klęskę. Asymilacja kulturowa, tak jak było to w przypadku Imperium Rzymskiego, polega na naśladowaniu autochtonów. Jak tłumaczy Zemmour, wiąże się to zawsze z pewnym poświęceniem:
Być Francuzem, kiedy nie jest się synem ojców według więzów krwi, ale synem ojców według ducha, to znaczy stawać po stronie swoich przybranych ojców, a nawet przeciwko swoim praojcom
E. Zemmour, Destin…, s. 14. [3].
Dokonywała tego, choć nie bez trudu, imigracja europejska, ale też i magrebijska imigracja zarobkowa lat sześćdziesiątych. Jednak wraz ze zjawiskiem masowego przypływu ludzi, który rozpoczął się w latach osiemdziesiątych, asymilacja stała się fikcją. Odtąd mówiono już jedynie o integracji. Tymczasem im głośniej wychwalano uroki „Vivre ensemble” (życia razem), tym bardziej postępowała narodowa dezintegracja.
Zemmour stawia zatem pytanie o przyszłość Francji. Wierzy, że grozi jej zagłada. Nie jest pierwszym, który wskazuje na nieubłagalną logikę demografii, ale o przyczynach tej fundamentalnej zmiany pisze wyjątkowo przenikliwie. Aby nastąpiła asymilacja, ci, którzy są przyjmowani, muszą stanowić mniejszość w stosunku do tych, którzy przyjmują. Odpowiedzialność za dezintegrację, zdaniem Zemmoura, spoczywa zatem nie tyle na nowo przybyłych, ile na rządzących oraz francuskich elitach. Zapomnieli, że to „umarli rządzą żywymi”. Pozwolili na masowy przypływ ludzi, którzy doświadczyli kolonizacji i nie są bynajmniej wolni od chęci odwetu. W najlepszym przypadku wykazali się naiwnością i historyczną ignorancją. Zemmour przytacza też niefrasobliwe słowa pierwszego sekretarza partii socjalistycznej Jean-Christophe’a Cambadélisa, mówiącego, że imigranci „ostatecznie i tak będą chcieli chodzić w Nike’ach”. Cynizm polityczny sprężył się jednak również z autentycznym przeświadczeniem części lewicy, że oczekiwanie asymilacji byłoby formą neokolonializmu, związanego z przekonaniem o wyższości kultury autochtonów. Celebruje się zatem odmienność, wierność wobec rodzimej wspólnoty oraz korzeni, ale dotyczy to wszystkich z wyjątkiem rdzennych Francuzów. Motywacje takiego postępowania są zapewne różne: mogą polegać na przekonaniu, że narody są przeżytkiem, ale także opierać się na chęci podporządkowania jednostki rynkowi. Jedni i drudzy ideolodzy zwierają szeregi i uprawiają pedagogikę wstydu, wskazując na odwieczną winę Francji. Francuskie samobójstwo ukazuje splot wszystkich tych czynników, które, choć nie są orkiestrowane przez jedną machiaweliczną niewidzialną rękę, zbiegają się, niosąc jeden katastrofalny skutek. Zemmour opisuje w swojej książce ideologiczną edukację, jaką przeprowadzał w latach osiemdziesiątych prywatny kanał telewizyjny Canal+. Medium, które powstało w wyniku sojuszu liberałów i libertarian, jego zdaniem radośnie wprowadzało do kultury masowej pochodne myśli dekonstruktywistycznej. Szyderstwa i prowokacje „kanału nienawiści do samego siebie”
Dezintegracja narodu oznacza powrót wspólnot i plemion. Naród – pisze Zemmour – jest bezsprzecznie konstrukcją, ale jego brak jest katastrofą. Obecnie we Francji istnieją coraz liczniejsze terytoria „stracone dla Republiki”, gdzie dominująca ludność nie utożsamia się już z Francją, wrogo patrzy na jej instytucje, a w szkołach odmawia uczenia się o „waszym holokauście”, „waszych wyprawach krzyżowych”, „waszym Voltairze”, „waszym Flaubercie” czy „waszej rewolucji francuskiej
Nie sposób negować zaistnienia zasadniczej kulturowo-antropologicznej przemiany opisywanej przez Zemmoura. Kwestią poglądów jest oczywiście jej ocena. Spadkobiercy dekonstruktorów podważają nie tylko ciągłość historyczną, ale i zasadność pragnienia takiej ciągłości. Kiedy w latach osiemdziesiątych historyk Fernand Braudel wydał Tożsamość Francji, nikt się wprawdzie tym tytułem nie udławił, autorytet mistrza pomógł w przełknięciu pigułki, lecz jest to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Dominujący dzisiaj na francuskich uczelniach kierunek reprezentuje pozycja wydana w 2017 roku przez historyka Patricka Boucherona Histoire mondiale de la France (Światowa historia Francji). We wstępie autor wyjaśnia, że przyświeca mu idea „wykreowania pluralistycznej koncepcji historii przeciwko zamknięciu się w wąskiej tożsamości” oraz spowodowania „dezorientacji w uczuciu przynależności i przyjęcie dziwnej bliskości obcego”
Czym zatem jest Francja dla Zemmoura? Na to pytanie odpowiada on, zawsze cytując De Gaulle’a: że jest „narodem rasy białej, religii chrześcijańskiej i kultury grecko-rzymskiej”. Podaje też zazwyczaj ten cytat w całości:
Bardzo dobrze, że są Francuzi żółci, Francuzi czarni, Francuzi brązowi.Pokazują tym samym, że Francja jest otwarta na wszystkie rasy i ma uniwersalne powołanie. Pod warunkiem jednak, że pozostaną w niewielkiej mniejszości. W przeciwnym razie Francja nie byłaby już Francją
Te słowa de Gaulle’a przytacza w swoich wspomnieniach jego przyjaciel Alain Peyreffite: A. Peyreffite, C’était de Gaulle, t. I, Fayard 1994, s. 76. [7].
Zemmour dopowiada tę myśl w Mélancolie française:
Rasista klasyfikuje jednostki według ich rasy; Francuz myśli, że każdy cudzoziemiec, bez względu na pochodzenie, rasę, religię, może osiągnąć nirwanę cywilizacji francuskiej. Postawa nieco arogancka, wręcz ksenofobiczna, ale w żadnym wypadku nie rasistowska. Rasista, podobnie jak Anglik, uważa, że Hindus, bez względu na to, jak bardzo się stara, nigdy nie zdoła mówić z oksfordzkim akcentem
E. Zemmour, Mélancolie française, Fayard 2010, s. 146. [8].
Nie ma tożsamości bez ciągłości historycznej, dlatego też historia stanowi jądro refleksji Zemmoura. Warto tu zatrzymać się przez chwilę nad jego rozumieniem znaczenia rewolucji francuskiej, stanowiącej bądź co bądź matrycę myśli „postępowej”. Wedle klasycznej narracji lewicy republikańskiej – w pewnym przejaskrawieniu – francuski lud (a wraz z nim cała ludzkość) dążył na przestrzeni dziejów do wyswobodzenia, które przyniosła mu rewolucja 1789 roku. Z rewolucją zatem wszystko zarazem kończy się i zaczyna. Ów dyskurs umniejsza, tak jak tylko jest to możliwe, dzieło monarchów Kapetyngów oraz Kościoła, którzy położyli fundamenty państwa francuskiego. Zemmour przywraca dawną i oczywistą kolej rzeczy, wyraża wręcz pewną nostalgię za społeczeństwem ancien régime’u, hierarchicznym, w którym wolność nie oznaczała możliwości robienia tego, co się chce, ale tego, co się musi, w którym istniały struktury wertykalne i poczucie sacrum. U Zemmoura nie ma żadnych skłonności egalitarystycznych, choć jest on żarliwym wyznawcą merytokracji i indywidualnego postępu. Za Tocqueville’m uznaje, iż Rewolucja kontynuuje dzieło centralizacji i asymilacji narodowej rozpoczętych przez wielkich królów. Ale – podobnie jak Hippolyte Taine – wierzy też, że Wielki Terror nie był bynajmniej jedynie godnym pożałowania epizodem Rewolucji, ponieważ wydarzenia 14 lipca 1789 roku niosły już w sobie jego ziarna. W książkach Zemmoura nie ma też rozróżnienia między „dobrą rewolucją” – tą od deklaracji praw człowieka – oraz „złą rewolucją” – tą od totalitarnych wykroczeń. Postępowa lewica, przekonuje Zemmour, do dziś kieruje się zasadą Saint-Justa: „żadnej wolności dla wrogów wolności”.
Ciekawa jest też Zemmourowska ocena oświecenia. Widzi w nim on zwierciadło naszych współczesnych bolączek:
Globalizacja i narodowość, otwartość i wycofanie, uniwersalizm i preferencja narodowa, kosmopolityzm i patriotyzm, wolny handel i protekcjonizm, Europa i suwerenność narodowa, ksenofobia i ksenofilia, wszystkie te tematy, które dziś roztrząsamy i które nas dzielą, wczoraj poruszały Woltera i Rousseau. W tych samych terminach, w tych samych kontekstach co my
E. Zemmour, Destin…, s. 311. [9].
Nie oznacza to jednak, że Zemmour odrzuca całkowicie dziedzictwo Wieku Świateł. Co więcej, twierdzi, iż nie byłoby francuskiego oświecenia, gdyby Francja wcześniej nie była katolicka.
Przesiąknięty katolicyzmem
Dla historyka idei zajmującego się zagadnieniami tożsamości oraz akulturacji życiorys Zemmoura stanowi fascynujący obiekt badań. Zemmour, wierny tradycyjnemu pojęciu francuskiej laickości, wykazuje niezwykłą dyskrecję w kwestiach wiary. Wywoływany jednak podczas prelekcji do ujawnienia „pozycji, z której mówi” wyznaje, iż pochodzi z rodziny niezwykle religijnej, która regularnie uczęszczała do synagogi. Mimo okresu buntu czasów młodzieńczych i racjonalistycznej na wskroś natury, gdy sam stał się ojcem prowadził tam swoje dzieci, bo wydało mu się to „naturalne”. Mówi o sobie jednak: „przesiąkłem jednocześnie kulturą katolicką, gdyż przesiąknięta nią jest kultura francuska”.
Pragmatyczna lektura dziejów Francji, która cechuje wszystkie strony Francuskiego Przeznaczenia, wskazuje jednak, że ideały, które składają się na katolicki uniwersalizm, jak i uniwersalizm praw człowieka, nadmierny humanizm – są zgubne.Status posłańca uniwersalistycznego dyskursu, tłumaczy Zemmour, to ogromna siła wpływu. Była to francuska „soft power”. W dzisiejszej Francji jednak dyskurs uniwersalny zwrócił się przeciwko niej i stał się śmiertelną słabością: to on leży u podstaw masowej imigracji. Rewolucyjne „prawa człowieka” nie tylko nie stanowią już podstaw prowadzenia polityki, jak zdiagnozowali to lewicowi intelektualiści Marcel Gauchet i Régis Debray w latach osiemdziesiątych, ale stały się w rękach europejskich i francuskich sędziów narzędziem rozpadu narodów europejskich, wezwanych do rezygnacji z obrony własnej kultury w imię kultu niedyskryminacji. Jak zauważa Zemmour:
Ideologia globalizacji, antyrasistowska i wielokulturowa, będzie w XXI wieku tym, czym był nacjonalizm w XIX, a totalitaryzm w XX wieku, mesjanistycznym progresywizmem, podżegającym do wojny; wojna między narodami zostanie przeniesiona na wojnę wewnątrz narodów. Będzie to sojusz „łagodnego handlu” i wojny domowej
E. Zemmour, Francuskie samobójstwo…, s. 438. [10].
Określenie konserwatysta we Francji ma wyraźnie pejoratywny wydźwięk. Ciągnie się za nim sprawa Dreyfusa oraz skojarzenie z reżimem Vichy. Żadna partia oficjalnie nie przyznaje się do konserwatyzmu, nawet jeżeli broni pewnych jego bastionów. Konserwatyzm francuski istnieje, ale zazwyczaj ukrywa się i siedzi cicho. Stąd wzięła się konsternacja mediów zimą 2013 roku, kiedy na ulice Paryża wyszły tłumy manifestantów z okazji „Manif pour Tous”, zwracając się przeciwko dekonstrukcji rodziny i rodzicielstwa. Nieufność Zemmoura względem współczesności, pesymizm względem ludzkiej natury, zaufanie do długiej perspektywy i ponadczasowości oraz przekonanie o wymiarze tragicznym Historii wystarczają z nawiązką, aby bezpowrotnie go zakwalifikować do drużyny konserwatywnej. Jednak z dość ciekawych psychologicznie przyczyn Zemmour nadzwyczaj rzadko jest tak etykietowany. Być może jest to wynik pewnych cech jego charakteru, niepasujących do wizerunku konserwatysty we francuskim, jak i zresztą polskim wyobrażeniu: ton raczej bezczelny, nie nabożny, zadziorna pewność siebie przy jednocześnie ogromnym dystansie wobec swojej osoby, wyraźna niechęć do wyrażania ocen moralnych. O ile myśl Zemmoura jest „systemowa”, o tyle jego osobowość absolutnie nie. Ta osobliwa mieszanka racjonalizmu, barokowego ekscesu i giętkości stanowi o uroku jego prozy.
Zemmour ubolewa nad nadejściem ery post-chrześcijaństwa, to jest:
[…] swego rodzaju chrześcijańskiego millenaryzmu bez dogmatu, łączące uniwersalizm skręcający w kierunku religii bez granic i miłość drugiego, posuniętą aż do nienawiści wobec samego siebie
Tamże, s. 14. [11].
Choć broni chrześcijańskich korzeni Francji, w kwestiach bioetycznych nie powołuje się na naukę Kościoła. Jako fakt dokonany przyjął absolutną laicyzację kraju. Jest przeciwnikiem postulatów ruchów mniejszościowych, które postrzega jako prawdziwą rewolucję antropologiczną, jednak priorytetami jego walki politycznej pozostają tożsamość kulturowa Francji i jej suwerenność. Bliska polskiemu konserwatyście natomiast jest jego krytyka roli „mniejszości aktywnych”. Szlachetny, oryginalny zamysł Tocqueville’a o konieczności zapobiegania tyranii większości został współcześnie odwrócony. W Polsce Ryszard Legutko i Zdzisław Krasnodębski analizowali to przesilenie z dość teoretycznego punktu widzenia, Zemmour natomiast dokonuje wiwisekcji żywych przykładów stopniowej ewolucji pojęć. Dyktat mniejszości – stanowiący w gruncie rzeczy zaprzeczenie idei uniwersalistycznych – jest zjawiskiem bądź co bądź niewspółmiernie bardziej odczuwalnym we Francji niż w Polsce i rzeczywiście prowadzi do kryzysu demokracji. Tam to właśnie liczne stowarzyszenia reprezentujące ruchy mniejszościowe narzucają pewną semantykę i stanowią część logiki inkwizycyjnej. Dysponują one prawem życia lub śmierci społecznej w tematach tak zwanych wrażliwych: islamu, homoseksualizmu, historii niewolnictwa, kolonizacji, drugiej wojny światowej, Holokaustu. Domena ich władzy rozszerza się nieustannie:
Zetknięcie się ruchu politically correct zrodzonego na uniwersytetach amerykańskich w latach sześćdziesiątych i tradycji robespierrowskiej lewicy francuskiej zrodziło w naszym kraju niesłychane monstrum. Wolność myślenia, pisania i wyrażania opinii były jedynie historyczną parentezą, trwającą niecały wiek
E. Zemmour, Francuskie samobójstwo…, s. 59. [12].
Zemmour starannie dobiera przykłady, by zilustrować niepisany sojusz ruchów mniejszościowych dążących do nieograniczonego rozszerzania swoich praw z neoliberalizmem. Cytuje Pierre’a Bergera, przedsiębiorcę, wieloletniego partnera Yves’a Saint Laurenta i aktywistę francuskiego lobby LGBT: „nie ma żadnej różnicy między wynajęciem swojej siły roboczej przez robotnika a wynajęciem przez kobietę swojego brzucha”
Niezależnie od zajmowanych przez siebie pozycji ideologicznych Zemmoura można docenić za to, że obcuje się w jego książkach z kulturą francuską w jej całokształcie i różnorodności. Czerpie on bowiem z wszystkich jej źródeł. Wypomina mu się bliskość z koncepcjami Maurice’a Barrèsa, bowiem Barrès został symbolicznie wykluczony z Panteonu autorów „odpowiednich”. Kto uważnie jednak czyta, odnajdzie też w książkach Zemmoura ducha Jaurèsa, Clémenceau, Jules’a Ferry’ego. Zemmour niszczy w pamflecie Woltera jako ojca francuskich dekonstruktorów czy Wiktora Hugo jako patrona kultury „wiktymizacji”, by za chwilę zachwycać się elegancją ich stylu czy trafnością poszczególnych myśli, nigdy nie kwestionując ich kolosalnego wkładu w budowanie francuskiej tożsamości. Zemmour łączy pokorę wobec dziedzictwa i brak sektaryzmu – takich reakcjonistów warto spotykać na swojej intelektualnej drodze.