Nowy Napis Co Tydzień #163 / Poezja pisana czułym okiem reportera
Hanna Krall wyznała kiedyś: „Nienawidzę martyrologii własnej i cudzej. Ona mnie brzydzi i nudzi. Potrzebna jest zawsze forma, która wszystko należycie oddali, żeby się to dało opowiedzieć bez szlochu, bez histerii. Tragedie pozbawione formy są czymś bezwstydnym”
Jako się już rzekło, Krzysztof Mich jest dziennikarzem, dodajmy – z bogatym dorobkiem. Mógłby równie dobrze wybrać jakąś formę publicystyczną do opowiedzenia o „dzieciach wojny”, wybrał jednak lirykę. Uściślając – biały wiersz. Ale ponieważ to nie jest moje pierwsze zetknięcie z poezją Micha
Na pierwszy rzut oka tytuły wierszy z tomu brzmią mało poetycko (Kalami nie może spać czy lody w Baalbek) i – jakby w opozycji do tego, co napisałam powyżej – bardzo gramatycznie. Ale po lekturze całości utworów okazują się one bardzo wymowne, oddające cały dramat losu dzieci okrutnie pozbawionych beztroskiego dzieciństwa, możliwości wykonywania zwykłych, codziennych czynności, jak ośmioletnia Zeida, siostra trzylatka zamordowanego przez rosyjskich pilotów bombardujących syryjskie miasto Ghuta.
Zeida plecie warkocz
dzisiaj nie miała gdzie się umyć
dopiero szła z bańką po wodę
nagle tam gdzie szedł brat Halil
kurz zabarwił się na czerwono
trzylatek leży teraz obok
z wyciągniętą w górę pięścią
jakby groził samolotom
Zeida wie że nic im nie zrobi
piloci nad Ghutą też to wiedzą
w kabinach nie myślą o dzieciach
ani o brudnych warkoczach
teraz są przecież w pracy
a w pracy jak to w pracy
liczą się wyznaczone cele
do dzieci zadzwonią wieczoremK. Mich, Dzieci wojny, Tanowo 2021, s. 5. [3]
O wieku dzieci i szczegółach wydarzeń, których były uczestnikami, dowiadujemy się z przypisów pod wierszami. Często wspomniane są w nich fotografie lub filmy dokumentalne ich dotyczące, które obiegły świat i które dla Micha posłużyły za materiał źródłowy do zbudowania niektórych wierszy. Dlatego istnieje pokusa zbyt szybkiego zaszufladkowania ich jako ekfraz. W moim przekonaniu na pewno nie są czystymi ekfrazami. Mich w swoim czerpaniu z obrazów – fotografii czy kadrów filmowych – przypomina mi Stanisława Grochowiaka, który nie opisywał obrazów w proporcjach 1:1, tylko nakładał na obraz swoje detale, nie interpretował tylko idei obrazu, ale dodawał do niego swoje znaczenia. Znawca jego poezji świętej pamięci profesor Jacek Łukasiewicz zrezygnował z nazywania wierszy Grochowiaka ekfrazami. Analizując wiersz Płonąca żyrafa, odwołujący się do obrazu pod tym samym tytułem Salvadora Dalego, pisał:
Wiersz to pozornie ekfraza, dokładny opis jednego obrazu wraz z eksplikacją zawartej w niej idei. Treść obrazu ulega jednak w wierszu przekształceniom: redukcjom i amplifikacjom. I tak będzie z każdym obrazem, o którym Grochowiak w wierszu napisze. W utworze, on, liryczny bohater, „wchodził” niejako do świata na obrazie i już przez to go zmieniał, niszczył jego autonomię. Wzbogacał nim własną sztukę, modyfikując – jednocześnie i koniecznie – wzór plastyczny, wprowadzając weń prawa właściwe dla swojej sztuki, dla własnego obrazowania
J. Łukasiewicz, Grochowiak i obrazy, Wrocław 2002, s. 12. [4].
Jak Mich „niszczy” oryginalne obrazy z wojny? Widać to doskonale na przykładzie zacytowanego wiersza, w którym rosyjscy piloci są dodanymi przez poetę elementami obrazu, nie mówiąc o ich dzieciach, których istnienie przywołuje jak daleki – niewidoczny, ale istniejący – obraz, którego nie obejmuje kamera filmowa. Tym samym Mich nie jest już tylko odtwórcą obejrzanych scen, świadkiem, kronikarzem, ale i kreatorem. Oko reportera nie przeszkadza mu w tej kreacji, a stworzony nowy obraz-wiersz – co istotne – nie zmienia prawdy o danym wydarzeniu. Elementy pierwotnego obrazu „z życia wziętego” są istotnym rdzeniem wiersza, ale od niego rozchodzą się kolejne kręgi znaczeniowe dodane przez poetę.
W cytowanej wypowiedzi Łukasiewicza mowa jest o „własnym obrazowaniu” Grochowiaka. Czy możemy o nim mówić także w przypadku poezji Krzysztofa Michy? Zdecydowanie tak. Poetyki Dzieci wojny i Śladami są bardzo kompatybilne, co znaczy tyle, że z dużym prawdopodobieństwem rozpoznałabym wiersz jego autorstwa, gdyby nie był podpisany. Jedną z najbardziej wyrazistych cech tej poetyki jest wyważenie słów, nic tu nie jest przegadane (co zapewne wiąże się z dziennikarskim warsztatem i wymogami ograniczania się w redagowaniu tekstów do wyznaczonych limitów znaków). Ale nie jest to ascetyzm, którym charakteryzuje się na przykład poezja księdza Jerzego Hajdugi. Mich pozwala sobie na dłuższe, czytelne zdania rozpisane na kilka wersów, na kreślenie wyraźnych obrazów ze szczegółami. Wiem, że niektórych razi choćby odrobina prozy w wierszach, mnie nie, jeżeli tylko całość utworu zawiera wystarczająco wiele poezji. Bez wątpienia niektóre fragmenty wierszy Micha można by zapisać jak prozę. Natomiast ja jego wybór stosowania wersyfikacji odbieram jako „przyhamowywanie” czytelnika, zatrzymywanie go przy kolejnych punktach obrazu. Jeden wers, jak na przykład w przywołanym wierszu – „w kabinach nie myślą o dzieciach” – brzmi jak najcięższe oskarżenie wydane przez sąd. Ciężar tematu jest tak wielki, że trzeba go rozłożyć, stopniować dawkę bólu, a czasem zawiesić głos. W wierszu jest miejsce na ciszę, o czym tak wiele pisał Tadeusz Różewicz. Ta cisza jest też obecna w wierszach Micha.
Sam autor wyznał mi, że widzi rolę swojej poezji w poruszaniu sumień, choćby niewielu
o czym myślałeś Onni
trochę komicznie wyglądasz na tym zdjęciu Onni
za duże buty za duży karabin i bagnet za duży
kurtka za to przykusa jak z młodszego brata
zbyt patetycznie jak na trzynastolatka
którego kolejną zabawę w wojnę
dorośli wzięli całkiem na serio
o czym wtedy myślałeś?
bladniesz nie patrzysz na fotografa lecz na mnie
może boisz się że odczytam to wszystko
co widziały już twoje niewyspane oczy
tych niepotrzebnie zabitych białych
i rozstrzelanych czerwonych
[…]
będę na ciebie cierpliwie czekać
z tym co zostawiam wszystkim
wolnością i krzyżem na czoleK. Mich, Dzieci…, s. 27. [7]
I chociaż w tym tomie przywołanych jest wiele makabrycznych scen – jak zmuszanie dzieci do mordowania i jedzenia swoich ofiar, gwałty na dzieciach, okaleczanie ich – to zacytowany powyżej wiersz szczególnie mnie porusza. Po pierwsze dlatego, że odkrywa absurdalność obrazu narodowego bohatera. Jego fałsz. Mich zdaje się mówić nam: „Zostawcie dzieci w spokoju! Patrzcie na nie jak na dzieci”. Bo nawet jeśli los, a raczej źli dorośli zmusili je do zabijania i umierania w chwale lub częściej bez niej, to w chwili śmierci pozostawały przede wszystkim dziećmi. I tu się zatrzymam, robiąc dygresję, odnoszącą się do medialnej narracji o udziale dzieci w wojnie w Ukrainie.
W mediach pokazywano nam obrazki, jak kilkuletnie dzieci robiły koktajle Mołotowa ze swoim dziadkiem, gdy ich ojciec – dowódca batalionu – walczył. Kiedy indziej wspominano o chłopcu, który bardzo chciał się zaciągnąć do jakiegoś oddziału, ale odmówiono mu ze względu na zbyt młody wiek. Czy te obrazy miały przekonać świat, że duch walki jest silny w całym narodzie ukraińskim, od najmłodszych dzieci począwszy? Nie wiem, ale pamiętam, że przedstawiani byli jako „mali bohaterowie Ukrainy”. Dzieci dowódcy batalionu powiedziały, że z obawy przed bombardowaniem rzadko wychodzą z psem na spacer. Co znaczące, dopiero wtedy się uśmiechnęły, na wspomnienie tych spacerów. Najwidoczniej robienie koktajli nie było zabawne.
Mogłabym jeszcze długo opowiadać o wierszach z tomu Dzieci wojny, ale lepiej sami je odszukajcie i pobądźcie z nimi w ciszy. Bo jak twierdził Różewicz: „Poezję trzeba czytać […] w ciszy i samotności. Poezja, tak jak miłość, lepiej rozwija się w samotności i w ciszy”
Krzysztof Mich, Dzieci wojny, Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”, Tanowo 2021.