Nowy Napis Co Tydzień #165 / Traktat o fantastyce polskiej
Fantastyka w wersji „pop” i wszystkich jej postaciach: literatury, filmu, serialu, komiksu, gier, nawet sposobów odbioru, staje się w akademickiej bańce tak popularna, że jeszcze chwila, a zaczniemy mówić o modzie. Lemowi oczywiście od zawsze przyznawano godne miejsce wśród bogów literackiego Olimpu, wydano mu nawet Pamiętnik znaleziony w wannie i inne utwory w serii Biblioteki Narodowej Ossolineum (pamiętam czasy, kiedy była to taka nobilitacja, jak we Francji przyjęcie do Akademii Literatury – do mnie Pamiętnik dotarł w jednej paczce z Wyborem pism Kazimierza Wyki). Dokooptowani do Mistrza (zawsze dużą literą): Sapkowski, Dukaj i Profesor (zawsze dużą literą) Tolkien są, można powiedzieć, wierzchołkami kwadratu. Na jego zewnętrznych granicach tłoczy się tłum barbarzyńców, wyrobników fantastycznej popkultury, a w polu wewnętrznym, choć nadal z rzadka zaludnionym, mimo granic populacja rośnie. Mniej może populacja twórców – na włączenie do owego nobilitującego pola wysoko-literackiego ciągle czekają Adam Wiśniewski-Snerg, Wiktor Żwikiewicz, Maciej Żerdziński, Ewa Białołęcka, świętej pamięci Maja Kossakowska, by wymienić tylko tych najbardziej oczywistych – ale opisanych zjawisk okołoliterackich już tak. Historie fandomowe relacjonuje Tomasz Pindel
Gust i prestiż. O przemianach polskiego świata fantastyki Stanisława Krawczyka
Ktoś, kto był świadkiem opisywanych wydarzeń, a nawet w nich uczestniczył choćby marginalnie, ma ten kłopot z lekturą nawet najbardziej naukowych prac opisujących dziś okres polskiego Sturm and Drang fantastyki w trzeciej ćwierci XX wieku i pierwszych latach XXI wieku, że to były jego czasy. Jako naoczny świadek wie więcej i lepiej! Zbyt łatwo zapomina się, co policja ma do powiedzenia o zeznaniach „naocznych świadków” (słyszałem i nie zacytuję, bo to się nie nadaje do druku). W końcu ktoś taki, po atakach oburzenia na to, co wydaje mu się karykaturalnym skrzywieniem rzeczywistości dawno minionej i po pierwszej dziesiątce agresywnych facebookowych „recek”, do każdej nowej pozycji podchodzi ostrożnie niczym pies do jeża. Nawet jeśli zna autora, jeśli ceni jego wiedzę, z której zasobów korzystał, czuje się lepszy tylko dlatego, że przypadkiem przyszło mu żyć w tym miejscu i czasie. To rzekłszy, z przyjemnością przyznaję, że taki ktoś nie znajdzie w książce Stanisława Krawczyka niczego, na co mógłby się oburzyć. Nie zapała gorączkowym pragnieniem prostowania. Chapeau bas, autorze.
Nie jest tak bynajmniej dlatego, że Gust i prestiż to nieco uproszczona dla potrzeb masowego czytelnika nieakademickiego wersja doktoratu – doktoratów, przez które jak przez sito przeciekają poglądy autorów (i autorek) znam więcej niż kilka. Pozwolę sobie zaryzykować twierdzenie, że obiektywizm chłodnego obserwatora, za narzędzia mającego nie „duszę i serce”, lecz „szkiełko i oko”, wynika raczej z tego, że Krawczyk, jako aktywny uczestnik fandomowych przedsięwzięć z wyższej półki (do czego sam się w książce przyznaje), jest w pełni świadom rozdzierających fandom sporów światopoglądowych, chętnie, a oczywiście błędnie, nazywanych „politycznymi” – więc wie, jaka jest ich siła destrukcyjna. Choć sam ma poglądy wyraziste i publicznie wcale się z nimi nie kryje, wyoperował je z książki z precyzją chirurga. Było mu łatwiej o tyle, że jest socjologiem, a Gust i prestiż to praca bardziej socjologiczna niż jakakolwiek inna. Zza interpretacji zjawiska literackiego zawsze wygląda interpretator, choćby krył się jak najbardziej przemyślnie. Socjolog widać nie musi. Zamiast metody „intensywnej” – wyboru, opisu i oceny zjawisk – Krawczyk wybrał metodę ekstensywną i po prostu je zrelacjonował.
Znaczenie książki Krawczyka upatruję właśnie w doprowadzeniu do perfekcji owej „metody ekstensywnej”. Gust i prestiż powinien znaleźć się na biurku każdego zainteresowanego „polem fantastyki polskiej”. Choć pole to ograniczone jest do zjawisk literackich, ma on walor idealnego „bryku”, na tak szerokim oddechu jest napisany.
Krawczyk nie bierze jeńców. Kiedy zaczyna, to rzeczywiście ab ovo, czyli od Krótkiej historii fantastyki w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych, który to rozdział rozpoczyna od historii wydawniczej Władcy Pierścieni Tolkiena i jego sterowanej zbiegiem okoliczności migracji z kultury wysokiej do popkultury. Pomysł ten tylko pozornie jest karkołomny, bo przecież w historii publikacji dzieł Tolkiena jak w soczewce skupia się los całej literackiej fantastyki, jej zbłądzenia pod strzechy. W wersji niemal karykaturalnej byliśmy tego ostatnio świadkami: polską premierę publikacji dwunastu tomów Historii Śródziemia poprzedziła empikowo-wirtualnointernetowa impreza, której gospodarzem był literaturoznawca tak znany i cieszący się takim prestiżem jak… Bartosz Węglarczyk.
A skoro już mowa o obiektywizmie, Krawczyk równą uwagę poświęca różnym teoriom powstania i rozwoju literatury fantastycznej, ewoluującej z czasem ku fantastyce naukowej, i rozróżnieniu między nią a fantasy. Przejrzysty tok myślenia autora i stosowana przez niego precyzyjnie, drobiazgowo objaśniana terminologia sprawiają, że nikt: ani zwolennik perspektywy długoterminowej („fantastyka wywodzi się od Gilgamesza, a science fiction od Lukiana z Samosat”), ani „krótkoterminowej” („fantastyka naukowa wywodzi się od Mary Shelley i od Walpole’a”), ani „najkrócejterminowej” („fantastyka naukowa wywodzi się z amerykańskim magazynów pulpowych sprzed stulecia”) nie poczuje się zlekceważony. Nabędzie po prostu wiedzę przydatną w dalszej lekturze, a nie przekonanie, że to on „ma rację” (lub jej „nie ma”). To bezcenne.
Wprowadzenie do głównego tematu Gustu i prestiżu zajmuje mniej więcej sześćdziesiąt z nieco ponad trzystu stron książki. Następnie autor zwraca się już ku fantastyce polskiej, którą dzieli na dwa okresy: do 1990 roku i od 1990 do 2012, by wreszcie w części drugiej zbadać „dyskurs” miesięcznika „Fantastyka”. Można byłoby się zżymać, że wybrał właśnie taką perspektywę, pozostawiając na boku na przykład miesięcznik „Fenix”, który w latach 1990–2001 dokonał swoistej rewolucji w spojrzeniu na literaturę fantastyczną między innymi przez odwrócenie się od fantastyki „misyjnej” (czyli ponad walory literackie przedkładającej ocenę zjawisk współczesnych i dzielenie ich na „dobre” i „złe”) spod znaku Janusza A. Zajdla oraz szeroko otworzył łamy na nowe pokolenie autorów i autorek – ale trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie. To „Fantastyka” (i „Nowa Fantastyka”) przez samo swe nieprzerwane istnienie od 1982 roku do dziś jako jedyna w pełni dokumentuje stan polskiej literatury fantastycznej i więcej, polskiego „pola literatury fantastycznej”. W porównaniu z „Fantastyką” / „Nową Fantastyką” wszystko jest płynne i nieokreślone.
Za wielką zaletę książki uważam i tę, że obiektywizm i wstrzemięźliwość sądów Krawczyka nie oznacza unikania tak zwanych trudnych tematów. Czego dowodem krótki podrozdział Wyobraźnia po prawej stronie dający świadectwo powracającemu w dyskusjach jak bumerang problemowi „prawicowości fantastyki”. Przywołując Jacka Dukaja i Pierre’a Bourdieu, Krawczyk unika trywializacji tego zagadnienia – po prostu zaznacza istnienie zjawiska.
A gdzie w tym wszystkim mieści się tytułowy „gust i prestiż”? Domyślnie jest on obecny w całej książce, ale pozostaje jakby w cieniu rozważań aż do ich zakończenia (inaczej było w stanowiącym podstawę książki doktoracie autora). Zagadnienie tak ważne, że aż tytułowe, wydaje się przez to odsunięte na drugi plan, lecz w tym także jest logika. Dla potrzeb odbiorcy bardziej masowego niż czytelnicy doktoratów Krawczyk rezygnuje ze stawiania naukowych tez i na tyle zawiesza naukowy dyskurs, by obraz dynamiki zmian gustów grawitujących „od inteligenckiego” do popularnego” i chwiejnej równowagi pomiędzy prestiżem twórców literatury – którą nazywa „prawomocną” – a tymi, którzy piszą popliteraturę, wynikał z samego opisu zjawisk.
Przy wszystkich swych zaletach ma Gust i prestiż wadę, nieuniknioną w tekstach naukowych traktujących o popkulturze. Ujmuje ją statycznie. Krawczyk uśmiercił bardzo kolorowego motyla, zbadał go, nabił na szpilkę i umieścił na właściwym miejscu w gablocie uczonego entomologa. A czymże jest zjawisko popkulturowe bez sporów, kłótni, bez oskarżeń, obron i fałszywych ścieżek, którymi tak przyjemnie wędrować? Bez spektakularnych wzlotów i jeszcze bardziej spektakularnych upadków? Tego u Krawczyka zabrakło. Zapewne musiało zabraknąć, bo żaden doktorat nie może opowiadać o wszystkim, nie stając się nieuchronnie doktoratem o niczym. Warto więc Gust i prestiż uzupełnić choćby o niedługi tekst Aleksandry Wierzchowskiej Literacka subkultura? Polski fandom w latach osiemdziesiątych
Stanisław Krawczyk, Gust i prestiż. O przemianach polskiego świata fantastyki, Warszawa 2022.