22.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #170 / Teczka personalna Norberta N.

Początek tej opowieści sięga 12 grudnia 1992 roku, gdy na łamach „Rzeczpospolitej” ukazuje się opowiadanie Piotra Kokocińskiego Miś Kolabo. Tekst został dobrze przyjęty, ale dopiero jego dramaturgiczna wersja wydrukowana w czwartym numerze „Dialogu” z 2001 roku i listopadowa premiera Teatru Telewizji ze Sławomirem Orzechowskim w roli Jana i Arturem Żmijewskim jako Porucznikiem pozwoliła krytykom docenić warsztat wrocławskiego pisarza. Sceniczny Miś Kolabo zapewnił swojemu autorowi nominację do Paszportu „Polityki” i wyróżnienie na Festiwalu „Dwa Teatry” w Sopocie. Nieprzypadkowo reżyserem telewizyjnej adaptacji stał się jeden z najważniejszych w polskim kinie eksploratorów sytuacji granicznych, demaskator tych okoliczności, które pozwalają ukazać systemowe łamania ludzkich sumień, czyli Ryszard Bugajski.

Na marginesie Misia Kolabo warto przypomnieć zresztą wcześniejszy tekst Kokocińskiego – wydrukowaną w „Dialogu” (1992) Samowolkę, która stała się kanwą dla głośnego filmu o wojskowej fali w reżyserii Feliksa Falka. To pokazuje, że pisarza (podobnie jak Bugajskiego we wcześniejszym Przesłuchaniu oraz późniejszym Układzie zamkniętymZaćmie oraz w znacznym stopniu Falka jako scenarzysty Wodzireja, Wielkiego biegu, czy nawet Komornika) interesuje ten zestaw okoliczności – czasem pozornie banalnych – które pozwalają „zawiesić” na bliżej nieokreślony czas zasady etyczne, pokazać jak w zamkniętych społecznościach (grupach zawodowych, miejscach odosobnienia) rodzi się zło. Jako autor MisiaSamowolki Kokociński stał się tym samym jednym z ciekawszych autorów nurtu moralnego rozrachunku w polskim teatrze lat dziewięćdziesiątych, który reprezentowali także tacy jak autorzy jak Wojciech Tomczyk czy Marek Próchniewski.

Zarówno Kokociński, jak i realizatorzy jego tekstów – Bugajski i Falk – wchodzili w świat, nad którym unosił się duch kontrowersyjnych badań autora „eksperymentu więziennego” Philipa Zimbardo. Stawiali pytania, które tak naprawdę w kulturze europejskiej istniały już w prozie Fiodora Dostojewskiego: gdzie są granice zła? czy posłuszeństwo w stosunku do autorytetu zwalnia nas z wszelkiej odpowiedzialności? czy jeśli nie ma boga/etyki/zasad/kontroli, to wszystko jest dozwolone? Problem zamkniętej, klaustrofobicznej społeczności w tekstach Kokocińskiego to jedno, ale systemowe wywieranie wpływu na ludzi i kwestia odkupienia to drugi, znacznie bardziej złożony problem proponowanego przezeń dyskursu, nieomal egzystencjalnych rozważań, do których prowokuje historia Norberta Niechciała.

W najnowszym tomie PIW otrzymujemy (obok najwcześniejszej wersji Misia Kolabo – opowiadania drukowanego w „Rzeczpospolitej”) powieść nie-powieść: tekst prozatorski, ale i nie-prozatorski, opowiadający znaną widzom Teatru Telewizji historię za pomocą nowych środków formalnych. Autor prezentuje bowiem opowieść, którą nazwać możemy utworem „z dokumentów utkanym”, dokumentalnym reportażem, który choć przynosi historię fikcyjną, to jak najbardziej prawdopodobną. Kokociński przygotował narrację złożoną z siedemdziesięciu dziewięciu rozdziałów, które przybrały kształt raportów, notatek służbowych, zapisów rozmów i podsłuchów (opatrzonych nawet dopiskami, które dzięki typografii symulują autentyczne uwagi i polecenia pod urzędowym dokumentem) – systematyczny, powolny, lecz konsekwentny proces, dzięki któremu pozornie zwyczajny i na swój sposób nawet przyzwoity człowiek, Norbert Niechciał, staje się współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Ten proces – nazwałbym go „prasowaniem” ludzkiej istoty – oraz doskonały zmysł odtwarzania struktury i języka oficjalnych dokumentów zbliża nowe wydanie Misia Kolabo do twórczych eksperymentów Janusza Głowackiego: nie tylko stylizowanego na urzędowy zapis Raportu Piłata, lecz przede wszystkim powieści w listach stalinowskiego aktywisty Coraz trudniej kochać, wreszcie spowiedzi mimowolnego, naiwnego konfidenta z okresu strajków w Gdańsku Moc truchleje. Bohaterem utworu Kokocińskiego jest bowiem w olbrzymim stopniu język. Przeczytajmy ten fragment:

Tw. „Jawora” [to pseudonim nadany Niechciałowi przez prowadzącego, porucznika Grzegorza Koprowskiego – przyp. PCH] odwiedziła m.in. jego szwagierka, aktywistka Solidarności nauczycielskiej (SOR krypt. „Belfer”), współpracująca blisko z czołówką ekstremistycznych działaczy MKZ-etu, figurantami SOR krypt. „Fedrunek”. Zwierzyła się tw. „Jawor”, iż zaproponowano jej zatrudnienie w MKZ-ecie. Figurantka przyjęła tę propozycję i od 1 lipca br. rezygnuje z pracy i przechodzi do MKZ-etu. Ku zdziwieniu Tw. „Jawor” w szpitalu (gdzie Niechciał znalazł się po pierwszym zawale serca) odwiedził go również Jerzy Talik z redakcji „Niezależnego Związkowca” i namawiał do spisania i dostarczenia redakcji materiałów o historii KWK „Gottwald” i wspomnień z pracy na budowie Nowej Huty.

Ten specyficzny, hermetyczny w znacznym stopniu idiolekt doskonale odtwarza język nie tylko oficjalnych pism urzędowych, ale i propagandy. Gdyby nie dość szczegółowy słownik (w formie przypisów), tekst stałby się dla nas, czytelników, nieczytelny. Przypatrzmy się nagromadzeniu enigmatycznych skrótowców: „Tw.” – tajny współpracownik; „SOR” – Sprawa operacyjnego rozpracowania (jak podaje autor w aktach zawsze opatrzona kryptonimem); „MKZ” – Międzyzakładowy Komitet Założycielski; „KWK” – Kopalnia Węgla Kamiennego. Obok wszędobylskich skrótów eksploatuje Kokociński i wychwytuje powszechny „dzień dzisiejszy” czy zbitki słowotwórcze, na przykład „komprmateriały” (co już przypomina literaturę radziecką lub antyutopię George’a Orwella). Wskazuje wreszcie na niezwykle ekspansywną nowomowę występującą nawet w sytuacjach paradoksalnych, na przykład: gdy Norbert Niechciał z rozkazu oficera SB publikuje „list otwarty” do władz w sprawie „nazw ulic i zakładów” – antysystemowe wystąpienie zostaje skonstruowane w zgodzie z oficjalną leksyką wiecową i telewizyjną:

Dużo teraz się mówi i pisze o odnowie i likwidacji białych plam w naszej historii. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że pora przestać gadać – pora na czyny.

Miś Kolabo nieomal mimochodem ukazuje powolną atrofię języka, eksplozję skrótowców, zdań kalekich, języka sformalizowanego, retoryki nieomal wojskowej (i co nie dziwi w kontekście tego utworu – obsesyjnie szpiegowskiej). System niszczy nie tylko ludzi, system miażdży język, pozbawiając – stopniowo i nieomal niedostrzegalnie – bohaterów zdolności komunikacyjnej na poziomie abstrakcyjnym, czy mówiąc górnolotnie – uczuć wyższych. Czytając „zrekonstruowane” stenogramy podsłuchów rozmów, które Niechciał toczy z Barbarą (żoną, nazywającą go w nader rzadkich chwilach czułości „Misiem”), uświadamiamy sobie, jak zniszczony został międzyludzki przekaz. Tak oto Piotr Kokociński za pomocą dokumentalnej rekonstrukcji ukazuje, jak system niszczy relacje na poziomie uczuć i języka.

Miś Kolabo to punkt po punkcie, krok za krokiem opis systemowego mechanizmu łamania woli, sumienia, pozbawiania etycznych hamulców człowieka, jaki ma miejsce w autorytarnym systemie. Jest on w książce ponadto pozbawiony elementu katharsis znanego nam z telewizyjnej realizacji. W miejsce finałowego scenicznego buntu w książce mamy pełną rezygnacji ucieczkę. Zamiast demonicznej kreacji Artura Żmijewskiego (który dzięki tekstowi i jego adaptacji wydobył się z aktorsko-serialowego niebytu) śledzimy mniej ekspansywną figurę porucznika Koprowskiego – niespieszną, lecz nie mniej niebezpieczną. Dokumentalny zapis wydarzeń, z adnotacjami „tajne” i „ściśle tajne”, ukazuje niedostrzegalną, lecz nieuchronną konsekwencję działania systemu. Powolny mechanizm wydaje się przez to jeszcze bardziej bezduszny i brutalny. Funkcjonariusze systemu przypominają rybaków zanurzających sak w gliniance pełnej ryb jadalnych – „figurantów”. Po ich wyłowieniu dokonują selekcji i ponownie wrzucają „zaobrączkowane” ryby do sadzawki, by chwilę później rzucić konkretnej z nich przynętę – łapówkę, szantaż, pochlebstwo – czyniąc z niej tajnego współpracownika. W przypadku naszego bohatera decydujące jest zatajenie akt wypadku samochodowego sprzed kilkunastu lat. Następny krok to „nawlekanie” nieszczęsnej rybki na haczyk i ponowne wypuszczanie do stawu. Na trzecim etapie owa rybka (zwana już tajnym współpracownikiem lub operacyjnym źródłem informacji), znęcona wizją uwolnienia się z haczyka, pisze nam donosy, sieje dezinformację, staje się trybikiem w specjalnych operacjach:

FUNKCJONARIUSZ: Zawrzemy umowę: pan wraz z kolegami tworzy tu u nas przyczółek dla „SW”, pomaga im w tworzeniu struktury, rozbudowie bazy poligraficznej. Z moją dyskretną pomocą, oczywiście. Ale muszę dzięki panu zyskać kontakt z „Naszą Solidarnością” i wrocławską Solidarnością Walczącą. Jeśli to się panu uda, za jakiś czas zrezygnujemy ze współpracy z panem.)

Ta rybacka metafora, którą posłużyłem się dla opisu systemowego mechanizmu ukazanego w utworze Piotra Kokocińskiego, jest niczym innym jak przeniesieniem nieubłaganych, groźnych i po trosze nieznanych praw natury na płaszczyznę realnego życia peerelowskiego everymana. Być może troszkę bardziej uprzywilejowanego, mającego swoje małe grzeszki i usiłującego odnaleźć się w systemie, bezpiecznie (bohater nasz powiedziałby nawet: „godnie”) przeżyć swój czas. Miś Kolabo precyzyjnie pokazuje nam – niestety – że przed tak skonstruowanym mechanizmem trudno uciec.

Piotr Kokociński, Miś Kolabo, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Teczka personalna Norberta N., „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 170

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...