29.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #171 / Umrzyj, autorze!

Coraz ciężej zarobić na chlebek z masełkiem, a już taka góra masełka – za od sześćdziesięciu paru do osiemdziesięciu paru złotych – to zdecydowanie za wiele na cienką, nieco ponad stustronicową kromkę Psychiatrów-twórców. WywiadówPsychiatrzy-twórcy. Wywiady, red. S Murawiec, Warszawa 2022.[1]! No ale książek nie kupuje się przecież na grubość. Nie ma nawet nakazu ich kupowania, a jeśli już czujesz przymus z tych, które leczy psychiatra doktor Maciej Żerdziński, to zawsze możesz poczekać. Za trzy miesiące cena spadnie o połowę… chyba że obiekt pożądania uzyska status niedostępnego bestsellera, nigdzie nie ebookizowanego ani niespiraconego – a taki los spotkał Imperium hiacyntów, zbiór opowiadań psychiatry doktora Macieja Żerdzińskiego, które na Allegro chodzi nawet po czterysta złotych. Psychiatrów-twórców kupiłem więc, by nie wyjść na chytrego, co dwa razy traci.

Po wizycie kuriera okazało się zresztą, że tę już wygórowaną sumę zapłaciłem za zaledwie sześć stron wywiadu z psychiatrą doktorem Maciejem Żerdzińskim oraz trochę ilustracji, co się przelicza na prawie dziewięć złotych za stronę. Trudno. Tropienie najbardziej tajemniczego kultowego twórcy polskiej popkultury literacko-fantastycznej musi kosztować.

Nie przypadkiem nazwisko psychiatry doktora Żerdzińskiego wymieniłem właśnie po raz czwarty. Doktorów Żerdzińskich jest bowiem aż czterech w jednej osobie… a w każdym razie o czterech wiem.

Pierwszy to wspomniany wyżej ceniony lekarz, o którym nic nie mogę powiedzieć, bo do grupy pacjentów pana doktora nie należę i oby tak dalej. Drugim jest gitarzysta, kompozytor i tekściarz grupy „Insynous”Zob. kanał zespołu na YouTube: https://www.youtube.com/user/Insynuos/videos [dostęp: 18.07.2022].[2]. Trzecim – na tę ocenę pozwalam sobie w pełni świadom ryzyka – to wizjonerski artysta-malarz, grafik, od czasu do czasu dzielący się swymi dziełami na Facebooku. Czwarty i – o ile wiem – ostatni Żerdziński to tajemniczy pisarz science fiction, znany przede wszystkim z powieści Opuścić Los Raques (Warszawa, 2000). To przewrotna historia inwazji obcych dokonanej rękami ludzi – oto ciało obcego ze zniszczonego statku kosmicznego funkcjonuje na Ziemi jako narkotyk kreujący widmowe „fantosy”, fragment po fragmencie niwelujące naszą rzeczywistość, natomiast obcy podbijają ludzkość, nie zajmując żadnego terytorium, lecz opanowując umysły i sterując emocjami. Książka bywa najczęściej klasyfikowana jako „cyberpunk”. Dla przypomnienia: ta odmiana science fiction – traktowana z wielkim szacunkiem – miała, niczym Atena z głowy Zeusa, wyskoczyć z głowy Williama Gibsona w 1984 roku w postaci jego debiutanckiej powieści Neuromancer. Ale na przełomie wieków termin „cyberpunk” funkcjonował już, i nadal funkcjonuje, jako kategoria śmieciowa: wszystko, co wizyjne, neonowo jaskrawe, komputerowe, wirtualnościowe, dziejące się w wielkim mieście przyszłości i przedstawiające zagubionych w rzeczywistości bohaterów, a niedające się zakwalifikować inaczej, wrzuca się do kosza tak podpisanego; gdyby Lem napisał Powrót z gwiazd mniej więcej na przełomie wieków, też by go tak zakwalifikowano.

Żerdziński ma w dorobku nie tylko tę jedną fascynującą, niedoczytaną, do dziś niedointerpretowaną powieść. W 1996 roku debiutował (książkowo) zbiorem opowiadań Wars’n’Guns Corporation, książką o, najogólniej mówiąc, Jednej Wielkiej Wojnie, w której walczą ze sobą ludzie, obcy i istoty boskie, a obsługuje ich wszystkich tytułowa korporacja, bez której nic (by) się nie stało, a przez nią wszystko się stało, co się stało (parafraza ewangelicznego cytatu nieprzypadkowa). U progu XXI wieku autor zamilkł jednak jak nożem uciął. Błysnął jeszcze niczym meteor wznowieniami jedynej swej powieści (2013 i 2019) i wyborem drukowanych wcześniej, ale autorsko przeredagowanych opowiadań, do których dodano fragment nowej powieści (2015 i 2019, mowa o bibliofilskim rarytasie wspomnianym na początku: Imperium hiacyntów), po czym znów zapadła cisza… i trwa po dziś dzień. Tworzy to zaskakujący cykl: Żerdziński zaczyna typową karierę młodego zdolnego, budzącego czytelniczy entuzjazm, by nagle zamilknąć i po z górą dziesięciu latach powrócić wznowieniami i „dziełem w toku”, i zamilknąć znowu.

Jedna powieść i dwa tomy opowiadań to dorobek książkowy niewielki, ale nie szokująco mały nawet w naszych czasach seriali, cyklów, sequelów, prequelów, requelów i spinoffów. Nie czyni on z Żerdzińskiego celebryty fandomu fantastyki, niemniej tę twórczość „się zna” i gdyby dziś zaproszono autora na konwent, zapewne zapełniłby fanami salę na sto miejsc i więcej. Tym bardziej zastanawia jego zamilknięcie, zwłaszcza że artysta w tym lekarzu ma się dobrze – nadal pojawiają się nowe grafiki i nowe nagrania, nie można więc powiedzieć, że talent go porzucił. Gdzieś tam trwa nawet pełna rozmachu niedokończona powieść, a nie wierzę, by ktoś tego kalibru puścił jej fragmenty do druku li tylko dla nabicia objętości i podbicia ceny. Może być oczywiście tak, że Żerdzińskiego nawiedziła nagle refleksja: powiedziałem wszystko, co miałem w fantastyce do powiedzenia, pora przejść na drugą stronę wzgórza, gdzie trawa zawsze jest zieleńsza, po czym zmienił zdanie, przypomniał o sobie Imperium hiacyntów, a potem znów zmienił zdanie.

Niewykluczone, choć niezbyt prawdopodobne.

Nieustannie biadam – i pewnie: póki życia, póty biadania – nad brakiem solidnej krytyki literatury fantastycznej. Zresztą niech nawet nie będzie taka solidna, byle jakaś była. Ale jej nie ma – więc ani swoich ocen, ani podejrzeń nie mogę zderzyć z podejrzeniami innych, zweryfikować i doprecyzować. Tym bardziej niecierpliwie czekałem więc na wywiad z Żerdzińskim, pełen nadziei, że coś jednak wyjaśni, rzuci tak zwane światło, było to dla mnie warte każdych pieniędzy. Na chwilę zapomniałem nawet o barthesowskiej śmierci autora. Na zgubę swoją, a dokładniej swego portfela:

Jak to jest, być psychiatrą-twórcą? Czy bardziej czujesz się psychiatrą, który ma zainteresowania twórcze, czy artystą, który wykonuje zawód psychiatry?

– pada pierwsze pytanie i na tym poziomie („skąd pan bierze swoje pomysły?”) pozostajemy przez sześć cennych stron. Doprawdy, prowadzący wywiad Stanisław Murawiec powinien był przygotować się do niego, choćby tylko kartkując książki pisarza, z którym rozmawia. Choćby przelotnie poznając bohaterów Opuścić Los Raques, wśród których jest lekarz-morderca i narkoman-szaleniec. W której nie dający się zakwalifikować (więc wrzucony do szuflady „cyberpunk”) świat jest jaskrawy, migotliwy, rozedrgany, nieokreślony, nieuchwytnie zmienny, kojarzący się i z ruchomym labiryntem, i z gabinetem luster, w nieskończoność odbijających to, co przed nimi przemyka… aż do utraty tożsamości, aż gubisz się i nie wiesz już, którym odbiciem jesteś i czy w ogóle jesteś. Obcujesz z fantomami, to pojawiającymi się znienacka, to znikającymi, reklamami usiłującymi coś ci sprzedać: ich produkty czy twoje marzenia? Czy w literaturze jest lepsza metafora mózgu pacjenta psychiatry niż labirynt? Niż gabinet luster? Zamieszkałe przez fantomy, przez (po)twory wyobraźni?

Zadać pisarzowi-psychiatrze z zawodu pytanie „jak to jest być pisarzem i psychiatrą?” – to jak zapytać (wymienionego w wywiadzie) Tolkiena: jak to jest, być pisarzem i profesorem-filologiem? To jak spytać wymienionego w wywiadzie Hemingwaya, jak to jest być dziennikarzem wojennym, myśliwym, wędkarzem na Golfsztromie i pisarzem? To jak zapytać niewymienionego w wywiadzie naszego polskiego absolutnie nie tajemniczego – serce na dłoni – szanowanego autora Jacka Inglota: jak to jest być pisarzem i nauczycielem? „Pisz o tym, na czym się znasz” – powiedział mu Maciej Parowski, a na jego gorący protest: „Znam się tylko na szkole” odparł: „To pisz o szkole”. Tak powstał Inquisitor, powieść z 1996 roku, wznowiona w 2006 roku i jeszcze raz w 2022 roku. „Pisz o tym, na czym się znasz”, a oszczędzisz na riserczu, unikniesz kompromitujących błędów i być może zapewnisz sobie długowieczność.

Jesteś psychiatrą? Pisz „o psychiatrii”. Takie to proste.

Żerdziński próbuje jeszcze naprowadzić Sławomira Murawca na właściwy trop:

Kiedy w wywiadach i na spotkaniach autorskich pytano mnie, jak to jest być pisarzem science fiction, a do tego psychiatrą, odpowiadałem w zależności od własnego samopoczucia lub wzbudzonego stopnia mobilizacji umysłu: raz, że to pomocne w obu dziedzinach, innym razem – że nijak się te wątki do siebie mają, a czasami, iż wręcz sobie przeszkadzają.

Murawiec nie korzysta jednak z rzuconego mu koła ratunkowego. Nie odchodzi, by za tydzień wrócić przygotowanym. Obaj panowie brną bagnem banałów, by przez uniwersalną mądrość:

[…] owszem, można napisać taką skomplikowaną historię [wielotomową sagę rodzinną, przyp. KS], będąc praktykującym lekarzem i naukowcem, o ile tylko uszanuje się pewne warunki współpracy z samym sobą

dojść do zaiste odkrywczej konkluzji:

Reasumując [mówi Żerdziński na zakończenie wywiadu – przyp. KS], sądzę, że zarówno sztuka, jak i medycyna są tożsame w zakresie fatalnych wpływów rutyny. Unikajmy jej niczym ognia.

Prawda? Prawda. I Ziemia jest okrągła, to też prawda.

A przy okazji – Conan-Doyle był lekarzem, co nie przeszkadzało mu pisać Holmesów, wręcz przeciwnie, nawet pomagało, choćby dzięki lekarskiej wiedzy na temat działania narkotyków. Lekarzem obfitego dorobku był także Antoni Czechow, który w jednym zdaniu powiedział więcej niż Żerdzińskiemu dano powiedzieć w całym wywiadzie – i znacznie piękniej: „Medycyna to moja ślubna żona, literatura jest kochanką”.

Jako lekturę uzupełniającą „w temacie”, gdyby pan Murawiec chciał sporządzić tom drugi wywiadów, a iście renesansowy lekarz/rockman/malarz i grafik/pisarz Maciej Żerdziński nadal wywiadów udzielać, polecam monograficzne wydanie pisma naukowego „CardioSource WorldNews” z 2016 roku, którego temat z okładki to: The Phycician-WriterD.L. Beck, The Physician-Writer. Good doctors are good storytellers; some make it a second career, „CardioSource WorldNews” 2016, https://www.acc.org/latest-in-cardiology/articles/2016/06/10/11/12/cover-story [dostęp: 18.07.2022].[3], w którym poruszony przez rozmówców temat został potraktowany – najłagodniej mówiąc – nieco bardziej wnikliwie.

Podobno człowiek umiera wtedy, kiedy dostanie odpowiedź na wszystkie swe pytania. Psychiatrzy-twórcy. Wywiady nie skróciły mi życia, tyle dobrego mogę o nich powiedzieć. Podłożę je sobie pod monitor, może przestanie się irytująco kiwać. I będę wracał do Żerdzińskiego, ale do tego, co napisał, a nie do tego, co ma o sobie do powiedzenia.

Umrzyj, autorze! Nie ma z ciebie żadnego pożytku! Co skądinąd nie jest rewelacją, lecz zasadą usankcjonowaną akademicko… w 1967 rokuZob. R. Barthes, Śmierć autora, „Teksty Drugie” 1999, nr 1/2, 247–251.[4].

Psychiatrzy twórcy. Wywiady, red. S. Murawiec, Medical Education, Warszawa 2022

Psychiatrzy twórcy - wywiady - praca zbiorowa

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Sokołowski, Umrzyj, autorze!, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 171

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...