06.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #172 / Doświadczanie rozpaczy – kilka słów o twórczości Anny Marii Wybraniec

Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem
Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem,
I wabił nieustannych rozkwitów pośpiechem,
I nęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem,
czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń,
I kusił coraz głębiej – w tę zieleń, w tę zieleń!”

B. Leśmian „Topielec”

Kto miał przyjemność przeczytać debiutancki zbiór opowiadań Anny Marii Wybraniec Niebo, ptaki i robaki lub spędził chwil kilka na lekturze dopiero co wydanej przez Wydawnictwo Vesper Wilgości, ten nie powinien mieć wątpliwości, że autorka pisze literaturę piękną – dosłownie i w przenośni. Tym atrakcyjniejszą, im bardziej skierowaną w stronę gatunkowej niejednolitości, gdzie skostniałe ramy konwencji grozy zastępowane są szeregiem indywidualnych artystycznych wyborów, a wydeptane ścieżki zacierane i wyznaczane na nowo.

Anna Maria Wybraniec na rynku książkowym pojawiła się stosunkowo niedawno, bo w 2020 roku i od razu dała się poznać czytelnikom jako zręczna pisarka krótkiej formy. Do tej pory wydała dwa zbiory opowiadań (Niebo, ptaki i robaki; Wilgość) oraz kilka tekstów rozproszonych w antologiach (Grobowiec. Zaraza; Żertwa. Antologia horroru słowiańskiego; Sny Umarłych). Jej zainteresowania prozatorskie skupiają się wokół czegoś, co moglibyśmy nazwać literacką grozą. Dlaczego literacką? Bo uciekającą od prosto rozumianej gatunkowości. Horror – w jego popkulturowym wydaniu kojarzony najczęściej z monstrami, suspensem i fabułami mnożącymi stężenie obrzydliwości, a tym samym wyzuty z aspiracji artystycznych – kompletnie nie leży w zakresie zainteresowań autorki. Wybraniec wykorzystuje estetykę grozy czy fantastyki w celu zwrócenia uwagi czytelników na to, co w naszym świecie i relacjach międzyludzkich niepokojące. Na kartach tych opowieści znajdziemy bohaterów niezdających sobie sprawy z własnego szaleństwa, prześladowanych i uciekających przed zagrożeniem, ale też tych pogrążonych w apatii. Motywy rodem z klasycznego horroru, nawet jeśli się pojawiają, mają za zadanie uwrażliwić nas na ból i cierpienie. 

Filozoficzne podłoże horroru

Na wstępie chciałbym oddać sporo racji Wojciechowi Guni, który w przedmowie do pierwszej książki Wybraniec stwierdził: 

Pisarstwo Wybraniec wyrasta ponad narzekania zakonu konwencji, tak jak w ogóle samo w sobie wyrasta poza gatunek, rozszerzając jednocześnie – a może raczej zacierając – jego graniceW. Gunia, Ludzie, ptaki, owady (wstęp) [w:] A.M. Wybraniec, Niebo, ptaki i robaki, Szczecinek 2020, s. 8.[1]

Intencje polemiczne nie przyświecają mojemu tekstowi, tym bardziej, że w obu zbiorach opowiadań znajdziemy wszystko to, co w literackiej grozie ujmujące i osobliwe: zagubionych i rozdartych bohaterów stojących na skraju kryzysów egzystencjalno-osobowościowych (Pogrzebek), melancholijnych narratorów udowadniających, że konać można w sposób piękny (Ptaśnięcie), próby utrwalenia przelotnych i trudnych do zdefiniowania stanów psychicznych (Mnemonika termitiery), a wreszcie ból związany z przemijaniem czasu i wszystkiego, co efemeryczne (Gołębie minuty, Kōdō). Ars moriendi uchwycona z wielu perspektyw oraz zabawa formą – jak w Lecie szczęśliwych psów, których tytuł koresponduje z treścią utworu na podobnych zasadach co u Césara Airy w Jak zostałam zakonnicą – tylko potwierdzają szeroki wachlarz warsztatowy i tematyczny autorki. Co istotniejsze, Wybraniec podchodzi do grozy w sposób raczej poetycki, rezygnując z taniej przemocy, niepotrzebnego epatowania makabrą czy obrzydliwościami, na rzecz budowania subtelnej atmosfery wyrażającej niemoc i kryzys. Tym samym stajemy naprzeciw prozy drobnych, artystycznych wiwisekcji odsłaniających przed czytelnikami liczne warstwy kunsztownie tkanych metafor i przemyślanych zabaw słowem.

We wspomnianej wcześniej przedmowie Wojciech Gunia przywołuje sylwetkę Emmanuela Lévinasa, wskazując dwie filozoficzne ścieżki, które mogą obrać autorzy literatury grozy. Pierwsza z nich dotyczy grozy doczesnej, skupionej wokół strachu o istnienie, czyli tego wszystkiego, co wzmaga w nas bojaźń przed śmiercią lub obłędem. Bohaterowie takich fabuł chcą umknąć przed zagładą, ale ktoś lub coś – zbrodniarze, potwory, katastrofy, szaleństwo – podąża ich tropem. Ścieżka druga, dużo mroczniejsza i sięgająca głębiej, bo do rozterek egzystencjalnych, zwraca uwagę na strach przed istnieniem. W tym przypadku źródłem niepokoju nie jest już walka o przeżycie, ale problemem staje się egzystencja per se, podszyta lękami i pytaniami o charakterze metafizycznym. Chodzi o poszukiwanie uzasadnienia dla bycia, skazane według Thomasa Ligottiego na porażkę, ponieważ „nikt nigdy nie zyska pewności co do swojego statusu ontologicznego"T. Ligotti, Spisek przeciwko ludzkiej rasie, tłum. M. Kopacz, Warszawa 2015, s. 80.[2]. Ten krótki zarys musi nam na obecną chwilę wystarczyć, ponieważ nie zamierzam referować dłużej tego, co dostępne jest we wstępie Guni. Chciałbym natomiast uzupełnić podjęty przez niego trop o dodatkowe dwa filozoficzne konteksty, z którymi problem istnienia jest nierozerwalnie związany, a które wyraźnie wybrzmiewają w twórczości Anny Marii Wybraniec.

Postrzeganie istnienia jako tragedii; poddawanie pod rozwagę porządku istnienia wyższego niż nasz własny; poszukiwanie, a zarazem kwestionowanie sensu życia; utrata poczucia sprawczości i kontroli nad własnym losem na rzecz przypadkowości – to tylko kilka zagadnień wchodzących w skład grozy egzystencjalnej czerpiącej inspiracje z pesymistycznej refleksji na temat filozoficznych i psychologicznych uwarunkowań podmiotu. Wybraniec niejednokrotnie przedstawia kryzysy osobowościowe, z jakimi mierzą się jednostki permanentnie nadwrażliwe i nadświadome, które czują bezsensowność jakichkolwiek działań. Zlewa się w tym momencie ze sobą groza upływającego czasu (Gołębie minuty), małomiasteczkowego marazmu (Wanderlust), rodzinnych tragedii (Lanie ołowiu, Kubałówka) – doświadczywszy ich, nikt nie jest już w stanie beztrosko patrzeć na świat. Nie jest, bo kiedy upadła zasłona złudy, tego, do czego doszliśmy, z czym się zetknęliśmy za sprawą namysłu, nie możemy już sobie „odświadomić”. Tym samym motywem łączącym doświadczenia wielu bohaterów będzie nadświadomość, coś wytrącającego z błogiego komfortu codzienności, czego nie sposób zignorować.

Czuć w tej prozie intelektualne powinowactwo z dziełami Freuda, Zapffego czy Ciorana, z tą różnicą, że Wybraniec przedkłada dyskurs artystyczny nad filozoficzny. Niemniej świadomość staje się u niej czymś, bez czego strach przed istnieniem nie mógłby w pełni wybrzmieć. Paradoksalnie więc przymioty wyróżniające człowieka jako gatunek są również źródłem trwogi i lęku. W swoich książkach autorka odwraca porządek tego, co intuicyjnie pozytywne i wartościowe. Czy poznania nie łączymy raczej z czymś dobrym niż złym lub niepokojącym? Kto z nas chciałby zrezygnować ze świadomości? Analizując sytuację bohaterów, czytelnik dostrzega, że uporczywe stawianie pewnych pytań, problematyzowanie aksjomatów, podejmowanie działań wiążących się z emocjonalnym zaangażowaniem, zaczyna rozstrajać zagubione Ja. A stąd już tylko krok do tego, o czym w przerażeniu mówił Tonio Kröger:

Istnieje coś, co nazwałbym ohydą poznania […]. Jest to stan, kiedy człowiekowi wystarcza przejrzeć jakąś rzecz, by uczuć śmiertelny wstrząs, bezwzględnie wrogi pojednaniuT. Mann, Tonio Kröger [w:] tegoż, Opowiadania, tłum. L. Staff, Wrocław 2005, s. 115.[3].

Tego pojednania ze światem, otoczeniem, samym sobą nie znajdują postacie Wybraniec, zaś my rozumiemy, że w pewnych obszarach refleksja przestaje przynosić ukojenie, a wręcz przeciwnie, nabiera toksycznych właściwości.

Groza Wybraniec jest więc soczewką, przez którą oglądamy krajobraz wewnętrzny postaci wątpiących w doktrynę afirmacji życia. Znajdziemy tu plejadę bohaterów niepotrafiących wyciszyć świadomości. Dobrane narzędzia artystyczne: metafory, język, atmosfera, sposób prezentacji postaci, podbudowa psychologiczna i okoliczności, korespondują z refleksją Thomasa Ligottiego, który w Spisku przeciwko ludzkiej rasie pisał:

Świat przyrody istniał, kiedy nas nie było, i będzie istniał długo po tym, jak nas zabraknie. Nadprzyrodzone wkradło się do życia, dopiero gdy w naszych głowach uchyliły się wrota świadomościT. Ligotti, Spisek…, s. 208.[4]. 

Na styku interpretacji powiązanych z istnieniem i świadomością pączkuje trzeci obszar, który dotyka zagadnienia tożsamości. Językiem Paula Ricoeura możemy powiedzieć, że bohaterowie Wybraniec mają zasadniczy kłopot z dialektyką między sobą samym a innym. Osią ich konfliktów wewnętrznych stają się pytania: kim jestem i co konstytuuje moje poczucie siebie?; jak zdefiniować lub zredefiniować „sobość”, w jakich ramach ją zamknąć?; co jest immanentne, a co tylko przygodne dla mojego Ja?; jak powinienem się zachować, jeśli moje dotychczasowe osiągnięcia, cele lub starania zostały zakwestionowane?; gdzie i jakimi sposobami szukać sensu? Ta hermeneutyka siebie – znamienna dla grozy egzystencjalnej w ogóle – zaczyna się wraz z podstawowym kryzysem Cogito; od sytuacji, w której dostrzegamy, że część strachu towarzyszącego człowiekowi wynika z niemożliwości uchwycenia przez niego jakiejś racjonalnej struktury Ja. Świadomość braku dostępu do czegoś własnego, wręcz intymnego, co byłoby tylko moje, powoduje poznawczy dyskomfort. To doświadczenie każe się poważnie zastanowić, czy aby na pewno kartezjańska teza „myślę, więc jestem” ufundowana została na stabilnym gruncie. Jak daleko sięga nasza władza nad nami samymi i czy faktycznie myśl należy do nas? Jacek Dukaj w Po piśmie prowokacyjnie zapyta o różnicę pomiędzy zdaniami: „«Pomyślałem, że X» «X mi się pomyślało»”?J. Dukaj, Intro [w:] tegoż, Po piśmie, Kraków 2019, s. 9.[5] U Kartezjusza od bezgranicznego wątpienia miało ocaleć przynajmniej nasze Ja, ale scheda filozofii współczesnej, od Nietzschego, przez psychoanalizę, aż po postmodernizm, pozwala wątpić w sam koncept suwerennego podmiotu, co skądinąd wykorzystuje literatura. Także Paul Ricoeur powie: „Tak oto bierzemy za przyczynę, pod mianem «ja», to, co jest skutkiem swojego własnego skutku”P. Ricoeur, Przedmowa. Zagadnienie bycia sobą [w:] tegoż, O sobie samym jako innym, tłum. B. Chełstowski, Warszawa 2003, s. 28.[6].

Wszystko to ma swój wyraźny wydźwięk w tradycji literatury grozy, gdzie kryzys podmiotu w połączeniu z nadświadomością bohaterów jest dla horroru egzystencjalnego, w tym również dla Wybraniec, wymarzonym punktem wyjścia. Wymarzonym, bo odżegnującym się od tego, co wyłącznie prywatne na rzecz perspektywy uniwersalnej. Tu już nie chodzi o taką czy inną traumę (chociaż one również się pojawiają), strach czy fobie. Bez znaczenia są jednostkowe przypadki i kameralne dramaty, bo gra toczy się o sprawy fundamentalne, o status oraz sens podmiotowości, dotyczące absolutnie każdego. Korzystając z terminologii Sørena Kierkegaarda, można by wręcz powiedzieć, że Wybraniec pokazuje bohaterów zrozpaczonych, doświadczających „rozpadu syntetycznego stosunku jaźni do samej siebie”S. Kierkegaard, Choroba na śmierć, tłum. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1995, s. 17.[7]. Ale na tym nie koniec.

Rozpad tożsamości

Zerknąwszy pod podszewkę tożsamości, szybko dostrzeżemy, jak ściśle jest ona związana z doświadczeniem obcości. Obcości, która manifestuje się w dwóch wymiarach: wewnętrznym i zewnętrznym. Tekstem reprezentatywnym dla tej pierwszej odmiany będzie Lato szczęśliwych psów, gdzie na przestrzeni kilku stron poznajemy historię – opowiedzianą w pierwszoosobowej, bardzo intymnej, narracji – bezimiennej bohaterki próbującej oznaczyć samą siebie. Jej celem jest identyfikacja tego, co własne. Na pierwszy plan wybija się poszukiwanie niezastępowalnej „mojości”, aż po umiejscowienie zbioru przeżyć w jakimś szerszym kontekście historycznym. Dość powiedzieć, że opowiadanie rozpoczynają słowa: 

Nie mam kształtu, w ciepłej pustce zdążę przybrać każdy, tak mogło wyglądać stworzenie wszechświata i człowieka, tak rośnie biały chlebA.M. Wybraniec, Lato szczęśliwych psów [w:] tejże, Wilgość, Czerwonak 2022, s. 125.[8]

Pod literacką lupę trafia tutaj stosunek podmiotu do samego siebie, jego wykorzeniona natura oraz brak ontologicznej stabilności – w tym rodzaju refleksji nie potrzebujemy już lovecraftowskiej grozy kosmicznej. Jak stwierdza sama narratorka:

Jestem wężem i ptakiem, moje myśli zataczają się jak pijane, nie należą już do mnie, ktoś wkłada je do mojej głowy. Ktoś „pisze je za mnie. […] Jestem formą pozbawioną treści. […] Jasne światło wyciska z oczu łzy, zachęca, zmusza do złożenia wyzwania, a ja wciąż nie wiem kim i dlaczego jestemTamże, s. 125–126.[9].

Tym samym oglądamy piękną metaforę człowieka jako „zwierzęcia nieustalonego” – obarczonego jednocześnie brakiem i nadmiarem. Uzupełnieniem tej narracji przedstawiającej wymykanie się samemu sobie będzie zwrócenie uwagi na doświadczenie cielesności. Ciało warunkuje nasze poznanie i – jak zauważa Paul Ricoeur – jest „początkiem wszelkiego «przeinaczenia tego, co własne». Z tego wynika, że bycie sobą zakłada, jeśli można tak rzec, «własną» inność, której podporą jest żywe ciało”P. Ricoeur, Badanie X. Ku jakiej ontologii? [w:] tegoż, O sobie…, s. 539.[10]. Stąd ta nieustająca palimpsestowość portretu bohaterki, ten mikrokosmos zdarzeń oraz impresji na styku jaźni i cielesności podlegający nieustannemu porządkowaniu, ale nigdy ostatecznemu.

Rewersem obcości wewnętrznej będzie oczywiście groza tego, co na zewnątrz. Stąd podglądanie podmiotu w jego relacji ze światem. I tu najczęściej Wybraniec neguje lub marginalizuje obcość pod postacią potwora, jakby wyczerpał się czas historii spod znaku klasycznego horror story, gdzie bohaterowie mierzą się z wyrwą w rzeczywistości, którą mogą zasklepić i doznać katharsis. Obcość zewnętrzna zostaje zdywersyfikowana – polega przede wszystkim na presji otoczenia: oczekiwaniach, zobowiązaniach moralnych czy normach i wymaganiach kulturowych. To one oraz wypadki losowe nękają bohaterów, zmieniając ich sposób postrzegania siebie. Czasem będzie to kilka usłyszanych słów, czasem dziwne zdarzenie na torach kolejowych, a innym razem udzielająca się atmosfera ceremonii herbacianej podczas wycieczki do Japonii.

Charakterystyczne tło widać chociażby w Laniu ołowiu  opowiadaniu precyzyjnym i wielowarstwowym  gdzie natarczywość stalkera jest tylko pretekstem do ukazania systemowego braku pomocy i kulturowych stereotypów wobec kobiet. Poczynając od niewyważonych komentarzy stryja przy rodzinnym stole, przez opieszałość instytucji publicznych, aż po brak wsparcia ze strony pracodawcy. Wybraniec miesza tutaj tropy, ucieka w mistycyzm, bawi się kształtem narracji, ale przede wszystkim potęguje atmosferę osaczenia. Zakończenie zostawia czytelników z otwartym pytaniem o to, co rezonuje w nich z większą mocą. Dramatyczny, w jego fizycznym aspekcie, koniec czy może konstatacja bohaterki – której żadna kobieta nie chciałaby usłyszeć – brzmiąca: „zasłużyłam sobie na to”. 

Artystyczne aspiracje weird fiction

Koncepcje estetyczne traktujące literaturę jako miejsce „zmysłowego przeświecania idei”, upatrujące cel prozy w przekładaniu problemów intelektualnych na język sztuki, są dla krytyki raczej podejrzane i zdezaktualizowanie. Dlatego garść filozoficznych interpretacji, które można wyłuskać z twórczości Wybraniec działa z jednej strony na jej korzyść, ale z drugiej nie wyczerpuje całego potencjału artystycznego tej autorki. Poszukując więc naddatku, czegoś wykraczającego poza dydaktyzm i prostą listę zagadnień, znajdziemy w tych opowiadaniach złożoności innego rodzaju – odpowiednie połączenie treści i formy tworzące specyficzną synergię. I tak jak tłumu nie można zredukować do prostej sumy jednostek, tak też wymowy tekstów Wybraniec nie da się łatwo skategoryzować.

Autorka mądrze korzysta z możliwości, jakie daje jej weird fiction, obchodząc schematy i uciekając przed klarownymi rozwiązaniami. Tym, na co warto zwrócić szczególną uwagę jest jednak sposób, w jaki buduje pomost pomiędzy myślą, językiem ją wyrażającym a metaforą uplastyczniającą owo połączenie. Ten zabieg przenosi omawiane teksty na grunt czysto artystyczny, a umiejętne zespolenie wymienionych płaszczyzn jest jednym z wartościowszych elementów tej prozy. Istnieją bowiem pisarze posiadający niezwykły dar konceptualny, którym nie wystarcza talentu na zadowalające przeniesienie wszystkiego na papier. Są też wirtuozi pióra, którym brak świeżych idei. Są wreszcie ci, którzy dysponują zarówno pomysłami i warsztatem, chociaż cierpią na deficyt wyobraźni. Wyobraźnia zaś jest niezbędna do nabudowania metafory uwalniającej tekst – niejednokrotnie pięknie napisany – od dydaktyzmu. U Wybraniec natomiast nie widać żadnego gorsetu krępującego ruchy, a jej twórczość przestaje się mieścić w tym, co krytyka literacka chciałby zaliczyć do tak zwanej literatury popularnejUżywam tego terminu zgodnie z typologiami Umberto Eco (Supermen w literaturze masowej) czy Jakuba Z. Lichańskiego (Niepopularnie o popularnej).[11].

Anna Maria Wybraniec idzie na przekór wszystkim sztuczkom, cechom i powtórzeniom konwencjonalnie przypisywanym tej ostatniej. Po pierwsze, jej proza zorientowana jest na styl, dźwięczność oraz rytmiczność frazy, co odgranicza ją od wszelkich repetytywnych i paraliterackich prób. Po drugie, nie zatrzymuje się na prostych i domkniętych rozwiązaniach fabularnych, uciekając w stronę otwartych – ale nie mętnych! – zakończeń. W tych utworach zwieńczenie intrygi nie gasi problemów nią wywołanych, co oznacza, że fabularny finisz jest jednocześnie właściwym początkiem intelektualnej refleksji. Po trzecie, to typ literatury, która nie uspokaja czytelnika liczącego na odnajdywanie prefabrykowanych charakterów, tym lepszych, im bardziej znanych i zakotwiczonych w zbiorowej wyobraźni. Poszukiwacze odciążającego katharsis na pewno poczują się rozczarowani. Jedyne oczyszczenie, jakie tu możemy znaleźć, to to estetyczne. Po czwarte, proza Wybraniec będzie stanowiła wyzwanie, o czym świadczy zarówno zrezygnowanie ze zbanalizowanych struktur narracyjnych, jak również dojrzałe rozwijanie metafor.

Tego wymaga się od autora, żeby nas zmuszał do nowego spojrzenia na świat, złego czy dobrego, to prima facie jest nawet obojętne, wesołego czy smutnego, opty- czy pesymistycznego, realistycznego czy idealistycznego, byle nowego! A to uzyskuje się tylko wtedy, o ile poza talentem jest się kimś w ogóle pod każdym względem: charakteru, obyczajów, uczuć, ale przede wszystkim, jeśli chodzi o literaturę, o ile się jest kimś pod względem intelektu, o ile się ma własny światopogląd, i to nie tylko jako kupy życiowych poglądzików zlepionych jakimś zewnętrznym klejem […], tylko światopogląd prawdziwy, to znaczy oparty o mniej lub więcej uświadomiony, mniej lub więcej wykrystalizowany pogląd na istnienie w ogóle (a nie na nasz ciasny światek), pogląd filozoficzny (raczej ogólnoontologiczny). 

– tymi słowami Stanisław Ignacy Witkiewicz wyrażał się o dokonaniach Brunona Schulza w jednym z tekstów wchodzących w skład Pism krytycznych i publicystycznychS.I. Witkiewicz, Twórczość literacka Brunona Schulza [w:] tegoż, Pisma krytyczne i publicystyczne, Warszawa 2015, 408–409.[12]. Ta wypowiedź dobrze ilustruje to, co widzimy w twórczości Wybraniec: krystalizowanie się światopoglądu uwrażliwiającego na pesymizm opowieści i problemy podmiotu. To też groza prezentująca różne punkty widzenia, sytuacje i zdarzenia potrafiące doprowadzić do tragedii. W efekcie nie tak łatwo umieścić ją na gatunkowej mapie. Nie raz pisałem o tym, że omawiamy literaturę weird fiction, ale jakże odmienną od mrocznych wizji Wojciecha Guni, Dawida Kaina czy Thomasa Ligottiego. Horror psychologiczno-egzystencjalny? Owszem, ale zasadniczo różny od tego, co pisze Mariana Enríquez, Caitlin R. Kiernan albo Bora Chung. Terror story zwodzące czytelników atmosferą w stylu blackwoodowskich Wierzb? Bynajmniej. Pod względem wrażliwości najbliżej chyba Annie Marii Wybraniec do niektórych utworów Roberta Aickmana, ale wciąż należy pamiętać, że to autorka czerpiąca z różnych źródeł, nieprzywiązująca się zasadniczo do jakiejś konkretnej tradycji. Dba za to o subtelność i intymność przekazu, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że wszystko, co pisze wydobywa z trzewi.

Dobrze pamiętam, jak w 2012 roku na łamach portalu „Esensja” czytałem Tamdarej w innych światach Radka Raka, czując, że pojawił się twórca z potencjałem, inny niż resztaR. Rak, Tamdarej w innych światach, „Esensja” 2012, https://esensja.pl/tworczosc/opowiadania/tekst.html?id=15569 [dostęp 15.07.2022].[13]. Dziś to uczucie powróciło. Nie powinniśmy być ślepi na tak rzadkie rozbłyski talentów, dlatego bieżącym zadaniem krytyków powinna być próba osadzenia niniejszego dorobku w przynajmniej dwóch literackich kontekstach: szerszym – literatury pięknej jako takiej; i węższym – wskazującym gatunkowe powiązania. Tylko tak zdołamy podsycić, a później podtrzymać dyskusję o prozie, która bezsprzecznie na to zasługuje. Na koniec pozostaje życzyć Annie Marii Wybraniec szczęścia do czytelników i promocji, których niemal każdy autor do sukcesu (nie tylko artystycznego) potrzebuje. Sam chcę wierzyć, że z biegiem lat kolejne książki po Wilgości dadzą nam sporo satysfakcji, stając się punktem orientacyjnym na literackiej mapie.

A.M. Wybraniec, Wilgość, 2022. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Szraj, Doświadczanie rozpaczy – kilka słów o twórczości Anny Marii Wybraniec, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 172

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...