06.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #172 / Innego końca świata nie będzie?

Nie sposób przeoczyć faktu, że narracje o końcu świata, katastrofie klimatyczno-ekologicznej i przewartościowaniu dotychczasowego trybu życia całych społeczeństw cieszą się od kilku lat rosnącym zainteresowaniem. W zachodnim dyskursie akademickim pojawiła się nawet nowa dyscyplina – kolapsologia, zajmująca się badaniami nad upadkiem cywilizacji przemysłowej.

Istotnie, przełom drugiej i trzeciej dekady XXI wieku nie przyniósł zbyt wielu dobrych wieści: świat dotknęła pandemia koronawirusa, pożary zdziesiątkowały populację zwierząt w Australii, Rosja napadła na Ukrainę, kryzys uchodźczy i klimatyczny wydają się nierozwiązywalnymi kwestiami, ani zagrożenie, ani polityczna polaryzacja społeczeństw nie słabną, nie mówiąc o nierównościach ekonomicznych. Najświeższym i najbliższym polskiej perspektywie wydarzeniem, które wpisuje się w katastroficzną narrację, jest skażenie Odry i masowe wymieranie rzecznego ekosystemu oraz zaproszenie do palenia w piecach „wszystkim poza oponami”. Łączy się z nią także (choć w specyficzny sposób) nowa publikacja Patryka Szaja: Pamiętnik z końca świata (jaki znamy).

Książka, będąca zbiorem krótkich esejów i szkiców, reprezentuje nurt „humanistyki środowiskowej” oraz modnej (choć nie wiem, czy to najlepsze określenie) od kilku lat na polskich uczelniach ekokrytyki. Czytając Pamiętnik, możemy odnieść wrażenie pewnej niekonsekwencji, zarówno jeśli chodzi o gatunek/rodzaj prezentowanych w nim tekstów, jak i rejestr, w którym zostały napisane. We wstępie autor przyjmuje jednak szczerą i nieco asekuracyjną postawę, gdyż wprost zaznacza, że „[t]eksty, które składają się na tę książkę, nie powstawały z myślą o zwartym projekcie”P. Szaj, Pamiętnik z końca świata (jaki znamy), Lusowo 2022, s. 11. Pozostałe cytaty z tego wydania oznaczam w tekście głównym.[1]. W dalszej części wprowadzenia Szaj tłumaczy, że przyświeca mu specyficzne rozumiana strategia prowokowania: „[…] gdy myślę o prowokacji, słyszę w niej łacińską etymologię: provocatio, czyli wezwanie, wywołanie, pobudzenie do działania, zwłaszcza moralnego” (s. 13). Kilka stron później pojawia się zdanie, które wprowadza ciekawą perspektywę i równocześnie zawiera obietnicę, że Pamiętnik będzie różnił się od wielu dotychczasowych narracji (choć Szaj odcina się i od tego słowa) na temat końca świata: „[…] daleko mi do częstego toposu tekstów środowiskowych – postawy apokaliptycznej. Zależy mi również, by trzymać się z dala od (stanowiącej jedynie wariant „odwróconej” apokalipsy) eschatologii” (s. 17).

Teksty, które składają się na Pamiętnik można podzielić (nieprecyzyjnie) na trzy podstawowe kategorie. Poznańsko-krakowskiego badacza interesują głównie kwestie związane z odejściem od antropocentrycznego paradygmatu w postrzeganiu zwierząt (czy też, jak pisze autor, „zwierząt nie-ludzkich”) i wynikające z tego implikacje filozoficzno-etyczne, sprawy związane z przyczynami i skutkami kryzysu klimatycznego, a także refleksje nad charakterem antropocenu i kapitałocenu, gospodarczo-polityczno-społecznym statusem quo, który pcha planetę ku tytułowemu końcowi świata. Ostatni tekst w zbiorze odbiega nieco od pozostałych: jest on bowiem swoistą literacką „pracą żałoby”, opisem relacji z ukochaną kotką Magą, a zarazem świadectwem jej odchodzenia.

Gdybym miał wymienić największe zalety książki Szaja, to z pewnością znalazłby się wśród nich dobór problematyki i tematyki, którą autor się zajął – jest ona aktualna, by nie powiedzieć: paląca, a poruszane wątki i przywoływane lektury uświadamiają nam, jak bardzo jesteśmy w Polsce zapóźnieni, jeśli chodzi o kwestie praw zwierząt i świadomości ekologicznej (słynne Wyzwolenie zwierząt Petera Singera ukazało się przecież w 1975 roku, a zachodni naukowcy już kilka dekad temu przestrzegali przed kryzysem energetycznym i zmianami klimatu). Szaj opisuje chociażby takie fenomeny jak poczucie „hiperbezradności” związanej ze zmianami klimatycznymi i środowiskowymi (czegokolwiek nie zrobimy, planeta i ludzkość i tak skazane są na radykalną zmianę, a działania aktywistów czy pojedynczych osób to kropla w morzu potrzeb), depresja klimatyczna czy nerwica ekologiczna, której objawy to:

Poczucie winy pomieszane z poczuciem bezradności, obsesyjne sprawdzanie, czy dany produkt zawiera olej palmowy, unikanie podróży samolotem i samochodem, wyrzuty sumienia z powodu niemalejącej liczby plastikowych odpadów we własnym koszu, kupowanie droższych produktów w sklepie zero waste zamiast tańszych, supermarketowych, opakowanych w tworzywa sztuczne, złość na ludzi jedzących mięso i produkty odzwierzęce, ale jeszcze większa złość na decydentów i wielkie korporacje, które zrzucają odpowiedzialność na pojedynczych konsumentów – na kampanie zachęcające do oszczędzania wody w gospodarstwach domowych, a przemilczające fakt, że 70 proc. zasobów wodnych zużywa przemysł, na greenwashing firm odzieżowych namawiających do przynoszenia do swych sklepów starych ubrań, a co roku spalających niesprzedane resztki kolekcji, na rządy snujące plany przekształcenia rzek w drogi wodne, na subsydiowanie wydobycia paliw kopalnych… (s. 121).

Być może powyższe wyliczenie jest dla wielu osób fanaberią lub przesadą, ale dla przedstawicieli mojej (i późniejszych) generacji są to, mimo wszystko, rzeczywiste problemy, składające się na nienajlepszy stan psychiczny najmłodszych pokoleń. W książce Szaja podoba mi się także wspomniane odejście od apokaliptycznego lamentowania i jeremiad na temat nieuchronnego końca świata. „Apokalipsa” w Pamiętniku przyjmuje postać zdarzenia w paradoksalnym czasie przyszłym dokonanym – nie chodzi tu (tylko) o zagładę gatunków i cywilizacji, ale przede wszystkim o koniec pewnego dobrze znanego statusu quo (na co wskazuje zaczerpnięty od Immanuela Wallersteina tytułZob. I. Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, tłum. M. Bilewicz, A.W. Jelonek i inni, Warszawa 2004. Według Wallersteina świat u progu XXI wieku stanie się świadkiem początku końca kapitalizmu, który w ciągu kilku dekad przekształci się w bardziej sprawiedliwą formację społeczną. W latach dwudziestych XXI wieku wielu cyników i pesymistów byłoby skłonnych skwitować te przemyślenia uwagą, że końca kapitalizmu na dziejowym horyzoncie nie widać, choć nie nazwałbym tez Wallersteina naiwnymi: możemy zaobserwować pewne zmiany w społeczności zachodnich społeczeństw, lecz należy przy tym wyrazić obawę, iż są one raczej powolne (być może nawet spóźnione) i zbyt hermetyczne.[2]), co także może wiązać się z żałobą czy pewną traumą. Jak wyznaje pamiętnikarz: „Oczywiście, odczuwam solastalgię, żałobę po świecie, który odszedł, ponieważ był/jest to także mój świat” (s. 195).

Kolejną zaletą jest także nieoczywista perspektywa, którą przyjmuje autor – jest on bowiem (radykalnym) hermeneutą i to właśnie do przedstawicieli tej metody częstokroć na kartach swojego Pamiętnika się odwołuje. Nie raz natrafimy tu na cytat z Heideggera, Gadamera czy Derridy (ten ostatni mógłby zresztą zostać uznany za patrona całego zbioru). Szaj posiłkuje się także Levinasowskim personalizmem i filozofią twarzy, by krytycznie zestawić je z ekokrytyczną etyką i kwestiami praw zwierząt, co jest według mnie arcyciekawym ćwiczeniem intelektualnym.

Pamiętnik posiada także pewne – specyficzne i paradoksalne – wady. Dlaczego paradoksalne? Otóż wydaje mi się, że postrzeganie konkretnych elementów książki może zostać uznane za wadę lub zaletę w zależności od tego, kto będzie jej czytelnikiem. Jeśli chodzi o język: Szaj umie pisać (udowodnił to swoją poprzednią książką Wierność trudnościZob. P. Szaj, Wierność trudności. Hermeneutyka radykalna Johna D. Caputo a poezja Aleksandra Wata, Tadeusza Różewicza i Stanisława Barańczaka, Kraków 2019.[3]), odnajduje się zarówno w pisarstwie akademickim, jak i lżejszej formie eseistyczno-publicystycznej, jest zaangażowanym erudytą. Obawiam się jednak, że dla wielu czytelników tak zwany „próg wejścia” w tę lekturę będzie za wysoki. Teksty zaprezentowane w Pamiętniku nie są stricte naukowe, ale odnoszę wrażenie, że w dużej mierze wymagają one od czytającego konkretnego wykształcenia i kompetencji kulturowych, zwłaszcza jeśli chodzi o wiedzę filozoficzną czy socjologiczną. Szaj często powołuje się na wielu autorów, omawia i cytuje mnóstwo książek (wymienienie wszystkich tych tytułów wymagałoby osobnego, długiego akapitu), przy czym rzadko stosuje przypisy. I znowuż: dla „przeciętnego” czytelnika brak opasłych przypisów w stopce może być zaletą, z kolei ktoś wywodzący się ze środowiska akademickiego może uznać nieobecność odsyłaczy za błąd.

Moje wątpliwości budzi także dobór tekstów zaprezentowanych w zbiorze, gdyż są one według mnie nieco nierówne. Obok typowych recenzji i streszczeń dzieł literackich (między innymi twórczości Julii Fiedorczuk i Urszuli Zajączkowskiej) pojawiają się eseje naukowe, napisane dużo bardziej profesjonalnym językiem i poruszające znacznie trudniejszą tematykę filozoficzną, teoretycznoliteracką czy społeczną. Taki rozdźwięk, choć wyjaśniony przez autora we wstępie, nie wszystkim może przypaść do gustu. Gdybym miał wymienić najlepsze teksty z Pamiętnika, byłyby to: Pomyśleć niemożliwe: Levinas – Derrida – Waldenfels, Różewicz. Niepokoje, Niewczesne rozważania, Czy ocali nas socjaldemokratyczna korekta?, Przyszłość potrzebna od zaraz. W jednym z nich Szaj dokonuje brawurowej polemiki z książką Wojny nowoczesnych plemion Michała Pawła Markowskiego – życzyłbym sobie, aby autorski głos przebijał się w całym zbiorze właśnie w taki sposób jak w tym szkicu (niekiedy można odnieść wrażenie, że Szaj zbyt często zasypuje czytelnika twierdzeniami innych badaczy czy arbitralnymi definicjami).

Jak wspomniałem, jeden z tekstów dotyczy poezji Różewicza, której badacz z krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego przygląda się z ekokrytycznej perspektywy. Trochę szkoda (to już jednak moja osobista zachcianka), że autor nie zmierzył się z twórczością innego pisarza, którego nazwisko zostaje w Pamiętniku wspomniane (zainspirował on poniekąd tytuł zbioru), mianowicie Witolda Gombrowicza. Znane są przecież fragmenty Dziennika (poddawane wielokrotnie różnym odczytaniom) o stosunku Gombrowicza do „braci mniejszych”, zwłaszcza słynne passusy o żukach i krowie. Pisarz stawia na równi cierpienie zwierząt i ludzi, gdy w Dzienniku krytykuje chrześcijańskie podejście do zwierząt jako istot nieposiadających duszy. Dla autora Ferdydurke cierpienie pozbawione jest podziałów klasowych, etnicznych, ideologicznych, płciowych, ale także gatunkowych – dotyczy zarówno ludzi, jak i zwierząt nie-ludzkich.

Ta ziemia, po której stąpamy, tak pokryta jest bólem, brodzimy w nim po kolana – i jest to ból dzisiejszy, wczorajszy, przedwczorajszy, oraz sprzed tysiącleci – albowiem nie trzeba się łudzić, ból nie rozpływa się w czasie i krzyk dziecka sprzed trzydziestu wieków nie jest ani trochę mniej krzykiem od tego, który trzy dni temu się rozlegał. Jest to ból wszystkich pokoleń i wszystkich istnień – nie tylko człowiekaW. Gombrowicz, Dziennik 1957–1961, Kraków 1986, s.194.[4].

Reasumując: chciałbym polecić Pamiętnik z końca świata (jaki znamy) jak najszerszemu gronu czytelników ze względu na arcyważną tematykę, której dotyka autor. Mam jednak obawy (być może niesłuszne), że książka Szaja nie przekona „nieprzekonanych” i że jest skierowana raczej do tych osób, które posiadają „świadomość ekologiczną”, wiedzą już coś więcej na temat ekokrytyki, kryzysu klimatycznego i systemowych wad późnego kapitalizmu. Otrzymaliśmy książkę „od humanisty dla humanistów”, a może raczej od „antroposceptyka dla antroposceptyków”, co, jak zaznaczyłem, dla wielu czytelników wcale nie musi (choć niestety może) być swoistą wadą tej książki. Jestem jednak zwolennikiem wychodzenia poza ideologiczną czy światopoglądową strefę komfortu, a Pamiętnik do takiego wyjścia jak najbardziej zaprasza, pozostając równocześnie – zgodnie z zamysłem autora – moralną i intelektualną prowokacją.

P. Szaj, Pamiętnik z końca świata (jaki znamy), Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2022.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Błażej Szymankiewicz, Innego końca świata nie będzie?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 172

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...