13.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #173 / Reminiscencje

Pisząc o home movies Jonasa Mekasa, Andrzej Pitrus stwierdza w pewnym momencie:

Filmami tego artysty nie można cieszyć się, nie odnosząc ich do siebie. […] Trzeba oglądać je w spokoju i skupieniu, być może także ze szklaneczką ulubionego alkoholu w dłoniA. Pitrus, Przebłyski piękna. Spotkania z Jonasem Mekasem, Warszawa–Gdańsk 2022, s. 11.[1].

Pełna zgoda. Moje pierwsze poważne spotkanie z Mekasem miało miejsce na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty, podczas którego odbywała się retrospektywa filmowej twórczości Litwina. Niestety, nie miałem akurat pod ręką „szklaneczki ulubionego alkoholu”, rozsiadłem się jednak wygodnie w kinowym fotelu i na trzy godziny zanurzyłem w Waldenie – pierwszym z monumentalnych, „pamiętnikarskich” filmów Mekasa.

Szybko przekonałem się, że dzieła Mekasa, tak jak napisał Pitrus, wymagają specyficznego modelu odbioru. Choć w zdecydowanej większości nakręcone przy wykorzystaniu malutkiej kamery Bolex na taśmę 16 milimetrów (ostatni film zrealizowany za jej pomocą Litwin zmontował w 2000 roku), zdecydowanie najlepiej ogląda się je w kinie. Filmowe pamiętniki Mekasa to właściwie audiowizualne strumienie świadomości, wypełnione po brzegi ludźmi, imprezami, spacerami, podróżami, roślinami i zwierzętami (zwłaszcza kotami). Wyczerpują zmysły, jednocześnie wprowadzając odbiorcę w swojego rodzaju trans. Oczy mimowolnie rejestrują kolejne ujęcia, podczas gdy umysł znajduje się w zupełnie innym miejscu. To, co widoczne na ekranie, staje się jedynie punktem wyjścia dla powolnej wędrówki myśli, do której zachęca hipnotyzujący głos autora dobiegający od czasu do czasu z offu. Jak pisze Pitrus:

[o]glądając filmowe dzienniki Litwina, może nie do końca przejmujemy jego punkt widzenia, bo przecież projekcja nie wyłącza naszych procesów postrzegania, ale przynajmniej nakładamy jego wizję wyobrażonych światów na własne doświadczenieTamże, s. 97.[2].

Poza Waldenem w trakcie wrocławskiego festiwalu obejrzałem również Kiedy szedłem przed siebie, widziałem krótkie przebłyski piękna. Lost, Lost, Lost, Ścinki z życia szczęśliwego człowiekaWspomnienia z podróży na Litwę widziałem już w warunkach domowych i pomimo najlepszych chęci nie potrafiłem odebrać ich w ten sam, „transowy” sposób.

Retrospektywie filmowej twórczości Mekasa towarzyszyła premiera najnowszej książki profesora Andrzeja Pitrusa Przebłyski piękna. Spotkania z Jonasem Mekasem. Sięgnąłem po nią kilka tygodni po zakończeniu festiwalu, mając już za sobą kilka filmów autora Lost, Lost, Lost. Okazało się, że to pozycja niezwykła, dorównująca oryginalnością dziełom litewskiego artysty. Pitrus, podążając za wrażliwością bohatera swojej książki, konstruuje Przebłyski piękna,opierając się na estetyce kolażu. Włącza w ich obręb nie tylko autorskie eseje, dotyczące wybranych filmów Mekasa, ale również obszerne fragmenty jego dzienników, zapisków, artykułów krytycznofilmowych, poezji oraz wyczerpujących wywiadów, których Litwin udzielił kolejno Geraldowi Barretowi i Stanowi Brakhage’owi. Zamiast posłowia odnajdziemy natomiast świetny tekst Gabrieli Sitek zatytułowany Jonas Mekas i jego filmy. Spojrzenie z lotu ptaka, kondensujący najważniejsze informacje o artyście na niewielu ponad dwudziestu stronach. Jak słusznie zauważa bowiem autor na pierwszych kartach swojej książki:

Sam warsztat filmoznawcy, choć pomocny i stanowiący fundament moich rozważań nie wystarczy, konieczne jest wejście w rezonans ze światem tego niezwykłego erudytyTamże, s. 8.[3].

Kilka linijek wcześniej Pitrus uprzedza czytelnika:

Czasem pojawią się tu wątki osobiste, co jest o tyle prawomocne, że kino Jonasa Mekasa pozostaje wypowiedzią w pierwszej osobieTamże.[4].

I rzeczywiście Przebłyski piękna to bodaj najbardziej osobista książka filmoznawcza, z jaką miałem do czynienia. Przede wszystkim dlatego, że Pitrus nasycił ją wspomnieniami o Alicji Helman – wybitnej filmoznawczyni (a prywatnie żonie autora), która zmarła 24 lutego 2021 roku. Helman regularnie powraca na karty Przebłysków piękna. Pitrus już na samym początku nazywa ją „cichą współautorką tego tomu”Tamże, s. 7.[5]. Od czasu do czasu przywołuje jej teksty – jako jedna z pierwszych pisała w polskiej prasie o filmach Mekasa, między innymi analizując na łamach „Kina” kultową Klatkę. Najwięcej jednak znajdziemy w książce Pitrusa wspomnień prozaicznych, które uruchamiane zostają poprzez refleksję nad dziełami litewskiego twórcy. Alkohol pochłaniany przez Mekasa w Liście z Greenpointu przypomina autorowi o ukochanym winie z galicyjskiego Albariño; przeprowadzka artysty z Manhattanu na Brooklyn staje się przyczynkiem do namysłu nad własnymi przenosinami z Krakowa do Hiszpanii; audiowizualna korespondencja pomiędzy Mekasem i José Luisem Guerínem sprawia natomiast, że polski filmoznawca zaczyna zastanawiać się nad tym, dlaczego nigdy nie napisał do żony listu z prawdziwego zdarzenia, „[t]akiego na papierze, najlepiej piórem”Tamże, s. 122.[6]. Czasem są to fragmenty niezwykle gorzkie, jak chociażby ten domykający refleksję nad Ścinkami z życia szczęśliwego człowieka:

Alicja nigdy nie widziała tego filmu. […] Dał mi radość i wzruszenie, choć przyniósł też smutek, obudził samotność i po raz kolejny uświadomił, że już nigdy nie podzielę się z nią żadnym obrazem, słowem, dźwiękiemTamże, s. 121.[7].

Kiedy indziej – wspomnienia lekkie i przyjemne, opisywane przez Pitrusa w humorystycznym, anegdotycznym tonie. Moim faworytem z miejsca stała się historia o pewnym wileńskim taksówkarzu, który zniecierpliwiony poszukiwaniem Centrum Sztuk Wizualnych Jonasa Mekasa, zwrócił się do swoich polskich pasażerów z pytaniem: „A ten Jonas Mekas to co? On tam mieszka?”Tamże, s. 44.[8].

Jeżeli chodzi zaś o same eseje poświęcone filmom Mekasa, to są one, jak nietrudno się domyślić, na niesłychanie wysokim poziomie – zarówno pod względem naukowym, jak i literackim. Każdy z nich to kolejne „spotkanie” z wybranym filmem twórcy Waldena. Nie obowiązuje tu jednak kolejność chronologiczna – Pitrus burzy ten porządek, zaczynając od omówienia Klatki (a zatem drugiego filmu w dorobku Litwina), a kończąc na muzealnych instalacjach oraz internetowych projektach artysty wykraczających poza tradycyjnie pojmowany „film”. Po raz kolejny podąża w ten sposób tropem Mekasa – twórcy odżegnującego się od tradycyjnie pojmowanej „fabuły”, nieustannie balansującego pomiędzy przeszłością (zarejestrowanym na taśmie wspomnieniem) i teraźniejszością (momentem montowania filmu i dogrywania komentarza z offu). Autor nie kryje się zresztą ze swoją strategią twórczą, już w pierwszym rozdziale Przebłysków piękna przyznając:

Piszę tę książkę w sposób rzadko wykorzystywany przez filmoznawców. Zwykle planują oni całość, dopiero potem przystępują do właściwej pracy. Ja postanowiłem, ponownie niejako odtwarzając technikę Jonasa Mekasa, po prostu zacząć pisać, nie mając pewności, jaki będzie kolejny rozdziałTamże, s. 17.[9].

Osobną wartość stanowią, rzecz jasna, starannie wyselekcjonowane przez Pitrusa „dodatki”, zajmujące około jednej trzeciej publikacji. Fragmenty dzienników Mekasa (wydanych w Polsce pod tytułem Nie miałem dokąd iść) pozwalają czytelnikowi zbliżyć się do perspektywy imigranta z Europy Środkowo-Wschodniej, przybywającego pod koniec lat czterdziestych do Ameryki:

Tyle cierpienia i nędzy w czasie wojny i po wojnie, tyle rozpaczy i beznadziei, i nagle człowiek staje twarzą w twarz ze snemJ. Mekas, Nie miałem dokąd iść, tłum. Marcin Wawrzyńczak [w:] A. Pitrus, Przebłyski…, s. 148–149.[10].

Sen nie okazał się jednak aż tak kolorowy, jak Mekas przypuszczał jeszcze na pokładzie „Generała Howze’a” – pierwsze lata spędzone w Nowym Jorku naznaczone były w jego przypadku notorycznymi problemami finansowymi oraz ciężką pracą fizyczną, od której bolały plecy i sztywniały palce. Trochę wody w rzece Hudson upłynęło zanim reżyser stał się tym, kim jest obecnie w oczach kinomanów na całym świecie – człowiekiem z kamerą, polującym na krótkie przebłyski piękna i odmierzającym czas przy wykorzystaniu kolejnych rolek z taśmą filmową.

Dwa obszerne wywiady, fragmenty pism filmowych oraz poezja Mekasa dają wgląd w inny aspekt jego amerykańskiej odysei. Pozwalają spojrzeć na Litwina w wielorakiej, aczkolwiek czysto artystycznej perspektywie: nie tylko jako na filmowca (choć sam Mekas odżegnywał się od tego określenia, preferując termin „filmujący”), ale również teoretyka sztuki, poetę oraz, last but not least, swego rodzaju „akuszera”, pielęgnującego rozwój nowojorskiej awangardy filmowej za pomocą takich środków jak magazyn „Film Culture”, centrum dystrybucyjne „Film-Makers' Cooperative”, a także, sprawnie funkcjonującą do dziś, instytucję „Anthology Film Archives”.

Za sprawą nowohoryzontowej retrospektywy oraz książki Pitrusa Jonas Mekas zakorzenił się na dobre również w moim życiu. Około dwóch tygodni temu zrządzeniem losu znalazłem się wraz z moją dziewczyną na poznańskich Ratajach – dzielnicy, w której dorastałem, uczęszczając do miejscowego przedszkola, szkoły podstawowej i (wówczas jeszcze istniejącego) gimnazjum. Korzystając z okazji, postanowiłem oprowadzić partnerkę po krainie mojego dzieciństwa. Choć nostalgia udzieliła się nam obojgu, z każdym kolejnym krokiem odczuwałem coraz większy dysonans – prawie nic nie wyglądało tak samo jak dawniej. Budynki przemalowano, wydeptane przez mieszkańców ścieżki zalano betonem, a prowizoryczne boisko, na które wychodziłem z kolegami po lekcjach, zapełniono świeżo posadzonymi drzewami. Zacząłem zadawać sobie pytania. Czy ludzie, których spotykałem na osiedlu niecałe dziesięć lat temu jeszcze tu mieszkają? Czy wciąż żyją? Gdy zatrzymałem się z dziewczyną przed ogrodzeniem mojego dawnego przedszkola (aż wstyd się przyznać, nierozpoznanego na pierwszy rzut oka), do mojego umysłu wdarł się fragment jednego z przywołanych w książce Pitrusa wierszy – napisanego przez Mekasa z myślą o Litwie jego młodości: raju, który utracił, gdy wraz z bratem wyruszył na zachód, uciekając przed wojenną pożogą. Do miejsca swoich narodzin powrócił dopiero w latach siedemdziesiątych, z pełną świadomością zagrożenia, jakie niesie ze sobą konfrontacja rzeczywistości z dziecięcymi wspomnieniami. Jak zauważa bowiem podmiot liryczny w ósmej z Mekasowskich Reminiscencji: „Lecz nie! / Nie, to nie to drzewo; nie, to nie ten błękit nieba; / nie, to twarz nie ta; / nie, to dym nie ten! / Biada, biada, biada”J. Mekas, Reminiscencje, tłum. Krzysztof Czyżewski [w:] A. Pitrus, Przebłyski…, s. 230.[11].

A. Pitrus, Przebłyski piękna. Spotkania z Jonasem Mekasem, Wydawnictwo w Podwórku, Warszawa–Gdańsk 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jan Brzozowski, Reminiscencje, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 173

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...