27.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #175 / Śląskie światła Nowosielskiego

Takie książki pojawiają się cicho, jak niespodziewany, ale przecież z dawna wyczekiwany gość. Bez fanfar i z dala od błysku fleszy Krystyna Czerni dokłada kolejny tom do tworzonego przez siebie corpusu sztuki sakralnej Jerzego Nowosielskiego. Po tomach poświęconych Krakowowi (pierwszy z serii), Podlasiu, Warmii, Mazurom i Lublinowi (tom drugi), przyszedł czas na Śląsk. Trzymając w rękach Nowosielskiego na Śląsku. Sztukę sakralną, poniekąd rozumiem, dlaczego okładka utrzymana jest w kolorze ciemnopomarańczowym niczym ostrzeżenie. Nie oderwiemy się od tej lektury.

Śląskie Emaus

Trzeci tom pozwala zaobserwować schemat, wedle którego Krystyna Czerni przedstawia sztukę sakralną (polichromię, zespoły ikon, architekturę – słowem całość twórczości, która przeznaczona jest do umieszczenia w świątyni) Jerzego Nowosielskiego. Rozdział pierwszy to solidne wprowadzenie w historię i specyfikę opisywanego regionu Polski. W przypadku Śląska, „narożnika Europy” (jak nazywał go ks. Emil Szramek, śląski duszpasterz), tradycyjnie pojmowanego jako obszar utożsamiany z katolicyzmem i protestantyzmem, autorka pokazuje twórczość Jerzego Nowosielskiego, który znacznie przekracza konfesyjne granice. Rozdział następny to wyczerpujące opisanie dzieł sztuki sakralnej. Przedstawione są prace artysty w cerkwi prawosławnej pod wezwaniem świętych apostołów Piotra i Pawła w Jeleniej Górze oraz w katedrze prawosławnej pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy we Wrocławiu. Zarazem oglądamy Śląsk przez pryzmat przyjaźni Tadeusza Różewicza i Nowosielskiego zapisanej w korespondencji. Bogate fragmenty listów, które towarzyszą książce, każą spojrzeć na ten region Polski jako krainę mistycznych poszukiwań. To nie tylko wadzenie się z wiarą, odchodzenie i powroty do Chrystusa Różewicza i Nowosielskiego, ale także mistyka Johannesa Schefflera zwanego Aniołem Ślązakiem, a także duchowe poszukiwania Jakoba Böhme.

Spośród sakralnej twórczości Nowosielskiego na Śląsku całą uwagę skupia na sobie polichromia w kościele rzymskokatolickim pod wezwaniem Ducha Świętego w Tychach. Krystyna Czerni poświęciła mu najwięcej miejsca, bowiem ponad sześćdziesiąt stron. Nic dziwnego, skoro dekoracja kościoła w Tychach uznawana jest za „malarską i teologiczną summę” Jerzego Nowosielskiego.

grafika

Tychy: Duch i światło

Bryła kościoła w Tychach zwraca na siebie uwagę nietypową sylwetką. Określano ją jako „styl dworkowy” lub „styl skandynawski”, podczas gdy wedle architekta Stanisława Niemczyka bryła nawiązuje do symboliki biblijnego namiotu. Stąd rozłożysta, szeroka przestrzeń, ścięty dach i brak wież. Niemczyk poszedł z duchem Soboru Watykańskiego II, podczas którego postulowano zgromadzenie wiernych wokół ołtarza. Oznaczało to zbudowanie świątyni, jakiej jeszcze w Polsce nie było. Zamiast ołtarza u szczytu nawy głównej, ulokowano go w samym środku świątyni. Ołtarz stał się centrum, od którego wytyczano linie nadające budowli jej specyficzny kształt. To nieprzeciętne ulokowanie generowało kolejne problemy do rozwiązania. Choćby w jaki sposób oświetlić główne miejsce celebry liturgicznej?

Stanisław Niemczyk zdecydował się na wycięcie u szczytu dachu świetlika, wzorując się na ujściu dla dymu w namiotach nomadów. W ten sposób światło słoneczne pada wprost na ołtarz, wyznaczając jeszcze jeden, dodatkowy „boski” pion. Pozostała część świątyni pogrążona jest w półmroku, a wzrok w naturalny sposób spoczywa na stole eucharystycznym. W architektonicznej wizji Stanisława Niemczyka jest gęsto od symboliki, która idealnie współgra z wezwaniem świątyni. Duch Święty jest obrazowany w Biblii jako światło, dodatkowo przeżycie religijne jest określane jako oświecenie. Czy właśnie z powodu śmiałości architektonicznej i wyczucia teologicznego Niemczyka Jerzy Nowosielski podjął się wykonania polichromii? Wszystko wskazuje, że tak, choć zgoda nie przyszła od razu.

Kiedy zdecydowałem się wziąć na siebie realizację tej wielkiej polichromii, to właściwie w ciągu kilku tygodni ustalił mi się w głowie cały jej schemat ikonograficzny i potem już nie robiłem od niego żadnych odstępstw, a w szkicach projektu starałem się tylko udoskonalić pewne elementy kompozycji. Muszę się zwierzyć, że przyjąłem tę realizację z wielkim strachem, bo zdawałem sobie sprawę z tego, jak ogromny to będzie wysiłek, a musiałem przecież uwzględnić i mój wiek, i moje możliwości.

– wspominał malarz. Prawdopodobnie duży wpływ na decyzję artysty miała kwestia pozostawienia mu wolnej ręki. Mając olbrzymie płaszczyzny świątyni (kościół w Tychach jest dwupoziomowy – dolna kaplica ma 240 m², a kościół górny 1500 m² powierzchni), Nowosielski mógł działać z rozmachem. Najprostszym malarskim odwzorowaniem wezwania kościoła byłaby scena zesłania Ducha Świętego. Nowosielski odrzucił ją jako rozwiązanie zbyt oczywiste. Wypełnienie tak olbrzymiej przestrzeni tylko jedną dominującą sceną byłoby również męczące dla wiernych. Krystyna Czerni, na podstawie zachowanych szkiców i notatek, ukazuje jak kształtowała się koncepcja Nowosielskiego. Pierwotnie miały się pojawiać tak lubiane przez malarza trójkąty, które były według niego przedstawieniem anielskich „bytów subtelnych”. Do tego planety i gwiazdy przeplatane scenami biblijnymi. Pomysł ten z czasem porzucił. Nowosielski stanął przed trudnym zadaniem przedstawienia Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, podczas gdy Duch Święty nie ma osobowego wizerunku w Biblii. Pojawia się za pomocą symboli, jak gołębica, ogień, które dotykają istoty Ducha, ale nie są Nim. Bardziej widać Ducha w działaniu niż jako Osobę. Pokrycie polichromii językami ognia czy podmuchami cichego powiewu mogłoby być interesujące samo w sobie, ale mówimy wciąż o sztuce sakralnej, która ma swoje konkretne zadania. Jerzy Nowosielski w centrum kościoła w Tychach ustawił zatem ogromną postać Maryi w ikonicznej postaci Orantki (modlącej się). To ciekawe przekroczenie konfesyjnych podziałów: w katolickiej świątyni główną postacią jest prawosławna ikona. Twarz Marii jest ciemna, o bizantyjskich rysach, okala ją zaś czerwony, niemal krwawy, nimb. W tej postaci, modlącej się i płomieniejącej zarazem, Nowosielski dostrzegł jedyną personifikację Ducha:

W jakiś sposób Duch Święty najbardziej obecny jest w ikonie Matki Boskiej, bo Matka Boska była jego nosicielką. […] Objawił się jako działanie, a nie jako Osoba. Ikona Dziewicy Marii jest właściwie ikoną Ducha Świętego.

Mając punkt wyjścia, reszta ułożyła się sama. Pisał:

Trudna ikonograficzna problematyka tego wezwania naprowadziła mnie na pomysł przedstawienia „Kosmicznej Pneumatofanii”, czyli działania Trzeciej Osoby Boskiej w całym historycznym obszarze Ekonomii Zbawienia. Zrezygnowałem więc z obrazowania historycznej Pięćdziesiątnicy wg Dziejów Apostolskich na rzecz uobecnienia kosmicznej Pięćdziesiątnicy na przestrzeni całej historii.

zdjęcie

Maria Theotokos, ikona Ducha Świętego, pozostaje w centrum, a wokół rozgrywają się sceny „Wygnania z raju”, „Zwiastowania”, „Chrztu w Jordanie”, „Przemienienia” i „Ukrzyżowania”. Widać precyzyjnie i logicznie, jak Nowosielski zamienia polichromię w jedną wielką opowieść. Nic dziwnego, że wystrój tyskiej świątyni nazywany jest „summą teologiczną” malarza. Można by oczywiście iść dalej i podążać tropem myśli i znaczeń Mistrza Jerzego, jednak tu otwiera się płaszczyzna dociekań czytelniczych bardzo delikatnych, wręcz intymnych. Wędrówkę po tych obszarach niesamowicie rozbudowuje Krystyna Czerni, pokazując kolejne szkice, rysunki, całą ewolucję myśli. Jest to fascynujące samo w sobie; czytelnik być może nigdy wcześniej nie był tak blisko tego, co w duszy swej malował Jerzy Nowosielski. W trakcie lektury warto mieć pod ręką szkło powiększające, bowiem wiele się na zdjęciach dzieje. Ale dzieje się nie tylko na poziomie wizualnym, bowiem książka Czerni znacznie przekracza ramy gatunku, który umownie nazwać tu możemy obszernym katalogiem. Autorka przyzwyczaiła czytelników już w swoich poprzednich tomach o sztuce sakralnej do tego, że na równych prawach mówią dzieła Jerzego Nowosielskiego, jak również jego znajomi malarze, teolodzy, uczeni, przyjaciele. Książka mieści w sobie fragmenty korespondencji, wywiady, wspomnienia, wyimki z notesów, cytaty z książek istotnych dla myśli Nowosielskiego. Czasem czytelnik ma wrażenie, że olbrzymią benedyktyńską pracę Krystyny Czerni można by przyrównać do szaleństwa katalogowania Umberto Eco. Pisząc jeszcze inaczej: Czerni w temacie sztuki sakralnej Jerzego Nowosielskiego dała czytelnikowi wszystko.

Ciemniejąca praca

Oglądając reprodukcje kościoła w Tychach (zatrzymajmy się już na tym jednym spośród wielu opisanych przykładów), zastanawia mnie jedna rzecz. Myślę, że dla Nowosielskiego wyzwaniem była nie tylko ogromna przestrzeń kościoła (dzięki której mógł się swobodnie „rozpisać”), ale sama drewniana boazeria świątyni. Różne gatunki drewna – świerk, sosna, modrzew – tworzyły podłoże dość skomplikowane. Słoje, cienie, barwy drzewa dawały swój naturalny blask, co w przypadku świątyni zbudowanej na wzór namiotu spotkania musiało zostać zachowane. Jerzy Nowosielski potraktował drewno „ostro”, malując postacie jasnymi, intensywnymi kolorami. Wiedział też, musiał wiedzieć, że drzewo będzie „pracować” z czasem, ciemnieć i wchłaniać jaskrawość barw. Szaty na ikonach będą powoli, ale nieubłagalnie, blednąć, a twarze świętych stawać się coraz mroczniejsze. I zastanawiam się, czy nie jest tu jeszcze jedna myśl Nowosielskiego, pokazująca doskonałe zgranie z pomysłem architektonicznym Stanisława Niemczyka. To nie ikony maja rozświetlać świątynię, nie malowidła przykuwać wzrok, ale wszystko ma wskazywać na jedyne niezmiennie oświetlone miejsce, jakim jest ołtarz.

zdjęcie

Nowosielski i jeszcze dalej

Ostatni rozdział poświęcony jest kontynuatorom i uczniom Jerzego Nowosielskiego tworzącym na Śląsku. W pracach artystów widać, jak wielką osobowością był Mistrz Jerzy. Ich sposób malowania pokazuje albo zmagania o swoiste uwolnienie się od Nowosielskiego, albo też ciekawe wypracowanie własnego stylu. Spośród wielu prac zwracają uwagę na pewno trzy. Porwanie Europy / Czterech Adama Molendy przedstawia zestaw pięciu połączonych obrazów ułożonych na kształt plusa. W jego centrum znajduje się morski pejzaż, a wokół niego ustawione są portrety tych, którzy uwiedli europejskie myślenie: Szestow, Dostojewski, Pascal, Nowosielski. Roman Maciuszkiewicz z kolei przedstawia oniryczne, wielkomiejskie bryły przywodzące na myśl abstrakcje Nowosielskiego. Miasto Romana Maciuszkiewicza jest bezludne. Postacie, których zabrakło, zdają się odnajdywać w malarstwie żony, Kingi Waluszewskiej-Maciuszkiewicz. Są one jednak oglądane przez pękniętą szybę, jakby miały w sobie zbyt dużo wewnętrznych blizn i tajemnic.

Książka Krystyny Czerni jest przebogata, dlatego nie znajduję innych słów na jej określenie jak po prostu dar. A ten, jak nieoczekiwany gość, przynosi słuchaczom swoją opowieść.

Krystyna Czerni, Nowosielski na Śląsku. Sztuka sakralna, Muzeum Miejskie w Tychach, Tychy 2022

Nowosielski na Śląsku. Sztuka sakralna - Krystyna Czerni | Książka w  Lubimyczytac.pl - Opinie, oceny, ceny

 Wykorzystane zdjęcia pochodzą ze strony internetowej parafii pw. Ducha Świętego w Tychach.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Śląskie światła Nowosielskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 175

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...