17.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #178 / Powtórz to jeszcze raz, Matt Parey

Exegi monumentum

Maciej ParowskiWyjaśnienie tytułu: pod takim pseudonimem, „Matt Parey”, współscenarzysta Maciej Parowski pojawia się na kartach kultowego komiksu Bogusława Polcha Funky Koval.[1] to niewątpliwie postać bardzo zasłużona dla rozwoju i popularyzacji komiksu w naszym kraju – i chociaż to zdanie brzmi trochę jak wyjęte z generatora pośmiertnych laudacji, to w odniesieniu do bohatera niniejszej recenzji jest najzupełniej prawdziwe, naturalne i w pełni uzasadnione. Zmarły przed trzema laty Parowski to przecież człowiek instytucja: wieloletni redaktor naczelny „Fantastyki” / „Nowej Fantastyki”, „Czasu Fantastyki”; pisarz, scenarzysta komiksowy, recenzent, krytyk, ale przede wszystkim popularyzator i adwokat komiksu w jego nieustającym procesie przed „Trybunałem Wyobraźni”.

Książka Każdy komiks jest fantastyczny to wydawnictwo w zamierzeniu pomnikowe, w którym zgromadzono cały dorobek publicystyczny autora, łącznie z niedrukowanymi wcześniejszej wewnątrzredakcyjnymi omówieniami komiksów odrzuconych lub rekomendowanych do druku, przygotowywanymi dla „Fantastyki”, „Nowej Fantastyki”, „Komiksu” czy Krajowej Agencji Wydawniczej. Łącznie ponad sto (sto jedenaście) tekstów podzielonych na dziesięć części, obejmujących blisko pięć dekad twórczej i publicystycznej aktywności Parowskiego. Od wczesnej felietonistyki, poprzez recenzje komiksów i filmów, portrety rysowników i scenarzystów, po wywiady z najwybitniejszymi twórcami polskimi i zagranicznymi oraz wspomnienia. Do tego bardzo bogata ikonografia, licząca czterysta czterdzieści pięć ilustracji, na którą składają się reprodukcje okładek, pojedynczych kadrów czy całych plansz komiksowych, archiwalne fotografie z rozmaitych festiwali, konwentów oraz spotkań towarzyskich. Zważywszy przekrój czasowy oraz pośmiertny moment publikacji, otrzymujemy więc dzieło monumentalne – dokumentalne i sentymentalne, wpisujące się w nostalgiczną formułę: „Przeżyjmy to jeszcze raz”.

Adwokat komiksu

Motywem przewodnim publicystyki Parowskiego jest ponawiana niczym syzyfowa praca próba obrony komiksu jako pełnoprawnego medium popkulturowego przed formułowanymi zewsząd oskarżeniami pod jego adresem. Początkowo, że jest to nowotwór moralnie zdeprawowanej kultury imperialistycznej, obcy nam kulturowo i prymitywny; później – że odrywa dzieci i młodzież od szlachetnej sztuki czytania na rzecz bezmyślnego konsumowania pozbawionych artystycznych walorów kiczowatych obrazków; a i współcześnie zarzuca mu się, że nie jest on ani pełnowartościową literaturą, ani pełnowartościowym malarstwem, ani choćby pełnowartościowym kinem.

W książce kilkakrotnie przywoływana jest audycja telewizyjna wyemitowana w kwietniu 1977 roku na antenie Telewizji Polskiej, w której w roli oskarżycieli, obrońców i świadków w zaimprowizowanym procesie wytoczonym komiksowi przed „Trybunałem Wyobraźni” obsadzono znanych krytyków, teoretyków i praktyków gatunku, między innymi profesora Aleksandra Jackiewicza, Krzysztofa Teodora Toeplitza, Daniela Passenta, Andrzeja Mleczkę czy Grzegorza Rosińskiego. Komiks ustawiony został wówczas na ławie oskarżonych w roli chłopca do bicia, a przysięgli rozstrzygnąć mieli: „Ogłupia czy nie ogłupia, zachęca do przemocy czy nie zachęca, upośledza mowę czy nie upośledza?”. Parowski przekonuje, że również po latach komiks nie został bynajmniej uniewinniony od tych zarzutów, lecz wciąż ciąży na nim wyrok w zawieszeniu i musi się on tłumaczyć z nie swoich win (Groch o ścianę, „Komiks” 1991, nr 5). Mimo to adwokat nie ustaje w swoich apelacjach, powołując się na najwyższe kulturowe autorytety i przywołując kolejne ekspertyzy, na przykład na znakomity esej belgijskiego historyka komiksu Thierry’ego Smolderena Komiks i prawa półkulaT. Smolderen, Komiks i prawa półkula, „Komiks Fantastyka” 1989, nr 2.[2], książkę Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni amerykańskiego psychoanalityka Bruno BettelheimaB. Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, Warszawa 1985.[3] czy prace Jerzego SzyłakaZob. między innymi J. Szyłak, Komiks: świat przerysowany, Gdańsk 1998; tenże, Komiks w kulturze ikonicznej XX wieku, Gdańsk 1999; tenże, Komiks i okolice kina, Gdańsk 2000; tenże, Poetyka komiksu. Warstwa ikoniczna i językowa, Gdańsk 2000.[4].

Parowski – pisarz i kinoman – podkreśla z całą mocą, że komiks nie jest i nigdy nie powinien być „zamiast” dobrej książki czy dobrego filmu. Upomina się jedynie o jego gatunkową autonomię, wynikającą ze specyfiki tego medium. Za największą zaletę komiksu uznaje możliwość delektowania się pojedynczym kadrem, jego smakowania i analizowania w różnych ujęciach czasowo-przestrzennych – czyli coś, czego nie umożliwia nam gotowy, zmontowany obraz filmowy.

Komiks w zeszycie, na planszy błyszczy wspaniale zrównoważoną dynamiką statyczną – trwa jak tygrys uchwycony w 1/1000 sekundy w chwili skoku. Film animowany zamienia to już tylko w szybkie lub trochę spowolnione spadanieM. Parowski, Każdy komiks jest fantastyczny, Koluszki 2022, s. 54.[5]

– wyjaśnia Parowski w opublikowanym na łamach „Komiksu Fantastyki” w roku 1988 roku eseju Komiks i inne media.

Mimo całej swej procesowej żarliwości nie traci przy tym obrońca komiksu poczucia miary i proporcji. W felietonie Syzyfowe prace z roku 2007 przyznaje na przykład bez ogródek:

Przecież (jak zmusić ludzi do rezygnacji z tego argumentu?!) komiks jest jednak z natury głupszy od Camusa, Houellebecqa i KonopnickiejTamże, s. 89.[6].

No właśnie. Głupszy od Konopnickiej… Czy myśleliśmy kiedykolwiek o autorce Naszej szkapy w kategoriach sapiencjalnych? Czy domagaliśmy się mądrości od jej bohaterów – Koszałka Opałka, Podziomka czy króla Błystka? A może wystarczyło nam, że zostali umiejętnie napisani, dobrze literacko skrojeni – tak dobrze, że w swych latach „sielskich, anielskich” uwierzyliśmy w nich jako żywo, podobnie jak w „dynozarły” czy smerfy?

Pomyślmy, czy nie narazilibyśmy się aby na śmieszność, wytykając komedii, że taka beztrosko zabawna albo muzyce tanecznej, że zanadto rytmiczna? W takim razie, czy nie wypada również uszanować w końcu tego nieznośnego „przerysowania” komiksu jako specyficznej cechy gatunku i przestać domagać się od niego tego, czego dać nam nie może? Na szczęście – powtórzmy to raz jeszcze za Maciejem Parowskim – nic straconego, komiks bowiem nie jest przecież „zamiast”, lecz obok książki, malarstwa, muzyki, filmu, które z powodzeniem mogą zaspokoić inne nasze kulturowe potrzeby. Wystarczy zatem powściągnąć swoje oczekiwania do racjonalnych granic – zaakceptować, że nasz mieszaniec jest cudownym przyjacielem i wspaniałym towarzyszem podmiejskich wędrówek, zamiast domagać się od niego, by nieoczekiwanie odkrył przed nami swoją lwią czy podniebną naturę, której nie posiada – by móc cieszyć się komiksem jako w pełni autonomicznym medium popkulturowym, ani lepszym, ani gorszym od innych. Po prostu.

„Towarzystwo, jak pani widzi, nieduże, mieszane i prostoduszne…”Określenie świty Wolanda z powieści M. Bułhakowa Mistrz i Małgorzata, tłum. I. Lewandowska, W. Dąbrowski, Warszawa 2010, s. 222.[7]

Maciej Parowski jako kierownik działu literackiego, sekretarz redakcji, a potem redaktor naczelny takich czasopism jak studencki „Politechnik”, „Fantastyka” (późniejsza „Nowa Fantastyka”) czy „Czas Fantastyki” był osobą decyzyjną. To przez jego ręce przechodziły pierwsze próbki literackie, rysunkowe plansze debiutantów, konspekty opowiadań i komiksów. Lista jego podopiecznych jest długa, a są na niej takie sławy jak Andrzej Sapkowski, Jacek Dukaj czy Jacek Piekara.

Redaktor Parowski świetnie znał też niemal całe środowisko komiksowe w Polsce, starając się łączyć różne jego pokolenia – od swoich rówieśników i starszych (Bogusław Polch, profesor Jerzy Skażyński) po komiksową młodzież. Książka Każdy komiks jest fantastyczny portretuje je starannie i z właściwą autorowi życzliwością. W artykule Sine smutasy i zeppeliny publikowanym na łamach „Nowej Fantastyki” w roku 2013 redaktor dokonuje klasyfikacji polskich komiksiarzy, wyróżniając wśród nim „pasjonatów” (takich jak Michał „Śledziu” Śledziński, bracia Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie, Maciej Sieńczyk czy Agata „Endo” Nowicka); „awanturników” (Krzysztof Ostrowski – przed laty wokalista łódzkiego zespołu „Cool Kids of Death”, Ryszard Dąbrowski – autor niepoprawnego politycznie Likwidatora) i „kustoszy”, próbujących przywrócić dorobek polskiego komiksu międzywojennego (tu przykładem może być Adam Rusek albo wydawca zasłużonego magazynu „AQQ” Witold Tkaczyk).

Parowski – mimo własnych niekwestionowanych zasług – stara się uczciwie oddać każdemu to, co mu się należy (przywoływany już dorobek krytycznoliteracki Jerzego Szyłaka, Krakowskie Spotkanie Krytyków organizowane przez Kamila Śmiałkowskiego i Koło Naukowe Polonistów Uniwersytetu Jagiellońskiego), nawet jeśli nie wszystkie pomysły pochwala i błogosławi. W odbieraniu laurów nie jest zachłanny, na przykład bardzo mocno akcentując współudział Jacka Rodka w tworzeniu scenariuszy trzech pierwszych tomów serii Funky Koval. Hojnie rozdziela też komplementy, nie szczędzi ich na przykład scenarzyście Grzegorzowi Januszowi („mistrz przewrotnej, paradoksalnej puenty”; „najczęściej bodaj nagradzany i wyróżniany scenarzysta komiksów, z sukcesami zagranicznymi w jaskini lwa komiksu europejskiego, czyli we Francji”; „Na Festiwalach Komiksu w Łodzi bywał Grzesiek najdłużej oklaskiwanym autorem”) czy rysownikom Krzysztofowi Gawronkiewiczowi („absolutne mistrzostwo kreski, w dodatku to człowiek bardzo pracowity. Jest fenomenem, przerastającym o głowę wszystkich, z którymi go porównują”) i Przemysławowi Truścińskiemu („świetny ilustrator, o którego upominają się autorzy, którzy pragną, by ich proza zyskała ciekawą graficzną oprawę”; „miesza nam w wyobraźni od co najmniej dekady”; „Inteligentne, fantastyczne, ciekawie rysowane idą zgodnie te prace wbrew komiksowym schematom, jakby nie przejrzysta narracja była dla autora najważniejsza”).

Raz tylko w tej książce odczuwamy polemiczne oburzenie autora. Wtedy gdy przywołuje on wydaną w roku 2012 pracę Sebastiana Frąckiewicza Wyjście z getta. Rozmowy o kulturze komiksowej w Polsce, na którą składa się trzynaście wywiadów z najważniejszymi postaciami polskiego środowiska komiksowego – rysownikami, scenarzystami, historykami komiksu (między innymi wspomnianymi tu już Śledzińskim, Ruskiem, Ostrowskim, Sieńczykiem, Szyłakiem). Skoro jest to zestaw rozmówców znany również z książki Parowskiego, cóż tak kontrowersyjnego mieli oni do powiedzenia Frąckiewiczowi, że wywołali polemiczną zapalczywość redaktora? Płachtą na byka okazała się w tym przypadku wystawa Black and White zorganizowana w 2011 roku przez Łukasza Rondudę w warszawskim Muzeum Sztuki Współczesnej, która dla autora książki miała być właśnie szansą na wyprowadzenie komiksu z getta i poszerzeniu go o „poważne artystyczne tematy i dylematy”. Wyjęty ze swojego naturalnego, zeszytowego kontekstu rysunek komiksowy umieszczony bezpośrednio na ścianie, obok innych prac graficznych czy malarskich, został w tej sposób pozbawiony swojego podstawowego kryterium przynależności, przestał być komiksem. Jeśli celem tego wejścia do galerii w przebraniu, bez własnej tożsamości, miałoby być zdobycie dostępu do systemu stypendialnego, to dla Parowskiego jest to najwyraźniej prostytuowanie się na salonach sztuki – za Łukaszem Gorczycą niepojęty afekt Frąckiewicza nazywa on „skowytem do sztuki” i powołuje się na celną replikę Jerzego Szyłaka, że komiks na mariażu ze sztuką mógł tylko stracić, ponieważ obecnie to właśnie sztuka współczesna, a nie komiks, została zamknięta w hermetycznym getcie społecznego niezrozumienia i zupełnego braku zainteresowaniaZob. To świat sztuki jest gettem. Rozmowa z Jerzym Szyłakiem [w:] S. Frąckiewicz, Wyjście z getta. Rozmowy o kulturze komiksowej w Polsce, Warszawa 2012, s. 338–362.[8]. Po raz kolejny więc broni Parowski przede wszystkim autonomii zeszytu komiksowego jako nośnika specyficznej, fantastycznej i przerysowanej treści popkulturowej, nawet jeśli miałby on pozostać w swojej niewielkiej niszy.

Nostalgia.prl

Dla pokolenia 40+ książka Macieja Parowskiego posiada silny walor sentymentalny – jest kroniką naszego dzieciństwa i niesłusznie minionej młodości. Przypomina czasopisma, na których się wychowywaliśmy, uczyliśmy pisać i patrzeć („Na przełaj”, „Świat Młodych”, „Relax”, „Fantastyka”); odświeża zapomniane nieco okładki i kadry z kultowych serii komiksowych, takich jak Kapitan Żbik czy przygody dzielnych wojów kasztelana Mirmiła – Kajka i Kokosza. Nawiasem mówiąc, zeszyty Janusza Christy były dla mnie również słownikiem nowych wyrazów – na przykład tekst Hegemona, który przez zaciśnięte zęby wycedził do Kaprala: „Spójrz mi w oczy, nędzny uzurpatorze”Pamiętna scena z zeszytu Festiwal czarownic, gdy Hegemon po krótkiej tułaczce odzyskuje władzę nad zbójcerzami.[9], z upodobaniem powtarzaliśmy potem na podwórku w różnych mniej lub bardziej stosownych kontekstach, ale zawsze ku wielkiej uciesze wszystkich zgromadzonych.

Ta sentymentalna podróż w czasie jest także okazją do uzupełnienia nieodrobionych kiedyś lekcji – na przykład lekcji politycznej naiwności. Gdy Parowski wytyka zaangażowanie Kapitana Żbika, Pilota śmigłowca czy Podziemnego kręgu do walki o rząd młodych dusz na ideologicznym froncie, zdaję sobie sprawę, jak łatwo dawaliśmy się wodzić ówczesnej władzy za nos, zupełnie nieświadomi prawdziwych intencji wydawców popularnych serii – liczyła się wówczas jednak przede wszystkim wartka akcja, dynamiczne kadry i ozdoba każdego zeszytu, czyli finałowa potyczka, z której Żbik zawsze wychodził zwycięsko dzięki wszechstronnej znajomości mieszanych sztuk walki (boksu, dżudo i karate). Jeśli dodamy do tego kruczoczarne – w wersji Jerzego Wróblewskiego – włosy, powodzenie u kobiet, powściągliwość i bezwzględną inteligencję, to czegóż nastolatek może chcieć więcej od swojego superbohatera?

Dzisiejsze komiksy są inne i inni są również ich czytelnicy. „Ah jo, to se ne vrati” – chciałoby się westchnąć za bohaterem popularnej w tamtych czasach czechosłowackiej dobranocki.

Rysy na szkle

„Com powiedział – powiedziałem, com napisał – napisałem”. Tak, Maciej Parowski, niestety, nie powie i nie napisze już nic więcej. Podsumowująca jego publicystyczny dorobek książka Każdy komiks jest fantastyczny pozostaje więc siłą rzeczy rodzajem testamentu – ostatniego słowa autora, a zarazem formą upamiętnienia ważnej dla polskiego środowiska komiksowego postaci i jej licznych zasług. Warto więc – szczególnie przy takiej okazji – zadbać o stosowną i godną oprawę edytorską. Tymczasem Wydawnictwo Kurc przygotowało tę publikację co najmniej bez należytej staranności. W stopce na stronie czwartej pojawia się co prawda nazwisko redaktora – samego właściciela oficyny – ale mam wrażenie, że to jedyny ślad jego obecności. Obszerna, licząca blisko sześćset stron antologia nie doczekała się żadnego odredakcyjnego wprowadzenia lub posłowia. Mimo całej plejady przewijających się tu postaci redakcja nie zadbała o przygotowanie indeksu osobowego. Te same fragmenty tekstów są wielokrotnie dublowane. Trudno też znaleźć stronę, na której nie byłoby żadnego błędu – interpunkcyjnego, ortograficznego, literowego, edytorskiego. Część z nich jest doprawdy irytująca nie tylko dla purystów językowych. Argument, że teksty te były przedrukami z wcześniejszych edycji, nie usprawiedliwia powielania rażących błędów. Taki jest przecież również sens wznowień – uzupełnienie, uściślenie, uporządkowanie materiału, korekta.

Odnoszę przykre wrażenie, że czytelnicy tej książki potraktowani zostali trochę tak jak młodociani czytelnicy komiksów w latach osiemdziesiątych, kiedy to dostawaliśmy czasami do rąk zeszyty źle zszyte, z nierówno nałożoną koloryzacją albo w ogóle bez koloru, na żółtym tle. Ówcześni wydawcy – zapewne z uwagi na ograniczenia budżetowe – wychodzili z założenia, że spragnieni fani i tak nie będą przecież wybrzydzać i na pniu wykupią cały nakład, więc można pójść nieco na poligraficzne skróty. Dziś takiego usprawiedliwienia już nie ma. Druk książki z błędami kosztuje dokładnie tyle samo, co książki starannie skorygowanej, a opracowanie indeksu osobowego to góra dwa tysiące złotych polskich. W tym przypadku naprawdę nie warto było oszczędzać.

W opublikowanym w antologii felietonie Wyrzut z roku 1999 Maciej Parowski dyskusję nad rolą kwartalnika „Komiks Fantastyka” oraz miesięcznika „Komiks” w kreowaniu rodzimej twórczości komiksowej podsumowuje słowami: „Rzecz bowiem nie w tym, by wszyscy robili to samo, ale by robili dobrze różne rzeczy”M. Parowski, Każdy komiks jest…, s. 295.[10]. To wezwanie do rzetelności uważam za cenne memento autora – bardzo sumiennie traktującego swoje obowiązki zawodowe i towarzyskie.

Maciej Parowski, Każdy komiks jest fantastyczny, Koluszki: Wydawnictwo Kurc, 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chlewiński, Powtórz to jeszcze raz, Matt Parey, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 178

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...