08.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #181 / Przygoda podróży poetyckiego serca. O tomiku Ireny Kaczmarczyk „Już widziałam” 

Irena Kaczmarczyk w polsko-francuskim tomiku pod tytułem Już widziałam dokonuje poetyckiej wiwisekcji tego, co zobaczyła i tego, czego doznała. W tym tomiku najważniejsze są miejsca oraz ludzie. Poetka podróżuje przez Jamajkę, Tunezję, Afrykę, Hiszpanię, Paryż, Kraków, aby w końcu wrócić do podkieleckiego Wincentowa. Wakacyjne pejzaże sprawiają, że ciało i myśli uwalniają się z więzów codzienności.

Piña Colada, Connemara, rozmaite drinki, leżaki na plaży, chłonięcie promieni słońca – wszystko po to, aby poczuć smak życia, smak przemijającej chwili, którą trzeba wycisnąć jak cytrynę i rozkoszować się jej urokiem oraz pięknem. Bo piękno u Kaczmarczyk zostaje jakby zaklęte w poetycki kryształ, który można smakować. To niezwykłe, jak podmiot wierszy potrafi cieszyć się życiem. Irena Kaczmarczyk sowim poezjowaniem zaprasza odbiorców do wspólnego tańca, jednocześnie należąc do świata ulotnych dźwięków, zapachów, barw, chwil i innych doznań. Odczuwanie świata nie jest jednak chaotyczne, stoi za nim poetyckie uporządkowanie, dzięki któremu z chaosu doznań rozmaitych wyłonić można to, co ma istotny sens w przeżywaniu podróży przez świat.

W tomiku Już widziałam zwraca uwagę dwuznaczność tytułu. Odsyła on z jednej strony do zjawiska déjà vu, a z drugiej – prowokuje do zadania pytania: co z tego wynika? Czy chciałabym zobaczyć jeszcze raz to wszystko, czy może też słowo „już” dookreśla tę sytuację i wskazuje, że nie chcę doświadczać ani doznawać tego, co już przeżyłam. Może czas skupić się wyłącznie na pisaniu poezji, zapisywaniu ulotnych chwil oraz wrażeń z podróży?

Wyróżnić można w zbiorze dwa wyraźne nurty, które nazwałbym rezygnacyjnym nurtem relacyjnym oraz nurtem afirmującym świat. Te dwa nurty są ze sobą sprzęgnięte. Nurt afirmacyjny to przede wszystkim zachwyt nad światem widzialnym: sernikiem, kawą czy alkoholem. Z kolei nurt rezygnacyjny dotyczy relacji, które zostały w jakiś sposób spisane na straty – zwłaszcza ta najbliższa relacja miłosna zdaje się być zaprzepaszczona, nieco przegrana. Podmiotowi wierszy Kaczmarczyk zdecydowanie bliższy jest nurt afirmacyjny aniżeli rezygnacyjny nurt relacyjny, dlatego w pierwszej kolejności przyjrzę się temu drugiemu. W jego obrębie mamy również do czynienia z wierszami-epitafiami dla swoich rodziców. Jeżeli kogoś kocha się silnie, to się go za wszelką cenę pragnie utrwalić na wszelkie możliwe sposoby, także w wierszu. Przykładem takiego zachowania może być liryk Nocne pociągi:

pamięci Ojca

na trasie Kielce – Częstochowa
otwierał i zamykał
zielone światło pociągom
osobowym towarowym
pośpiesznym

rozjaśniała się jego twarz
na lokomotywy gwizd

czwartego czerwca semafor
uchylił ramię horyzontu

przejechał pośpieszni 
kuszetką bez kontroli

często widzę
nocne oczy mojego Ojca

zawsze w cudzej podróży

śnią mi się czasem
nocne pociągiI. Kaczmarczyk, Już widziałam, Kraków 2022, s. 90.[1] 

To bardzo bogaty semantycznie utwór, wiersz niezwykle osobisty oraz głęboki. Szczególne wrażenie wywołuje we mnie fraza: „często widzę nocne oczy mojego Ojca zawsze w cudzej podróży” i zakończenie: „śnią mi się czasem nocne pociągi”. Całość liryku jest niczym podziemny, Freudowski sen o ojcu przywoływanym za pomocą wyobraźni poetyckiej.

Tematem przewodnim wierszy Kaczmarczyk jest podróż. Nazwałbym ją podróżą do „cudzej ja”. Tak jak podróż ojca jest zawsze cudza, tak podmiot mówiący w wierszach Kaczmarczyk jest jakby nie do końca swój, zawsze patrzący z dystansu, nieco z boku. Jakby obawiał się wejść całkowicie w swoje wewnętrzne lęki – oswajane piórem Kafki, o czym mówi na przykład praski wiersz Złota uliczka. Właściwością podmiotu mówiącego wierszy Kaczmarczyk jest uważny dystans obserwatora, który jednocześnie uczestniczy, ale jakby nie cały, jakby chroniąc siebie poprzez przeźroczystą błonę wiersza, która daje dystans i bezpieczeństwo. Być może podróż Ireny Kaczmarczyk jest tak naprawdę podróżą cudzą – to oczywiście żaden zarzut, wręcz przeciwnie, najbardziej zawsze do twarzy jest w „cudzym pięknie”, o czym pisał już Adam Zagajewski. Czym jest „cudze piękno” podmiotu mówiącego Ireny Kaczmarczyk, w czym lub w kim on się przegląda?

Wektor afirmacyjny służy do oswajania lęków będących efektem doświadczeń odwrotnego wektora (relacyjnego). Zdecydowanie podmiot nastawiony jest na przyjaźń ze światem, chłonięcie lata, plaży, morza, barw, zapachów; lubi nawet zatańczyć na łące. Jakby skupienie się na przyjemnych doświadczeniach, swoiste zatracenie się przyjemnościach doczesnych było receptą na życie, którego rewersem jest oszczędnie przytoczony nurt relacyjny – będący synonimem pewnej porażki. Będący bardziej po stronie niespełnienia aniżeli tego, co nazwałem przygodą poetyckiego serca, które czysto rozbłyskuje głównie w relacji do świata. Należy tu zaznaczyć, że czasem biegun relacyjny wzmaga swoją ostrość, stając się bardziej entuzjastycznym w kontekście bliskości z kimś wymarzonym, a nawet erotycznych zbliżeń.

Innymi słowy, tomik Ireny Kaczmarczyk to talerz pełen rozmaitych potraw, które przeważnie są bardzo pyszne, ale kiedy wszystko już zostało zjedzone, staje się „talerzem samotności”Tamże, s. 114.[2]. Jakby blasku życia nie było do końca z kim dzielić – być może ów upragniony, wyśniony kochanek, mityczny książę na białym koniu pojawia się jedynie w szale poetyckiego marzenia, w zrywanych na łące kaczeńcach albo w łąkowym walcu, który prowadzi do zatracenia i zapomnienia o tym, że codzienność relacyjna wydaje się czasem bardzo trudna.

Bo w końcu czym, jeśli nie receptą na utrapienia codzienności, jest poezja wygrana w tomiku Już widziałam? jego obrębie możemy dostrzec mięsisty, sensualny język, pożerający, chłonący, zachłystujący się. Między zachłyśnięciem się szaleństwem doświadczenia świata a pustym talerzem samotności rozgrywa się dramat codzienności.

Tomik Już widziałam tworzy również, a może przede wszystkim, swoistą topografię miejsc, co zaznaczyłem na wstępie. Podmiot podróżuje na Jamajkę, do Afryki, Tunezji, Hiszpanii, Włoch, Pragi, potem na dłużej zatrzymuje się w Krakowie, by na koniec powrócić do swojego miejsca urodzenia – Wincentowa koło Kielc. W Krakowie razem z poetką oglądamy Sukiennice, Skałkę, ołtarz Wita Stwosza w Kościele Mariackim, pijemy kawę i jemy sernik w krakowskiej kawiarni, idziemy przez krętą ulicę Kanoniczą, oglądamy dorożki, słyszmy stukot końskich kopyt o bruk miejski, w cieniu latarni grzejemy swoje rozwibrowane myśli oraz marzenia. Medytujemy wraz z podmiotem nad przemijalnością ludzkiego czasu, oglądając różne arcydzieła sztuki europejskiej, mając świadomość, że pewne dzieła trwać zapewne będą przez kolejne wieki, bo prawdziwy geniusz nie podlega zmianom gustów, prądów, epok, efemerycznych upodobań oraz mód. Przytoczę może w całości wiersz pod tytułem Fresk

jak to dobrze Antonio
że nie dokończyłeś Sagrady Familii

wciąż sterujesz ramionami dźwigów

słychać młotek serca

wiesz

pamięć kruszy się
jak fresk

Barcelona, 10.09.2011Tamże, s. 38.[3]

 

Pamięć kruszy się jak freskale arcydzieła, które wciąż inspirują nowe pokolenia artystów, pozostają nienaruszone.

W podróżach poetki znaczącą rolę odgrywają nie tylko dzieła monumentalne oraz wiecznotrwałe, ale również te prowizoryczne i tandetne, jak kiczowate pamiątki sprzedawane na przedmieściach Negril w Jamajce – niezbywalne elementy codzienności, która również może stać się czarodziejska i może urzec swoim pięknem, choć przecież tylko pozornym, zwodniczym, prowizorycznym oraz chwilowym.

Bazar w Negril

prowizorycznie
tandetnie

egzotyczni sprzedawcy
przez ziołowe okulary
prowokują zaczepiają

oferują kuse sukienki
cukrową trzcinę

rzeźbią nawet stopy
na zamówienie

kwitnie beztroska

jakby świat nie chorował
i opalał się tylko

w słońcu

Jamajka, Negril 2007Tamże, s. 10.[4]

Widać w cytowanych wierszach dużą samoświadomość poetki, zwłaszcza tajniki warsztatu poetyckiego, stojącą za nim umiejętność dobierania odpowiednich słów, aby stworzyły przekonującą tkankę wiersza. Zwłaszcza to przeciwstawienie w przypadku wiersza Bazar w Negril chorującego świata i beztroskiego opalania się w słońcu wydaje się obserwacją mistrzowską. Wiadomo, że świat z powodu nadmiaru błyskotek (i nie tylko ich) po prostu degeneruje się estetycznie, ale czy warto tak naprawdę o to się martwić? Przecież „kwitnie beztroska”, może jest to ważniejsze aniżeli najszlachetniejsza nawet aksjologia, więc po prostu żyjmy i opalajmy się w słońcu, bo świat musi się wciąż kręcić.

Tomik Już widziałam zatem wciąż naskórkowo opalizuje, zmienia się, zaskakuje nowymi odkryciami. Co jest warte odkrycia w życiu? Może sama możliwość tego, że możemy się nim cieszyć wystarczy do konstatacji tego, że właściwie je przeżywamy? Zatańczmy z poetką walca na łące. Niech lektura tego tomiku będzie prawdziwą przygodą podróży poetyckiego serca.

 

I. Kaczmarczyk, Już widziałam, tłum. Monique Bronner, Krakowski Oddział Związku Literatów Polskich, Kraków 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Piętniewicz, Przygoda podróży poetyckiego serca. O tomiku Ireny Kaczmarczyk „Już widziałam” , „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 181

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...