Nowy Napis Co Tydzień #184 / Balansowanie na progu
Nowa pozycja w katalogu Wydawnictwa Cyranka – Przechodząc przez próg, zagwiżdżę – trafia w moment wysycenia rynku literackiego tekstami o dorastaniu wśród rodzinnych traum oraz o nostalgicznym powrocie do zapisanych w pamięci krajobrazów i rytuałów dzieciństwa (głównie roczników osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych). Wraca się do tego we współczesnych powieściach na przeróżne (choć dość ograniczone) sposoby: od poetyki nostalgii i wspominania artefaktów minionej epoki (reprezentowanej ostatnio przez Jacka Paśnika w Dzieciach albo Olgę Górską w Nie wszyscy pójdziemy do raju) aż po przywoływanie traumatycznych epizodów z dojrzewania w celu ich rozmontowania, wyzwolenia się z nich, skrytykowania postaw czy mentalności dawniejszych czasów (to z kolei u Agnieszki Jelonek w Trzeba być cicho czy u Aleksandry Pakieły w Oto ciało moje).
Do katalogu tych autorek oraz autorów dołączyła właśnie Wiktoria Bieżuńska. Ledwie zadebiutowała w Cyrance i od razu została zgodnie uznana przez krytykę za jeden z oryginalniejszych, a także bardziej efektownych głosów młodej polskiej prozy, wyjątkowy na tle wymienionych wyżej książek. Chyba najbardziej Bieżuńskiej przychylny Marcin Bełza napisał, że jej powieść jest: „niezwykle zwarta, zawieszona na zdaniach o dużej sile rażenia, […] zdecydowanie jeden z najjaśniejszych debiutów ostatnich lat”
Mamy tu bowiem do czynienia z krótką powieścią próbującą mierzyć się z tematem alkoholizmu i przemocy w rodzinie. Całość opowiedziana jest z perspektywy pierwszoosobowej, bezimiennej dziecięcej narratorki, której systematycznie odbiera się prawo do obecności w świecie na własnych zasadach. Dlatego oddziela się ona od otoczenia poprzez małe gesty, jak rezygnacja ze swojego prawdziwego imienia czy snucie alternatywnych wersji opowieści o samej sobie. A że traktuje się ją co najwyżej jak pionek w rodzinnym konflikcie, jak trybik w maszynie systemowego szkolnictwa oraz jak bezwolną część katolickiej społeczności, to dziewczynka ucieka w jedyną bezpieczną przestrzeń – sferę dziecięcej fantazji.
W takiej fabule nie byłoby wiele miejsca na oryginalność, gdyby nie fakt, że Bieżuńska za podstawowy cel obiera eksplorację językowych przestrzeni, w których może zaznaczyć swoją autorskość. I w tej kwestii czuje się najswobodniej. Fraza Przechodząc… płynie wartkim strumieniem, ale jednocześnie potrafi przytrzymać czytelniczą uwagę przy leksykalnym detalu. Ściśle łączy się to zresztą ze sposobem obrazowania, bo detaliczność jest główną zasadą organizującą świat przedstawiony. Narratorka – dzięki swoistościom dziecięcego trybu patrzenia – dostrzega to, co umknęłoby dorosłym bohaterom. Dlatego opisy są tu wysycone naturalistyczną perspektywą, skupieniem na brzydocie, ale i na małych niesamowitościach codziennego życia w mieście. To warstwa formalna zaskarbiła autorce największą przychylność wśród komentatorów jej prozy, co zresztą jest całkiem zrozumiałe – Bieżuńska wyjątkowo sprawnie składa słowa, ma słuch do dialogów, nie brakuje jej autentyzmu.
***
Solidność tekstu zaznacza się również w różnorodności prezentowanych tu obrazów. Pojedyncze opisy można by wyciągnąć z całości jako osobne miniatury i poszukiwać w nich literackich zainteresowań oraz punktów odniesienia autorki. Gdy czytam o jedzeniu arbuza – z sokiem spływającym po brodach i z onomatopejami siorbania – to myślę przede wszystkim o Widnokręgu Wiesława Myśliwskiego, gdzie w podobnym tonie opisano jedzenie kurczaka. Bieżuńska jest równie wrażliwa na brzmienie języka i dzięki prostej, ale fantazyjnie opisanej sytuacji umie mimochodem scharakteryzować swoich bohaterów:
W kuchni arbuzy wyglądają jak owoce zerwane w ogródku olbrzyma, które przypadkiem wturlały się do lilipuciego domku. Jedna kula leży w zlewie, drugą babcia kroi na łódki o czerwonych żaglach i układa na ceracie. Siorbiemy miąższ aż do zielonych, gorzkawych skórek. Sok nam leci po brodzie i dłoniach, kapie na taborety i dalej na podłogę. Rozsiewamy pestki
W. Bieżuńska, Przechodząc przez próg, zagwiżdżę, Warszawa 2022, s. 8. [4].
Jeśli szukałbym jeszcze innych literackich punktów odniesienia, zderzyłbym prozę Bieżuńskiej z Kośćmi, które nosisz w kieszeni Łukasza Barysa
Jęki i przekleństwa zza ściany nie dają mi spać. […] Leży w dużym pokoju na kanapie. Trzymając się za brzuch, zwija się i pręży na przemian. Nie przestaje wyć. Z oparcia zjeżdża narzuta, odsłaniając zużytą tapicerkę w tropikalny wzór. […] Obejmuje się i podkurcza nogi. A co by ci pomogło? Pytam. Wódka… alkohol jakiś, mamrocze
W. Bieżuńska, Przechodząc…, s. 118. [6].
Śledząc tę scenę, miałem przed oczami przede wszystkim niedawny film Konrada Aksinowicza Powrót do tamtych dni
Dużą zasługą jest tu skupienie autorki na językowym i materialnym konkrecie, bez uciekania w psychologizujące dywagacje. Bieżuńska przypomina, że proza jest też czasem po to, żeby odtwarzać znane światy dla wyłuskania z nich emocjonalnych momentów, które literatura potrafi wyciągnąć z abstrakcyjnego ciągu życia i wtłoczyć w słowną materię.
***
Czemu więc czuję pewną rezerwę, skoro Bieżuńska tak sprawnie operuje językiem, świadomie buduje napięcie i wyzyskuje ze swojej narracji emocje, do których możemy się w większości odnieść? Odpowiedź jest dość skomplikowana… na tym etapie raczej przeze mnie przeczuwana niż w pełni skonstruowana. Przechodząc przez próg, zagwiżdżę pojawia się w momencie jakiegoś schyłku, który w pełni uda się określić pewnie dopiero za jakiś czas. Popyt na prozę autoterapeutyczną i odnoszącą się do młodzieńczych doświadczeń jest nadal duży, ale trudno o kolejnych wcieleniach tej prozy mówić inaczej niż poprzez powtórzenie tego, co słyszeliśmy już przy wcześniejszych jej odsłonach. Przy tak powtarzalnej formule książek o dziecięcych traumach pewne novum mogą stanowić: nieco oryginalniejszy język, sprawniejsze rzemiosło autorki, lepsze panowanie nad konstrukcją. Czy jednak mówi się tu wiele więcej ponad zwyczajowe wnioski o współuzależnieniu albo ucieczce od przemocowej rzeczywistości ku indywidualnemu światu wyobraźni?
Sięgając pamięcią nieco dalej, mógłbym przywołać tytuły, które ciekawiej radziły sobie z przedstawieniem dziewczęcej seksualności oraz dorastania wśród przemocy (Guguły Weroniki Grzegorzewskiej czy Absolutną amnezję Izabeli Filipiak). Wyczuwam, że przy obecnych tendencjach za chwilę poczujemy nadmiar takich narracji i stracą one swój pierwotny potencjał emancypacyjny. W moim przypadku książka Bieżuńskiej lokuje się gdzieś na granicy przesytu, choć dbałość o frazę wciąż plasuje autorkę ponad najnowszymi realizacjami tego tematu w polskiej prozie. Jednak powszechna afirmacja oraz krytycznoliteracki konsensus sprawiają, że trudno się na taką prozę nie zgodzić, ciężko jej nie przyklasnąć, ale coraz rzadziej zdarza mi się nią autentycznie przejąć.
Wiktoria Bieżuńska, Wychodząc przez próg, zagwiżdżę, Wydawnictwo Cyranka 2022.