05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / Bon vivant

Abbott Joseph Liebling nie należy do grona autorów dobrze znanych polskiemu czytelnikowi. Ten amerykański pisarz i dziennikarz urodził się w roku 1904 w Nowym Jorku, gdzie od 1935 roku był stałym współpracownikiem czasopisma „The New Yorker”. W połowie lat dwudziestych Liebling na dłużej udał się do ParyżaNie była to wszakże pierwsza podróż Lieblinga do francuskiej stolicy, którą wcześniej – jako dziecko – odwiedził z rodzicami w roku 1907 i 1911 – zob. A.J. Liebling, Między posiłkami. Apetyt na Paryż, tłum. A. Arno, Warszawa 2022, s. 32–33.[1], by podjąć na Sorbonie studia ze średniowiecznej literatury francuskiej – właśnie wówczas pokochał miasto nad Sekwaną I jego mieszkańców, miłością wierną i oddanąR. Sokolov, biograf Lieblinga, twierdzi nawet, że autor Między posiłkami miał w życiu tylko dwie prawdziwe miłości: Paryż i dziennikarstwo – zob. R. Sokolov, Wayward Reporter: The Life of A.J. Liebling, New York 1980.[2]. W późniejszych latach Liebling wielokrotnie powracał do Paryża – między innymi jako korespondent wojenny. Artykuły z czasu drugiej wojny światowej ukazały się w roku 1944 w postaci tomu zatytułowanego The Road Back to ParisZob. A.J. Liebling, The Road Back to Paris, New York 1944.[3]. Pisarz za teksty te otrzymał Order Narodowy Legii Honorowej, czyli najwyższe odznaczenie przyznawane przez państwo francuskie.

Książka Między posiłkami. Apetyt na Paryż została opublikowana po angielsku w roku 1962; do rąk polskich czytelników trafia zatem równo po sześćdziesięciu latach w przekładzie Anny Arno ogłoszonym przez warszawskie Wydawnictwo Próby. A książka to przedziwna, zaskakująca, złożona z esejów będących świadectwem miłości do Paryża i… jego gastronomii – nie bez powodu Éric Neuhoff stwierdził, że: „wielką przyjemnością [Lieblinga] było wiązanie serwetki wokół szyi”E. Neuhoff, Liebling, l’homme qui aimait la France, „Le Figaro – Culture”, https://www.lefigaro.fr/livres/2017/10/11/03005-20171011ARTFIG00299-liebling-l-homme-qui-aimait-la-france.php [dostęp: 30.10. 2022].[4]. Liebling zabiera nas bowiem w zmysłową podróż do francuskiej stolicy, w podróż po smakach, zapachach oraz po historii, ponieważ radością dla autora jest nie tylko jedzenie, ale również pisanie o nim. Dlatego bez większych wątpliwości (choć, jak rzekliby Francuzi, toutes proportions gardéesToutes proportions gardées (fr.) – z zachowaniem wszelkich proporcji.[5]) można by autora Między posiłkami postawić z jednej strony obok Ernesta Hemingwaya, z drugiej zaś – Marcela Prousta.

Paralela z Hemingwayem wydaje się bardziej oczywista, bo oto w obu przypadkach mamy do czynienia z twórcami amerykańskimi, którzy trafiają do Paryża, by śnić swój sen o Francji, kontestować własną przeszłość i zachwycać się możliwościami, jakie daje im miasto nad Sekwaną. Wspomnieniom Paryża Hemingway poświęcił urzekający zbiór zatytułowany A Moveable Feast, wydany po raz pierwszy w roku 1964 (już po śmierci autora). W tej właśnie edycji pojawił się epigraf zaczerpnięty z listu pisarza do przyjaciela: „Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu jako młody człowiek, to dokądkolwiek się udasz przez resztę życia, idzie on za tobą, bo Paryż jest ruchomym świętem”E. Hemingway, Ruchome święto, tłum. B. Zieliński, Warszawa 1966, s. 7.[6]. Ruchome święto – tytuł zaproponowany przez Aarona Edwarda HotchneraZob. A.E. Hotchner, Papa Hemingway, New York 1966, s. 57.[7] – nawiązuje, rzecz jasna, do ruchomych świąt znanych z kalendarza liturgicznego Kościoła katolickiego, choć u Hemingwaya oznacza coś nieco innego. Mianowicie święto wydarzające się spontanicznie, wynikające z naturalnej chęci obcowania z nowym krajobrazem, z urzeczenia kulturą, tradycją, ale i codziennością, czasami szarą oraz banalną, czasami uwodzącą zapachami bądź smakami. Takim właśnie świętem był dla Hemingwaya Paryż – nieprzewidywalnym, zaskakującym, ale na stałe obecnym w jego wewnętrznym świecie.

Wybrane i opłacone przez zamożnego ojca studia mediewistyczne nieszczególnie poszerzyły wiedzę Lieblinga o wiekach średnich, dały mu za to możliwość wałęsania się po paryskim bruku, smakowania potraw, zachwycania się aromatami win. Seymour I. Toll słusznie twierdzi, że: „Liebling, człowiek o rozdętym brzuchu I odtłuszczonym mózgu, urodził się pod znakiem wielkiego miasta”S.I. Toll, Liebling in Paris, „The Sewanee Review” 1985, nr 4, s. 558.[8]. Jest w tym zdaniu podwójna prawda – tryb życia sybaryty (niebędący przecież największą z ludzkich przywar, jakie możemy sobie wyobrazić, choć daleki od zasad zdrowego żywieniaWarto jednak pamiętać, że brak pohamowania w jedzeniu miał w przypadku Lieblinga fatalne skutki – pisarz zmarł przedwcześnie, w wieku zaledwie pięćdziesięciu dziewięciu lat, z powodu niewydolności serca i nerek, cierpiąc przez ostatnich dziesięć lat swego życia na dnę moczanową. M. Gorra ma zatem rację, pisząc gorzko, iż Lieblinga „zabił jego własny apetyt” – M. Gorra, On reading Liebling, „The Smart Set”, https://www.thesmartset.com/article04170901/ [dostęp: 31.10.2022].[9]) połączył się bowiem w Lieblingu z przenikliwością, zmysłem obserwacyjnym, który pozwalał mu dostrzec fakt, iż za każdym daniem oraz napojem kryje się bogata tradycja jego przygotowania. Dlatego z Między posiłkami nie dowiemy się niczego na temat paryskich zabytków, niewiele więcej na temat malarstwa czy rzeźby, poznamy za to miasto od strony, którą na co dzień traktujemy na ogół wyłącznie pragmatycznie – tą stroną jest, rzecz jasna, jedzenie. Dla Lieblinga jedzenie i picie to nie czynności niezbędne do tego, by kontynuować paryską włóczęgę – to cel, do którego prowadzą wszystkie drogi. Z tego właśnie powodu pisarz zachwyca się pot-au-feuNa temat historii pot-au-feu oraz sposobu przyrządzania tej zupy zob. http://vivelacuisine.pl/artykul/244-pot-au-feu [dostęp: 06.11.2022].[10], czyli „koronnym, a zarazem podstawowym daniem kuchni francuskiej” A.J. Liebling, Między…, s. 57.[11], dołączając do jego opisu niemal filozoficzne rozważania na temat znaczenia tego dania dla kultury kraju znad Sekwany oraz cytując obficie Wielki słownik kulinarny Alexandre’a Dumasa ojca. To samo można by powiedzieć o spostrzeżeniach dotyczących uroku win znad Rodanu, których całą gamę pisarz odkrywał w ulubionej paryskiej restauracji: „od ostrych, kwaskowatych côtes du rhône – co odnosi się zapewne do wszystkiego, co rośnie wzdłuż brzegów Rodanu wijącego się trzysta osiemdziesiąt mil przez Francję – po tavel oraz tavel supérieurTamże, s. 64.[12]. Tak właśnie autor Między posiłkami „celebruje paryską zmysłowość”S.I. Toll, Liebling…, s. 562.[13], dostrzegając w niej to, co przesądziło o kulturowej tożsamości Francuzów.

Nieco mniej oczywisty jest związek esejów Lieblinga z twórczością Prousta – choć amerykański autor podsuwa nam to skojarzenie na samym początku własnej książki: „Proustowska magdalenka zmieniła się w legendę […]. Proust zjadł ciastko, smak wywołał wspomnienia, powstała książka”A.J. Liebling, Między…, s. 5.[14]. Nie chodzi więc w tym przypadku o talent obserwacyjny autora W poszukiwaniu straconego czasu, o jego barwne opisy arystokratycznego życia, ale o zmysłowy stosunek do mijających chwil. Pamiętna magdalenka cioci Leonii z pierwszej części powieściowego cyklu Prousta to przecież nic innego niż właśnie próba sięgnięcia do odkładających się w naszej pamięci wspomnień – próba, dodajmy, możliwa jedynie dzięki degustacji:

Ale kiedy, po śmierci osób, po zniszczeniu rzeczy, z dawnej przeszłości nic nie istnieje, wówczas jedynie zapach i smak, wątlejsze, ale żywsze, bardziej niematerialne, trwalsze, wierniejsze, długo jeszcze, jak dusze, przypominają sobie, czekają, spodziewają się – na ruinie wszystkiego – i dźwigają niestrudzenie na swojej znikomej kropelce olbrzymią budowlę wspomnieniaM. Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, tłum. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1992, t. I, s. 48.[15].

U Lieblinga nie ma ani cioci Leonii, ani magdalenki, jest za to pyszna metafora czekoladowego tortu. Warstwy tego tortu pozwalają pisarzowi nie tylko zobrazować złożoność i różnorodność jego pobytów w Paryżu, przeplatanych epizodami egzystencji w Ameryce, ale również – co może istotniejsze – przywiązanie do miasta (bo jeśli uszczkniemy raz kawałek tortu, nigdy nie przestaniemy go pragnąć):

Miały nadejść czasy, kiedy – gdyby porównać moje życie do tortu – pobyty w Paryżu były kremem czekoladowym. Pomiędzy nimi tylko suchy biszkopt. Ale nie zakochuję się od pierwszego kęsa. Skubię, rozmyślam, zgłaszam się po dokładkę, aż się okazuje, że wpadłem w nałóg na całe życieA.J. Liebling, Między…, s. 44.[16].

Paryż wrósł zatem w istnienie Lieblinga, zdefiniował je może w stopniu istotniejszym, niż zrobiły to amerykańskie korzenie. I o tym właśnie substracie przypominały pisarzowi nieustannie „zapachy i smak”, degustowanie – niespieszne, tak odmienne od nerwowego fast foodu. Co ciekawe, metafora warstw – charakterystyczna dla wyobrażenia tortu – powraca pod piórem Lieblinga parokrotnie, także we fragmencie o palimpsestowym postrzeganiu Paryża:

Mój osobisty Paryż jest jak Byblos w Libanie, stos miast ułożonych według hierarchii wieku, najstarsze na dnie. Z Byblos również wiążą się skojarzenia kulinarne, bo w najgłębszych warstwach pełno jest wielkich rondli zawierających szkielety ludzi, który gotowali swoich zmarłych i składali w stosyTamże, s. 32.[17].

Prawda doświadczenia jest więc zarówno naskórkowa, hojnie rozrzucona po powierzchni, jak i głęboko ukryta. Można by chyba zaryzykować stwierdzenie, że ekwiwalentem tej prawdy jest paryska włóczęga od bistra do knajpki, ale i zakamuflowana świadomość tego, że jedzenie to w gruncie rzeczy pewien rytuał, niedostępny dla niewtajemniczonych, pozwalający dotrzeć do fundamentów istnienia.

Właśnie dlatego Liebling, jedząc oraz pisząc o jedzeniu: „spełnił – co trafnie dostrzegł Toll – marzenie każdego poważnego pisarza: przechytrzył śmierć”S.I. Toll, Liebling…, s. 556.[18]. Jest bowiem w Między posiłkami spora dawka paryskiej codzienności pochwyconej przez Amerykanina w czasach międzywojennych. W tym sensie proza Lieblinga stała się elementem większej układanki, przynależącym do podobnych opowieści, które namiętnie snuli czołowi reprezentanci „straconego pokolenia” (Lost Generation). Jest tu więc włóczęga, jest rozmarzenie i tęsknota za przemijającym światem, jest wreszcie skrywana obawa przez pustką oraz pragnienie jej zagadania. Z drugiej strony kryje się w esejach Lieblinga coś oryginalnego, pozwalającego spojrzeć na nie jak na zapis doświadczenia osoby usiłującej na własny rachunek zdefiniować człowieczeństwo, poszukującej zmysłowych przyjemności, pragnącej śmiechu, ale i niestroniącej od uczuć gorzkich, przepełnionych smutkiem. Może dlatego, umierając 28 grudnia 1963 roku, Liebling miał wypowiedzieć swe ostatnie słowa… po francuskuNa ten temat zob. D. Remnick, Reporting It All – wstęp do: Just Enough Liebling. Classic Work by the Legendary “New Yorker” Writer, New York 2004, s. XXVI.[19] – jakby w chwili śmierci pragnął przywołać życie, „zapach I smak”, paryskie wspomnienia, które dawały mu tak wiele radości. Bo Między posiłkami to pean na cześć istnienia i zarazem elegijny wyraz świadomości, że ukochany świat bezustannie przemija.

A.J. Liebling, Między posiłkami. Apetyt na Paryż, tłum. A. Arno, Warszawa 2022.


Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Śniedziewski, Bon vivant, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...