05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / „Trzeba się umieć z siebie śmiać”

Tak jak o wytrzymałości łańcucha decyduje jego najsłabsze ogniwo, tak o ogólnym poziomie twórczości artystycznej przesądza nie tyle jakość arcydzieł czy wytworów awangardy, co właśnie jakość produkcji popularnej – kina familijnego i gatunkowego, teatru mieszczańskiego, sztuki użytkowej i wzornictwa przemysłowego. W stwierdzeniu tym nie ma bynajmniej próby naruszenia hierarchii – wręcz przeciwnie. Wytwory artystyczne kategorii „B” pełnią bardzo często funkcję nawozu użyźniającego glebę, na której wyrastają później dzieła okazalsze, bardziej wyrafinowane formalnie, wreszcie – arcydzieła. Dlatego nie tylko nie powinniśmy ich lekceważyć czy traktować jako twórczości artystycznie niedorozwiniętej, lecz docenić należy ich kulturotwórczą posługę wobec szczytowych osiągnięć kina, teatru czy malarstwa.

Trzy dramaty Marka Modzelewskiego składające się na jego zbiór To grzech tak mówić, opublikowany przez wydawnictwo Wielka Litera, nie pretendują z pewnością do rangi arcydzieł sztuki dramaturgicznej, nie uczestniczą też w pochodzie teatralnej awangardy – są natomiast, w mojej opinii, bardzo rzetelną produkcją, którą czyta się i ogląda z przyjemnością, bez obrazy dla inteligencji czy zmysłu estetycznego. Jako takie – uczciwe w każdym calu i rzetelne – zasługują na docenienie i rekomendację.

Sprawiedliwie i prawie po równo

Wspólnym mottem bohaterów ostatniej w zbiorze sztuki Kto chce być Żydem? są słowa: „Trzeba się umieć z siebie śmiać”, serwowane sobie nawzajem w formie ironicznej riposty. Śmiech z samego siebie – jako element bezpiecznego dystansowania się i upuszczania powietrza z balonu zarozumiałości i nadmiernej powagi – jest rzeczywiście bardzo cenną umiejętnością. Skądinąd wiemy, że taki śmiech „niekiedy może być nauką”, zwłaszcza „kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa”. Ważne jednak, aby w takim pouczającym i oczyszczającym śmiechu mógł uczestniczyć również sam obiekt żartu, co „szczypie, a nie kąsa”, i aby ostrze satyry było obosieczne, a nie wymierzone w jednego tylko chłopca do bicia – wówczas mamy raczej do czynienia z nieładnym naśmiewaniem się.

Marek Modzelewski ustawia w swoich sztukach przed krzywym zwierciadłem współczesnych Polaków i nie jest to – na szczęście – weneckie lustro służące do podglądania wyłącznie członków wrogiego plemienia politycznego, jednej subkultury czy klasy społecznej. Swoje odbicie mają tu zarówno prowincjusze („szlachcic z Sochaczewa”), jak i przedstawiciele „wielkiego świata” (były ambasador, prezes firmy konsultingowej, pracownica nowojorskiego Museum of Modern Art); zarówno inteligenci – ci faktyczni i aspirujący – (pani redaktor, nagradzany dziennikarz, świeżo upieczona profesor uniwersytetu), jak i różnego rodzaju nieuki i „wykształciuchy” (Ilona po licencjacie z wizażu i stylizacji „na Wyższej Szkole Kosmetyki i Nauki o Zdrowiu”); ludzie sukcesu (prężny przedsiębiorca Andrzej i jego żona Małgorzata – pani ordynator) i ludzie wobec takich jak oni głęboko nieufni (Tadeusz i Wanda – bohaterowie Wstydu).

Wszystkie te światy spotykają się we wspólnej przestrzeni – przy stole, podczas kolacji czy uroczystości rodzinnej, na weselu – a spotkania te są głównym źródłem fabularnej intrygi, humoru i łez jednocześnie. Za każdym razem wyjście poza własny krąg towarzyski czy światopoglądowy oznacza opuszczenie strefy komfortu i nieuchronnie prowadzi do jakiegoś obyczajowego karambolu. Jednocześnie uświadamia, że – jak u Gombrowicza – wszelkie formy są współzależne, a to, co wyższe nie istnieje bez niższego i na odwrót. Feministyczne poglądy postępowej pani redaktor dumnie jaśnieją dopiero na tle obskurantyzmu jej konserwatywnej siostry, a w II akcie nieoczekiwanie – również homofobii i rasizmu jej szesnastoletniego syna Łukasza, którego usiłowała przecież wychować na „myślącego, tolerancyjnego człowieka” (Inteligenci). Życiowy sukces i zaradność Andrzeja i Małgorzaty nabierają blasku przy nieporadności Tadeusza i Wandy (Wstyd). Akademicka wiedza Elizy najbardziej imponuje niedouczonej Ilonie, a jej filosemityzm zderzony zostaje ze sceptycyzmem męża Karola oraz imputowanym antysemityzmem przyrodniego brata Marka (Kto chce być Żydem?).

Żeby podnieść napięcie społecznych wyładowań, należy zwiększyć różnicę potencjałów. W tym celu deklaracje światopoglądowe muszą być jednoznaczne, a postawy wyraziste. To dlatego Anna i Szczepan w Inteligentach zachowują się jak inżynierostwo Młodziakowie z Ferdydurke – ich nastoletni syn przed wyjściem na sobotnią imprezę zostaje wyposażony w prezerwatywę i instrukcję obsługi oraz napomniany, „żeby nie przesadzał z marihuaną”; Anna chodzi po domu w majtkach i nadużywa wulgaryzmów przy dzieciach; artykuły Szczepana są czystym ekstraktem politycznej poprawności:

Ludzie dzielą się na tych, którzy rozumieją, co znaczy wolność jednostki, dla których pojęcie to stanowi wartość absolutną, najważniejszą i fundamentalną, którzy rozumieją, że wolność jednostki oznacza zawsze wolność wyboru, oraz na tych, którzy sądzą, że są depozytariuszami jedynej słusznej prawdy.

Inteligencja przestaje dziś, niestety, pełnić funkcję powszechnie uznanego autorytetu. A to przecież inteligencja w cywilizowanych społeczeństwach stoi na straży wartości duchowych. Jest przewodnikiem. Pełni służbę w duchu emancypacji, inkluzji, postępu, tolerancji, patriotyzmu…M. Modzelewski, To grzech tak mówić. Trzy dramaty, Warszawa 2022, s. 9, 46–47.[1]

Na przyjęcie z okazji Pierwszej Komunii młodszego syna rodzice zamawiają sushi. Z drugiej strony siostra Anny – Bożena – epatuje pruderią („Nie mów tak! Grzech tak mówić!”) i jest zabobonna; Wanda z dramatu Wstyd załatwia porachunki, rzucając klątwę – notabene postępowa pani ordynator do walki z nią angażuje specjalistę od odczyniania, który „oczyszcza, harmonizuje, odblokowuje czakry”; bardzo atrakcyjna fizycznie i znacznie mniej atrakcyjna intelektualnie Ilona z Kto chce być Żydem? jako absolwentka kosmetologii z entuzjazmem wybiera się na uniwersytecki wykład z estetyki, a rozdanie nagród w MoMa myli z galą MMA.

Dostaje się zatem niemal wszystkim i niemal po równo – młodszym i starszym, kobietom i mężczyznom, koryfeuszom postępu oraz „twardemu elektoratowi”. Chłosta śmiechu nie jest jednak w dramatach Modzelewskiego bezlitosna ani tym bardziej sadystyczna. Przypomina raczej dobroduszne napomnienie – jeśli autor przystawia zwierciadło, to po to, by umożliwić skorygowanie niedoskonałości, a nie szydzić czy urągać.

Komedia niemożliwa

W II akcie Tanga Sławomira Mrożka zdesperowany Artur, chcąc przywrócić świat norm i zasad, usiłuje popchnąć swojego ojca do zemsty na przyprawiającym mu rogi służącym Edku. Marzy mu się tragedia jako wielka, mocna forma – „coś na miarę dawnych mistrzów”. Przejrzawszy jego zamiary, Stomil drwi z idealistycznej naiwności syna:

Biedaku! Tak sądzisz? Czy nie wiesz o tym, że tragedia jest już dzisiaj niemożliwa? Rzeczywistość przeżre każdą formę, nawet taką. Czy wiesz, co by z tego wyniknęło, nawet gdybym go zastrzelił? […] Farsa i nic więcej. Dzisiaj tylko farsa jest możliwa. Trup tutaj nic nie pomoże. Dlaczego nie chcesz się z tym pogodzić?S. Mrożek, Tango, Warszawa 2014, s. 109–110.[2]

W dramatach Marka Modzelewskiego jest jakby na odwrót. Na pozór wszyscy spotykają się w zgoła ludycznych zamiarach – przyjęcie pierwszokomunijne, wesele, kolacja w rodzinnym gronie. W każdej z trzech sztuk na początku obserwujemy staranne przygotowania: prasowane są koszule, poprawiane makijaże, rozstawiane dekoracje. A jednak napięcie wisi w powietrzu. Jego źródłem jest zbliżająca się konfrontacja z bliskimi, a także innymi: z siostrą i matką Anny w Inteligentach; z rodzicami narzeczonej syna – Tadeuszem i Wandą we Wstydzie; z przyrodnim bratem Elizy Markiem, jego dziewczyną Iloną i ostatecznie z narzeczonym córki Danielem w Kto chce być Żydem? I rzeczywiście każda z tych konfrontacji kończy się tragedią. W Inteligentach jest nią być może nawet śmierć syna. W Kto chce być Żydem? umiera legenda dziadka Elizy. Wstyd kończy się co prawda umownym happy endem, ale cena, jaką zapłacili za niego bohaterowie dwa tygodnie wcześniej, odbiera im chyba wszelką radość. Gdy Andrzej, Małgorzata, Tadeusz i Wanda tańczą odbijanego na weselu swoich dzieci, wydaje się, że ta zabawa rzeczywiście odbija im się czkawką.

Trawestując Mrożka, można by odnieść wrażenie, że we współczesnym świecie komedia – taka klasyczna, ze szczęśliwym zakończeniem – rzeczywiście jest niemożliwa, że każdy śmiech podszyty jest jakąś tragedią. Na scenie teatralnej i domowej wypominane są grzechy przeszłości, a brudów nawet się nie pierze, tylko wywleka z kosza na bieliznę i okłada nimi adwersarzy po gębie. Znamienne i smutne, że wszystko to dzieje się w rodzinie, wśród bliskich sobie ludzi, żyjących niegdyś pod jednym dachem – jak siostry Anna i Bożena, jak przyrodnie rodzeństwo Eliza i Marek, jak Polacy i Żydzi. W tym kontekście słowa Tadeusza z epilogu Wstydu – „Musimy się trzymać razem, Andrzejku. Rodzina jest najważniejsza!” – brzmią ironicznie i wręcz złowrogo. A przecież tak wcale być nie musi, a na pewno tak wcale być nie powinno.

Rozkosz dla aktorów

Na okładce książki To grzech tak mówić autora komplementują znani ludzie teatru – reżyserujący Wstyd oraz Kto chce być Żydem? w stołecznym Teatrze Współczesnym Wojciech Malajkat, odtwórcy głównych ról w tym pierwszym przedstawieniu: Agnieszka Suchora, Izabela Kuna i Jacek Braciak oraz Agata Kulesza. Wszyscy są zgodni, że Marek Modzelewski to nie tylko wrażliwy człowiek i świetny obserwator – zdaniem Malajkata nawet na miarę Czechowa – ale również „mistrz dialogu i suspensu”. Rzeczywiście, obserwując aktorów na deskach teatralnych chociażby we Wstydzie, mamy wrażenie, że czują się oni w swoich rolach jak ryba w wodzie, że teksty skrojone zostały starannie i na miarę, zapewniając im nie tylko niezbędną siłę ekspresji, ale również swobodę ruchów.

Podobnie w przypadku obsady filmowej wersji Wstydu – czyli Teściów w reżyserii Jakuba Michalczuka. Główne role kreują tu: Izabela Kuna, Maja Ostaszewska, Marcin Dorociński i rewelacyjny Adam Woronowicz – nagrodzony latem tego roku za najlepszą rolę męską na Międzynarodowym Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF Camera w Krakowie. W stosunku do obsady teatralnej mamy tu więc całkowitą wymianę personalną (w jednym przypadku zmianę ról – Kuna w teatrze jest Małgorzatą, w filmie Wandą), ale widowisko bynajmniej na tym nie ucierpiało. Zawdzięczamy to niewątpliwie kunsztowi wybitnych aktorów, lecz także wrażliwości scenarzysty, który ma świetne wyczucie różnych rejestrów stylistycznych kolokwialnego języka polskiego i dramaturgicznego rytmu dialogowego.

Przypomnijmy, że u zarania dziejów tekst dramatu miał charakter czysto użytkowy, techniczny i służyć miał wyłącznie inscenizacji. W podobnym duchu służebności, a przynajmniej bliskiej współpracy z aktorami, swoją rolę postrzega również Marek Modzelewski – ale czy może być inaczej, jeżeli riposty i dialogi z aktorką Izabelą Kuną poleruje on na co dzień, pod wspólnym dachem?

Marek Modzelewski, To grzech tak mówić. Trzy dramaty, Warszawa: Wielka Litera 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chlewiński, „Trzeba się umieć z siebie śmiać”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...