16.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #190 / Kobieta-drzewo

Nie cierp o panno swym się paść stworzeniem
Bezecnej żądzy. Raczej pierwej zginąć,
Abo masz li te moc nad przyrodzeniem,
Dopuść się w źródło Pirenej rozpłynąć,
Lub na Sypilu Niobej kamieniem,
Lub świętym tobie Bobkiem się rozwinąć,
Jakbym wrósłszy w drzewo tak dostojne
Miała na wieki dni swoje spokojne.


Samuel Twardowski, Dafnis drzewem bobkowym

1. Wstęp

Hałyna Kruk to poetka, a Ktokolwiek, tylko nie ja to jej debiut prozatorski. Na temat próz pisanych przez poetów panują różne wyobrażenia, które można zaobserwować choćby na podstawie opinii z portalu Lubimy Czytać. „I tak to niestety przeważnie jest, kiedy poeta postanawia napisać powieść, żeby potwierdzić swoją przynależność do rodu pisarzy. Otóż zabiegi, które sprawdzają się we współczesnej liryce – bełkotliwość, migawkowość, afabularność – w prozie nie spełniają zbyt dobrze swych funkcji. Utwór od początku odpycha przepoetyzowaniem.” – tak pisał o debiucie prozatorskim Łukasza Barysa użytkownik Albin. Takich komunałów można przytoczyć więcej, zazwyczaj i tak chodzi o to, że poeta nie może pisać prozy, bo prozę pisze się „tak”, a poeta przecieżpisze inaczej – i koniec dyskusji. Ale kiedy osobie „od poezji” wyjdzie dobrze przyjęta powieść, wtedy „poetyckość” – rozpoznawana jako cecha twórczości takiej osoby, która wydała więcej pozycji lirycznych niż prozatorskich – jest niebywałą zaletą, niejako immanentnie wpisaną w dzieło, naturalnie wypływającą z instancji autorskiej.

W niedługim odstępie czasu wydano ostatnio debiuty prozatorskie ukraińskich autorów kojarzonych raczej z poezją. Kalendarz wieczności Wasyla Machny i właśnie Ktokolwiek, tylko nie ja. Pierwsza powieść jest wyjątkowo niepoetycka (z drobnymi wyjątkami w postaci krótkich passusów).

Tak się natomiast składa, że Ktokolwiek, tylko nie ja to zbiór bardzo poetyckich opowiadań.

2.    

Rzecz jest pisarską wiwisekcją życia kobiety, szczególnie jej relacji z najbliższymi. Zawiera się w tym również wątek cielesności, ale o tym później. Teraz wolałbym się skupić na życiu międzyludzkim.

Opowiadanie otwierające, To, co pozostaje,wprowadza czytelniczkę jakby w sam środek akcji, w percepcję pewnej podmiotki. Mało wiemy o tym, kto jest kim, ale za to widzimy, że bohaterka kocha się w mężczyźnie imieniem Marko i widzi się z nim po długiej rozłące. Uprawiają razem seks, po czym narratorka snuje refleksje na temat osoby jej kochanka. Następuje rozłąka i powrót do codziennego życia poza ogniem romansu.

O paura bardzo ciekawy sposób wprowadza wątek rodziny. Bohaterka Nela jest poza Ukrainą i kontaktuje się ze swoją rodziną poprzez komunikator Skype. Przekazywanie informacji jest zaburzone i zależne od zawodnej techniki, wobec czego wszyscy są nerwowi i niecierpliwi. Centrum tego wszystkiego stanowi Nela, matka. Nie ma jej przy rodzinie, jest za granicą, ale wszyscy jej potrzebują.

Tym sposobem Hałyna Kruk wprowadza bardzo ciekawy watek rozgałęzienia kobiety. Kobieta w społeczeństwie jest niezbędna, ale nie może być samotna, sama dla siebie funkcjonuje tylko w roli zależnej. W ciekawy sposób widać to w Hard/soft, gdzie to „związanie” objawia się poprzez surrealistyczne, pełne figur symbolicznych – wręcz koszmarne – obrazy.

Może tytuł oznacza coś w rodzaju uciętej maksymy: „ważny jest ktokolwiek, tylko nie ja”? To tylko jedna z potencjalnych możliwości wyjaśniających znaczenie tytułu zbioru. U Hałyny Kruk ciało i świadomość kobiety rozgałęziają się z każdą relacją, zależnością, a im korona jest bardziej złożona, tym sama kobieta i jej ciało stają się bardziej zredukowane.

3.    

A czym jest samo ciało? Bohaterka pierwszego opowiadania posiada najwięcej autonomii, a jej życie nie jest uzależnione od sieci posiadanych relacji rodzinnych (jej romans wpływa na życie codzienne w zredukowanym stopniu). Ciało jest tutaj mało obecne; jest ciało kochanka i ciało narratorki-kochanki. Służy ono tylko jednej relacji – romansowi.

Soft/hard dochodzi do głębszego powiązania z partnerem, a przy tym do specyficznego rozszczepienia ciała na osobne elementy i wrażenia. Przestaje ono być abstrakcyjne jak wcześniej, teraz jest jak najbardziej konkretne („kochamy się wprost na nagrzanych kamieniach, czując skórą wszystkie ich ostre i tępe występy, i siłę tarcia, która zgodnie z wyliczeniami analizatora wynosi tyle i tyle i siłę pożądania, […], i siłę wytrysku”H. Kruk, Ktokolwiek, tylko nie ja, Stronie śląskie 2022, s. 17.[1], „zdaje się, że jej nagie ciało we wszystkich innych miejscach nigdy nie było tak obnażone, jak pod włosami”Tamże, s. 19.[2]).

Tabula rasa pojawia się dość drastyczna sytuacja. Narratorka, czterdziestoletnia kobieta, zajmuje się renowacją szafy swojego dziadka. Jest już uwikłana w sieć relacji rodzinnych. Jej ciało przypomniało o swoim istnieniu w bardzo przykry sposób – poprzez nowotwór. Dowiadujemy się, że czeka na wyniki biochemii i poznajemy jej refleksje na temat tego, czym jest rak („szaleństwo formy, która wychodzi spod kontroli”Tamże, s. 48.[3]).

4.    

W kwestii cielesności bardzo ciekawe jest też opowiadanie Cycki. Tutaj odchodzi perspektywa kobieca (autorka musiała się stać „kimkolwiek, tylko nie nią”) i poznajemy ciało kobiece (a dokładniej piersi) z perspektywy statecznego mężczyzny. Ten tekst to groteska, opowiada w wyolbrzymiony sposób o męskim przerażeniu kobiecym ciałem.

U pana Hoławskiego sama myśl o piersiach wywoływała skrajny wręcz atak onieśmielenia. W tej sytuacji zostaje wysłany to terapeuty w celu znalezienia źródła problemu i poradzenia sobie z nim. Przeważająca większość tekstu to opis wizyty, który – poprzez swoją dynamikę, motyw poszukiwania i element tajemnicy – przypomina fabułę detektywistyczną.

Niestety, finał jest dość banalny i niesatysfakcjonujący (rzecz rozwiązuje się poprzez żartobliwe potraktowanie motywu kompleksu Edypa), ale zawiera się tu coś istotnego w kontekście całego zbioru: moment, kiedy pan Hoławski miał narysować piersi, jak je widzi, jak je sobie wyobraża. Będący co prawda jednostką patologiczną, groteskową, bohater opowiadania Cycki unaocznia ciekawą obserwację: mężczyźni, kiedy mają wyobrazić sobie element kobiecego ciała, robią to w sposób oderwany od rzeczywistości. Tak jak w przypadku pana Hoławskiego, może to wynikać z pewnego wstydu, ale i zaburzenia. Dla niego wyobrażanie sobie piersi poprzez nienaturalne kształty było sposobem wypierania z umysłu tego, jak naprawdę wyglądają, z powodu jego traumy. W przypadku nienaturalnego wyobrażenia chociażby piersi w kulturze, mamy do czynienia z wypieraniem prawdziwego kobiecego ciała.

Nie przeczę, że to mogą być dość daleko idące rozważania, nietrafione wobec zabawnej, groteskowej fabuły, ale nie uważam, żeby były zbytnio naddatkowe. W końcu tom Ktokolwiek, tylko nie ja jako całość osnuty jest wokół tematu kobiecości, w tym i kobiecej cielesności. Wydaje mi się, że Cycki wkomponowane w tego typu zbiór mogą, na mocy sąsiedztwa wspomnianych innych tekstów, prowadzić do tego typu refleksji.

5.    

Zbiór zamyka najdłuższe opowiadanie – Kwarantannowe kroniki Marii. Ten tekst przynosi uspokojenie atmosfery całego tomu. Zastajemy tytułową bohaterkę Marię jako matkę rodziny u początku pandemii. Całość stanowi zbiór krótkich epizodów i refleksji na temat życia rodzinnego i obyczajów ludzi w czasach koronawirusa.

Nie ma tu już wiwisekcji kobiecej zależności. Cały gąszcz przewodów, powiązań, zobowiązań jakby się zbija, wygładza. Jak w tekście Twardowskiego, podawanym przeze mnie w motcie, bezecne żądze ustępują na rzecz wrośnięcia się w drzewo tak dostojne. Wszystkie poprzednie sieci relacyjne ze wcześniejszych opowiadań stają się raczej zieloną koroną statecznego drzewa. To brzmi może efektownie, ale sam tekst nie przynosi już takich fajerwerków.

Kwarantannowe kroniki Marii na tle reszty opowiadań to utwór blady. Urywki pozbawione refleksji, takie jak To, co pozostaje albo Za dużo wody, świetnie sobie radziły jako egzemplifikacje pewnych prawidłowości związanych z relacjami międzyludzkimi i ich odcieniami. Tymczasem dłuższa forma dzienniczka staje się miałka. Mamy tu raczej zbiór humorystycznych anegdot na temat życia pewnej rodziny w latach początku pandemii.

Kilka z dwunastu małych rozdziałów zaczyna się od konstatacji na temat nowego, pandemicznego życia. Na przykład piąty: „wcześniej czy później człowiek na kwarantannie zaczyna się nudzić i nawet wkrada mu się do głowy myśl, że cała ta sytuacja – to taki debilny żart”Tamże, s. 88.[4] lub siódmy: „kwarantanna trwała już tak długo, że ludzie przestali zwracać uwagę na dni tygodnia, a słowo «weekend» nabrało nowego wieloznacznego sensu”Tamże, s. 93.[5]. A każdy z nich stanowi egzemplifikację nowych ludzkich zwyczajów, obyczajów i innej formuły życia.

To ciekawe, że coś tak niepojętego jak pandemia koronawirusa nie doczekało się żadnych wiwisekcji, mięsistej literatury. To, z czym zazwyczaj można się spotkać, to przedstawienia urywków codzienności, dzienniki. Na pewno wielu ludziom pandemia dała się we znaki nie tylko na poziomie zmiany rutyny, a w sposób bardziej melodramatyczny. Oczywiście, trudno mieć pretensje do Hałyny Kruk, że nie napisała na ten temat epickiego melodramatu.

6. 

Tytuł Ktokolwiek, tylko nie ja to właściwie formuła prozatorska. Bardzo ciekawe, że właśnie taki tytuł przyświeca debiutowi prozatorskiemu poetki. Może zmiana modusu pisania z poezji na prozę potrzebowała egidy w postaci takiej formuły? Oprócz tego, Ktokolwiek, tylko nie ja to motto bohaterek poszczególnych opowiadań. Nie one się liczą, tylko ich relacje. Ostatecznie liczy się Maria z Kwarantannowych kronik Marii – dlatego, że ostatnie, najdłuższe opowiadanie ze zbioru przynosi uspokojenie, stateczność. Na końcu kobieta zamienia się w drzewo.

H. Kruk, Ktokolwiek, tylko nie ja, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2022

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Filip Matwiejczuk, Kobieta-drzewo, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 190

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...