16.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #190 / Zabawa w chowanego

Punktem wyjścia opowieści białostockiego pisarza-literaturoznawcy Marka Kochanowskiego jest wspólnotowe doświadczenie pandemii, które w zasadzie nadal nie doczekało się pełnego zamknięcia. A skoro tak, narrator sam musiał znaleźć jakiś czasoprzestrzenny punkt zaczepienia. Autor zdradza go w króciutkim posłowiu – ramą czasową jest okres, w którym jeszcze niedawno podawano w Polsce „liczbę dnia”, czyli raport o liczbie zakażeń dziennych. Ale w swoich krótkich, zgrabnie skonstruowanych prozach Kochanowski cofa się jeszcze dalej, w atmosferę błogiej nieświadomości poprzedzającej zbliżającą się pandemię:

My tu wiedzieliśmy, że coś nadchodzi. […] Sąsiadowi z klatki obok wróżka wywróżyła, ż umrze za trzy lata. Od wizyty u niej pił na potęgę. Narkotyki i życie, jakiego nie znacie. Przeżył wywróżony czas, nigdy nie wyleczył się z alkoholizmu.

Bo i jak można przygotować się na coś, co przekracza wyobraźnię i nawet trafiając do sztuki z pogranicza science fiction, pozostawia u odbiorcy lekki niesmak z powodu swej karykaturalnej przesady? Ta przesada jednak w pewnym momencie stała się naszą codziennością i, jak każde mocne przeżycie pokoleniowe, musiała doczekać się wyrazu artystycznego. Podczas pandemii niemal od razu pojawiły się różne inicjatywy, które to umożliwiły. Była wśród nich na przykład zorganizowana przez Instytut Literatury „Tarcza dla literatów”, niemal na gorąco gromadzono i publikowano teksty niefikcjonalne, dzienniki i pamiętniki pandemiczne, które następnie ukazywały się pod szyldem różnych wydawnictw (od wspomnianego już Instytutu Literatury po „Krytykę Polityczną”). Książka Marka Kochanowskiego także powstała dzięki zewnętrznemu dofinansowaniu – jest efektem stypendium artystycznego prezydenta Białegostoku za rok 2021. Składa się ona z dwóch części, które znakomicie uzupełniają się i dają czytelnikowi dobrą lekcję tego, jak należy obchodzić się z prawdą w literaturze.

Narrator obydwu części (w pierwszej bez wyjątku, w drugiej – w większości opowiadań) zdaje się być alter ego autora. Na quasi-biograficzne podłoże opowieści wskazuje sam Kochanowski w posłowiu:

Większość opisanych wydarzeń ma swoje źródła w rzeczywistości. Z naszego okna było widać trumny w garażach w bloku mieszkalnym na Kraszewskiego, spędziliśmy kilka pierwszych miesięcy pandemii na wsi […] młodszy z moich synów jest zafascynowany Michaelem Jordanem, drugi wybudował z kolegami miasto w Minecrafcie […].

W cyklu pierwszym, utrzymanym w intymnej narracji pierwszoosobowej, wchodzimy w konkretną czasoprzestrzeń, której bohater zapożyczył bardzo dużo cech od samego autora. Wystarczająco dużo, żeby omamić czytelnika i pomimo wyraźnie literackiej oprawy skłonić go do czytania tych krótkich próz jako dziennika z okresu pandemii. Ileż w tym pozornym dzienniku uniwersalnych doświadczeń! Bo i kto w marcu 2020 nie przeżył bliźniaczego zderzenia wyobrażeń z rzeczywistością?

Kilka dni później zamknęli galerie handlowe. Nie przeszkadzało nam to już zupełnie. Mieliśmy zapasy alkoholu na kilkanaście tygodni, puszki z jedzeniem dla psa wytaczały się ze schowka pod schodami, a wczoraj rozpocząłem układanie Boscha. Pięć tysięcy elementów […] żona została w domu i zaczęliśmy się kłócić, więc zapasy wina poczęły się dramatycznie kurczyć. […] Wieczorami nie mogłem dopasować do siebie klocków. […] Syn zsunął nieopatrznie ze stołu mojego Boscha i kilka tysięcy elementów wylądowało na włochatej wykładzinie. Nie miałem siły tego pozbierać, wciągnąłem odkurzaczem.

Mikroopowiadania z pierwszej części zbioru tworzą chronologiczną opowieść o pandemicznej rzeczywistości w Białymstoku (ściślej – na białostockich Bojarach, a zarazem szerzej – na Podlasiu, bo bohaterom przytrafia się zbawienna ucieczka na wieś w okolicach Sejn). Przechodzimy od bagatelizowania i niedowierzania, przez strach, przygnębienie, aż po wisielczy humor – bo historię początku pandemii łatwiej zreferować za pomocą emocji niż zdarzeń. Te pierwsze mimo wszystko są bardziej zindywidualizowane. Drugie – nie licząc drobnych lokalnych wariacji, były po prostu wspólnotową odpowiedzią na chorobę, do zwalczania której nie byliśmy przygotowani. Poza tym właśnie w obszarze emocji możemy doszukiwać się najgłębszej prawdy, jaką może dać odbiorcom literatura.

Idąc tropem biograficznym, można zatem doszukiwać się paranteli pomiędzy rzeczywistym życiorysem Marka Kochanowskiego a przygodami pandemicznymi stworzonego przezeń bohatera. Zgadza się przestrzeń (wspomniany Białystok), pełniony zawód (wykładowca akademicki), liczba dzieci (o synach wspomina w posłowiu). Przy takim „werystycznym” podejściu czytelniczym sprawy zaczną się jednak komplikować, kiedy sięgniemy po drugą część omawianej książki. Bo o ile rys głównego bohatera pozostaje ten sam, to podstawy do lektury niefikcjonalnej drastycznie się kurczą.

Oczywiście nie ma nic złego w czerpaniu przez autorów z biografizmu. Jak pisał memuarysta Adam Bień:

człowiek może opisać tylko to, co sam przeżył. […] Dziwię się nieraz pisarzom, że wymyślają różne rzeczy. Ja chyba nie jestem pisarzem, bo nie potrafię opisać drzewa, którego nie widziałem.

W literaturze pandemicznej pojawia się zresztą jeszcze jedna osobliwość. Z powodu przymusowego zamknięcia i wirtualizacji nauki, życia i pracy staliśmy się mimowolnymi „podglądaczami” przestrzeni domowej osób, z którymi dotąd wchodziliśmy w interakcje w kontekstowych maskach – współpracownika, nauczyciela, ucznia, szefa i podwładnego. Rok 2020 upowszechnił specjalistyczne i „szmaciane” maski oraz przyłbice, a jednocześnie podważył inne, dawne maski: widzialne fasady pełnionych przez nas ról. Straciliśmy sporo posiadanych wcześniej atrybutów, ze znaczenia których nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Ale przecież maska nie wzięła się znikąd, oswajaliśmy się z nią od lat. Przebieraliście się w czasie karnawału, a w szkołach byliśmy uczeni o zamaskowanych bohaterach, postaciach udających kogoś innego, o Konradzie Wallenrodzie czy Jacku Soplicy. Przyswajaliśmy znaczenie masek w twórczości Gombrowicza, czytaliśmy o maskach w wierszach Stachury. Myśleliście, że od nich uciekniecie?

Ten fragment quasi-wykładu wygłoszonego przez narratora utożsamianego z autorem jest znakomitą wykładnią interpretacyjną książki Marka Kochanowskiego: nie uciekniemy od maski, którą przywdziewa tekst literacki, choćby autor czynił wszystko, by w pewnych obszarach oddać opisywaną rzeczywistość taką, jaką w istocie jest. Świat przedstawiony funkcjonuje na zasadzie licentia poetica, która zakłada swobodę artystyczną w transformacji pierwowzoru. Tak jak maska Quasimodo nie zamieni osoby, która ją przywdziewa, w powieściowego garbusa, tak też maska literacka nie przemieni bohatera dowolnej książki w rzeczywisty pierwowzór. Jest natomiast w stanie uczynić znacznie więcej: czerpiąc z materii zastanej, za pomocą wyobraźni stwarzającej wydobywa najgłębszą prawdę o człowieku w danych mu okolicznościach. Przypomina to zabawę z czytelnikami w chowanego, gdy zawczasu jest znana większość kryjówek. I maski tej nie sposób zdjąć tak, jak zdejmuje się te pandemiczne, bo wyzbędziemy się literatury na rzecz utworów niefikcjonalnych.

Jaki zatem jest człowiek w opowiadaniach Kochanowskiego? Zdezorientowany i pełen tęsknot. Czerpiący z prostych przyjemności i otwarty na transcendencję. W swej oryginalności i swoistości – taki jak wszyscy, może nieco bardziej skłonny do autorefleksji. I na pewno uroczo dowcipny, niestroniący od autoironii.

Ile fantastycznych konceptów fabularnych można znaleźć w tych króciutkich dwudziestu jeden opowiadaniach! Prawdziwą perełką jest opowieść o ojcu, który mimowolnie podszywa się pod syna na zdalnych lekcjach z polskiego, brnąc co raz dalej w mistyfikację, byle usłyszeć „brawo, Adasiu” adresowane do nastoletniego syna, który tym czasie smacznie odsypia noc zmitrężoną na gry na konsoli. Oczywiście ta historia ma swoje cyber-podteksty i jest znacznie głębsza. Skonstruowano ją jednak tak, że bez względu na to, czy szukamy w książce zwykłej rozrywki, czy chcemy się mierzyć z pytaniami egzystencjalnymi, nikt nie pozostanie nieusatysfakcjonowany.

O autorze, który ma tytuł profesorski i imponujący dorobek naukowy, można przeczytać w oficjalnych biogramach jako o znanym w Białymstoku animatorze kultury, współzałożycielu Stowarzyszenia Fabryka Bestselerów, miłośniku komiksów, popularyzatorze czytelnictwa. Zbiór próz Od początku jest natomiast praktyczną wykładnią tego, jak powinno się to wspomniane czytelnictwo upowszechniać. Poprzez świetną literaturę wolną od pozy i pozostawiającą odbiorcy swobodę recepcyjną wobec lektury. Wedle woli – zarówno „wzdłuż”, jak i „w głąb”.

M. Kochanowski,Od początku. Zbiór próz, Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku, Białystok 2022.

Kochanowski

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Halina Surowiec, Zabawa w chowanego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 190

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...