02.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #192 / Morderca

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi. Wysoka, ładna, aksamitnie rozkołysana w biodrach; w krótkiej spódniczce, zamszowej kurteczce i sandałach na obcasach z oplatającymi kostki paseczkami bordowego puszku. Pachniała pomarańczami.

– Usiądź – odezwał się, wskazując kanapę ustawioną w centrum pokoju. Głos miał pusty, sprawiający wrażenie niezainteresowanego.

Posłuchała. Założyła nogę na nogę, odsłaniając koronki pończoch; szczupłe dłonie zakończone długimi, pomalowanymi na czerwono paznokciami złączyła na kolanach. Omiotła wzrokiem oszczędnie urządzone, nowoczesne wnętrze, potem popatrzyła na siedzącego na krześle mężczyznę, figlarnie układając na bok głowę i delikatnie dotykając czubkiem języka rozchylonych, błyszczących ust. Czekała: niektórzy potrzebowali czasu. Trochę na ukos za plecami miał okno przesłonięte ciemną zasłoną, po lewej stronie stojącą na podłodze lampę, której siwe, nierażące światło skierowane było na środek pokoju, tak że tylko niewyraźnie widziała jego sylwetkę oraz zarys twarzy. Na politurowanym stole obok leżał wytarty, czarny neseser.

Mężczyzna sięgnął do kieszeni koszuli po paczkę papierosów, zapytał dziewczyny, czy ma ochotę, ale podziękowała: „Nie chcę umrzeć na raka‟, zażartowała, na co nie zareagował, a bez słowa wyjął jednego dla siebie i zapalił, w pierwszej chwili płytko krztusząc się dymem.

– Jak masz na imię? – zapytał.

Odrzuciła do tyłu głowę, szybkim ruchem strąciła z policzka wijący się kosmyk jasnych włosów.

– Na jakie masz ochotę – oznajmiła z zachęcającym uśmiechem.

Nie odpowiedział.

– No już dobrze, uparciuchu, będzie, jak chcesz – obiecała po chwili pluszowym głosem. – Mam na imię Sonia. Podoba ci się? To jak bohaterka Zbrodni i kary – zauważyła zalotnie.

Mężczyzna milczał. Przyglądał się jej; nie wyjmując papierosa z ust obracał nim to w jedną, to w drugą stronę, trzymając opuszkami palców. Zdziwiła się, gdy zamiast pójść po popielniczkę strzepnął papierosa wprost na połyskujący blat.

– Czytałaś tę książkę? – odezwał się nagle.

Zaśmiała się, mrużąc wąsko wycięte duże, zielone oczy, i popatrzyła na niego rozbawiona.

– Jasne, że nie – wyjaśniała beztrosko. – Ktoś mi tak kiedyś powiedział i zapamiętałam. Nie wiem zresztą, czy to prawda.

Zaciągnął się papierosem.

– Ile masz lat? – zapytał.

– Dwadzieścia jeden.

– Nie kłam – powiedział spokojnie.

– A czy to ważne, ile? Ważne, czy ci się podobam – stwierdziła, zdejmując zamszową kurteczkę, pod którą miała jasnoczerwoną, opinającą ciało przezroczystą bluzkę na ramiączkach, podciągniętą aż do piersi. – Chyba się mnie nie wstydzisz, co? – dodała przekornie, znowu pochylając na bok głowę.

– Ile masz lat? – powtórzył, równocześnie powiódł dłonią po krawędzi neseseru.

Dziewczyna westchnęła, wzruszyła ramionami.

– Dziewiętnaście. Ale umiem naprawdę dużo, przekonasz się – zapewniała, miękko poprawiając się na kanapie i opierając się rękami o siedzenie, głęboko odchylona do tyłu, powoli przełożyła nogę na nogę.

– Skąd jesteś?

– Z Krosna.

– Dlaczego przyjechałaś do Warszawy?

– A dlaczego mnie o to pytasz? Wolałabym, żebyś mi powiedział, na co masz ochotę; co chcesz, żebym zrobiła…

Obserwował ją. Dziewczyna uśmiechnęła się zaczepnie, dwa razy zastukała paznokciami o skórzane obicie kanapy.

– Jesteś chyba bardzo nieśmiałym facetem, co? – oceniła. – Zamknij oczy, a ja się wszystkim zajmę… Będzie ci dobrze jak jeszcze nigdy.

– Dlaczego przyjechałaś do Warszawy? – zapytał ponownie nieruchomym głosem.

Nie odpowiedziała od razu. Spojrzała na zasłonę, jaśniejącą delikatnie nocnym lśnieniem miasta.

– Może chciałam czegoś innego – odezwała się, nie odrywając wzroku od okna – ale teraz to przecież bez znaczenia. Liczy się tylko tu i teraz.

Milczał; słyszała jego oddech. Przetarł ręką czoło, potem prędko zaciągnął się papierosem.

– Jest środek lata, a ty nie używasz klimatyzacji – zdziwiła się, zerkając w stronę wiszącego nad drzwiami urządzenia, potem rozejrzała się po pokoju. – Powiedz gdzie jest pilot, włączę ją – zaproponowała i wstała z kanapy.

– Nigdzie nie pójdziesz – powiedział z naciskiem, strącając popiół na stół.

Zaskoczona jego słowami, usiadła.

– Przyjechałaś do Warszawy sama? – zapytał na powrót obojętnym tonem.

– Jezu, człowieku, po co mnie o to wszystko pytasz? Nie po to tu jestem, żeby odpowiadać na pytania. – Zaczesała ręką gęste, splątane włosy, westchnęła znudzona, potem powiedziała głośno, nachylając sie w stronę mężczyzny: – Słuchaj, ze mną naprawdę możesz sobie darować grę wstępną i od razu zabrać się do rzeczy.

Czekał.

– Nie, przyjechałam z facetem, zadowolony? – wyjaśniła zniecierpliwiona.

– Gdzie on teraz jest?

– A skąd mam niby wiedzieć? Już dawno z nim nie jestem.

– Dlaczego?

– Pewnie dlatego, że był zasranym skurwielem! – nie wytrzymała. – Wystarczy ci taka odpowiedź?

Milczał, oddychał ciężko; znowu dotknął neseseru.

– Zapłacę ci dwa razy więcej – powiedział wreszcie.

Parsknęła śmiechem. Przyglądała się przez moment siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. W końcu bezradnie wzruszyła ramionami i, niedowierzając, poruszyła głową.

– Trafił mi się dzisiaj pieprzony fart, nie ma co. Ale niech ci będzie – zgodziła się – podobno w życiu żałuje się tylko straconych okazji. Pytaj o co chcesz.

Zaciągnął się papierosem.

– Kim był mężczyzna, z którym przyjechałaś?

Wzrok dziewczyny znieruchomiał. Pociągnęła nosem, niedbale zagarnęła ręką włosy, tak że nierówno opadały jej teraz na policzek i ramię. Zagryzła dolną wargę.

– Szymon… – jej głos stwardniał, jakby nabrał echa – był nikim, po prostu chłopakiem z tego samego bloku. Trzy lata starszym ode mnie. Przystojny, wygadany, zawsze wyglancowany jak jakiś aktor. Cholernie się podobał wszystkim dziewczynom.

– Co pociągało cię w nim najbardziej?

Zastanowiła się.

– Chyba to, że miał w sobie jakąś dziką siłę – wyjaśniła po chwili wahania. – Sprawiał wrażenie faceta, który śmieje się światu w pysk i nikomu nie musi się tłumaczyć, jeżeli wiesz, o co mi chodzi. Ale rzeczywiście był przystojny. Dużo ćwiczył.

– Kiedy z nim przyjechałaś?

– We wrześniu prawie dwa lata temu. Początkowo trochę się bałam, ale wymyśliłam, że lepsze to niż siedzenie w Krośnie do końca życia.

– Powiedziałaś rodzicom, że wyjeżdżasz?

Dziewczyna kiwnęła głową.

– Co im powiedziałaś?

– No powiedziałam ojcu, że wyjeżdżam do Warszawy.

– Jak zareagował?

– Nijak. Pamiętam, że kiedy mu o tym mówiłam bardzo chciałam, żeby mi zabronił, żeby się wściekł, kazał zostać w domu, ale on tylko wzruszył ramionami i powiedział, żebym robiła, co chcę.

– Dlaczego chciałaś, żeby ci zabronił?

Zamyśliła się; zmrużyła oczy, jakby usiłowała coś sobie przypomnieć.

– Bo chciałam poczuć, że jestem jego córką – odpowiedziała po chwili.

– A matka?

– Z matką nie rozmawiałam.

– Dlaczego?

Pociągnęła nosem, odchyliła głowę, znowu zagryzła wargę.

– Ponieważ zmarła kiedy miałam jedenaście lat – odpowiedziała.

Mężczyzna włożył papieros do ust i znowu zaczął nim poruszać, ściskając w dwóch palcach. Nie odzywał się przez dłuższy czas.

– Czy twój ojciec ożenił się powtórnie? – zapytał, spokojnie wpatrując się w dziewczynę.

– Jasne, a który facet potrafi wytrzymać bez kobiety? – żachnęła się. – Ożenił się w niecałe półtora roku po śmierci mojej matki. Miałam wtedy trzynaście lat, a i tak uznałam to za wyjątkowe kurewstwo.

– Jaka ona była?

– Chodzi ci o moją macochę? – zapytała z kwaśnym grymasem, a kiedy nie odpowiadał, parsknęła: – Masz talent do wynajdywania beznadziejnych tematów, nie ma co… Dzięki Kamili przekonałam się, że bajki mówią prawdę, przynajmniej jeżeli chodzi o macochy. Zdecydowanie za sobą nie przepadałyśmy. Dbała tylko o swoje bachory z pierwszego małżeństwa, mną się w ogóle nie interesowała. No chyba tylko wtedy, gdy akurat chciała komuś nabluzgać. Ja zresztą też nie byłam święta, ale z niej była rasowa suka.

– Ojciec nie bronił cię przed macochą?

– Początkowo trochę się starał, łagodził, usiłował tłumaczyć, ale jak to facet: szybko się wcisnął w świeżą babę.

– Dlaczego nazwałaś Szymona zasranym skurwielem?

Zebrała rękami włosy na czubku głowy, splotła dłonie i głośno wypuściła powietrze, nadymając policzki.

– Wiesz, znałam wielu facetów, ale ty to dopiero jesteś zakręcony. Jak śrubokręt – przyznała z niezdecydowanym uśmiechem. – Jezu, człowieku, że też cię to wszystko tak cholernie interesuje.

Mężczyzna w milczeniu przyglądał się dziewczynie. W prawej ręce, tuż przy skroni trzymał tlący się papieros, lewą nie przestawał gładzić neseseru.

– Bo mnie oszukał – odpowiedziała wreszcie.

– Obiecał ci coś?

– Można tak powiedzieć.

– Co?

Znowu zwlekała z odpowiedzią.

– Obiecał mi całe życie… – uśmiechnęła się brzydko, drwiąco. – Wyszło z tego piękne shit, co? – zaśmiała się smutno. – W kółko mi powtarzał, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że w Warszawie są perspektywy, że będziemy tam szczęśliwi i tym podobne kocopoły. Miałam siedemnaście lat… Miłość ma przesrane w życiu.

– Dlaczego już z nim nie jesteś?

– Wierz mi, to naprawdę słaba historia.

Czekał. Dziewczyna westchnęła.

– Jakoś pół roku po przyjeździe do Warszawy zaczepił się w Green River, takim klubie niedaleko Centrum. Czasami do niego przychodziłam. No i kiedyś wylazło, że Szymuś puka tam na zmianę dwie kelnereczki. Powiedziała mi to zresztą jedna z nich, bo, zdzira, dowiedziała się, że posuwa w pracy nie tylko ją, no i chciała mu dosrać. W domu zrobiłam mu awanturę, a on potraktował mnie jak trzeba i wyrzucił na ulicę. Zostałam z niczym; nie miałam żadnej szkoły, pieniędzy… Zatrzymałam się u Olki, dziewczyny, którą poznałam kiedyś w Green River. Ona była z Leska; polubiłyśmy się, miałam jej numer…

– Co było dalej?

– No Olka mi powiedziała – zaczęła powoli – że można łatwo zarobić i żebym się nie bała, bo na pewno sobie poradzę. Zaprowadziła mnie do Eweliny, kobiety, która ogarnia interes. Szefowa oceniła, że mam prezencję, że się nadaję i będę się podobała. Kazała czekać na telefon. Nie ja pierwsza, pomyślałam. Kiedyś przecież z tym skończę… Mówiłam, że moja historia nie nadaje się na film – zaśmiała się kpiąco.

– Pamiętasz pierwszy raz?

– Jasne, tego się nie zapomina. To jak pierwszy pocałunek, tyle że chce ci się po tym rzygać.

– Jaki on był?

– Elegancki, delikatny, kulturalny facet, podobno był prawnikiem – odpowiedziała. – Miałam szczęście, bo niektórym dziewczynom trafiali się na starcie spoceni, nawaleni robole. Wtedy naprawdę możesz puścić pawia.

Mężczyzna strzepną popiół i włożył papierosa do ust. Zaciągnął się. Długo się jej przyglądał.

– Dlaczego to robisz? – zapytał.

Spojrzała na zasłonę, potem zwróciła twarz na mężczyznę i odezwała się, wpatrując w rozmówcę:

– Bo jest mi wszystko jedno… Jak któryś raz walisz o ziemię, to w końcu coś w tobie pęka i kiedy otwierasz oczy dociera do ciebie, że świat nie jest ani dobry, ani zły, ale że po prostu gówno go obchodzisz. Zaczynasz wtedy uciekać, szukasz swojej pustki, aż któregoś dnia się przekonujesz, że naprawdę nic nie ma znaczenia i że nic tego nie  zmieni… Może i świat jest piękny, ale marzenia nie są dla wszystkich.

Milczał. Sonia zagryzła wargę.

– Wiesz – odezwała się cicho – czasami myślę o mamie, tej prawdziwej. Pewnie chciała dla mnie czegoś lepszego, kto wie, o czym marzyła, patrząc na swoją córeczkę… Z tym mi jest najgorzej, ale życie nie rozpieszcza. Poradzę sobie, z czasem samo przyschnie… Niekiedy się pocieszam, że gdziekolwiek jest pewnie mnie już nie pamięta.

Pochylona, obejmując rękami brzuch, patrzyła na przesłonięte okno. Blask lampy układał się zimno na jej drobnej, jasnej twarzy i długich, miękkich, zwichrzonych włosach. Zielone oczy dziewczyny tlały delikatnie, jakby przez białą smugę w niezaciągniętej zasłonie wpadły do nich okruszki księżycowego światła.

– Ty za to elegancko mieszkasz – oceniła, kierując nagle wzrok na pokój i z aprobatą kiwając głową. – Nie ma co, super się urządziłeś, tak z gustem. Naprawdę mi się podoba.

– To na jedną noc – powiedział obojętnie.

– Na jedną noc? – zdziwiła się, z jeszcze większym zaciekawieniem rozglądając się po mieszkaniu. – W takim razie musisz mieć cholernie dużo kasy, skoro ci to wynajęli… – Spojrzała na niego. – Co jeszcze chcesz wiedzieć? A może ty opowiesz mi o sobie – uśmiechnęła się.

Mężczyzna wtarł pet w błyszczący blat. Nie odpowiedział. Oddychał głęboko, z trudem; pociągnął dłonią po czole. Powoli wstał z krzesła, odwrócony do niej plecami stanął przy stole. Drgnęła na dźwięk otwieranych zatrzasków neseseru.

Zabił ją, dziewięć razy uderzając nożem.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Masewicz, Morderca, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 192

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...