30.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #196 / Anatomia miłosierdzia

Pierwsze zdanie książki Izabeli Rutkowskiej jest zdaniem, którego echo pobrzmiewa przez całą książkę. Próbowałem się od niego uwolnić w trakcie lektury, wręcz obiecałem sobie, że niniejszą recenzję muszę rozpocząć uwolniony od tego zdania, a jednak nie sposób tego zrobić. Pierwsze zdanie Rutkowskiej niebywale we mnie rezonuje, nawet kilka dni po przeczytaniu publikacji Przez zasłonę ciała. Symbolika ciała Jezusa w obrazie Bożego Miłosierdzia i w „Dzienniczku” św. Faustyny Kowalskiej. W rzeczywistości to zdanie brzmi jeszcze mocniej po skończonej lekturze. Jego echo nadchodzi przemijającymi falami znaczeń: zrozumieniem, niezrozumieniem, akceptacją i sprzeciwem. Za każdym razem jednak dostarcza ono ochoty na kontemplowanie. To zdanie, które jest prawdziwą bramą do całej książki. Zdanie, które jest swoistą ramą całego obrazu. Zdanie, które musi brzmieć mocno w kontekście Tamtego Zdania. Zdaje sobie z tego sprawę sama Izabela Rutkowska, a jednak uczciwie i odważnie pisze: „Ten obraz mnie nie zachwyca”.

Piękny, który nie jest piękny

Przez zasłonę ciała jest książką, która – w olbrzymim uproszczeniu – wyrasta z dwóch fragmentów literackich. Pierwszym jest Dzienniczek Faustyny Kowalskiej, gdzie padają słowa: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie”. Drugim zaś List do Kolosan, gdzie Jezus jest opisany jako „obraz Boga niewidzialnego” [Kol 1, 15], co jeszcze dobitniej podane jest w tłumaczeniu Remigiusza Popowskiego w Biblii pierwszego Kościoła jako „wizerunek niewidzialnego Boga”. Jak zatem wygląda ciało Jezusa, jakie są zawarte w nim symbole, skoro według Dzienniczka ma to być najważniejszy obraz na świecie? To pytania, które zadaje Rutkowska, a wraz z nimi rozpoczyna się lektura godna powieści detektywistycznej. Przez zasłonę ciała to porywający esej teologiczny, ale taki, któremu bliżej do powieściowego kryminału. Autorka prowadzi czytelnika, aby wspólnie odkryć tajemnicę. Tropimy to, co zostało dane w obrazie i staramy się (czasem z autorką, czasem wbrew niej, bo samodzielnie) zrozumieć, dlaczego właśnie ten wizerunek ma być najważniejszy. Znajomość teologii idzie w parze z symboliką sztuki, jak również ze znajomością anatomii. Bowiem – i zdanie to traktuje Izabela Rutkowska zupełnie poważnie – jeśli jest to iście Boski obraz, Jedyny wizerunek, to co mówią nam te szczegóły wystające spoza zasłony szaty: dłonie, stopy, głowa?

Izabela Rutkowska zdaje sobie sprawę z pewnej niedorzeczności lub wręcz rozczarowania. Jeśli obraz Jezusa Miłosiernego, zarówno namalowany przez Eugeniusza Kazimirowskiego (tak zwany obraz wileński) jak i przez Adolfa Hyłę (tak zwany obraz łagiewnicki)Jest jeszcze jeden obraz, swoista trzecia wersja wizerunku, autorstwa Ludomira Sleńdzińskiego. Wersja ta wygrała konkurs organizowany przez Episkopat Polski. Kolejnym obrazem jest dzieło Stanisława Batowskiego. Historia wszystkich wizerunków Jezusa Miłosiernego jest ciekawa sama w sobie, ale godna zupełnie odrębnej książki. Zapewne z tego powodu Izabela Rutkowska o nich nie wspomina.[1] ma być najważniejszym obrazem, który uzyskał boską aprobatę (byłaby to jedyna zgoda Boga na swój malarski wizerunek), to efekty końcowe są rozczarowujące. „Ten obraz mnie nie zachwyca”… No właśnie, nie tylko autorkę. Dlaczego miał On wyglądać właśnie z grubsza tak: ręce, twarz, biała szata, serce i promienie? Jest przecież wiele innych, znacznie lepszych obrazów. Jako jeden z przykładów autorka wskazuje Trójcę Świętą Andrieja Rublowa. Nie podąża jednak tym śladem. Nie musi, bowiem Rutkowska ma swój własny (kapitalny zresztą) autorski pomysł. Skoro jednak recenzja nie jest zwykłym powtórzeniem książki, a swoistym zaproszeniem do czytania między wierszami, do poruszania się na marginesach, do współ-myślenia i współ-czytania, ruszmy tym tropem, aby lepiej zrozumieć inność malarskich wizerunków Jezusa Miłosiernego według Dzienniczka.

Rublow i Kowalska

Siła bijąca z ikony Rublowa nie traci niczego ze swej mocy pomimo upływu stuleci. Jest to jeden z tych obrazów, który promieniuje nieprzerwanie, zupełnie jakby uchylał rąbka tajemnicy albo był oknem, przez które można zajrzeć na Drugą Stronę. Prawosławny teolog Paweł Floreński uważał właśnie tę ikonę za jeden z dowodów na istnienie Boga: „Jest Trójca Rublowa, więc jest i Bóg”. Dzieło Rublowa przykuwa uwagę nagromadzonymi symbolami, ale także czytelnością całej kompozycji. Środkową postacią ikony Rublowa jest Jezus Chrystus. Rozpoznajemy go po kolorze szat – rdzawo-krwawym, niczym zaschnięta krew. To kolor mówiący o człowieczeństwie Syna Bożego, jak również o Jego śmierci na krzyżu. Szatę w kolorze krwi okrywa druga – niebieska, będąca odbiciem boskości Chrystusa. W ten sposób Rublow przedstawił dwie natury – ludzką i boską – w jednej osobie Jezusa. Przez Jego ramię jest przewieszona złota szarfa, symbol godności kapłańskiej. Ręka Arcykapłana spoczywa na stole, wskazując kielich. Jego zawartość budzi emocje. Trudno jednoznacznie dostrzec, co znajduje się w jego wnętrzu. Niektórzy widzą w kielichu leżącego baranka. Według Paula Evdokimova zawartość kielicha była zmieniana. „Przeprowadzone ostatnio prace – pisze w Sztuce ikony. Teologii piękna – pozwoliły odsłonić zawartość kielicha. Warstwa późniejsza, przedstawiająca kiść winogron, skrywała pierwotny rysunek: Baranka, który łączy tę niebieską Ucztę ze słowami Apokalipsy: Baranek zabity przed założeniem świata. Miłość, ofiara, zabicie poprzedzają akt stworzenia świata, są u jego źródła”. Najzupełniej szczerze muszę napisać, że jedyne, co dostrzegam w kielichu, to niekształtne zawiniątko w tym samym rdzawo-krwawym kolorze, co szata Jezusa. Kształt bardziej przywodzi na myśl anatomiczny model serca. Zawartość kielicha widniejącego na ikonie nie jest jednak najważniejsza, skoro ma odsyłać do tego, co jest naprawdę, skoro ma być otwartym oknem na Inną Rzeczywistość. Jeśli spojrzymy uważniej, to linie, które stanowią postaci Boga Ojca i Ducha Świętego, tworzą duży kielich, jakby ukryty wewnątrz ikony. W tym niewidzialnym kielichu znajduje się postać Baranka Bożego, Jezusa Chrystusa.

W zestawieniu z Trójcą Świętą Rublowa wizerunek Jezusa Miłosiernego wypada rzeczywiście ubogo. Przesłodzona, niemal landrynkowa twarz Jezusa, ciemne tło podkreślające białą szatę, dłonie i stopy, serce i dwa promienie. Faustyna Kowalska również miała świadomość malarskiego fiaska swej wizji, skoro pełna żalu zanotowała w Dzienniczku: „Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?” [Dz. 313]. Izabela Rutkowska podsumowuje to jeszcze celniej: obraz, który nie porywa, a w warstwie literackiej tekst mało zachwycający, pełen błędów językowych, rymów częstochowskich, powtórzeń. Toporność i przaśność, cepelia i odpust – jak powiedzielibyśmy z perspektywy niemal wieku. A jednak to jest Ten Obraz i To Zdanie. Rutkowska wyznaje o własnej książce: „Poniższe opracowanie ma swoje źródło właśnie w tym ubolewaniu”. Całym rdzeniem Przez zasłonę ciała jest to teologiczno-symboliczno-literackie śledztwo, gdy autorka opisuje to, co widać oraz to, czego nie widać, a wreszcie to, co chcielibyśmy zobaczyć. I napiszę bez spojlerów: oderwać się nie można!

Czas mówienia i czas milczenia

Jak napisać teraz recenzję, by nie zdradzać całej fascynującej podróży wokół i w głąb obrazu Jezusa Miłosiernego? Zwrócę zatem uwagę na metodę pracy zaproponowaną przez Izabelę Rutkowską. Autorka podzieliła swoją książkę na kilka części, które odpowiadają częściom ciała ludzkiego. I tak na przykład mamy rozdział Głowa, a w nim zawarte dociekania o tym, co widać na obrazie: „zmysły, „oblicze”, oczy”, „usta”, „uszy”. W innym zaś, zatytułowanym Ciało, literackie śledztwo dotyczy „rąk”, „nóg” czy „ran”. Pomysł jest odważny, a przede wszystkim niezwykle czytelny i plastyczny. Nikt wcześniej w naszym kraju nie uprawiał teologii w taki sposób. Co więcej, znajdziemy rozdział zatytułowany Intymność, a w nim poruszone kwestie „piersi”, „łona” lub „pasa”. Do tej pory o podobnych zagadnieniach mogliśmy przeczytać w książce Leo Steinberga Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej. Inne pytanie brzmi: co autorka widzi na obrazie? Albo zapytam w ten sposób: odbiciem czego są poszczególne części ciała przedstawione na obrazie? „Ręce”, „nogi”, „łono” czy „usta” mają swoje znaczenie przedstawione w Dzienniczku. Autorka przeczytała wizje Faustyny Kowalskiej, tworząc coś w rodzaju anatomii miłosierdzia. Proszę zwrócić uwagę, jak wygląda metoda Izabeli Rutkowskiej. W podrozdziale poświęconym „obliczu” pisze:

Dzienniczku znajdziemy na temat Jezusowego oblicza jedynie 20 fragmentów, a każdy bardzo oszczędny – 16 razy występuje wyraz „oblicze”, 4 razy – „twarz”. Ponadto jest też 7 fragmentów z frazą „widzieć twarzą w twarz”. To niezmiernie mało w przypadku tak ważnego tematu, tak wnikliwie opisywanego przez teologów i filozofów. Dlaczego nasza Święta pozostawia tak mało wzmianek na te temat?

Dzienniczek został przeczytany przez Rutkowską niezwykle skrupulatnie, a hasła dotyczące poszczególnych części ciała Jezusa posegregowane w poszczególne grupy tematyczne. To właśnie z tych dociekań, niejako mając w jednej ręce obraz, a w drugiej teksty Faustyny Kowalskiej, autorka wyrusza w fascynującą podróż, aby zobaczyć niewidzialne. Skąd tyle trudu u Rutkowskiej, dlaczego właśnie ten temat? W swych dociekaniach autorka wychodzi poza schematyczne postrzeganie obrazu Jezusa Miłosiernego (a nie jest to łatwe, kiedy ma się świadomość jego obecności w przestrzeni kulturowej i liturgicznej) i wciąż potrafi wydobyć rzeczy zaskakujące:

W objawieniu zaś swego wizerunku jako Miłosierdzia Bożego sytuacja wygląda inaczej – Jezus przejmuje całkowitą inicjatywę. Objawia się tak, jak sam chce – daje wskazówki co do swego wyglądu, postawy, gestów, rodzaju spojrzenia, kolorów, ponadto decyduje też o napisie.

Rozdział dotyczący napisu, Tego Zdania, jest według mnie rzeczą najciekawszą, najbardziej intymną i najbardziej odkrywczą. Jestem przekonany, że – podobnie jak i mnie – poruszy on czytelnika. Dlatego wobec analizy Tego Zdania wypada mi jedynie zamilknąć, aby mogło ono wybrzmieć w czytelniku. Jest czas Zdania, jest czas milczenia.

Odpowiedz wreszcie

Zrobiłem w tej recenzji tyle uników, ile Ołeksander Usyk i Wasyl Łomaczenko w swoich pojedynkach bokserskich. Czas zatem napisać kilka maksymalnie prostych zdań. Przez zasłonę ciała jest książką niezwykle odważną, świetnie napisaną, a dla osób zainteresowanych teologią – przedstawiającą w intrygujący sposób obecność Ojców Kościoła (zwłaszcza Augustyna) w wizjach Kowalskiej. Należy mieć też świadomość, że Przez zasłonę ciała jest książką konfesyjną. Nie jest to żaden spojler, wystarczy bowiem przyjrzeć się nazwie wydawnictwa oraz przeczytać biogram autorki. Umyślnie czytałem książkę Rutkowskiej jako osoba o zupełnie odmiennym światopoglądzie. Zrobiłem tak, aby zobaczyć, czy jest to książka, którą będą w stanie przyjąć osoby niepodzielające zaangażowania autorki. I trzeba przyznać, że jest to książka „kościołowa”: pewne zwroty, jak na przykład pisanie o Faustynie Kowalskiej „nasza Święta”, będą rzutować na lekturę. W związku z tym nie jest to książka, która zachwyci wszystkich, podobnie jak nie u wszystkich znajdzie zrozumienie. Przez zasłonę ciała, przy całym teologiczno-symboliczno-anatomicznym śledztwie literackim, jest wreszcie osobistą odpowiedzią Izabeli Rutkowskiej na To Zdanie. Innej nie uznała.

Izabela Rutkowska, Przez zasłonę ciała. Symbolika ciała Jezusa w obrazie Bożego Miłosierdzia i w „Dzienniczku” św. Faustyny Kowalskiej, Teologia Polityczna, Warszawa 2022.

Przez zasłonę ciała - RUTKOWSKA IZABELA

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Anatomia miłosierdzia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 196

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...