Nowy Napis Co Tydzień #197 / O północy
Jeder Engel ist schrecklich.
R.M. Rilke, Die zweite Elegie
O północy, gdy na niklowanej tacy drżą jak
zranione ptaki instrumenty chirurgiczne,
krew bije inne przejścia w ciele, bezszelestnym
wiertłem na prędkich obrotach otwiera skórę, co
boli tak samo jak w dzieciństwie stłuczone kolano,
ale nie ma już tutaj tamtych ust, których gorący
okład koił duszyczkę silniej niż zimny okład
zwinnych dłoni siostry Kariny; instrumenty
chirurgiczne z niklowanej tacy sfruwają na jej
ramiona, gubią się we włosach, samowolne
ptaki uwięzione w szpitalnych korytarzach,
uzbrojone w noże długie jak bezsenne noce,
z dziobami, które zszywają jamę brzuszną równym
ściegiem – wysłańcy równocześnie życia i śmierci,
znają mnie, i wiedzą, że rozpoznaję ich głosy,
słyszą jak drżę, tak samo jak ja usłyszałem ich
drżenie, z czarną opaską na oczach, jakbym chciał
je przekonać, by przestrzegały reguł nocy,
ale przebił się do nich blask niklu, błysk cienkich
ostrzy i nie dźwięk, ale coś jak trzepot skrzydeł,
jakby już nie ptak, lecz anioł tłukł się pod sufitem,
czekając na wyraźny znak, tylko czyj? Życia
czy śmierci?
Dusza nie odsypia wczorajszej nocy, jak pszczoła
robotnica łata dziury w moim ciele, palcami zatyka
odwierty, zlizuje krew, czuję szorstkość jej języka,
znam to słodkie skomlenie, bo moja dusza jest psem,
który każdej nocy, póki żył, leżał obok mnie, a teraz
leży we mnie, wyciąga się na całą długość, słyszę
jak coś chrupie w nieśmiertelnych kościach, czasem
wybiega ze mnie, obszczekuje anioła, który lata
pod sufitem nie mającego początku ni końca
korytarza, obsikuje swoje terytorium, baczy,
by anioł zachował bezpieczny dystans między
życiem i śmiercią, moim życiem i moją śmiercią;
siostra Karina zagląda do pokoju, zsuwam opaskę
z lewego oka, widzę jak poprawia włosy, z których
wyplątał się drobny ptak, przysiadł na niklowanej
tacy, śpimy, panie Feliksie, mówi siostra Karina,
śpimy; szeroko rozpina skrzydła i odfruwa.
Wiersz z tomu „Krzyk Sowy” (2014).