Nowy Napis Co Tydzień #198 / Śladem zbrodni w Dębrzynie
Czas bezpośrednio po drugiej wojnie światowej to w wielu miejscach Polski okres, o którym nie chce się pamiętać. Traumy nigdy nie zostały przepracowane, a więc i rany nie zdążyły się zabliźnić. Pamiętam, że gdy byłem małym chłopcem, babcia opowiedziała mi o dowódcy „szwadronu śmierci”, który pod szyldem Polskiej Partii Robotniczej załatwiał prywatne sprawy i mordował ludzi – jego ludzie okradali rodziny pomordowanych, kłamali, że dzięki zapłaceniu okupu aresztowany powróci do domu. Nie wracał. Babka z nieskrywaną radością relacjonowała zastrzelenie tego człowieka przez akowców. Ta radość jawi mi się dziwną, ponieważ gdy zginął, babcia miała dwanaście lat. Ale tę historię usłyszałem tylko raz – więcej nie chciała jej powtórzyć, mimo że wielokrotnie o to prosiłem. Wiele rejonów Polski ma takie właśnie historie, opowieści o mordowaniu swoich, o wykorzystywaniu czasów bezprawia do załatwiania własnych porachunków. Do tego okresu zabiera nas Rafał Hetman, autor reportażu Las zbliża się powoli, który stara się wrócić do spraw osób pomordowanych w lesie Dębrzyna. Na tym jednak nie kończy, śledzi losy tej zbrodni – przez wczesne lata PRL – do dzisiaj. Przywołuje ustalenia dziennikarzy, którzy opisywali sprawę po 1989 roku, zagląda także do śledztwa prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej.
Zauważmy już na wstępie, że ten reportaż to podróż przerażająca, prowadząca do Conradowskiego „jądra ciemności”. Muszę przyznać, że przyglądanie się temu procesowi – wyłaniającemu się z ułamków narracji – uważam za jedno z najcenniejszych, choć najbardziej przygnębiających doświadczeń podczas lektury tej książki. Jak wygląda anatomia zbrodni? Czego potrzeba, żeby człowiek zaczął mordować? Okazuje się, że naprawdę niewiele. Wystarczy, że skończy się wojna. Ludzie będą biedni, a w okolicy zaroi się od nieposprzątanych ciał żołnierzy, dodajmy: żołnierzy uzbrojonych. Ta broń stanie się wkrótce narzędziem zbrodni. Hetman relacjonuje jeden z donosów, z którego dowiadujemy się, że zadenuncjowany „sąsiad zabrał broń zastrzelonym przez Sowietów żołnierzom, których ciała leżały w ogrodzie […]”
Tuż po świętach Bożego Narodzenia, 27 grudnia, do domu Siurtów w Gniewczynie weszło trzech ludzi i zastrzeliło Józefa Siurtę, jego dwudziestojednoletnią córkę Stefanię i dwóch synów – siedemnastoletniego Stanisława i jedenastoletniego Władysława. Do żony Anny też strzelili, ale przeżyła. Trafiła do szpitala w Przeworsku. Po kilku dniach dwóch mężczyzn weszło do sali szpitalnej, w której leżała Siurtowa, i tam dobiło ją kilkoma strzałami
Tamże, s. 65. [2].
To zaledwie pojedyncza relacja wstrząsającej zbrodni, u Hetmana jest ich dużo więcej, nie przesadzę, jeśli powiem, że te opowieści mnie porażają. Makabryczny jest nie tylko czas zbrodni, bezpośrednio po świętach, ale nade wszystko to, że bandyci weszli do szpitala i tam dobili ofiarę. Dzięki temu poznajemy okoliczności, z których wyrosły zbrodnie w lesie Dębrzyna. Schemat mordów był podobny: zabierano wracających pociągami z robót w Niemczech ludzi do lasu, tam ich okradano i mordowano na różne sposoby – strzelając do nich czy wieszając ich nago na drzewach. Aby zginąć, wystarczyło być dobrze ubranym, jak jedna z ofiar, która była widziana w okolicy, a potem została znaleziona, prawie nago, martwa w lesie z dziurą w czole. „Ktoś rabował w lesie. Ktoś zabijał. Tyle”
***
Istotny jawi mi się cel wydania recenzowanej publikacji. Moim zdaniem dobrze ujawnia go jeden z cytowanych w reportażu mężczyzn, który podczas dyskusji po projekcji filmu Wielki strach
Inaczej jak bestialstwem tego, co się zdarzyło, nie można nazwać, ale należy o tym pamiętać. Należy o tym mówić. Wielu od razu odbiera to jako głos antypolski, pokazujący, że my wszyscy to robiliśmy. Nie, nie wszyscy, ale takie jednostki się zdarzały
R. Hetman, Las…, s. 12–13. [5].
Właściwie te słowa można by przyjąć za deklarację ideową, towarzyszącą recenzowanej pozycji. Nie chodzi w niej o rzucanie nazwiskami, piętnowanie potomków morderców, tylko – o danie świadectwa temu, co się stało. „Nie chciałbym mówić o nazwiskach sprawców, bo mógłbym skrzywdzić jakaś rodzinę”
Kilka dni później powstał raport, w którym przeworskie UB podsumowało swoją pracę i jej wyniki. Wyjaśniono, że rozpracowywane osoby nie działały w latach 1945–1946 w zbrojnej organizacji, której celem było obalenie władzy, podejrzani nie mordowali też „działaczy państwowych”. UB przyznało, że udało się potwierdzić, że rozpracowywane osoby należały do bandy rabunkowej, to jest rabowały i mordowały ludzi dla zysku. Wśród ofiar wskazano również osoby narodowości ukraińskiej i żydowskiej
Tamże, s. 139. [9].
UB nie miało interesu w kontynuowaniu sprawy, więc sprawcy nie zostali ukarani. Śmierć dziesiątek ludzi została pominięta.
***
Reportaż Hetmana został podbudowany potężną kwerendą – mamy do czynienia z obszernym zasobem materiałów archiwalnych. Ponadto pojawiają się tutaj relacje okolicznych mieszkańców, którzy w pewien sposób byli świadkami tej zbrodni. Niebezpośrednimi świadkami, ale często dziećmi tych, którzy woleli o niej nie pamiętać, woleli jej nie widzieć. Narracja kształtuje się więc z ułomków i pojedynczych obrazów, których tutaj dużo. Wreszcie z przemilczeń. Dla bohaterów reportażu było to z pewnością kosztowne, emocjonalne drapanie ran. Jednak potrzebne, bo umożliwiające oczyszczenie.
Warto wspomnieć, że książka została napisana w przystępny sposób, narracja jest wartka, dobrze dopasowana do toczącego się reporterskiego śledztwa. Nie nuży czytelnika, wręcz przeciwnie – utrzymuje go bezustannie w napięciu – wynika to nie tylko z treści, lecz także z formy, którą zastosowano w tym reportażu. Styl jest rzeczowy, dokładnie referuje to, co niezbędne, gdy pojawiają się cytaty ze źródeł, to zawsze ma to uzasadnienie.
Czy książkę czyta się przyjemnie? Nie i nie powinno się tak czytać. Bo to publikacja, która powinna wywoływać w odbiorcy dyskomfort. Las zbliża się powoli to dręcząca lektura, ale dręcząca w sposób potrzebny, ujawnia bowiem prawdę o polskiej historii, nie tylko rehabilitując ofiary, lecz także dopominając się o ich pamięć. Z całą pewnością – mimo dobrego stylu – czytanie tej książki nie dostarcza satysfakcji w sensie rozrywkowym, natomiast w sensie antropologicznym jest to tekst wart uwagi. To rekonstrukcja zbrodni domowej, gdy Polak mordował Polaka dla płaszcza czy zegarka. Zbrodni przemilczanej. Niewygodnej. Lokalnej.
Podsumowując, Las zbliża się powoli to reportaż dojmujący, ale niezwykle potrzebny. To pisanie historii, która dawniej została przeoczona. Naszemu społeczeństwu nadal nie udało się skutecznie przepracować traum wyniesionych z drugiej wojny światowej i okresu bezpośrednio po niej następującym. To poniekąd rana, która tylko z pozoru się zabliźniła. Tymczasem traumy te należy skutecznie przepracować, mierząc się z nimi. Reportaż Hetmana to robi – i choćby dlatego zasługuje na to, by go przeczytać. Jednak powodów jest więcej, toteż wymienię kilka: recenzowana publikacja rekonstruuje rzeczywistość po wyzwoleniu, przybliża nam szereg postaci z tamtego okresu, unaocznia nieskuteczność władzy zajętej narzucaniem komunizmu, rozbitej, wreszcie portretuje społeczeństwo zdemoralizowane wojną. Kończąc, stwierdzam, że autor wykonał kawał dobrej roboty reporterskiej. Gratuluję!
R. Hetman, Las zbliża się powoli. Kto po wojnie mordował w Dębrzynie, Czarne, Wołowiec 2022.