13.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #198 / Śladem zbrodni w Dębrzynie

Czas bezpośrednio po drugiej wojnie światowej to w wielu miejscach Polski okres, o którym nie chce się pamiętać. Traumy nigdy nie zostały przepracowane, a więc i rany nie zdążyły się zabliźnić. Pamiętam, że gdy byłem małym chłopcem, babcia opowiedziała mi o dowódcy „szwadronu śmierci”, który pod szyldem Polskiej Partii Robotniczej załatwiał prywatne sprawy i mordował ludzi – jego ludzie okradali rodziny pomordowanych, kłamali, że dzięki zapłaceniu okupu aresztowany powróci do domu. Nie wracał. Babka z nieskrywaną radością relacjonowała zastrzelenie tego człowieka przez akowców. Ta radość jawi mi się dziwną, ponieważ gdy zginął, babcia miała dwanaście lat. Ale tę historię usłyszałem tylko raz – więcej nie chciała jej powtórzyć, mimo że wielokrotnie o to prosiłem. Wiele rejonów Polski ma takie właśnie historie, opowieści o mordowaniu swoich, o wykorzystywaniu czasów bezprawia do załatwiania własnych porachunków. Do tego okresu zabiera nas Rafał Hetman, autor reportażu Las zbliża się powoli, który stara się wrócić do spraw osób pomordowanych w lesie Dębrzyna. Na tym jednak nie kończy, śledzi losy tej zbrodni – przez wczesne lata PRL – do dzisiaj. Przywołuje ustalenia dziennikarzy, którzy opisywali sprawę po 1989 roku, zagląda także do śledztwa prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej.

Zauważmy już na wstępie, że ten reportaż to podróż przerażająca, prowadząca do Conradowskiego „jądra ciemności”. Muszę przyznać, że przyglądanie się temu procesowi – wyłaniającemu się z ułamków narracji – uważam za jedno z najcenniejszych, choć najbardziej przygnębiających doświadczeń podczas lektury tej książki. Jak wygląda anatomia zbrodni? Czego potrzeba, żeby człowiek zaczął mordować? Okazuje się, że naprawdę niewiele. Wystarczy, że skończy się wojna. Ludzie będą biedni, a w okolicy zaroi się od nieposprzątanych ciał żołnierzy, dodajmy: żołnierzy uzbrojonych. Ta broń stanie się wkrótce narzędziem zbrodni. Hetman relacjonuje jeden z donosów, z którego dowiadujemy się, że zadenuncjowany „sąsiad zabrał broń zastrzelonym przez Sowietów żołnierzom, których ciała leżały w ogrodzie […]”R. Hetman, Las zbliża się powoli, Warszawa 2022, s. 97.[1]. Jak wynika z relacji miejscowego komendanta – porucznika Urbana, w Przeworsku mordują wszyscy: byli akowcy, sowieccy dezerterzy, czerwonoarmiści, dezerterzy z milicji, zwykli bandyci czy „żołnierze wyklęci”. Łupem padają zwykli ludzie, ale także instytucje państwowe, jak szpitale czy posterunki Milicji Obywatelskiej. Toteż trudno odróżnić, co jest celem politycznym, a co – rabunkowym. Porucznik Urban rozstrzyga to arbitralnie. Tak się kształtuje rzeczywistość pierwszych lat po wyzwoleniu, słaba jeszcze wtedy władza oraz skupienie się na walce politycznej doprowadziło do klimatu zbrodni, której sprawcy pozostali – w większości – bezkarni. W tym bezprawiu rządził silniejszy, ten, kto miał broń i mógł skrzyknąć kilku ludzi. Napady, mordy i rabunki mnożyły się jak grzyby po deszczu. Przytoczę opis tylko jednego z nich.

Tuż po świętach Bożego Narodzenia, 27 grudnia, do domu Siurtów w Gniewczynie weszło trzech ludzi i zastrzeliło Józefa Siurtę, jego dwudziestojednoletnią córkę Stefanię i dwóch synów – siedemnastoletniego Stanisława i jedenastoletniego Władysława. Do żony Anny też strzelili, ale przeżyła. Trafiła do szpitala w Przeworsku. Po kilku dniach dwóch mężczyzn weszło do sali szpitalnej, w której leżała Siurtowa, i tam dobiło ją kilkoma strzałami Tamże, s. 65.[2].

To zaledwie pojedyncza relacja wstrząsającej zbrodni, u Hetmana jest ich dużo więcej, nie przesadzę, jeśli powiem, że te opowieści mnie porażają. Makabryczny jest nie tylko czas zbrodni, bezpośrednio po świętach, ale nade wszystko to, że bandyci weszli do szpitala i tam dobili ofiarę. Dzięki temu poznajemy okoliczności, z których wyrosły zbrodnie w lesie Dębrzyna. Schemat mordów był podobny: zabierano wracających pociągami z robót w Niemczech ludzi do lasu, tam ich okradano i mordowano na różne sposoby – strzelając do nich czy wieszając ich nago na drzewach. Aby zginąć, wystarczyło być dobrze ubranym, jak jedna z ofiar, która była widziana w okolicy, a potem została znaleziona, prawie nago, martwa w lesie z dziurą w czole. „Ktoś rabował w lesie. Ktoś zabijał. Tyle”Tamże, s. 99.[3] – pisze Hetman. Sprawa bulwersuje, wśród sprawców, którzy byli wskazywani w zeznaniach, pojawiają się bardzo młodzi mężczyźni, między innymi uczeń liceum. Pokazuje to stopień zdemoralizowania w pierwszych latach po wyzwoleniu. Zresztą reportażysta, powołując się na literaturę przedmiotu, próbuje wyjaśnić genezę tego zjawiska – dokonuje więc przeglądu wielu pozycji historycznych czy psychologicznych. Nie popada jednak w nadmierne filozofowanie czy moralizatorski ton.

***

Istotny jawi mi się cel wydania recenzowanej publikacji. Moim zdaniem dobrze ujawnia go jeden z cytowanych w reportażu mężczyzn, który podczas dyskusji po projekcji filmu Wielki strachWielki strach, reż. P. Carlucci Sforza, Polska 2020. Film dokumentalny został poświęcony tym samym wydarzeniom co reportaż Hetmana.[4] mówi:

Inaczej jak bestialstwem tego, co się zdarzyło, nie można nazwać, ale należy o tym pamiętać. Należy o tym mówić. Wielu od razu odbiera to jako głos antypolski, pokazujący, że my wszyscy to robiliśmy. Nie, nie wszyscy, ale takie jednostki się zdarzałyR. Hetman, Las…, s. 12–13.[5].

Właściwie te słowa można by przyjąć za deklarację ideową, towarzyszącą recenzowanej pozycji. Nie chodzi w niej o rzucanie nazwiskami, piętnowanie potomków morderców, tylko – o danie świadectwa temu, co się stało. „Nie chciałbym mówić o nazwiskach sprawców, bo mógłbym skrzywdzić jakaś rodzinę”Tamże, s. 261.[6] – zeznaje świadek przesłuchiwany przez Instytut Pamięci Narodowej. Społeczność żyła obciążona zmową milczenia przez wiele lat – ujawnianie szerokiej publiczności potencjalnych sprawców, których winy nie udowodniono, a których zbrodnie się przedawniły, mogłyby tę społeczność rozsadzić. Tym bardziej, że mimo świetnie przeprowadzonego śledztwa, nadal jest wiele znaków zapytania. Nie wiadomo do końca, kto mordował oraz kto zginął w lesie. Zamiast ślepego oskarżania Hetman dokonuje rozliczenia umożliwiającego przepracowanie traum. Szansa na rzetelne śledztwo została utracona. Władze państwowe zawiodły, między innymi nie wiążąc donosu przeciw Władysławowi K. z wcześniejszymi zeznaniami, którymi go obciążono. Sprawstwo zbrodni dałoby się z pewnością ustalić, gdyby zapewnić sparaliżowanym świadkom ochronę, a samych podejrzanych skutecznie izolować i zmusić do zeznań. Ale wtedy władze były bardziej zajęte ściganiem wrogów ustroju niż ochroną obywateli przed atakami pospolitych bandytów. Jedno ze źródeł Urzędu Bezpieczeństwa, „Młot”, relacjonował, że podsłuchał, jak jeden z pracowników Gminnej SpółdzielniGminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” – w skrócie GS, to nazwa spółdzielni, które właściwie miały państwowy monopol na handel na wsi w PRL.[7] w Przeworsku opowiadał o morderstwach w lesie. „Na koniec dodał, że niektórzy z morderców są dziś na stanowiskach w partii, a wcześniej byli w AK”Hetman, Las…, s. 122.[8]. Śledztwo trwało, ponieważ podejrzewano związek z „żołnierzami wyklętymi”. Ubecy ustalili, kto zabijał, jednak finalnie postanowili sprawy zaniechać. Czytamy:

Kilka dni później powstał raport, w którym przeworskie UB podsumowało swoją pracę i jej wyniki. Wyjaśniono, że rozpracowywane osoby nie działały w latach 1945–1946 w zbrojnej organizacji, której celem było obalenie władzy, podejrzani nie mordowali też „działaczy państwowych”. UB przyznało, że udało się potwierdzić, że rozpracowywane osoby należały do bandy rabunkowej, to jest rabowały i mordowały ludzi dla zysku. Wśród ofiar wskazano również osoby narodowości ukraińskiej i żydowskiejTamże, s. 139.[9].

UB nie miało interesu w kontynuowaniu sprawy, więc sprawcy nie zostali ukarani. Śmierć dziesiątek ludzi została pominięta.

***

Reportaż Hetmana został podbudowany potężną kwerendą – mamy do czynienia z obszernym zasobem materiałów archiwalnych. Ponadto pojawiają się tutaj relacje okolicznych mieszkańców, którzy w pewien sposób byli świadkami tej zbrodni. Niebezpośrednimi świadkami, ale często dziećmi tych, którzy woleli o niej nie pamiętać, woleli jej nie widzieć. Narracja kształtuje się więc z ułomków i pojedynczych obrazów, których tutaj dużo. Wreszcie z przemilczeń. Dla bohaterów reportażu było to z pewnością kosztowne, emocjonalne drapanie ran. Jednak potrzebne, bo umożliwiające oczyszczenie.

Warto wspomnieć, że książka została napisana w przystępny sposób, narracja jest wartka, dobrze dopasowana do toczącego się reporterskiego śledztwa. Nie nuży czytelnika, wręcz przeciwnie – utrzymuje go bezustannie w napięciu – wynika to nie tylko z treści, lecz także z formy, którą zastosowano w tym reportażu. Styl jest rzeczowy, dokładnie referuje to, co niezbędne, gdy pojawiają się cytaty ze źródeł, to zawsze ma to uzasadnienie.

Czy książkę czyta się przyjemnie? Nie i nie powinno się tak czytać. Bo to publikacja, która powinna wywoływać w odbiorcy dyskomfort. Las zbliża się powoli to dręcząca lektura, ale dręcząca w sposób potrzebny, ujawnia bowiem prawdę o polskiej historii, nie tylko rehabilitując ofiary, lecz także dopominając się o ich pamięć. Z całą pewnością – mimo dobrego stylu – czytanie tej książki nie dostarcza satysfakcji w sensie rozrywkowym, natomiast w sensie antropologicznym jest to tekst wart uwagi. To rekonstrukcja zbrodni domowej, gdy Polak mordował Polaka dla płaszcza czy zegarka. Zbrodni przemilczanej. Niewygodnej. Lokalnej.

Podsumowując, Las zbliża się powoli to reportaż dojmujący, ale niezwykle potrzebny. To pisanie historii, która dawniej została przeoczona. Naszemu społeczeństwu nadal nie udało się skutecznie przepracować traum wyniesionych z drugiej wojny światowej i okresu bezpośrednio po niej następującym. To poniekąd rana, która tylko z pozoru się zabliźniła. Tymczasem traumy te należy skutecznie przepracować, mierząc się z nimi. Reportaż Hetmana to robi – i choćby dlatego zasługuje na to, by go przeczytać. Jednak powodów jest więcej, toteż wymienię kilka: recenzowana publikacja rekonstruuje rzeczywistość po wyzwoleniu, przybliża nam szereg postaci z tamtego okresu, unaocznia nieskuteczność władzy zajętej narzucaniem komunizmu, rozbitej, wreszcie portretuje społeczeństwo zdemoralizowane wojną. Kończąc, stwierdzam, że autor wykonał kawał dobrej roboty reporterskiej. Gratuluję!

R. Hetman, Las zbliża się powoli. Kto po wojnie mordował w Dębrzynie, Czarne, Wołowiec 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Śladem zbrodni w Dębrzynie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 198

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...