05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / Armeński lockdown

Armenia to kraj, który wzbudza fascynację wielu Polaków, choćby dlatego że od wieków jest miejscem ścierania się kultur. Położona na pograniczu Azji i Europy, stanowi miejsce życia narodu, który został tragicznie dotknięty przez historię, znaną nam, chociażby z będącego lekturą Przedwiośnia Żeromskiego. Co więcej, historia nigdy się o tę zbrodnię szczególnie nie upomniała. To także opowieść o narodzie, który ma wiele wspólnego z Żydami – między innymi odrębność religijną, wielkie ludobójstwo dokonane pod auspicjami państwa w XX wieku oraz potężną diasporę rozsianą po całym świecie. Dlatego też z dużym zainteresowaniem przyjąłem książkę Macieja Falkowskiego Armenia. Obieg zamknięty. Autor ma solidne przygotowanie do zajęcia się tym tematem, ponieważ od wielu lat interesuje się tematyką kaukaską, czego owocem była współautorska książka Matrioszka w hidżabieI. Kaliszewska, M. Falkowski, Matrioszka w hidżabie, Warszawa 2010.[1]. Potwierdzenie jego kompetencji stanowi także praca w Ośrodku Studiów Wschodnich czy w Fundacji Kaukaz.net. Sam autor – na dowód gruntownego przygotowania – powiada:

Byłem w tym kraju wielokrotnie, a przez trzy lata pracy w Ambasadzie RP w Erywaniu zjeździłem go wzdłuż i wszerz, rozmawiając z setkami ludzi – od prostych rolników i drobnych przedsiębiorców do ministrów, generałów i profesorówM. Falkowski, Armenia. Obieg zamknięty, Wołowiec 2022, s. 9–10.[2].

Już w tych słowach ujawnia się zapowiedź potencjału recenzowanego reportażu. Wyrasta on bowiem z żywego doświadczenia kontaktu z Innym, co – w moim odczuciu – stanowi najsilniejszą legitymację reportażysty. Armenia. Obieg zamknięta to książka, która stanowi podróż do fascynującego świata, Falkowski opisuje go, używając paraleli pandemicznego zamknięcia. Jak przekonuje: „wcale nie tak daleko od nas istnieje jednak kraj, w którym ludzie od ponad trzech dekad żyją w takich właśnie okolicznościach [lockdownu – D.Ż.]”Tamże, s. 9.[3].

Reportaż Falkowskiego to nie tylko pocztówka z zamkniętej Armenii, lecz także skomplikowana opowieść o jej historii. Autor słusznie wychodzi z założenia, że odpowiedzi na pytania o współczesność zawsze należy szukać w historii danego miejsca. Toteż codzienność przeplata się tutaj z historią, dzisiaj z wczoraj, rzeczy widoczne gołym okiem z historycznymi pozostałościami pamięci zbiorowej. Ważną częścią ormiańskiej tożsamości jest chrześcijaństwo, ale chrześcijaństwo swoiste, które odbiega od innych konfesji. Falkowski, przybliżając genezę tego zjawiska, pisze:

Bardzo szybko, bo już po soborze chalcedońskim (451 rok) – trochę z powodu zawirowań politycznych, a trochę subtelnych różnic teologicznych – Kościół ormiański odłączył się od powszechnego. Ich drogi rozeszły się na zawsze, a ten pierwszy zaczął rozwijać się jako niezależna instytucja, organizacyjnie niemająca nic wspólnego ani z katolicyzmem, ani z prawosławiemTamże, s. 37.[4].

Jak nietrudno się domyślić, z tego powodu Ormianie znacząco odbiegali od wszystkich sąsiadów – czy to chrześcijan, czy to muzułmanów. Ich położenie geopolityczne w połączeniu ze swoistością kultur stanowi chichot historii. Ta odrębność stanowiła jednocześnie siłę spajającą naród bez państwa, była silnym składnikiem jego tożsamości. Stąd Falkowski, poszukując między innymi odpowiedzi na pytanie o obecny kryzys Kościoła w Armenii, informuje:

Niegdyś Kościół był najważniejszą instytucją ormiańską na świecie, ostoją ormiańskości, jej zewnętrznym wyznacznikiem. Kiedy jednak Ormianie po setkach lat niebytu zyskali swoje państwo, Kościół przestał być tak ważny. Utracił swoją szczególną funkcję. Nie był już tak potrzebny, kiedy słowo „Ormianin” przestało oznaczać członka wspólnoty religijnej, a zaczęło przedstawiciela naroduTamże, s. 38.[5].

W gruncie rzeczy dostrzegam tutaj analogię z sytuacją polskiego Kościoła po upadku PRL. Wówczas Kościół zaczął wchodzić w fazę kryzysu, którego efekty widzimy dzisiaj. Dopóki trwał komunizm, polski Kościół stanowił jedną z niewielu możliwych dróg okazywania oporu władzy. Kiedy PRL upadł, Kościół stracił rolę spoiwa społeczeństwa przeciwstawiającego się opresyjnej władzy, przestał być niezbywalnym składnikiem tożsamości narodu. Podobnie stało się w Armenii, kiedy wyraźnie akcentowana odrębność religijna przestała być spoiwem tożsamości religijnej, stała się zbędna. Wcześniej tylko dzięki niej można było odróżnić się od sąsiadów, w momencie odzyskania państwa słowo Ormianin nabrało niejako nowego – stricte narodowego – znaczenia, wypierając kontekst religijny.

Historia Ormian to także tragiczna historia pogromów, nie tylko tych dokonywanych przez Turków, w ramach zorganizowanego ludobójstwa, podczas pierwszej wojny światowej. Falkowski przytacza niezwykle interesującą, ale zarazem dramatyczną opowieść o masakrze w Sumgaicie w 1988 roku, opowiedzianą ustami ormiańskiego biznesmena – Wigena:

Gdy [Wigen – D.Ż.] wjechał do Sumgaitu, jego oczom ukazał się koszmar – po ulicach maszerował pijany tłum rozwścieczonych, uzbrojonych w pałki, noże i kije mężczyzn, wykrzykujących antyormiańskie hasła. Jeszcze bardziej od Wigena przerażony był jego milicyjny partner, gdy ten dotarł wreszcie jakimś cudem do jego domu. Szybko wpuścił go do środka.

„Czyś ty s uma soszoł? [zwariowałeś? – D.Ż.] Nie wiesz, co się tutaj dzieje”. Opowieść o rozkazie pozostania w domach wydanym wszystkim miejscowym milicjantom, wypuszczenia z więzień kryminalistów i rozdaniu im broni, wydawałaby się absurdalna, gdyby nie wiarygodność rozmówcy i to, co Wigen widział na własne oczyTamże, s. 38.[6].

Jak widać, ten antyormiański tumult dokonał się za przyzwoleniem oficjeli, którzy doskonale wiedzieli, do czego doprowadzają w mieście. W tym wybuchu przemocy z pewnością maczali palce azerscy przywódcy, co więcej – prawdopodobnie nie odbyłyby się one bez zgody KGB. W tle rozgrywał się bowiem pierwszy akt mającego wkrótce wybuchnąć konfliktu o Górski KarabachGórski Karabach to rejon zamieszkiwany w większości przez Ormian, stanowi on jednak część obszaru Azerbejdżanu. W 1991 roku po referendum Ormianie zdecydowali o odłączeniu rejonu od Azerbejdżanu, w efekcie czego azerska armia podjęła interwencję zbrojną.[7]; kaukascy dostojnicy przeczuwali nadchodzący kres pax Sovietica i upadek ZSRR.

W historii armeńskiego biznesmena, oprócz zbiorowego wymiaru pogromów, kryje się drugi, z pozoru tylko mniej ważny, wymiar tego szaleństwa. Chodzi mianowicie o dramaty jednostek zmuszonych do ucieczki. Ormianie wbrew własnej woli – tak jak Wigen – w końcu musieli opuścić Azerbejdżan. To cicha tragedia ludzi wyrwanych z miejsc, które były ich domem. To opowieść o bezmyślnej nienawiści, przemawiającej do mnie tym silniej, że jej pokłosie widać przecież dzisiaj w Ukrainie, z której setki tysięcy ludzi uciekły przed wojną. Codziennie obserwujemy ich próby odnalezienia się w rzeczywistości innego kraju, który stał się ich przymusowym schronieniem, namiastką domu.

Obok tych – skomplikowanych geopolitycznych, religijnych i historycznych – refleksji wyłania się z reportażu zupełnie inna sfera, stanowiąca codzienność Ormian, których poznajemy z dwóch perspektyw. W części pierwszej, noszącej tytuł Oni, Falkowski opowiada o samych Ormianach, w drugiej, pod tytułem Inni, skupia się na sąsiadach Armenii oraz tym, co sądzą na swój temat Ormianie. To relacja na temat szarej rzeczywistości – poglądów na świat, zwyczajów czy kuchni – duża dawka antropologii dodająca niesamowitej wartości reportażowi Falkowskiego. Pozwolę sobie przytoczyć opis, który prezentuje to, co tylko z pozoru jest mniej ważne, mianowicie krajobrazy Kaukazu:

Wioski położone po obu stronach granicznego w tym miejscu Achurianu (dalej na południe, aż do azerbejdżańskiej enklawy Nachiczewan, granicę stanowi już Araks) wyglądają jak rajska oaza pośród pustyni. Choć po stronie armeńskiej zaniedbane domy, zbudowane w większości w czasach sowieckich, niczym nie różnią się od tych z pozostałej części kraju, ich przykryta spękanym eternitem brzydota ginie w morzu zieleni, a wiosną również bieli i różu kwitnących sadów. To tu, choć dziś trudno w to uwierzyć, w III wieku przed naszą erą armeński król Jerwand IV (w zachodniej literaturze znany pod imieniem Orontes) założył swoją stolicę – miasto Jerwandaszat, zniszczone pięćset lat później podczas najazdu perskiego. Jego skromne pozostałości można podziwiać obok istniejącej tu wsi o tej samej nazwieTamże, s. 225.[8].

To właśnie w tych krajobrazach odbija się piękno skomplikowanych dziejów kaukaskich. Falkowski, choć zachowuje wymogi obiektywizmu, ewidentnie ulega fascynacji tą skomplikowaną krainą. Nie tylko stara się zrozumieć Ormian, lecz także snuje opowieść o tym, co go zewsząd otacza – o zwyczajnym życiu mieszkańców Armenii, którzy muszą radzić sobie z ciężkim bagażem historii, dziedzictwem złych rządów i szarą rzeczywistością sowieckiego dziedzictwa. To wszystko kontrastuje z pięknem otaczającej ich przyrody. Reportażysta dostrzega te niuanse, dzięki czemu powstało dzieło ze wszech miar interesujące, wielobarwne i wielowątkowe, przede wszystkim składające się na przekonujący portret Armenii i Ormian.

Styl książki również zasługuje na pochwałę. Jest przejrzysty, pozbawiony zbędnych ozdobników, w efekcie lektura stanowi przyjemność i dostarcza przyjemności. Autor nie odcina się od publicystycznego rodowodu, z pełnym przekonaniem rekomenduję jego dzieło.

Maciej Falkowski, Armenia. Obieg zamknięty, Czarne, Wołowiec 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Armeński lockdown, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...