01.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #205 / Ars Poetica

Moje pisanie zaczęło się przed dwudziestym rokiem życia. Oczywiście nie było wtedy pisaniem właściwym. Bardziej jego poszukiwaniem, próbami przedostania się na przedproże świata literatury. Kiedy zaczyna się prawdziwe pisanie? Kiedy odnajdujesz w sobie ciszę. Wewnętrzną. Poezję ciszy. Pisanie jest z jednej strony odnajdywaniem tej ciszy, z drugiej – zapadaniem się w nią, we własną, najważniejszą ciszę. Chyba po to, by móc poznać zarówno swoją siłę, jak i swoją słabość. Obie równouprawnione. Terminujesz wtedy w szkole pokory – im więcej tekstów ostatecznie odrzucasz, tym lepiej dla ciebie jako autora. Bo do słowa trzeba zbliżać się powoli. Ono stoi na straży domu zbudowanego z wierszy. Jest na początku, jest punktem wyjścia, ale i punktem dojścia, metą, końcem, kresem. W słowie można zawrzeć (niemal) wszystko. Budowanie takiego domu może być sposobem na nadanie sensu życiu. Zwłaszcza gdy dom wypełnią miłość, ludzie, Bóg czy bogowie, drzewa, kamienie, wszystkie dobre, a może nawet złe zwierzęta, z którymi będziesz mógł się zmagać… i gdy środkiem popłynie rzeka o wodzie przeczystej.

Nie lubię poezji krzyku, rewolucyjnych nawoływań. W moim przypadku pisanie nigdy nie było buntem, raczej dopełnieniem, nieustannymi próbami dopełniania: siebie i świata, jaki dane mi jest oglądać dookoła. Zawsze fascynowała mnie poezja kontemplacyjna, niespieszna, także konfesyjna, ale z konfesją do określonych granic. Człowiek powinien zachować pewne tajemnice wyłącznie dla siebie. Nie należy mówić o wszystkim, bo też nie o wszystkim da się powiedzieć. Wiele można zasygnalizować, postawić figurę poetycką, słowo i pozwolić resztę wypełnić odbiorcy. Jestem zwolennikiem poezji lapidarnej, w której tworzeniu bierze udział czytelnik dopowiadający sensy. Poezja, która zrobiła na mnie jako czytelniku wrażenie, to oczywiście w pierwszym rzędzie pisana przez rodzimych autorów, czytana, poznawana w różnych okresach życia, nie zawsze poezja skrótu. Wśród mistrzów wymienię Różewicza, Herberta, Grochowiaka, ale i Baczyńskiego oraz Gajcego, Czechowicza i z całą pewnością Norwida. Z noblistów i niedoszłych noblistów najbliżej mi do Miłosza, zwłaszcza z późnego okresu twórczości. Ważnymi dla mnie poetami są też Julian Przyboś, Stanisław Piętak, Wiesław Kulikowski czy Stanisława Kopiec. Synowie i córka tej samej ziemi – ziemi podkarpackiej, na której wyrastałem, z której wyruszyłem na studia polonistyczne i bohemistyczne. Dzięki tym drugim zbliżyłem się z kolei do poezji Vladimíra Holana, Jana Skácela, Bohuslava Reynka i Ivana Blatnego. Wiele też nauczyłem się od poetów języka angielskiego: Edwarda Estlina Cummingsa, Johna Berrymana, Williama Carlosa Williamsa, Dylana Thomasa, ale zwłaszcza Thomasa Stearnsa Eliota, po którego sięgałem, na początku niewiele rozumiejąc, stopniowo wkraczając w ten świat dzięki ojcu, który był miłośnikiem poetyckich ścieżek autora Ziemi jałowej, a dla mnie – przewodnikiem po tych ścieżkach.

Zadziwiała mnie zawsze i fascynowała niejednoznaczność słów oraz niejednoznaczność słownych zestawień. Zabawa sensami. Z przyjemnością pochylałem się nad takimi wierszami, głowiłem się nad nimi i próbowałem, na miarę możliwości, tak pisać, przynajmniej raz na jakiś czas, bo zbyt wielu wierszy tego rodzaju nie ma w mojej twórczości. Ale mam nadzieję, że te, które są, mają swoją wartość. Pierwszy i drugi tom kończą takie utwory, które można czytać na różne sposoby dzięki ich graficznemu zapisowi. Pierwszy to a może na przykład słowa. Składa się tylko z trzech wersów:

a może poeta jest mordercą
rozcina na przykład duszę
i wywleka wnętrzności słowa

Można go czytać tak, jak został zapisany, ma swój sens. Można też wyeliminować z treści wiersza słowa, które są w tytule. W ten sposób powstanie nowy wiersz, o zmienionym sensie. Utwór zamykający drugi tom ma kilka znaczeń, które można uzyskać, stosując pauzę w różnych miejscach. Po co? Bo język jest za bogaty, by nie korzystać z tego dobrodziejstwa.

a teraz zamknij mnie
w ciemności słowa
zamieniają się miejscami

I jeszcze jedno. Poezja prowincji. To mój świat. Rejony, gdzie blisko do przyrody, gdzie nie ma zgiełku miasta, mają dla mnie ogromne, jeśli nie zasadnicze znaczenie. W takich miejscach inaczej żyję. Większość moich wierszy powstała na prowincji, w rodzinnej Boguchwale, dokąd stale wracam, nad Bałtykiem, w górach czy na wsi pod Krakowem. Po prostu tam, gdzie odnajduję spokój. Ciszę. Tę wewnętrzną. Nie chcę powiedzieć, że w mieście nie żyje mi się dobrze. Kraków, w którym spędziłem już większą część życia, czy Budapeszt, Praga, gdzie mieszkałem po kilka lat, mają swoje uroki, ale tutaj jest praca codzienna, obowiązki, mniej czasu na lekturę, pisanie. Prowincja ma czar, który do mnie przemawia, także poprzez poezję takich autorów jak Bolesław Leśmian czy Tadeusz Nowak. Na starość zamieszkam z dala od cywilizacji. I niech to będzie „złoty okres”. W urzeczeniu przyrodą, pośród lasów, strumieni, na polnych drogach i bezdrożach, boso…

Tekst został opublikowany w 16. numerze kwartalnika „Nowy Napis”.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jakub Pacześniak, Ars Poetica, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 205

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...