Nowy Napis Co Tydzień #209 / Słońce, błoto i przekorny Wiosenny Śnieg z Państwa Środka
Ulica Żółtego Błota Can Xue to oniryczna podróż w świat odległej, chińskiej prowincji, gdzie czas stanął w miejscu. Opowieść ta nie przypomina jednak Sklepów cynamonowych czy Ulicy krokodyli. Na ulicy Żółtego Błota królują bowiem groteska, zepsucie, śmierć i rozkład – słowem, jest to miejsce, w którym pod żadnym pozorem nie chcielibyście się znaleźć, oraz ten rodzaj literackiej halucynacji, o jakiej dla własnego dobra lepiej nie czytać, by jej echa nie nawiedzały was potem w złych snach.
Brzmi niezbyt zachęcająco? Dla tych, którzy jeszcze się nie rozmyślili, załączam fragment przedmowy napisanej przez tłumaczkę powieści dr Katarzynę Sarek:
Drogi czytelniku, sięgasz po tę książkę na własną odpowiedzialność – bądź gotów na zanurzenie się w świecie niekończącego się koszmaru sennego, w którym kolejne sceny i obrazy cię zniesmaczą, przerażą i odrzucą, bowiem Can Xue pisze jak medium, przez które przemawia mroczna podświadomość, zarówno jej własna, jak i zbiorowa. Bądź gotów na paranoicznych bohaterów popychanych do działania destrukcyjnymi impulsami i wypartymi pragnieniami. Przygotuj się na świat pełen nieprzewidywalnych niebezpieczeństw, w którym nie obowiązuje logika, a przemoc potrafi nadejść z rąk obcych i bliskich. A jeśli nie nadążysz za kalejdoskopem szalonych scen i absurdalnych dialogów, wspomnij praktyczną, ale i bezlitosną radę pisarki: „Nie martw się o to, czego nie rozumiesz, po prostu czekaj i wszystko samo się wyjaśni. A jeśli nie, to najwidoczniej z tobą jest coś nie tak
Can Xue, Ulica Żółtego Błota, tłum. K. Sarek, Warszawa 2023, s. 5. [1].
A zatem porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie!
No ale skoro już weszliście…
Na ulicy Żółtego Błota
Już na wstępie wypada odnotować, że słowo „ulica” nie najlepiej oddaje naturę miejsca, do którego zabiera czytelnika Can Xue. Wyłaniająca się z wycinkowego opisu pierwszoosobowego narratora ulica Żółtego Błota to zagubiona w labiryncie czasu i przestrzeni gnijąca chimera, na której truchle próbują ułożyć sobie życie podobni do pasożytów, pozbawieni nadziei i poczucia sensu lokatorzy:
Doszedłem na ulicę ze zrujnowanymi domami, gdzie na poboczach leżeli żebracy. […] Ulica Żółtego Błota lepiła się od brudu, ponieważ z nieba nieustannie spadał smoliście czarny popiół. Nie wiadomo, skąd się brał, zdawał się padać cały czas, przez cały rok, nawet deszcz padał czarnymi kroplami. Domki wyglądały, jakby wyrosły spod ziemi, i od góry do dołu były tak pokryte błotem i popiołem, że z trudem dało się zauważyć okna. Przechodnie stale chowali się przed lecącym z nieba popiołem, przez który mieszkańcy ulicy Żółtego Błota mieli zaczerwienione oczy i utrzymujący się przez cały rok kaszel
Tamże, s. 15, 17. [2].
Oprócz problemów, które można by określić „środowiskowymi”, prawdziwym powodem upadku ulicy Żółtego Błota są jej mieszkańcy i ich kondycja duchowa ‒ żyją oni w stanie permanentnego znudzenia i otępienia. Dla zabicia czasu znęcają się nad zwierzętami, knują, donoszą, a także dokonują morderstw i okaleczeń – nawet wobec swoich bliskich. Są okrutni i pozbawieni wyrzutów sumienia. Nic ich nigdy nie brzydzi i rzadko cokolwiek oburza (zwykle zresztą nie to, co powinno).
Narkotykiem, który skutecznie znieczula ich na wszystkie potworności otaczającej ich rzeczywistości, jest sen:
Mieszkańcy ulicy Żółtego Błota ciągle spali, nie wiadomo, ile lat przespali. Otwierali drzwi, dopiero kiedy słońce wisiało wysoko na niebie, tarli zaspane, wpółprzymknięte oczy, przerażająco szeroko otwierali usta i ziewali na cały głos: „Aaa…”. Jeśli przechodził ktoś znajomy, pozdrawiali go, mamrocząc: „Ale wcześnie… dzień… dobry…! Dobranoc…” – jakby mówili przez sen. Drzemali przy śniadaniu z rytmicznie opadającą głową. Czytali stare książki o zszywanych grzbietach, ale oczy same im się zamykały, książki wypadały z rąk, więc dawali sobie spokój z czytaniem, siedzieli i chrapali. Drzemali również w ubikacji, kupa zrobiona i koniec spania
Tamże, s. 21. [3].
Can Xue puszcza swoje pacynki w ruch, ale ich słowa, interakcje oraz działania są całkowicie pozorne i pozbawione jakiegokolwiek sensu – to zwykli lunatycy, „statyści jałowości i zapomnienia, przebrani za żywe istoty”, by posłużyć się egzystencjalną parafrazą słów Fernanda Pessoi.
Zamknięci w świecie ciągle odwracanych związków przyczynowo-skutkowych i powszechnego absurdu mieszkańcy ulicy Żółtego Błota biernie oczekują nienadchodzącego wybawcy Wang Ziguang oraz ratunku ze strony władz. Ratunek się jednak nie pojawia, a bohaterowie pogrążają się stopniowo w skrajnym odrętwieniu. Jak powtarzają: „nie ma nadziei dla ulicy Żółtego Błota”. I rzeczywiście, dla ulicy zaludnionej przez takie jednostki nie ma żadnej nadziei.
Ostatecznie nawet narrator zapada się w bagnie ulicy Żółtego Błota. Zatracając poczucie czasu i przestrzeni, stwierdza:
Kiedyś poszedłem szukać ulicy Żółtego Błota, szukałem tak długo, może przez kilka wieków. Okruchy snu spadały mi do stóp, snu, który umarł dawno, dawno temu
Tamże, s. 203. [4].
Kilka słów o Wiosennym Śniegu
Ulica Żółtego Błota została wyśniona przez Can Xue. Pseudonimem tym posługuje się Deng Xiaohua. Urodzona w roku 1953 roku, Deng jest artystką niezwykłą. Można próbować różnych klasyfikacji jej twórczości, ale wszelkie próby jej zaszufladkowania skończą się raczej rozsadzeniem nieszczęsnej szuflady niż zamknięciem w jej trzewiach odważnej i niczym nieskrępowanej prozy Can Xue.
Dla lepszego zrozumienia tej prozy, warto pochylić nad pseudonimem pisarki. Jak wskazała w swojej przedmowie Katarzyna Sarek,
Can Xue oznacza brudny, wiosenny śnieg, który nie chce się stopić, albo śnieg zalegający na samym szczycie góry
Tamże, s. 7. [5].
Can Xue lubi puszczać wodze fantazji, dlatego nie widzę przeciwwskazań do tego, żebyśmy i my zrobili to samo, interpretując jej pseudonim. Ciągle obecny, zeszłoroczny śnieg to śnieg-weteran. Śnieg, który się nie dał. Nie stopił się i nie zlał się w jedną rzekę z resztą – kiedyś przecież tak zimnego – śniegu. Ów wiosenny śnieg musiał widocznie być twardszy i zimniejszy od reszty śniegu. Zeszłoroczny śnieg jest jednak gościem nieproszonym. Jest wyrzutem. Wyzwaniem rzuconym słońcu i wszechobecnie rozgłaszanemu latu. Jest dowodem na to, że słońce nie jest tak wszechmocne, za jakie się podaje. Zeszłoroczny śnieg udowadnia swojemu otoczeniu, że ze słońcem da się wygrać.
W prozie Can Xue słońce jest wszakże siłą hipnotyczną i złowrogą. Wystawieni na jego działanie bohaterowie przejawiają zmęczenie, zniechęcenie i senność. Gorąco i zaduch wywołują w nich poczucie odrealnienia i obłęd. W promieniach tego słońca mieszkańcy ulicy Żółtego Błota ciągle chrapią i wiodą żywot podobny do snu na jawie.
Nakłuwając swoim ostrym piórem chore i bolące miejsca, Can Xue próbuje wyrwać swoich rodaków z długiego i złego snu – tak jak wcześniej robił to ojciec chińskiej literatury nowoczesnej Lu Xun (1881–1936). On także w ten sposób wyjaśniał swoją metodę twórczą:
Nie ma znaczenia, czy mój krzyk wyraża odwagę, czy smutek, czy budzi odrazę, czy śmiech; ale jako krzyk musi być donośny i dlatego nie cofam się przed stosowaniem różnych chwytów
Lu Sün, Opowiadania, Warszawa 1951, s. 7. [6].
Can Xue i europejscy wirtuozi literackich snów
Często zwraca się uwagę na podobieństwa prozy Can Xue do twórczości Franza Kafki. Czytając Ulicę Żółtego Błota, rzeczywiście można miejscami wyczuć odległe echa Zamku, a nawet Procesu. Echa te, rzecz jasna, nie odejmują chińskiej powieści jej oryginalności.
Abstrahując od Kafki, warto także, moim zdaniem, zwrócić uwagę na pewnego rodzaju duchowe pokrewieństwo istniejące pomiędzy Can Xue a naszym rodzimym mistrzem sennych absurdów ‒ czyli Witoldem Gombrowiczem. Otóż analizując niezwykle oniryczny i bardzo sugestywny styl Can Xue, można odnieść wrażenie, że mieszkająca za Wielkim Murem pisarka była sumienną uczennicą Witolda Gombrowicza i z wypiekami na twarzy zaczytywała się ustępami jego Dziennika (chociaż najprawdopodobniej w tamtym czasie Can Xue nie mogła mieć dostępu do tej książki). Gombrowicz zalecał bądź co bądź:
Osobom interesującym się moją techniką pisarską przekazuję następującą receptę. Wejdź w sferę snu. […] i pisz, nie licząc się z rzeczywistością, dążąc tylko do zaspokojenia potrzeb twojej wyobraźni. […] Tak postępując, ani się spostrzeżesz, kiedy wytworzy ci się szereg scen kluczowych, metafor, symboli (jak w Trans-Atlantyku „chodzenie”, „pusty pistolet”, „ogier” lub w Ferdydurke „części ciała”) i uzyskasz szyfr właściwy. I wszystko zacznie ci się pod palcami zaokrąglać mocą własnej swojej logiki, sceny, postacie, pojęcia, obrazy zażądają swego dopełnienia i to, co już stworzyłeś, podyktuje ci resztę
W. Gombrowicz, Dziennik 1953–1956 [w:] tenże, Dzieła, t. 7, Kraków–Wrocław 1986, s. 124–125. [7].
Uważny czytelnik Ulicy Żółtego Błota z pewnością dostrzeże w tej książce podobne do gombrowiczowskich słów-kluczy i silnie oddziałujące na podświadomość kotwice. Są nimi „słońce”, „popiół”, „rak”, „larwa”, „kupa”, „wrzód” czy „chore oko”. Wraz z innymi metaforami i symbolami tworzą one szyfr, dzięki któremu kreowana przez narratora rzeczywistość, pomimo swej brzydoty i groteski, nie wywołuje w czytelniku tylko odrazy, ale zdaje się wykraczać poza idee piękna i brzydoty, stawiając na pierwszym miejscu pozarozumową prawdę. Prawda to wszak
często blada gwiazdka owinięta w grube warstwy chmur i mgieł, której nie potrafią dostrzec zwykli ludzie. Jedynie osoby doświadczone i wyrafinowane, ale równocześnie proste i czyste potrafią ją „odkryć” w drodze objawienia
Can Xue, Ulica Żółtego Błota…, s. 28. [8].
Od Can Xue do Wiosennego Śniegu
Katarzyna Sarek jest tłumaczką precyzyjną i sumienną. Jej przekład wydanej pierwotnie w roku 1987 powieści Can Xue cechuje się plastycznością i umiarkowaniem. Nie ma w nim prób „wygładzania” miejscami nieznośnie ostrego przekazu Can Xue ani jego „podkręcania”. Tłumaczka wykazała się jednocześnie ogromną wyobraźnią literacką i kreatywnością, bez której przekład tak niezwykłego dzieła w ogóle nie mógłby dojść do skutku. To właśnie dzięki jej wielkiemu talentowi oraz szacunkowi do chińskiego oryginału polski czytelnik może obcować zarówno z całym pięknem, jak i całą brzydotą zawartą na kartach Ulicy Żółtego Błota.
Wydany przez PIW przekład opatrzony został długą i bardzo pomocną w odbiorze powieści przedmową tłumaczki. Literatura chińska jest nad Wisłą wciąż mało znana (co na szczęście szybko się zmienia), dlatego przedstawienie życiorysu Can Xue, jej dorobku artystycznego oraz pozycji na chińskiej scenie literackiej wydaje się jak najbardziej uzasadnione. Poza tym to właśnie przekorna, ostrzegająca czytelnika przed lekturą przedmowa zadziałała na mnie skuteczniej niż syreni śpiew… i tak, pomimo przestróg tłumaczki, dałem się zaciągnąć na zapomnianą przez Boga i ludzi ulicę Żółtego Błota.
Can Xue, Ulica Żółtego Błota, tłum. Katarzyna Sarek, PIW, Warszawa 2023.