17.08.2023

Nowy Napis Co Tydzień #216 / Wiara to lot w kosmos

Czy „wrażliwość religijna” to jakiś szczególny rodzaj wrażliwości, dostępny tylko nielicznym artystom? Nie sądzę. Wydaje mi się, że pewna forma otwarcia na świat duchowy jest konieczna do tego, by powstało dzieło sztuki, które porusza, niepokoi, wzbudza zachwyt, a czasem może nawet przemienia człowieka. Takie otwarcie obserwuję również u twórców niekoniecznie deklarujących się jako osoby wierzące. Zdarza się, że zawarty w ich dziełach głód, tęsknota, poszukiwanie prawdy dotykają mnie równie mocno jak dzieła tych, z którymi dzielę wiarę. Niepokój tych artystów też jest dla mnie wyrazem wrażliwości religijnej, choć oni sami z religijnością w tradycyjnym rozumieniu zdają się mieć niewiele wspólnego. Rozumiem jednak, że w ankiecie rozpisanej przez Redakcję „Nowego Napisu” chodzi bardziej o sytuację, w której wrażliwość artysty splata się z łaską wiary. Ponieważ jest to chyba w jakimś stopniu mój przypadek, postaram się opowiedzieć, jak wygląda moje przeżywanie tego splotu.

Wrażliwość religijna pomaga mi w pisaniu wierszy, ale staram się traktować ją jako wrażliwość właśnie, a nie jako programowe zobowiązanie, które ma mnie trzymać w jakichś sztywnych ramach. Dopóki pozostaję otwarty na poruszenia Ducha, dopóty pozwalam Mu na to, by moje dzieło zaniósł w stronę, która będzie zaskoczeniem także dla mnie samego. Gorzej będzie natomiast, jeśli uznam, że znam już receptę na arcydzieło; gdy potraktuję sztukę jak zadanie, które muszę wypełnić według ścisłych wytycznych. Od słowa „zobowiązanie” wolę więc inne: „powołanie”, bo słyszę w nim propozycję, na którą w wolności mogę odpowiedzieć.

Nie czuję szczególnej potrzeby utrwalania swoich przekonań religijnych w dziele literackim, a  już na pewno nie czuję potrzeby robienia tego wprost, w formie manifestu obliczonego na to, by na kogoś wpływać. Myślę, że sztuka, z natury bezinteresowna, nie znosi takich kalkulacji. Czuję natomiast potrzebę opowiadania o tym, co dzieje się w mojej duszy; o tym, jak widzę świat, co wynoszę ze spotkania z drugim człowiekiem i  w czym dopatruję się działania Boga. Tylko – i aż tyle. Bo związek między dziełem literackim a religią – a przede wszystkim wiarą – autora, oczywiście, istnieje, ale nie powinien być on dla artysty gorsetem. Przeciwnie – powinien dodawać mu skrzydeł, być czymś tak naturalnym jak oddychanie. Jeżeli wiara stanie się treścią mojego życia, to siłą rzeczy będzie to uwidaczniać się w tworzonych przeze mnie dziełach, nawet jeśli pisać będę o rzeczach całkowicie „świeckich”. Oczywiście pod warunkiem, że postaram się te dzieła dobrze wykonać, używając swojej wrażliwości, talentu i warsztatu najlepiej jak potrafię. Dlatego bliskie są mi słowa francuskiego filozofa i teologa, współtwórcy personalizmu chrześcijańskiego, Jacques’a Maritaina, który pisał w Sztuce i mądrości: „Jeżeli chcecie stworzyć dzieło chrześcijańskie, bądźcie chrześcijanami i szukajcie sposobu stworzenia dzieła pięknego, w które przejdzie wasze serce; nie starajcie się »robić po chrześcijańsku«”. Na polskim gruncie tę prawdę oddaje znana anegdota, w której sam Bóg miał powiedzieć do Jana Styki: „Ty mnie nie maluj na kolanach, Ty mnie maluj dobrze”.

Nie da się ukryć, że istnieje związek pomiędzy moimi praktykami religijnymi a twórczością. Mam przecież w swoich tomikach wiersze, do których inspiracja przyszła podczas modlitwy osobistej czy wspólnotowej; w trakcie czytania Biblii, rodzinnego przeżywania świąt chrześcijańskich albo po prostu uczestnictwa we Mszy świętej. Niektóre z tych utworów „dzieją się” także w przestrzeni sakralnej. Nie znam jednak żadnej „magicznej” reguły, która gwarantowałaby artystyczne owoce praktyk religijnych. Owocne jest na pewno skupienie, wyciszenie, wyrwanie z codziennych schematów, ale wszystkie te rzeczy znajduję także w innych sytuacjach, na przykład Podczas jazdy pociągiem czy samotnych spacerów. Nie dam więc Państwu przepisu na spełnienie cudu – zapisanego małymi czy dużymi literami – bo ja sam cudów nie spełniam. To cud, jakim jest wiersz, czasem spełnia się we mnie. Jak to ładnie ujął Czesław Miłosz w wierszu Ars poetica?: „[…] powstaje z nas rzecz, o której nie wiedzieliśmy, że w nas jest / więc mrugamy oczami, jakby wyskoczył z nas tygrys / i stał w świetle, ogonem bijąc się po bokach”.

Myślę natomiast, że osobista religijność, jeśli jest głęboko przeżywana, ma fundamentalne znaczenie dla naszego myślenia o  świecie. Nie jest przecież bez znaczenia to, czy Bóg jest, czy Go nie ma, a jeśli jest, to jaki jest: czy widzimy w Nim tylko obojętnego demiurga, czy też Kogoś, kto pochyla się nad człowiekiem z największą czułością – do tego stopnia, że postanowił się nim stać. Zmiana w widzeniu tej kwestii wywraca cały obraz świata do góry nogami. W konsekwencji powinno to znaleźć także odzwierciedlenie w tworzonej przez nas sztuce. Nie odbieram tego jako ograniczenia, co zdają się sugerować redakcyjne pytania. Wizja świata wynikająca z wiary nie przeszkadza mi w budowaniu rzeczywistości literackiej, tak jak nie przeszkadza w nim fakt bycia mężczyzną, Polakiem, czterdziestoczterolatkiem i tak dalej. A czy ta wizja pomaga? Ona po prostu jest jedyną bliską mi wizją, jest częścią mnie. Pomaga mi więc tak, jak pomaga oko, ręka czy język. Nie wiem, jak pisałbym, będąc niewierzącym, bo nigdy niewierzący nie byłem.

Jaka zatem powinna być dobra literatura inspirowana wiarą? Przede wszystkim prawdziwa. Czyli także: nietrzymająca się kurczowo schematów, nieprzepisująca cudzego doświadczenia, ale bazująca na tym, co naprawdę porusza serce jej autora. Nie znaczy to bynajmniej, że powinna być zamknięta na tradycję. Nie żyjemy przecież w pustce – pisząc, szukamy porozumienia z odbiorcą, a do tego potrzebny jest kod, który będzie dla niego czytelny. Nie sądzę natomiast, by dało się wskazać konkretne gatunki literackie, techniki czy poetyki, które pozwalają na przekaz doświadczenia wiary. Mnie akurat bliższe są bardziej klasyczne formy wiersza, to znaczy zrytmizowane, dialogujące z tradycją, ale nie znaczy to, że taki przekaz nie jest możliwy w formach awangardowych. W napisaniu znaczącego dzieła nie przeszkadza też ani ufność, ani wątpliwość. Przeszkadza natomiast zadufanie, obojętność, letniość, nieuczciwość.

Kiedy zastanawiam się nad swoimi punktami odniesienia w myśleniu o związkach religii i literatury, jako pierwszy przychodzi mi do głowy Jerzy Liebert. Może dlatego, że w jego w podejściu do wiary dostrzegam bliski mi maksymalizm. Bóg, który jest w centrum wierszy Lieberta, żąda przemiany, całkowitego oddania, zatracenia się w Nim. Taką wizję rzadko można znaleźć w dwudziestowiecznej poezji. Nawet inny z moich mistrzów, Czesław Miłosz, który przecież nie stronił od tej tematyki, zastrzegał się w Traktacie teologicznym, że woli wędrować „po obrzeżach herezji. / Żeby uniknąć tego, co nazywają spokojem wiary, / a co jest po prostu samozadowoleniem”. W swoich najlepszych wierszach Miłosz pozostawał poetą głęboko religijnym – w jego twórczości widoczna jest ogromna tęsknota za pełnią, za niebem, ale zawiera się w niej też bunt, wątpliwości, sprzeczności. Podobnie było ze Zbigniewem Herbertem, który za „patrona” obrał sobie postać św. Tomasza Apostoła. A jednak i on w ostatnim, pisanym tuż przed śmiercią, tomie wierszy Epilog burzy zamieścił przejmujący cykl „Brewiarz”, dowodząc tym samym, że postawa ufności również może zrodzić dzieła znaczące. Być może jednak najbardziej płodne literacko jest pewne napięcie między wiarą a wątpliwością. Znajduję je na przykład  w twórczości Zbigniewa Jankowskiego, którego nie waham się nazwać poetą mistycznym. Bohater jego wierszy z jednej strony dąży do „rozpłynięcia się” w Bogu, z drugiej – drażni go „święty spokój” wiary, który kojarzy mu się z pychą. Jest w tych wierszach sporo morskiej ciszy, ale jest też miejsce na sztorm; pojawiają się milczenie, kontemplacja, ale i żarliwa walka o wiarę. Do grona tych poetów, którzy na różnych etapach życia najsilniej mnie zainspirowali literackim świadectwem, zaliczam również mojego przyjaciela Wojciecha Wencla. To właśnie Wojtek swoim wybitnym poematem Imago mundi nauczył mnie, że można swoje prywatne doświadczenie wiary – w którym mieszczą się także upadki, ale przede wszystkim jest przynosząca ocalenie miłość – przekuć w wizję sięgającą kosmosu. Gdy więc ktoś pyta mnie, czy wiara jest dla poety obciążeniem, odpowiadam: spróbuj wybrać się w kosmos, a zobaczysz.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Szymon Babuchowski, Wiara to lot w kosmos, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 216

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...