31.08.2023

Nowy Napis Co Tydzień #218 / Wszechświat ożywiony paradoksem

Najnowszy tom Zygmunta Ficka pod tytułem Dusza ogrodu jest w jego dorobku szczególny. We wcześniejszej twórczości krajobraz liryczny był, by tak rzec, nieco wyziębiony. Mieliśmy do czynienia z ostrymi szczytami górskimi, skąpanymi w lodzie i śniegu kozicami górskimi – całym lodowym pejzażem, który do pewnego stopnia był odzwierciedleniem krajobrazu duchowego. Ale krajobraz duchowy poety ewoluuje, zmienia się, przechodzi przez różne fazy: rozpaczy, zachwytu, spokoju, wyciszenia, somnambulicznego snu. W moim odczuciu z tą trzecią fazą mamy do czynienia w najnowszym tomie Ficka, pełno w nim bowiem spokoju, wyciszenia, ciepła, snu. Jeśli z prawdziwym życiem mieliśmy do czynienia w lodowym pejzażu poprzednich tomów, to w Duszy ogrodu na czoło wysuwa się baśń, miraż, a może nawet iluzja. Przynajmniej senne widzenie, majak – za tym tomem bowiem stoi pewien senny, poetycki trans.

Ficek dobrze zna tajniki warsztatu poetyckiego. Jego poezja ma wymiar poniekąd mistycyzujący, co nie byłoby możliwe, gdyby nie zastosowane, odpowiednie środki poetyckie. Ficek jako poeta-mistyk? Myślę, że to jeden z tropów do odczytania tej bogatej twórczości. Ta mistyka nie jest jednak oderwana od ziemskiego konkretu, nie dryfuje z dezynwolturą w nadobłoczną przestrzeń abstrakcji, jej źródło jest ziemskie. O ile we wcześniejszych tomach mieliśmy do czynienia z mistyką zimy, o tyle w Duszy ogrodu mamy do czynienia z mistyką upału. Słońce w tomie Ficka jest eksponowane w sposób życiodajny – nie jest siłą niszczącą, nie spala ani nie wypala, raczej daje życie i rodzaj bezpiecznego schronienia. Owo schronienie ma miejsce również w słowach – to język, który nie rani, ale ocala i daje wytchnienie.

Ogród Ficka się rozrasta. W tym ogrodzie jest dusza, która już się nie boi. Jej poprzedni lęk – zimowy, lodowaty – został oswojony przez upał najnowszego tomu, ostatecznie to na słońcu wysychają rany. Ale nie od razu. Najpierw w tomiku Dusza ogrodu mamy do czynienia z chłodem i mrozem, dopiero później nastaje żarzące słońce. Odpowiedzią na te zjawiska atmosferyczne są odpowiednio dobrane środki stylistyczne i językowe. To właściwie język Fickowej frazy może być interpretowany jako tytułowa „dusza ogrodu”. Ta poezja pomaga radośnie oraz bezpiecznie zamieszkiwać świat, oswajać go i budować schron dla swojej duszy za pomocą narzędzi poetyckich.

Wartości szczególnie bliskie Fickowemu światoodczuciu to prawda, dobro i piękno. Poeta poprzez opis poszczególnych zjawisk jednocześnie analizuje swoje stany duchowe. Krajobraz zewnętrzny wydaje się odbiciem krajobrazu wewnętrznego. Ficek pisze o sobie „przez pryzmat świata”, jak to określił wybitny poeta Józef BaranPor. J. Baran, Pokój i wojna, 2022, słowo na okładce. [1]. Dlatego jego poezja nie tyle bliska jest prozie, co szeroko rozumianemu pisarstwu. Ficek jawi się jako autor czuły, wnikliwy, wrażliwy oraz umiejętny obserwator przyrody, ludzi, zjawisk i zachodzących między nimi relacji. Zwraca uwagę, że dwiema bardzo ważnymi kategoriami dla opisu świata poetyckiego Ficka są odpowiednio pojmowane czas i przestrzeń. Autor tomiku jawi się jako poeta głęboko uduchowiony, bardzo mocno zanurzony w swoim świecie wewnętrznym… można powiedzieć: poeta czasu wewnętrznego. Jednocześnie ów czas jest jakoś wychylony na zewnątrz; transcenduje wewnętrzność, zahacza o przestrzeń, uwewnętrznia ją oraz nadaje jej walor duchowy. Przestrzeń u Ficka oddycha czasem i tworzy swoisty, wypełniony bardzo plastycznymi rekwizytami poetyckimi, tytułowy ogród duszy. Moment wejścia do ogrodu jest jednocześnie momentem czułego w nim zamieszkania, wręcz zagnieżdżenia się – Ficek to bowiem poeta silnie ukorzeniony, który lubi wrastać w dane przestrzenie. Owo wrośnięcie w daną czasoprzestrzeń – czasoprzestrzeń ogrodu – jest jednocześnie tożsame z zakwitnięciem kwiatów duchowych.

Kwiaty duchowe nie wykluczają jednak ziemskości i cielesności świata – projekt Fickowej poezji jest integralny – ciało i dusza nie są w konflikcie, ale żyją w harmonii, rozmawiają ze sobą. Elementami dominującymi, określającymi charakter tego tomu, są: spokój, wyciszenie, światło, słońce. Dusza rozmawia ze sobą w południe, w czasie szczególnym, gdy słońce jest najbliżej ziemi, jakby w zenicie swoich możliwości duchowych oraz egzystencjalnych.

Dwie kategorie, wokół których staram się budować interpretacyjną oś, to z jednej strony prawda lodu, prawda zimna, a z drugiej prawda słońca i upału. Ten dualizm ma podłoże nie tylko duchowe, ale również psychiczne. W twórczości poety dochodzi do swego rodzaju psychizacji otaczającego krajobrazu. Zimno kojarzone jest z jakimś wewnętrznym zranieniem oraz traumą, poczuciem sporego dyskomfortu, natomiast słońce stanowi rodzaj bezpiecznego azylu, schronienia, zimowe rany na nim wysychają.

Ale moment zranienia jest obecny, choć ukryty pod wieloma warstwami, również w słonecznej strefie Fickowego światoodczucia. To właśnie owa ukryta, głęboka, wewnętrzna rana promieniuje i nadaje tej poezji wymiar najgłębszy – wymiar poetyckiej prawdy wyrażonej w sposób artystyczny. Z pozoru jedynie prostymi środkami poetyckimi, które komunikują to, co transparentne – w istocie za jednoznacznością poetyckiego komunikatu, stoi to, co niewypowiedziane, co mocno tkwi i uwiera wewnątrz, będąc korzeniem poetyckim, z którego bierze początek strumień Fickowej frazy poetyckiej.

Zatem można stwierdzić, że ta poezja oparta jest na wewnętrznym dualizmie, który jest jednocześnie paradoksem wprawiającym w ruch poszczególne frazy. Na siłę paradoksu, jako wartości poezjotwórczej, zwrócił już kiedyś uwagę Bogusław Żurakowski w znakomitej książce pod tytułem Paradoks poezjiZob. B. Żurakowski, Paradoks poezji, Kraków 1982.[2]. Aby nie być gołosłownym, chciałbym zacytować wiersz Ficka Kiedy idę:

Kiedy idę w głąb krajobrazu, droga się
wydłuża, ale się nie dłuży. Mijam
drzewa, domy, milowe kamienie
i z tego wszystkiego niczego nie mijam.

Wszystko pamiętam, wszystko zapominam.
Idę w górę w głąb wzdłuż drogi
strumienia, w którym
po kolana stoję – po pachy jest śmiesznie.

Który zdrowo płynie i marnieje w oczach.
Bez szemrania zamarza. Który unosi

i w mgnieniu oka gasi uniesienieZ. Ficek, Dusza ogrodu, Kraków 2022, s. 21.[3].

Centralnym punktem tego wiersza jest droga – zresztą jeden z tomików Ficka nosi tytuł Dzień po długiej drodzeZob. Z. Ficek, Dzień po długiej drodze, Sopot 2019.[4]. W wierszu Kiedy idę droga potraktowana jest humorystycznie; możemy wręcz domniemać, że podmiot liryczny tego wiersza jest lekko pijany… W istocie mamy w tym wierszu do czynienia z precyzyjnym nakreśleniem pejzażu wewnętrznego poety, opierającego się na wewnętrznym paradoksie. Między pamięcią a zapomnieniem; między tym, co żywe, a tym, co gaśnie; między koniecznością drogi a nieufnością do niej, przejawiającą się w traktowaniu jej z pewną podejrzliwością – „mijam drzewa, domy, milowe kamienie i z tego wszystkiego niczego nie mijam”. Być może nadmiar pejzażu zewnętrznego prowadzi do wyciszenia krajobrazu wewnętrznego. Kiedy na zewnątrz szaleje burza, w środku, paradoksalnie, może zaistnieć wielki spokójZygmunt Ficek przyznał mi się na spotkaniu, że doświadczył w górach szalejącej burzy i jednocześnie w sobie – poczucia wielkiego uspokojenia. Spotkanie miało miejsce w Krakowie w Klubie Dziennikarzy pod Gruszką, 1.12.2022 r.[5]. Im bardziej na zewnątrz walą pioruny, tym większy w środku, paradoksalnie, spokój. Końcowy paradoks na końcu wiersza – uniesienie, które jednocześnie jest gaśnięciem – jest dość charakterystycznym chwytem dla Fickowego operowania słowem. Wystarczy wspomnieć wiersz Między blokami przechadza się niedziela i frazę: „Przechadza się niedziela. Dzień Pierwszy, który będzie w dniu, którego nie będzie”Z. Ficek, Dusza ogrodu…, s. 49. [6].

Świat poezji Ficka wyłaniający się z tomiku Dusza ogrodu określiłbym mianem świata Plotyńskiej Jedni, którą jednocześnie od środka wypełniają dualizmy i paradoksy Wszechświata Fickowej poezji. Antynomia jest siłą sprawczą oraz ożywiającą – to w najgłębszej ranie zakorzenia się największy spokój. Z tego rodzaju spokojem i tego rodzaju poetycką mistyką mamy do czynienia w najnowszym tomie Zygmunta Ficka. Dusza ogrodu to tomik pełen jasności oraz radości, znać w nim umiejętność cieszenia się życiem i doceniania chwil najdrobniejszych, z pozoru najbardziej błahych. Moment poezji jest umiejętnością krystalizacji języka. Jest to moment nie tylko artystyczny, ale również etyczny, moralny. Zaznaczam jednocześnie, że powyższe uwagi mają za zadanie jedynie zasygnalizować obecność pewnych tropów w poezji Ficka, nie rozwijając jednak sposobu istnienia owych antynomii oraz paradoksów, gdyż wymagałoby to zdecydowanie dłuższej opowieści.

 

Z. Ficek, Dusza ogrodu, Kraków 2022.

Minimalistyczna okładka z geometrycznym, ilustorwanym żółto-czarnym motylem, wokół niego gałązki z liśćmi

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Piętniewicz, Wszechświat ożywiony paradoksem, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 218

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...