16.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #229 / Mówią do nas (dawne) Węgry

Rok po wydaniu można stwierdzić, że książka ta przeszła niemal bez echa. A szkoda. Oczywiście rynki wydawniczy, sprzedażowy, promocyjny i czytelniczy rządzą się swoimi prawami i ograniczeniami. Mimo to wydawałoby się, że mamy do czynienia z wydarzeniem, które powinno spotkać się z bardziej intensywną recepcją.

Tytuł – Halandża – mówi niewiele, ale jego tajemniczość przykuwa uwagę. Podtytuł ‒ Opowiadania modernistów węgierskich ‒ mówi natomiast sporo. To sześciusetstronicowy zbiór krótkich form prozatorskich autorstwa piętnastu uznanych twórców znad Dunaju i Cisy. Wszystko to wzbogacone trzydziestostronicowym posłowiem Elżbiety Cygielskiej, współautorki wyboru tekstów zamieszczonych w tomie, niezwykle zasłużonej dla promocji w Polsce literatury węgierskiej – nie tylko w roli tłumaczki, ale także autorki szkiców, takich jak na przykład ten, który w roku 2002 poświęciła w „Literaturze na Świecie” legendarnemu budapeszteńskiemu pismu „Nyugat” (Zachód).

Halandża prezentuje wybór autorów związanych właśnie z łamami i środowiskiem „Nyugatu” ‒ należących do jego kręgu od początku lub odkrytych przez redaktorów niewiele później, lub takich, którzy dołączyli po pewnym czasie do periodyku nie mającego równych, jeśli chodzi o znaczenie dla węgierskiej kultury literackiej. To postaci o przeróżnych biografiach, swoiste ikony tamtych czasów oraz twórcy o wiele mniej popularni. Od bon vivantów i osób przedwcześnie zabranych przez nałogi, samobójstwa czy choroby weneryczne po statecznych mieszczan, głowy rodzin czy ofiary hitlerowskiego ludobójstwa. Są tu kawiarniane lwy oraz gabinetowi samotnicy, autorzy przez wiele lat biedujący i posiadacze rodowych fortun. Liberalni czy lewicowi radykałowie oraz umiarkowani konserwatyści, a także twórcy mający w biografii różne ewolucje ideowo-polityczne. Od rodowitych budapeszteńczyków po przybyszów z dalekiej prowincji, w tym spoza granic obecnych Węgier, a przyciąganych przez wielkomiejskie pokusy i szanse. Różnorodność biografii, charakterów, stylów i tematów – wszystko to niewątpliwie wychodzi książce na dobre.

Z postaci znanych w Polsce znajdziemy tu: Endre Adyego, Dezső Kosztolányiego, Frigyesa Karinthyego, Gyulę Krúdyego i Gézę Csátha. Pozostali to: Mihály Babits, Sándor Bródy, László Cholnoky, Viktor Cholnoky, Sándor Hunyady, Margit Kaffka, Károly Lovik, Zsigmond Móricz, Károly Pap i Emma Ritoók. W tym gronie Ady był polskim czytelnikom znany dotychczas niemal tylko jako poeta. Kosztolányi doczekał się u nas wydań właściwie wszystkich ważnych książek. Nieco gorzej, ale też całkiem nieźle, wypada kwestia polskich przekładów Karinthyego. Z kolei Krúdyego znamy tylko z niewielkiej części obszernego dorobku, choć dzięki wydawnictwu PIW otrzymaliśmy przed kilkoma laty zbiór jego opowiadań i tekstów prasowych. Móricz jest w Polsce znany z publikacji w podobnie niedużym stopniu odzwierciedlających całokształt jego twórczości. Oficynie PIW zawdzięczamy także dwa niedawne wydania zbioru opowiadań i fragmentów dzienników Csátha. Z kolei Babits doczekał się w Polsce bodaj jednego przekładu książki, dokonanego jeszcze w poprzednim ustroju. Wtedy przetłumaczono także dwie publikacje z kilkunastotomowego dorobku Kaffki. Bródy w naszym kraju to zaledwie jedna powieść historyczna dla młodszej młodzieży. Ritoók, Hunyady, Lovik, Pap i bracia Cholnoky – to postaci albo polskiemu odbiorcy dotychczas w ogóle nieprzedstawiane albo znane tylko z nielicznych, krótkich przekładów autorstwa tłumaczek odpowiadających za Halandżę. Te znane teksty zamieszczono również tutaj, ale zasadniczą część tomu stanowią pierwsze polskie przekłady.

Nie jest łatwo przedstawić w krótkiej recenzji tak obszerny i różnorodny materiał. Autorów łączy w dużej mierze przynależność generacyjna, w mniejszej, ale także sporej – „stołeczność”, krąg środowiskowo-towarzyski oraz „duch epoki”. Wiele innych kwestii dzieli, w tym także, a raczej przede wszystkim – tematyka i styl.

Ady, jak na wybitnego poetę przystało, znakomicie wypada pod względem stylistycznym. Krótkie opowiadania, których jest aż szesnaście, to pod tym względem perełki, czasami jeszcze wzbogacone iście aforystycznymi wstawkami („prawdziwie czyści potrafią być tylko ci, którzy zakosztowali już grzechu”). Tematykę stanowią głównie relacje międzyludzkie, zazwyczaj damsko-męskie. Pojawia się w nich łagodna, momentami niemal beznamiętna, choć przemyślana krytyka społeczna, dotycząca przede wszystkim podrzędnej sytuacji kobiet w ówczesnych realiach ‒ związanej z wszechwładzą rodzinną, sytuacją ekonomiczną lub narzuconą rolą społeczną bądź z syntezą tych i jeszcze innych kwestii, jak w przypadku losów bohaterki dotkniętej chorobą psychiczną czy innej, zmagającej się z (domniemaną) bezdzietnością. Albo z obyczajowością tyleż brutalną, co pełną pokrętnej moralności, jak w dość wstrząsającym opowiadaniu Éva, ta ostatnia – o zgwałconej dziewczynce, która zamiast wsparcia i współczucia ze strony społeczności otrzymuje od niej kolejne ciosy i wykluczenie.

Ale jak to możliwe, że Éva nie umarła ze wstydu? W szkole dziewczynki, które przed takim losem uchroniono, bały się nawet dotknąć jej odzienia.

Brzmi znajomo, jak opis współczesnych postaci wtórnej wiktymizacji, tyle że od publikacji tekstu Adyego minęło niemal sto dwadzieścia lat.

W przypadku Gyuli Krúdyego otrzymujemy opowiadania tylko z lat 1917–1921. Znajdziemy w nich niemal wszystkie charakterystyczne cechy twórczości tego autora: nostalgię, melancholię, opis realiów stołecznych i odludno-prowincjonalne, dość obsesyjne miłosno-erotyczne zainteresowanie kobietami. Mam jednak wrażenie, że w zaprezentowanym wyborze nie są one obecne w takim natężeniu, jakie znamy z dotychczasowych polskich przekładów autora, o którym John Lukacs pisał tak:

O światłach i cieniach na pewnych ulicach Budapesztu oraz o romantycznej mgiełce w zagajnikach odludnych dolin i dalekich komitatach Węgier pisał z jednakową wyobraźnią i intuicją, z jednakowym lirycznym mistrzostwem.

Nieznającym tego klimatu warto dać drobną próbkę tego literackiego zjawiska:

Jestem pańskim gościem. Gościem każdego karczmarza w każdym zakątku Węgier. Jestem wesołym smutkiem, smutkiem, który się śmieje, cichym kompromisem i błogim czuwaniem. Kimś, kto się budzi, gdy budzą się latarnie, a znika z nastaniem świtu. Jestem nieszczęściem, które o północy snuje się nad kominem. Smutkiem jestem. Dlatego tacyśmy do siebie podobni, jak podobni bywają mężczyźni, którzy nocą nie śpią, tylko lumpują, włóczą się po knajpach, brylują w tancbudach i spelunkach. Noc czyni wrogów braćmi.

Komu będzie podczas lektury, jak mnie, za mało Krúdyego w Krúdym, ten otrzyma rekompensatę w postaci jednego z opowiadań Dezső Kosztolányiego. Długa i cudna wędrówka Kázméra Prassza jest utrzymana w takim właśnie duchu, ogrywając wiele motywów znanych z twórczości autora omawianego wcześniej, łącznie z przeciwstawieniem „prawdziwej” i „oswojonej” Budy blichtrowi i „sztuczności” Pesztu. Pozostałe teksty autora Ptaszyny są już utrzymane w typowym dla niego duchu: to opisy drobnych, nieistotnych zdarzeń, które służą ukazaniu meandrów ludzkiej psychiki i „odwiecznych” postaw człowieczych.

Margit Kaffka zabiera nas w realia okołokościelne. Ów motyw autobiograficzny, związany z uczęszczaniem autorki do szkoły przyklasztornej w Satu Mare, eksplorowała między innymi w powieści Mrowisko. Tym razem zawiera on wątek homoerotyczny (a mowa o tekście z roku 1906), ale także, jak u Adyego, daje wgląd w kiepską sytuację ekonomiczną kobiet ówczesnej epoki. Klasztor okazuje się alternatywą wobec finansowej zależności od rodziny. Inne z opowiadań Kaffki traktuje o świecie ludzi zamożnych, widzianym oczami studenta z niższej warstwy. Pod pozorami niemal idealnej harmonii skrywa się skomplikowana relacja przyjaciela narratora z jego matką.

Emma Ritoók, autorka pierwszej na Węgrzech książki uznawanej za feministyczną, przeszła ewolucję światopoglądowo z lewa na prawo, co zresztą nie przeszkodziło jej nadal być orędowniczką sprawy kobiecej. W Halandży debiutuje przed polskim czytelnikiem dwoma opowiadaniami o tematyce obyczajowej, rozgrywającymi się na wielkomiejskim tle. W obu mowa o męskiej samotności i niezdolności do nawiązania relacji z płcią przeciwną w świecie reguł bardziej skomplikowanych i mniej sztywnych niż dawne, ale także o tym, że kobiety nowych czasów, wyrwane z dawnych feudalno-patriarchalnych ograniczeń, choć wciąż na wiele sposobów zależne od męskiego świata, nie są już niemal bezwolnym obiektem podbojów, gotowym w imię konwenansu czy tradycji godzić się na przedmiotowe traktowanie.  

Smutek, nostalgia, melancholia – to swego rodzaju specjalność niemałej części literatury węgierskiej. W Tańcu cieni Károly Lovika otrzymujemy to niemal w kondensacie. Chorowite dziecko, jego halucynacje wywołane wyziewami pobliskiego bajora, odludzie, dwie stare panny jako opiekunki chłopca pogrążającego się w coraz dziwaczniejszych fantasmagoriach, niemal nałogowo goniącego za wciąż większymi dawkami takich przeżyć na pograniczu jawy i snu – wszystko to składa się na mroczne, hipnotyzujące opowiadanie z happy endem, który wszakże pozostawia niedosyt, tak łatwo bowiem czytelnik przywyka do tego ponurego świata. Niewiele mniej niepokojące, za to o wiele bardziej osadzone w świecie rzeczywistym, jest drugie opowiadanie Lovika, którego narrator nawiązuje przelotny romans z żoną niewidomego mężczyzny, toczący się w jego obecności.

Starszy z braci Cholnokych, Viktor, przedwcześnie zmarły na gruźlicę i znany z zamiłowania do alkoholu, kreuje natomiast światy zupełnie nierzeczywiste. Zadziwia nowatorstwem, bo w tekstach z lat 1905–1909 znajdziemy zalążki późniejszego surrealizmu, a purnonsens znakomicie współgra tu ze sztafażem historycznym, stylistyką średniowiecznych legend, opowieściami biesiadnymi i poetyką rodem z przygód Don Kichota. Jest i wątek polski, bazujący na stereotypach dotyczących naszej nacji i jej kultury. Natomiast brat tego autora, László, oferuje klimaty o wiele bardziej posępne, mocno naznaczone wątkami autobiograficznymi. Samotność, ubóstwo, alkoholizm, próby walki z nałogiem i uchwycenia się choć resztek nadziei, upadek na jeszcze głębsze dno – znamy to z literatury powstającej jak świat długi i szeroki. W tym przypadku atutami są łagodny, wręcz kojący ton opowieści, osadzenie akcji w realiach „gorszych”, mniej rozwiniętych części Budapesztu, a także sposób narracji bliski temu, co później zaoferuje czytelnikom realizm magiczny. Z kolei Sándor Hunyady, syn innego autora, którego zaprezentowano w tym tomie, Sándora Bródyego, sięga po tematykę obyczajową, a dokładnie mówiąc – po wątki stanowiące tematy tabu. W bardzo udanych literacko tekstach porusza tematy romansu narratora z własną kuzynką, przedstawia realia domu publicznego oraz eksploruje wątek zdrady małżeńskiej w rodzinie policjanta.

Celowo pominąłem kilku autorów zaprezentowanych w Halandży, aby nie zamęczyć czytelników streszczeniami i nie odbierać przyjemności samodzielnej lektury. Tak stało się choćby z autorem opowiadań, z których jedno wyjaśnia tajemniczy tytuł tego tomu. Wspomnę natomiast o jeszcze jednej postaci, której teksty są prawdziwą perełką w koronie tej bardzo udanej prezentacji wyimka literatury węgierskiej. Mowa o Károlym Papie. Autor, urodzony w rodzinie naczelnego rabina gminy neologicznej, zamęczony przez hitlerowców w Bergen-Belsen, podejmował tematykę judaizmu, mesjanizmu, tożsamości żydowskiej i asymilacji. Ale także chrześcijaństwa, jak w świetnym, poruszającym opowiadaniu Bluźnierstwo Csuromowej – o ubogiej, wiejskiej kobiecie, która z niemal samego społecznego dna próbuje zjednać sobie przychylność „czynników decyzyjnych”, aby otrzymać pomoc materialną po utracie syna poległego na wojnie. „Przy takiej starej, nieszczęsnej kobiecie nawet pies świniopasa wydaje się wielkim panem”, myśli bohaterka, a jedynej nadziei upatruje w podobieństwie, jakie dostrzega między twarzą przedwcześnie zmarłego syna a wizerunkiem Syna Bożego umieszczonym w jednej z salek parafii.

Inne spośród siedmiu zamieszczonych w Halandży opowiadań Papa, zatytułowane Krew, prawdopodobnie zawiera wątki biograficzne. Mówi o żydowskim dziecku, synu rabina, będącym świadkiem rytualnego uboju zwierząt. Znakomicie odmalowane są tu groza sytuacji oraz przerażenie zwierząt.

Z emocji zacząłem się ślinić. Posługacz szybko zabrał krwawiącą gęś i trzymając ją z dala od siebie, wciągając brzuch, zawiesił na jednym z żelaznych uchwytów. Na jej szyi ukazał się czerwony bąbel, po czym z rany, cienkim strumieniem, trysnęła krew. Spływała po białych piórach, po podgardlu, stamtąd na marmurową okładzinę, a w końcu do korytka wyżłobionego u podnóża ściany. Na szyi gęsi wciąż tworzyły się czerwone bąble, czasem jeszcze trzepnęła skrzydłami o ścianę, raz i drugi poderwała głowę w ostatnich podrygach i znieruchomiała z rozpostartymi skrzydłami, tylko krew nadal z niej ciekła, coraz wolniej…

Ważnym wątkiem tego opowiadania jest także społeczne wyobcowanie z grona rówieśniczego tego chłopca, należącego do środowiska religijnej elity. I dojmująca moc tradycji, w której każdy i wszystko mają swoje miejsce i nie powinno się od nich odstępować – rola społeczna dziadków i rodziców nie tylko wyznacza możliwości, ale także determinuje ograniczenia kolejnych pokoleń.

Całość opatrzona została fachowym posłowiem Elżbiety Cygielskiej. Kreśli ona zbiorowy portret środowiska „Nyugat” i modernistów węgierskich, ale także przybliża sylwetki poszczególnych autorów tomu, ukazując to, jak w części prezentowanych opowiadań przejawiają się koleje losów i postawy ich twórców.

Większość tekstów zamieszczonych w Halandży przetrwała próbę czasu, zapewne także dlatego, że wiele z nich wyprzedzało swój czas w momencie publikacji. Ale nawet te, których realia kulturowe czy sceneria mogą wydawać się teraz archaiczne, posiada zazwyczaj to, co stanowi o dobrej literaturze – ponadczasowe przesłanie i spostrzeżenia dotyczące kondycji człowieka. Trudno powiedzieć, czy w ogóle, a tym bardziej w obecnych realiach prawdziwe jest stwierdzenie, iż Polak i Węgier to dwa bratanki. Pewne jest, że mamy okazję przeczytać wiele tekstów stanowiących węgierski wkład w humanistyczne i poznawcze dziedzictwo ludzkości ‒ jak patetycznie by to nie brzmiało.

Halandża. Opowiadania modernistów węgierskich, wybór: Elżbieta Cygielska, Anna Górecka, przekład: Elżbieta Cygielska, Anna Górecka, Julia Wolin, posłowie: Elżbieta Cygielska, noty o autorach: Anna Górecka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Remigiusz Okraska, Mówią do nas (dawne) Węgry, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 229

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...