23.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #230 / Ironia i gruzy. O tomiku Sylwii Jaworskiej „Pustynia”

Tomik Sylwii Jaworskiej pod tytułem Pustynia jest pełen pasji – za Jaspersem moglibyśmy powiedzieć o „Pasji Nocy i Normie Dnia”. Można również ową pasję nazwać analitycznym zamiłowaniem do badania siebie oraz otaczającego świata. W tomie Pustynia mamy bowiem do czynienia jakby z dwiema pustyniami: pustynią własnego „ja” oraz pustynią rzeczywistości, która na owo „ja” pośrednio bądź bezpośrednio wpływa. „Pasja nocy” lokuje się jakby w wewnętrznej sferze „pustynnej” podmiotu mówiącego, zaś nieprzyjazna, wroga „norma dnia” byłaby stroną pustyni zewnętrznej i społecznej.

Jednak te dwie pustynie – zewnętrzna oraz wewnętrzna – jakoś ze sobą współistnieją, tworząc świat, w którym da się żyć, chociaż nie bez kolizji ze sobą czy z rzeczywistością. Przestrzeń opisana w tomiku jest przestrzenią, można powiedzieć, ciepłą ciepłem wewnętrznym, bez sztucznego nadymania się, puszenia się, czy udawania.

W tym sensie poezja Jaworskiej jest bezpretensjonalna, nieudająca niczego, a jednocześnie niepozbawiona artystycznego wyrafinowania i komplikacji poetyckiej frazy. W swym jednak powikłaniu i jednoczesnej prostocie jak gdyby zaprasza ona czytelnika do czegoś, co można byłoby określić mianem przyjaźni czy też zaprzyjaźnienia się z autorką. Ośmielę się w tym miejscu powiedzieć, że podmiot mówiący w tomiku Pustynia jest dobrym przyjacielem, który jednocześnie nie boi się protestować, kiedy widzi i czuje słuszność sprawy, o którą walczy – jak na przykład protest przeciwko budowie obwodnicy w Kluczach. Klucze są miejscem poetki na ziemi, do którego jednak ma stosunek ambiwalentny, jak przyznała mi się podczas spotkania w Antykwariacie Abecadło w Krakowie 13 stycznia 2023 roku. Z jednej strony dom swój kocha, z drugiej jego domownicy doprowadzają ją niekiedy do wściekłości i podejmowania działań buntowniczych w celu zachowania swojej autonomii. Jaworska czuje język poetycki. Z tego języka wysnuwa przekonującą oraz konsekwentną opowieść o świecie i samej sobie. Zwraca uwagę jej przywiązanie do znaczących detali – na przykład pszczół garnących się do plastra miodu. Te detale – jak również kot czy zagubione spodenki na wuef synka – tworzą jakby ciepły, familiarny oraz familijny nastrój tego tomiku.

Poetka pisze również w mądry sposób o rzeczach, które dotyczą nas wszystkich. Co to za sprawy? Z pewnością pisze o miłości, często nieudanej, do drugiej osoby, jakiegoś „ty”, a także do swoich dzieci, córki oraz syna. W tomiku wybrzmiewa również dyskretnie miłość do Boga, choć z religią chrześcijańską podmiot mówiący jest często w jawnym bądź zakamuflowanym konflikcie. Jest tu także miłość do języka poetyckiego jako nośnika rozmaitych stanów emocjonalnych oraz ufność, że może on pełnić funkcję kompensacyjną oraz terapeutyczną. Owa funkcja terapeutyczna języka przekłada się również na miłość do świata, który posiada jakby dwie płaszczyzny czasowe – płaszczyznę dzieciństwa („najlepsze w moim życiu lody Bambino na patyku”) oraz płaszczyznę teraźniejszą, obecną, z której czerpiemy informacje na przykład o najlepszym „przyjacielu” podmiotu mówiącego – kocie Witkacym, czy zagubionych a potem odnalezionych, wspomnianych już spodenkach na wuef.
Wydaje się, że jedną z osi, która przebiega przez ten tomik jest oś wiary, wiary trudnej, zmagającej się, nieoczywistej. Bo od życia do śmierci biegnie też linia nieoczywista, której ślad znaczą poszczególne wiersze pomieszczone w tomie. Przyjrzyjmy się wierszowi pod tytułem Najlepsze:

 

Najlepsze w moim życiu.
Lody Bambino na patyku
obok pijanych ojców dzieci.
Zimna cola w szklanej butelce
przy białym stoliku
z ciężkiego metalu.
Za ladą kotlet mielony i wódka.
Lato nie tak upalne.

Wieczorami w gryzącym sweterku
z czerwonej wełny.
Palcami wyrobiłam większą
dziurkę na guzik.

W niedzielę białe rajstopy.
Błoto po kolana
i zabawa w Indian
Nóż pod łóżkiem -
na wypadek ducha.

Najgorsze przyszło,
kiedy zaczęła się miłość.

 

To mądry, głęboki wiersz. Głównie przez to, że świadomie używa języka poetyckiego. Widać w nim rozmaite poetyckie detale, które nadają temu wierszowi ciepły klimat. Nóż, który ma przebić ducha, wydaje się tutaj niebanalnym, poetyckim konceptem, bo zestawia to, co niematerialne z tym, co materialne. Ponadto dziecięce zabawy w Indian zestawione są ironicznie z miłością, zapewne również dziecięcą i pierwszą, która ma dopiero nadejść. To wiersz bardzo ironiczny, tak jak zresztą cały tomik Jaworskiej. Podmiot mówiący co rusz puszcza lub mruży oko, uśmiecha się, dystansuje od opisywanych sytuacji. Jest to podmiot jednocześnie silnie wpisany w określone sytuacje liryczne, jak i zdecydowanie do nich zdystansowany.
Jak choćby w wierszu Kobieta samotna o samobójstwie, które „diabli wzięli”, kiedy osoba mówiąca w wierszu „zaczęła myć podłogę”… Tego rodzaju gesty dystansu do siebie samej oraz do opisywanej rzeczywistości są jakimiś osiami, mogącymi posłużyć za interpretacyjne, które biegną przez ten tomik. Wskazują one na ironię z jednej strony, a z drugiej na swego rodzaju pogodność, a nawet rodzaj czułości dla opisywanych przez poetkę sytuacji.
To, co łączy ironię, czułość i przyjaźń, czyniąc je spójnym światem poetyckim, to dar do analizy poszczególnych zdarzeń lirycznych. Zatem liryzm łączy się u Jaworskiej z anatomicznym badaniem świata oraz przyczyn, nie bójmy się tego powiedzieć, jego rozkładu, gdyż z gruzowiska wartości pozostała tytułowa pustynia. Ma ona przynajmniej kilka wymiarów: jest to pustynia aksjologiczna, duchowa, pustynia jakiegoś społecznego „my” oraz pustynia relacji międzyludzkich. Ciekawe, że na tej pustyni czy pobojowisku znajduje się jakaś oaza indywidualnego „ja”, które się przed owym napierającym i niedobrym światem broni poprzez ukazanie bezpiecznego, ale jednocześnie silnego, indywidualnego mikrokosmosu. Nie mamy tutaj do czynienia jednak z prostym, egocentrycznym zabiegiem przypominającym łatwy solipsyzm. Sytuacja liryczna jest o tyle skomplikowana, że owo „ja” liryczne jest bardzo dumne, wręcz arystokratyczne, a świat wokół jakby nie zasługuje do końca by wdzięcznie się w nim rozgościć i wdzięcznie w nim zamieszkać. Dlatego mieszkanie własnego „ja”, swój dom liryczny, z dziećmi oraz kotem Witkacym, jak i pitą rano kawą, jest nie tylko azylem, ale staje się wręcz fortecą chroniącą przed tym, co jest na zewnątrz. Przypomnijmy w tym miejscu słynną książkę Franka Herberta Diuna, zresztą świetnie współcześnie zekranizowaną, w której pustynia była miejscem niebywale niebezpiecznym – choćby przez to, że często pojawiał się na niej ogromny Czerw, który niszczył dookoła wszystko i siał spustoszenie. Owo spustoszenie w tomiku Jaworskiej ma, rzecz jasna, również wymiar społeczny – autorka opowiada, że mieszkańcy jej rodzinnej miejscowości Klucze często nie są świadomi konsekwencji swoich wyborów, przez co świat zamieniają w gruzy. Tytuł tomiku odnosi się bowiem do realnej akcji mającej na celu ratowanie Pustyni Błędowskiej poprzez protest przeciwko budowie obwodnicy w Kluczach. Wskutek niezbyt odpowiedzialnej decyzji lokalnych władz, miejsce, które było dla wszystkich mieszkańców czymś w rodzaju misteryjnej świątyni filozoficznego dojrzewania, jak również wielu dorosłych inicjacji, zostaje zagrożone wskutek machinacji rozmaitych grup interesów, które widzą jedynie doraźną korzyść biznesową, nie zważając na wymiar pustyni jako miejsca szczególnego spotkania, szczególnej pamięci i szczególnej ciszy także. Jak czytamy na skrzydełku okładki:

Niektórzy sądzą, że chodzi tylko o jakieś ideologiczne zamanifestowanie ekologicznych poglądów i spór o fragment betonu. Tu idzie o coś więcej – pustynia to dla nas miejsce, które pamiętamy z dzieciństwa, to wyprawy na wielką przestrzeń labiryntami, które znali tylko mieszkańcy, to zbieranie grzybów z ojcem, to była wszechobecna cisza pośrodku tej wielkiej piaskownicy.

Dlatego, paradoksalnie, pustyni należy bronić, ale we właściwym znaczeniu: jako miejsca dojrzewania własnego „ja” do podjęcia odpowiednich ról oraz zadań w świecie, jako wtajemniczenie w mikrokosmos własny i bliźniego, jako przestrzeń dojrzewania wielu najistotniejszych relacji. Zatem zabranie pustyni albo też okaleczenie jej w jakiś sposób byłoby również zabraniem bardzo ważnej cząstki duchowej i psychicznej wielu ludzi, dla których to miejsce jest w jakiś sposób uświęcone. „Czerw” tego świata takie miejsca chce niestety niszczyć. Wniosek, jaki można wysnuć z tych krótkich rozważań, może brzmieć następująco: należy bronić pustyni prawdziwej przed pustynią barbarzyńską. Jedna z tych pustyń jest w jakiś sposób święta, druga pochodzi od Złego. Zbawieniem, ale tylko do pewnego stopnia, jest, jak mniemam, własny mikrokosmos liryczny, z którego „ja” liryczne zastaną rzeczywistość komentuje, ale również analizuje, bada, wysnuwa wnioski, nie daje jednak jednocześnie łatwych i uproszczonych recept – miast deklaracji woli poetka, rzecz jasna, metaforę, jak w wierszu Zbawienna stacja w Łaziskach. Przytaczam fragment wiersza:

Doskonale gram w tym filmie.
Nikt nie pozna, że nie piję.
Ani żadnych używek
Ani imienia twego nadaremno

W nocy zastanawiam się,
czy na pewno na tym kawałku płótna
zostało twoje odbicie.

Aluzja poetycka do słynnego wizerunku z Manopello jest tutaj wyraźnie widoczna, a liryczne „ja” wciela się jakby w postać św. Weroniki. Jest to jeden z piękniejszych wierszy w tomiku, w którym znakomicie został wygrany kontrast między tym, co jest „grą”, a tym, co jest odbiciem, śladem, znakiem, które przynależą do sfery tego, co prawdziwe. To bardzo subtelna gra poetycka, którą Jaworska znakomicie prowadzi przez cały tomik: gra ze światem społecznym, gra z bliźnimi, między innymi ze znajomymi i matką, jak w świetnym wierszu Obieg zamknięty; wreszcie: gra, ale jakby bardziej na serio i mniej ironicznie z tym, co religijne. Owe gry mógłbym nazwać grami pustynnymi – zabawą dziecinną Indian, którzy jednak teraz, obecnie, przypominają jakieś wcielone widma wypatrujące z rozpaczą ocalenia w tym, co jest nie tylko zachowanym wizerunkiem Boga, ale również szansą na przywrócenie pierwotnego, mitycznego ładu, jeszcze sprzed indywidualnego i społecznego upadku. Bo Pustynia to tomik będący również, a może przede wszystkim, zapisem indywidualnego zmagania się z życiem i własną historią, będący świadectwem z jednej strony przegranej, a z drugiej nadziei, że ową klęskę będzie można przekuć w jakąś lekkość, o czym mówi ostatni z wierszy pomieszczonych w tomie, jednocześnie smutny i ironiczny, Martwe morze:

Może jestem już martwa
Bo to niemożliwe,
żeby tak lekko chodzić po ziemi.

Lekko chodzą po ziemi widma, cienie, zjawy przypominające trochę wydrążonych, Elliotowskich ludzi. Pustynia nie jest tomikiem wesołym, zawarta w nim liryka jest raczej przepełniona smutkiem, który jednak bardzo często równoważony jest przez ironię. Prawdopodobnie ludziom z poczuciem humoru łatwiej jest stąpać nawet po najbardziej zagruzowanych pobojowiskach, a niewątpliwie poczuciem humoru i talentem poetyckim Sylwia Jaworska jest obdarzona, dlatego warto wiele razy powracać do jej Pustyni.

 

Sylwia Jaworska, Pustynia, Biblioteka Śląska, Katowice 2022

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Piętniewicz, Ironia i gruzy. O tomiku Sylwii Jaworskiej „Pustynia”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 230

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...