21.12.2023

Nowy Napis Co Tydzień #234 / Zawróceni

OSOBY:
KOBIETA – MARIA SOWIŃSKA, lat 30
MĘŻCZYZNA – lat 30
i kolejno:
mąż Marii JAN
komisarz
włóczęga MAREK CHOWANIEC
ksiądz
lekarz
policjant

NA SCENIE: stół, dwa krzesła, na stole metalowy kubek, z boku miednica z wodą, gąbka, walizka, złożony duży biały obrus/prześcieradło.

SCENA 1

Maria siedzi przy stole. Pali nerwowo papierosa. Wstaje, chodzi po pokoju, patrzy na zegarek, znów siada. Zapada w drzemkę zmęczona.

Wchodzi mężczyzna w płaszczu i z teczką. Jest to mąż Marii. Na widok Marii staje niezdecydowany. Maria budzi się, patrzy na męża nieprzytomnie; jest wyczerpana, niewyspana, w nieładzie.

MARIA
(zaczepnie) Długo byłeś w pracy.

Jan milczy, nie patrzy na żonę.

(niespokojnie) Coś się stało?

Jan odwracasię, patrzy na żonę, milcząc. Marii puszczają nerwy, przestaje panować nad sobą.

(wybucha) Mam dość!

Jan siadaciężko na krześle, na stole kładzie teczkę. Przesuwa ręką po czole, rusza ustami, jakby chciał coś powiedzieć. Maria przezchwilę czeka na wyjaśnienia. Nie doczekawszy się ich, zaciska usta. Opiera się rękami o stół, czeka.

W kieszeni płaszcza Jana dzwoni komórka, Jan nie reaguje. Telefon wciąż dzwoni, w końcu Jan odbiera go, ale chyba jest to głuchy telefon. Chowa urządzenie do kieszeni. Maria rozciera ścierpnięty kark. Telefon znów zaczyna dzwonić. Jan siedzi nieporuszony.(w końcu nie wytrzymuje) Odbierz!

Jan wyciągatelefon i wyłącza go, nie odbierając.

(łagodnie) Chcesz kawy?

Jan milczy.

(szukając po pokoju) Gdzieś tu była…

(po chwili bezradnie, kapitulując) Skończyła się…

Jan zawieszana niej niewidzący wzrok. Szuka po kieszeniach, wyciąga papierosa, ale nie może znaleźć zapalniczki. Maria podaje mu zapałki. Jan zapala papierosa.

MARIA
(przytrzymując jego rękę z papierosem) Zmieniłeś markę…

JAN
(wysuwając dłoń z jej palców) Nie mieli Goldenów.

MARIA
(cicho) Długo cię nie było…

JAN
(znużony) Co jeszcze chcesz wiedzieć? Czemu nie jestem pijany?

MARIA
Po co ten ton!

JAN
Przestałem pić. Czy nie tego chciałaś?

Wstaje, gasi papierosa.

MARIA
(zaniepokojona) Co to znaczy? Rzuciłeś pracę?

Jan ruszaw stronę drzwi.

(idąc za nim) Gdzie idziesz?

JAN
Kupię kawę.

Maria usiłujeprzytulić się do niego, nagle odsuwa się.

MARIA
To Chanel! Chyba nie używasz Chanel?

Znów dzwoni telefon. Jan wyciąga go, wyłącza i podaje Marii. Maria rzuca nim o ścianę. Jan obejmuje ją niezręcznie.

JAN
(gładząc jej włosy) Będzie dobrze. Jak kiedyś. Obiecuję.

Rusza w stronę wyjścia.

MARIA
(woła za nim zrozpaczona) Jan!
(zakrywa twarz rękami, płacze) Zostań!

JAN
(smutno) Będzie dobrze…

Wychodzi.

MARIA
(płacząc) Już nie mogę… Nie mam sił…

Za kulisami coś się wydarza, co obserwuje Maria z przerażeniem. Przez widownię przebiega, uciekając gwałtownie, młody chłopak ­ Marek. Maria na widok zdarzenia krzyczy rozpaczliwie ze strachu. Wyciemnienie.

SCENA 2

Maria siedzi przy stole, po pokoju przechadza się Komisarz. Lustruje każdy kąt, przy okazji wypytuje Marię.

MARIA
(z trudem) Czy to konieczne?

KOMISARZ
(pokazując jej legitymację) Komisarz… Bilski. To rutynowe działania.

Kładzie na stole teczkę Jana. Wyciera pot z czoła, następnie wlepia w Marię wzrok.

To aktówka pani męża?

MARIA
(zdenerwowana) Nie wiem. Chyba tak. Podobna.

Komisarz otwiera aktówkę, zagląda do środka.

KOMISARZ:
(wyciągając pistolet) To pistolet męża?

MARIA
(zdziwiona) Nie. Skądże.

KOMISARZ
Sprawdzimy. A skąd miał taką sumę?

Podtyka jej pod nos teczkę.

MARIA
Nie mam pojęcia. Może to wpłaty klientów. Sam nie zarabiał tak dużo.

KOMISARZ
Co robił?

MARIA
(niezbyt grzecznie) Pan nie wie?(po chwili, spokojniej) Był przedstawicielem firmy ubezpieczeniowej.

Komisarz zapala papierosa, wciąż nie odrywa wzroku od Marii.

KOMISARZ
Mąż miał samochód?

MARIA
(z wysiłkiem) Tak. Mamy… mieliśmy… Malucha.

KOMISARZ
A Honda zarejestrowana na nazwisko pani męża?

MARIA
(beznamiętnie) To niemożliwe. Mamy Malucha. Już mówiłam.

KOMISARZ
Taaaak… Mąż często wyjeżdżał?

MARIA
(z trudem) Dość często. W delegacje.

KOMISARZ
Wyjeżdżał z kraju?

MARIA
Nigdy.

Ogląda paszport, który pokazuje jej Komisarz. Świdruje ją przy tym wzrokiem, jakby chciał ją przejrzeć na wylot.

KOMISARZ
To pani mąż, Jan Sowiński?

MARIA
(słabo) Nie wiem. Ta broda…

KOMISARZ
Ale nazwisko się zgadza? I adres?

MARIA
(wzdrygając się) Jestem zmęczona. Długo to potrwa?

KOMISARZ
Jeszcze chwilę. Proszę przejrzeć ten notes. Tylko uważnie. Może coś pani wyda się znajome. Jakieś nazwiska, pseudonimy… Pani zna pismo męża. Czy to on pisał?

MARIA
Możliwe. (krztusi się)Te kolumny cyfr to pewnie wydatki…

KOMISARZ
(zbliżając do niej spoconą twarz) Albo wpływy.

MARIA
(oddaje mu notes, jest blada. Cofa się mimo woli) Czy mój mąż…?

KOMISARZ
Mógł być zamieszany w afery przemytnicze.

MARIA
(z niedowierzaniem) Czy dlatego zginął?

KOMISARZ
(przeciągle) Być może.(po chwili) Długo państwo byli małżeństwem?

MARIA
Dziesięć lat. To ważne?

KOMISARZ
To… dziwne, prawda?

MARIA
(agresywnie) A ile pan jest żonaty?

KOMISARZ
(z uznaniem) Dobre pytanie.

MARIA
Śledzi pan swoją żonę?

Komisarz uśmiecha się.

KOMISARZ
(bezceremonialnie) Mąż miał… przyjaciół? Przyjaciółkę?

Zaczyna chichotać.

KOMISARZ
(niespeszony) Otrzyma pani oficjalne pismo w późniejszym terminie. Zidentyfikowaliśmy ślady na pistolecie. Odciski palców należą do pani męża.

MARIA
(ripostując) To niczego nie dowodzi. Ktoś mógł mu podrzucić.

KOMISARZ
(kontynuując) Właśnie. Chciałem przekazać pani, że śledztwo zostało umorzone. Sprawcy nie udało się nam odnaleźć.

MARIA
(gwałtownie) Jak to? Widziałam go dokładnie! Podałam rysopis!

KOMISARZ
Tak. Wiem. Niestety niczego konkretnego nie ustalono.

MARIA
Nie będzie procesu?

KOMISARZ
Cóż, żadnych pewnych motywów, powiązań, same poszlaki. Przykro mi.

MARIA
A Honda?

KOMISARZ
Pochodziła z kradzieży.

MARIA
(wrogo) Pan wie, że to wyciszono, prawda?

KOMISARZ
Dlaczego pani tak sądzi? A może… pani coś wie? Coś ważnego?

MARIA
(znużonym głosem) Chciałabym zostać sama.

KOMISARZ
(zbierając się do wyjścia) Tak. Oczywiście. Jeżeli pani sobie coś przypomni…

MARIA
(sucho) Wszystko już powiedziałam.

KOMISARZ
Tak, tak. Mimo to, tu jest moja wizytówka. (podaje jej wizytówkę)

Idzie w stronę wyjścia. Na chwilę zatrzymuje się.

KOMISARZ
Myślałem, że pani jest wstrząśnięta, to byłoby zrozumiałe. Codziennie widuję takie stany, ale ten pani spokój…

Maria milczy, ma zimne oczy i zaciśnięte usta.

À propos. Co się stało z jego telefonem komórkowym?

MARIA
(zimno) Zgubił.

Komisarz wychodzi. Maria patrzy na wizytówkę, przygląda się jej długo, potem wsuwa ją do kieszeni z boku walizki leżącej na podłodze. Wyciemnienie.

SCENA 3

Maria siedzi na krześle z głową opartą na stole. Za kulisami słychać grę na organkach. Po chwili na scenę wchodzi Marek. Idzie wzdłuż sceny, grając, nie widzi Marii. Ona podnosi głowę, patrzy na niego z przerażeniem, jak zahipnotyzowana, najwyraźniej poznaje go. Wstaje i idzie za nim. Oboje znikają za kulisami.

Po chwili Maria wraca na scenę. Z boku sceny, zza kulis pokazuje się światło. Maria staje twarzą do światła. Rozmawia z Księdzem, którego nie widać, słyszymy tylko jego głos zza kulis.

KSIĄDZ
Pani kogoś szuka?

MARIA
Ja w sprawie pracy.

KSIĄDZ
U nas? To schronisko dla bezdomnych mężczyzn. Różni tu przychodzą. Nie boi się pani?

MARIA
To dla mnie ważne.

KSIĄDZ
Coś panią do nas sprowadza?

MARIA
To zabrzmi dziwnie…

KSIĄDZ
Tu nic nie jest dziwne. Nikt o nic nie pyta. Jeżeli to zbyt trudne, nie musi pani odpowiadać.

MARIA
(z ulgą) Ja… jestem sama. Zupełnie sama. Rozumie ksiądz… i nie umiem, to znaczy nie wiem, jak mogłabym zgnieść to w sobie… tę pustkę… jak mam żyć. Wszystko się rozpadło. Nie mam nic. Niczego nie rozumiem.

KSIĄDZ
Pani kogoś straciła?

MARIA
Wszystko.

KSIĄDZ
I ten ból to klęska. Chce pani uciec z domu, z pustego domu, czy tak?

Maria milczy.

Myślała pani o pracy w hospicjum?

Maria podnosina niego przerażony wzrok.

A więc dotknęła pani śmierci, stąd ten lęk. Nie przyjęła jej pani, nie oswoiła.

MARIA
Coś nagle, w jednym momencie, zawróciło mnie z drogi, po której szłam. Nie wiem, czy była zła czy dobra, ale znana. Wiedziałam, do czego dążę, czego oczekuję, co chciałabym i mogłabym zmienić. Teraz nie wiem nic. Pogubiłam się. Nie wiem, dokąd zmierzam. Dokąd to wszystko zmierza. Ciągnie mnie za sobą, czy tego chcę czy nie. Coś narzuciło mi kierunek, którego się obawiam. Dlaczego? Nie mogę tego pojąć, zrozumieć. To jakaś przemoc. Boję się.

KSIĄDZ
A jednak to ta sama nieuchronność sprowadziła panią do nas. Pani wie o tym.

MARIA
Może wyjaśnienie jest właśnie tutaj.

KSIĄDZ
Kto wie, jakimi drogami wędrują nasze losy. Wydaje ci się, że możesz poznać prawdę. Prawda jest w nas. Musisz patrzeć w siebie.

MARIA
W nas. To znaczy w innych też.

KSIĄDZ
Nie można dowiedzieć się wszystkiego.

MARIA
Ale trzeba próbować. Ja próbuję. Próbuję na nowo żyć. Ale żeby żyć, muszę sobie to wszystko poukładać. Inaczej nie zaznam spokoju.

KSIĄDZ
Możesz pogubić się do reszty.

MARIA
Wierzę, że będzie inaczej. Musi się udać.

KSIĄDZ
Skoro w to wierzysz…

MARIA
Więc mogę zostać?

KSIĄDZ
Niewiele tu pani zarobi. Ale widzę, że nie chodzi o pieniądze. Pracy jest tu dużo, a chętnych brak.

MARIA
(z ulgą) Dziękuję.

Wyciemnienie.

SCENA 4

Maria śpi z głową opartą o stół. Marek grający na organkach przechodzi przez scenę i znika za kulisami. Maria budzi się, zaczyna myć podłogę. Z boku pojawia się światło, słychać głos księdza.

KSIĄDZ
Idź się przespać do domu. Lecisz z nóg.

MARIA
(nie przerywając pracy) Nic mi nie jest.

KSIĄDZ
Tak nie można. Od dwóch dni wciąż masz dyżur. Prawie tu mieszkasz. Jesteś kompletnie wyczerpana.

MARIA
(przerywa mycie) Czy ten chłopak… jest tu jeszcze?

KSIĄDZ
Jaki chłopak?

MARIA
Taki… nowy. Z harmonijką.

KSIĄDZ
Ach, ten. Wyszedł przed chwilą. Czemu pytasz?

MARIA
(podnosząc się z trudem) Nie mówił, czy wróci?

KSIĄDZ
Oni tu wszyscy tak. Przychodzą, potem odchodzą.

MARIA
Nic o nim ksiądz nie wie? Jak się nazywa?

KSIĄDZ
Przecież ich nie legitymujemy. Oni zresztą rzadko mają dokumenty. Ale zawsze wracają. Wieczorem, jak ściśnie mróz, już ich tu pełno. Kłaść nie ma gdzie. Sama wiesz, jak jest. Dlaczego pytasz?

Maria milczy.

Dziwnie patrzysz. Znam takie spojrzenia. Kiedyś mówiło się: „psi wzrok”.

MARIA
(cicho) Czasem ma się tylko jedno wyjście, aby zabić lęk.

KSIĄDZ
Przecież widzę, że coś ci dolega. Naprawdę nie chcesz porozmawiać?

Maria milczy uparcie. Światło z boku gaśnie. Maria znów zaczyna myć podłogę. Po chwili zza kulis słychać granie na harmonijce. Maria podnosi głowę, przerywa mycie. Na scenę wchodzi Marek. Zauważa wbity w siebie wzrok Marii. Przestaje grać, przystaje, przygląda się Marii, następnie siada w kucki na stole. Maria próbuje dalej myć podłogę, ale nie bardzo jej to idzie, ręce jej drżą. Marek wciąż przygląda jej się, zdziwiony jej reakcją. Schodzi ze stołu, okrąża Marię, oboje przyglądają się sobie. Marek uśmiecha się zadowolony z wrażenia, jakie na niej wywarł. Nagle zatacza się, prawie mdleje. Maria łapie go, kładzie na stole. Marek jęczy.

MARIA
(zdenerwowana) Boże, czekaj, zawołam pogotowie!

Wyciemnienie.

SCENA 5

Na scenę wchodzi lekarz. Ma zakrwawiony fartuch, zdejmuje rękawiczki, widać, że właśnie skończył operację. Maria podchodzi szybko do niego.

LEKARZ
(uprzedzając jej pytanie) Nie teraz.

Zdejmuje fartuch. Myje ręce w miednicy. Siada przy stole.

 (znużonym głosem) Będzie żył.

Pokazuje Marii, żeby też usiadła. Maria przysiada na drugim krześle.

MARIA
Jestem pracownicą opieki społecznej.

LEKARZ
Tak, mówiono mi. Pani przywiozła tu tego chłopca.

MARIA
Co mu jest?

LEKARZ
To skomplikowany przypadek. Właściwie nie udzielamy takich informacji. Tylko rodzinie. Rozumiem jednak, że pacjent nie ma żadnych bliskich?

MARIA
Nic nam nie wiadomo na ten temat.

LEKARZ
Cóż. Pęknięcie tętniaka skroniowego. Na szczęście niedużego. Musiał go od dawna uciskać. Miał typowe objawy niezłośliwego guza, jednak wylew spowodował konieczność natychmiastowej interwencji.

MARIA
Co… dalej?

LEKARZ
Za wcześnie o tym mówić.

MARIA
(gwałtownie, wstając) On… musi żyć!

LEKARZ
(przyglądając jej się bacznie) Każdy tak mówi, proszę pani. Wszystko jednak okaże się potem.

Wstaje, przechadza się przez chwilę. Maria szybko zastanawia się.

MARIA
Czy… mógłby przejść rekonwalescencję… u mnie w domu?

LEKARZ
(przystaje naprzeciwko niej, aż Maria czuje się nieswojo) Decyzja należy do niego.

MARIA
(szybko) Porozmawiam z nim.

LEKARZ
(po chwili wahania) Jednak muszę panią ostrzec. Ten pacjent był leczony psychiatrycznie.

MARIA
Nie wiedziałam.

LEKARZ
W przeszłości, gdy tętniak uciskał na mózg, mógł mieć stany pomroczne… Pani zna się na psychiatrii?

MARIA
Nie. Co to oznacza?

LEKARZ
Mógł być agresywny. Teraz też może zachowywać się… dziwnie. Kto wie, do czego może być zdolny. W jego przypadku to będzie normalne, rozumie pani? Oczywiście nie twierdzę, że tak musi być. Pacjent wraca do zdrowia. Operacja jest jednak brutalną i ryzykowną ingerencją. Mogła zmienić stan na lepszy, ale mogła pogorszyć. Mózg to delikatna materia. Trudno przewidzieć konsekwencje.

MARIA
Zaryzykuję.

LEKARZ
(bębniąc palcami w stół) Tak, tak… To bardzo szlachetne, ale zalecam ostrożność. I powściągliwość.

Maria żegna się i wychodzi. Wyciemnienie.

SCENA 6

Marek leży na stole z obandażowaną głową. Maria pomaga mu usiąść. Podaje mu kubek. Marek odkłada go na bok. Wyjmuje organki i zaczyna grać.

Maria bagatelizuje jego zachowanie.

MARIA
Musisz teraz dużo jeść. Wtedy szybko wyzdrowiejesz. Rozmawiałam z lekarzem. Przez jakiś czas będziesz potrzebował opieki. U nas w schronisku, sam wiesz, nie ma warunków do chorowania.

Marek nie odpowiada. Maria okrąża go.

Czemu nie jesz? W ten sposób nie nabierzesz sił.

MAREK
Odczep się.

MARIA
Odezwałeś się nareszcie? A wiesz, że kiedy wiozłam cię do szpitala, bo pogotowie nie przyjechało, wpadłam w poślizg? O mało nie zginęłam przez ciebie.

Śmieje się zachęcająco.

MAREK
No, wal, co masz na wątrobie.

MARIA
Mogliby cię nawet jutro wypisać, gdybyś tylko miał gdzie pójść. Spróbujemy załatwić ci z opieki jakieś mieszkanie i pracę, ale to potrwa.

MAREK
(znużony) Masz niezłego hyzia.

MARIA
(udając, że nie słyszy) Mieszkam sama, w dużym mieszkaniu. Nie lubię być sama.

MAREK
(oponując) Chwila! Wyhamuj!

MARIA
(cierpliwie) Ktoś musi się tobą zająć. A mnie nie sprawisz kłopotu.

Marek nie odpowiada. Nie rozumie jej zainteresowania swoją osobą. Po chwili gwałtownie strąca ręką kubek na podłogę. Śmieje się głośno, jakby chciał wypróbować jej cierpliwość i tym samym zmusić do rezygnacji zawczasu.

MAREK
Samarytanka! Niech skonam! I co teraz, siostro?

MARIA
(spokojnie) Zadzwoń po salową, niech posprząta.

Chce wyjść, zmierza ku wyjściu, jakby dała za wygraną lub chciała mu dać czas do namysłu.

Marek milknie. Najwyraźniej nie ma jednak ochoty dłużej siedzieć w szpitalu.

MAREK
Hej! To nie blef? Ty tak na blachę?

MARIA
(odwracając się ku niemu) Zdecydowałeś się?

MAREK
Nie znasz mnie, Isauro. Nawet nie wiesz, jak się wabię.

MARIA
Marek Chowaniec. Nietrudno przeczytać. Chcesz czy nie?

MAREK
Chyba ci odbiło! Niezły ubaw! Świsnąłem papiery jakiemuś łepkowi, kapujesz?

MARIA
(bagatelizując rewelację) Dla mnie jesteś Marek Chowaniec. Więc jak?

MAREK
(kapitulując) Okay. Zaraz się zbiorę.

Śmieje się, aż Marię przenika dreszcz.

MARIA
Na pewno?

MAREK
(starając się beztrosko) Czemu nie? Chyba o to ci biega?

MARIA
Więc przestań się wygłupiać. Zgłoszę cię do wypisu.

Chce wyjść, ale Marek łapie ją gwałtownie za łokieć.

MAREK
(stwierdzając bardziej niż pytając) Wiedziałaś, że się zgodzę!

Maria nie odpowiada, wyszarpuje łokieć. W oczach ma nienawiść.

(kapitulując nagle, jakby się czegoś przestraszył) Ty nie bądź taka cwana!

Brzmi to jak groźba. Puszcza ją. Maria wychodzi. Wyciemnienie.

SCENA 7

Maria i Marek wchodzą na scenę. Marek jest wyraźnie podenerwowany, rozgląda się po nowym miejscu. Rzuca w kąt plecak. Ściąga opatrunek z głowy. Wyciąga organki, zaczyna grać. Najwyraźniej to go uspokaja.

MARIA
(oponując) Nie wolno ci tego zdejmować. Lekarz zabronił.

MAREK
Lekarze to konowały.

MARIA
(nie komentując) Przebierz się. Masz chyba piżamę?

MAREK
(zaczepnie, przestając grać) Wyobraź sobie, że nie. Sypiam nago.

MARIA
W szafce znajdziesz, co ci potrzeba.

MAREK
(zaciekawiony) Czyj to pokój? Nie powiesz chyba, że mój?

MARIA
Kładź się do łóżka. Lekarz kazał ci się oszczędzać.

MAREK
Łóżko i łóżko. Tylko to ci w głowie?

MARIA
Zrobię coś do jedzenia. Chcesz mleko? Czy wolisz kakao?

MAREK
Walnąłbym setę.

MARIA
Nie wolno ci.

MAREK
Nie truj, matka. Sam wiem, co mi trzeba.

MARIA
(kontynuując) Zresztą nic nie mam.

Marek wstaje,bierze plecak i chce wyjść.

(szybko) W porządku, jakaś nalewka się znajdzie. Ale najpierw coś zjesz.

Marka zastanawia jej ugodowość. Widzi, że bardzo jej zależy na jego obecności tutaj. To go niepokoi.

MAREK
(nachylając się do niej) Często gościsz obcych facetów? Diabli wiedzą, co z ciebie za ptica.

Zagląda jej bezceremonialnie w dekolt.

Maria odsuwasię. Najwyraźniej nie to jej w głowie.

(chwytając ją za nadgarstek) Ja, kiciu, robię, co chcę. Kapewu?

Maria rozciera sobie obolały nadgarstek.

MARIA
(ostrożnie) Trzeba zmienić opatrunek.

Marek znów grana harmonijce, udaje, że nie słyszy.

(z łagodną perswazją) Lekarz zalecił.

Marek odkłada harmonijkę.

MAREK
(zniecierpliwiony) Spadaj, staruszko!

MARIA
(przysiada obok niego) Ładnie grasz.

MAREK
Odchrzań się.

MARIA
(cierpliwie) Nie lubisz rozmawiać?

MAREK
(dobitnie) Nie wścibiam ryja w nie swój kubeł.

MARIA
(tracąc cierpliwość) W porządku. Jak będziesz czegoś chciał, jestem tam.

Wstaje, idzie w stronę wyjścia. Marek też wstaje, kopnięciem zwala stołek. Maria odwraca się w jego stronę, jest wściekła.

Słuchaj, ty! Jak się będziesz dalej tak zachowywał, to…

MAREK
(zadowolony z reakcji, jaką u niej wywołał) Co? Nie pasuje? To się zmywam! Okay?

Bierze swój plecak i chce wyjść.

MARIA
(usiłując się opanować) Nie wyrzucam cię. I to w takim stanie. Możesz zostać, ale spróbuj, proszę… Możesz chyba być bardziej… uprzejmy?

Marek parska złym śmiechem, jednak po chwili milknie. Patrzy uważnie na jej wzburzoną twarz. Woli ją taką niż zimną i opanowaną.

MAREK:
Spoko! (podnosi dłonie do góry w geście pojednania)
Mogę być miękki jak jajko.
Maria przyjmuje to do wiadomości, wychodzi. Marek rzuca plecak w kąt, podnosi krzesło, siada na nim, patrząc za nią. Wyciemnienie.

SCENA 8

Maria wchodzi na scenę. Marek siedzi z czołem opartym na stole, nie rusza się. Maria ściera gąbką stół, głowa Marka przeszkadza jej w sprzątaniu.

MARIA
Przesuń się, proszę, będzie obiad.

Marek nie odpowiada, nie rusza się.

Maria zbliża się do niego, pochyla nad nim, Marek wydaje głuchy jęk. Maria przerażona przygląda mu się, nie wiedząc, co się dzieje, chce go dotknąć, by sprawdzić, co mu jest, jednak ma opory, na jej twarzy maluje się nienawiść i wstręt. Bierze metalowy kubek i robi ruch, jakby chciała uderzyć go naczyniem z całych sił w głowę, może nawet zabić. W końcu jednak opanowuje się, odstawia kubek na bok. Zaciska wargi. Chodzi po pokoju tam i z powrotem, jakby nie wiedziała, jak postąpić. Wreszcie przystaje, zastanawia się. Lekko potrząsa Markiem, on zwala się ciężko pod stół, jęczy. Maria przyklęka obok niego, przewraca go na wznak, kładzie rękę na jego czole. Na jej twarzy maluje się bezradność i lęk. Mężczyzna jest prawie nieprzytomny.
Boże! Ty masz gorączkę!

Bierze gąbkę, przemywa mu twarz, ręce się jej trzęsą ze zdenerwowania. Siada obok, jakby nie miała ochoty dalej go ratować. Jednak podnosi się. Okrywa go prześcieradłem.(podając mu kubek i pomagając mu wypić) Połknij to, pij!

Marek przełykaz trudem.

Maria robi mu opatrunek na głowie. Siada na krześle. Owija się szczelnie swetrem, czuwa. Po chwili sprawdza ręką czy opadła mu gorączka. Drzemie.

Marek rzuca się niespokojnie przez sen, Maria siada przy nim bierze jego głowę, kładzie sobie na kolanach. Marek uspokaja się. Maria jednak nie może zasnąć, siedzi wpatrując się w twarz Marka.

Po jakimś czasie Marek budzi się. Widzi śpiącą Marię, i że leży na jej kolanach.

MAREK
(podnosi się nieco) Co to, film mi się urwał?

Maria budzi się. Marek usiłuje wstać z trudem, jednak zatacza się, tracąc równowagę. Maria podtrzymuje go i pomaga mu usiąść na krześle.

MARIA
Miałeś gorączkę.
Podaje mu kubek.

MAREK
(odtrącając kubek) Mnie nie nabujasz! W coś ty mnie wrobiła?

Maria nie odpowiada, kieruje rękę w stronę jego głowy chcąc zmienić mu opatrunek. Marek uchyla się, dotyka ręką swojej głowy i czuje pod palcami bandaż.

A to co?

Maria bez słowa zaczyna odwijać mu bandaż. Marek przestaje protestować, zaczyna się jej bezceremonialnie przyglądać, korzystając z faktu, że jest blisko jego twarzy. Maria usiłuje ukryć zakłopotanie, ale zdradzają ją nazbyt nerwowe ruchy i mimowolny rumieniec na twarzy.

MARIA
(zła) Przestań tak na mnie patrzeć.

MAREK
Jak?
Maria chce się odsunąć od Marka, ale on łapie ją za przegub dłoni. Jego rozchełstana koszula rozchyla się nieco. Marek siłą kładzie jej rękę na swojej piersi, Maria czerwieni się gwałtownie, usiłuje wyrwać rękę. Oddycha szybko, w oczach ma wściekłość i desperację. Przez chwilę szamocą się, Marek śmieje się głośno jak ze świetnego kawału. Maria w końcu wyrywa rękę. Stoi, patrząc na niego, jakby chciała wykrzyczeć swoją złość, jednak milczy. Marek dotyka ręką jej uda, Maria cofa się gwałtownie.

(cynicznie) O co chodzi? Myślisz, że nie poznam napalonej baby? Czy nie po to mnie tu sprowadziłaś? Dziewica, kurde, na mózg jej padło.

Maria usiłuje uciec.

Hej, coś taka wkurzona! Ale obrażalska, kurde! Sorry! Okay?

W tym momencie krzywi się z bólu i zgina w pół.

MARIA
(zimno) Lepiej się połóż.

MAREK
Nie chcę spać, tylko lać.

Usiłuje roześmiać się z własnego dowcipu, wstaje, ale znów ból zwycięża. Marek siada przy stole. Maria przygląda mu się bez współczucia. Mężczyzna zauważa jej wzrok. Wyciemnienie.

SCENA 9

Marek siedzi przy stole. Maria myje kubek w miednicy. Marek chce zapiąć swoją koszulę, ale zauważa, że jest rozerwana. Przyklęka przy walizce stojącej obok stołu.

MAREK
Masz tu chyba jakieś ciuchy?

Otwiera bezceremonialnie walizkę, zaczyna w niej grzebać. Znajduje jakieś zdjęcie. Maria rzuca się do niego, chcąc mu je wyrwać. Marek nie pozwala.

MARIA
(rozdygotana) To moje życie! Jak śmiesz się wtrącać!

MAREK
(zaskoczony, ale i rozbawiony jej wybuchem) Twój kochaś?

Maria uderzaMarka, bije go na oślep.

Marek tylko osłania się przed jej furią, w końcu jednak się broni. Jest silniejszy, dochodzi do szarpaniny. Maria niespodziewanie mdleje. Marek chwyta ją i sadza przy stole. Potrząsa nią.

MAREK
(przestraszony) O rany, ale zmiękła. Halo, ciotka, co jest?

Klepie ją po twarzy, próbując ocucić. Maria coś bełkoce w malignie.

MARIA
(trzęsąc się jak w febrze) Boję się! Jan! Pomóż mi!

Chwyta się kurczowo Marka, przytula, on gładzi ją bezradnie po włosach.

MAREK
Już dobrze. Jestem tutaj.

Maria chlipieprzez sen.

(łagodnie) Cicho, cicho.

Siada przy niej, kołysze ją.

Maria otwiera oczy. Marek wypuszcza ją z objęć. Maria patrzy ze zdziwieniem na Marka.

MARIA
(słabo) Co mi się stało?

MAREK
Nic. Świrujesz. Ale nie łam się, to żaden bajer. U nas w szpitalu co drugi taki.

Maria nie odrywa od niego spłoszonych oczu.

(lekko) Nie udawaj, że nie wiesz, że jestem psychol.

MARIA
Chcę wstać.

MAREK
Jasne.

Maria wstaje z trudem. Jednak po chwili siada z powrotem, wciąż kręci się jej w głowie

(śmiejąc się) Może se kopsniesz coś mocniejszego? Od razu staniesz na nogi.

MARIA
Mówiłam coś przez sen?

MAREK
O jakimś facecie. To ten ze zdjęcia? Był dobry w łóżku?

MARIA
(jej twarz kurczy się z bólu) Dlaczego mi to robisz?

MAREK
Bo jestem taki, zapomniałaś?

MARIA
Nie wierzę ci. Ty się boisz. I dlatego się bronisz. To strach. Przed czym uciekasz?

Marek milczy długo, jakby nie słyszał pytania.

MAREK
(po chwili, cicho) Brakuje ci go?

MARIA
(z wysiłkiem) Czasami.

MAREK
Jaki był?

MARIA
Wydawał się… pospolity. Znałam każdy jego gest. To było takie… bezpieczne.

MAREK
Gdzie jest teraz?

MARIA
Nie żyje.

Wyciemnienie.

SCENA 10

Maria otwiera walizkę. Szuka rzeczy dla Marka.

MARIA
Chodź tu, spróbuj coś wybrać, może będzie pasować.

MAREK
To twojego starego? Nie lubię po umarlaku…Maria wyciąga jakiś sweter.

Ten mógłby być.

Przymierza, ale sweter jest za długi, rękawy też są za długie. Podwija je.

MARIA
Całkiem dobry.

MAREK
Kawał chłopa był z twojego starego.

MARIA
Czy ja wiem.

MAREK
Jak to?

MARIA
Ten sweter… był na niego za duży.

MAREK
Coś kręcisz.

MARIA
Kupiłam go, ale Jan nie chciał w nim chodzić.

MAREK
(dociekliwie) Dlaczego?

MARIA
(zła) Mówiłam: był za duży! (ucina temat)

MAREK
(przygląda jej się spod oka) Był zazdrosny?

MARIA
Kto?

MAREK
Twój stary.

MARIA
(wybucha) Co cię to obchodzi?(po chwili) Był… w porządku.

Nie patrzy na Marka. Za to on patrzy na nią.

MAREK
Na pewno?
Maria zamykaz hukiem walizkę. Bierze kubek zaczyna popijać, humor jej się poprawia, zaczyna się uśmiechać do siebie.

Marek podchodzi do niej, wyjmuje kubek z jej rąk, wącha.

MAREK
No, proszę! Niezła naleweczka!

Wypija. Siadają przy stole naprzeciwko siebie. Maria jest lekko wstawiona, Marek też.

MARIA
Może pogadamy?

MAREK
Dlaczego zwiałem z psychiatryka? Bo ty nic nie wiesz! Nic nie wiesz, kurde! Kiblujesz jak w kiciu! Gorzej! Uwalą cię prochami jak świnię! Za nic mają! Bydlę jesteś. Czubek ­ i tyle!

MARIA
(kręcąc młynka palcem z niedowierzaniem) Przecież to lekarze!

MAREK
(chichocząc) Masz szmal, to lekarze. Nie masz szmalu – to… (czka)

MARIA
Nie wierzę!

MAREK
Każdy wierzy, w co chce. Nie w to, co jest.

MARIA
A co jest?

MAREK
(z uznaniem) Niezłe pytanie.

MARIA
(oponując) Jednak cię puścili. Zdrowych nie trzymają.

Marek śmiejesię głośno.

Coś nie tak?

MAREK
Nieźle cię trzepło. Musiałaś kompletnie ześwirować, jak ci stary padł.

MARIA
(z wysiłkiem) Rzeczywiście…

MAREK
Na co kipnął?

MARIA
(wybucha) Przestań!

Wstaje, zaczyna chwiejnie krążyć dookoła stołu. Marek patrzy na nią zdziwiony.

MAREK
Tajemnica?

MARIA
(próbując się opanować) Nie rozumiesz? To… boli.

MAREK
Boli?

MARIA
Nigdy nie kochałeś? Nikogo?

Marek zastanawia się dłuższą chwilę. Maria przystaje przy nim, patrzy na niego pytająco. Marek wygląda jak wystraszony chłopiec.

MAREK
(niepewnie) Raz miałem wróbla. Wypadł z gniazda. Karmiłem go. Strasznie był żarłoczny.

Patrzy na Marię jakby bał się jej reakcji.

MARIA
(łagodnie) Co się z nim stało?

MAREK
(śmielej) Uczyłem go latać. Był za gruby, upadł na łąkę, między trawy. Nie mogłem go znaleźć. Szukałem długo. Kiedy go podniosłem…

Wstaje, biega po pokoju. Maria chwyta go delikatnie za rękę, zatrzymuje. Marek przystaje.

MAREK
Ja… nikogo nie kocham.

Klęka, ukrywa twarz w dłoniach. Maria milczy. Marek podnosi ku niej twarz.

Mówisz, boli? Gdzie?

MARIA
Wszędzie.

MAREK
W środku?

MARIA
(krzyczy) W środku! W środku! Wszędzie!

Płacze. Przyklęka obok niego. Klęcząc obejmują się. Wyciemnienie.

SCENA 11.

Marek grzebie w walizce. Wchodzi Maria.

MARIA
Czego tam szukasz?

Usiłuje zamknąć walizkę. Marek nie pozwala, wywala z niej różne rzeczy. Maria jest zła. W końcu Marek znajduje grzechotkę. Wymachuje nią, Maria usiłuje mu ją wyrwać.

MAREK
Skąd to masz?

MARIA
Oddaj!

MAREK
(wrzucając grzechotkę do walizki) Więc skąd?

MARIA
(z trudem) Mój syn… miałby wkrótce dziesięć lat.

Marek przestaje się śmiać.

MAREK
Byłaś… sama… jak ja.

MARIA
Nie. Jan miał komórkę. Mogłam zadzwonić, gdy tylko chciałam. Nie wytrzymywałam bez rozmowy z nim. Śmiał się i płacił rachunki.

(płacze) Niech cię szlag!

(po chwili) Co się tak gapisz? Dlaczego miałabym kłamać?

MAREK
(jak dziecko) Ten wróbel, wiesz, rozdeptałem go…

Jest bezradny i smutny.

MARIA
(cicho) Co czułeś, kiedy zabiłeś tego wróbla?

MAREK
(z rozpaczą) Ja? Nic! Wlazł mi, ścierwo, pod nogi! Kapujesz? Sam! Kurde! Nic, nic nie czułem!

Zwiesza głowę na piersi. Maria siada przy nim w kucki.

MARIA
(cicho) Masz rację, skłamałam. Od dawna wyłączał komórkę.

Oboje siedzą i milczą, zatopieni każde we własnych myślach.

(po chwili) Kochałam go.

Marek podnosina nią wzrok, jakby nie rozumiał, o czym ona mówi.

MARIA
Boisz się zakładu?

MAREK
(wzruszając ramionami) Czemu, niby?

MARIA
Zamkną cię.

MAREK
Każdy tam wraca. Nie liczę dni ­ jak ty.

Wyciąga organki, zaczyna grać. Maria milczy zasłuchana.

MARIA
Miałeś kiedyś… dziewczynę?

MAREK
Bo to raz? Te z żeńskiego to dają za friko. Tylko blisko parkanu, w krzakach, bo oddziałowe gonią. A kucharkom to trzeba się ściepnąć. Jak który może, to da na zrzutkę, ale pindy zdzierają do żywego! Raz dałem z kumplem paczkę Carmenów i jeszcze żyłowała!

MARIA
Nie mówię o seksie.

MAREK:
To o co biega? Czy waliłem konia w kiblu?

MARIA
(dotykając jego twarzy) Odpowiedz.

MAREK
(odsuwając się niechętnie) Po co? Co ci dało, że miałaś faceta? Siedzisz sama, zalewasz robaka. I rzygasz. Żyć ci się nie chce.

MARIA
Nie odpowiedziałeś.

MAREK
(agresywnie) Wiesz, raz przylazł do mnie kundel. Stary. Przyczepił się, swołocz jedna. Taki to polezie za każdym, kto mu żreć da. Tylko się gapi, sukinsyn, i kłapie, aż mu ślina cieknie, czy mu co w mordę dasz. To i dałem – kijem między ślepia!

Zrywa się, chce wstać, uciec, Maria zatrzymuje go.

MARIA
Kochałeś go?

Marek chce się wyrwać. Jest zrozpaczony.

Kochałeś?

MAREK
(agresywnie) Na co kipnął twój stary?

Maria milknie. Marek pochyla się nad nią.(cicho) Na co?

MARIA
(z trudem) Miał… wypadek.

Wyciemnienie.

SCENA 12.

Marek stoi z boku sceny pochylony nad miednicą. Wchodzi Maria.

MARIA
Co ty tu robisz?

MAREK
(niepewnie) Niedobrze mi.

MARIA
Za dużo wypiłeś.

MAREK
We łbie mi się kręci.

Siada przy stole, Maria podaje mu kubek, Marek wypija.

Nieźle się urządziłaś. Właściwie do czego jestem ci potrzebny?

Maria nie odpowiada.

Siedzisz tu cały czas. Po co? Jakbym chciał zwiać, już by mnie nie było.

MARIA
Chciałabym wiedzieć… Jak to jest, kiedy się zabija?

MAREK
(zatrzymuje na niej ciężki wzrok) Mnie o to pytasz? Właściwie dlaczego?

MARIA
(ostrożnie) Tak sobie. Zastanawiam się. W szpitalu musieli przecież być tacy, na pewno rozmawiałeś z nimi…

MAREK
Czemu cię to obchodzi?

MARIA
Nie wiem. Tak pytam. Wciąż myślę o tym wróblu.

MAREK
(z ulgą) Nic się nie czuje. Trach ­ i po krzyku. Wszystko. Tyle.

MARIA
(nerwowo odgarnia włosy z czoła) Nie myślałam, że to takie proste.

MAREK
Wszystko jest proste. Ty tak nie uważasz?

MARIA
Nie.

MAREK
Może sama sobie komplikujesz życie?

MARIA
Może…

MAREK
Chyba powinnaś mieć dziecko.

MARIA
(wybucha) Co ty możesz o tym wiedzieć!

Wstaje. Podchodzi do miednicy, przygląda się swemu odbiciu w wodzie.

(po chwili) Kiedy umarło, to był szok, dla mnie, dla Jana. Myśleliśmy, że można z tym żyć, że wszystko mija, rozpacz, ból. To była nieprawda. Przyszedł żal, wzajemne oskarżenia, poczucie winy. Takie małe piekło. I nie ma mowy o spokoju. Nic nie mija, nic.

MAREK
Czemu mi to mówisz?

MARIA
Zmienił się. Ale przecież nie można się aż tak zmienić. Obojętność… Kiedy to się zaczyna? Coś przegapiłam… co? Popełniłam błąd, jaki?

MAREK
(zdziwiony) Myślałem, że z wami było okay.

MARIA
Może za bardzo okay. Nie byliśmy ostrożni. Ufałam losowi, więc gdy przyszedł cios… To było nie do zniesienia. Niekończące się cierpienie. Obarczyłam nim Jana. Tak było najprościej. Stracić poczucie rzeczywistości. Co stracił on? Nie wiem.

MAREK
O czym ty gadasz?

MARIA
(gorączkowo) O śmierci Jana. Śmierć dziecka, śmierć Jana. Wierzysz w przeznaczenie?

MAREK
Brednie.

MARIA
(krzyczy) Więc co tu robisz? Może jednak coś w tym jest? Może to nie fatum, a jakaś logika? Bo jeżeli się zakłada, że coś musi się stać, w takim razie istnieje też „zanim”. Rozumiesz? Więc może można było tego wszystkiego uniknąć?

MAREK
Czego, czego uniknąć? Jak można uniknąć… śmierci?

MARIA
(zbliżając do niego twarz) Ty mi to powiedz! Właśnie to chcę usłyszeć. W którym momencie było za późno?

MAREK
(wstając) Ja ci mam powiedzieć?

MARIA
Kiedy się czuje, że musi się zabić, kiedy nie można się już cofnąć?

MAREK
Odpuść! Odbiło ci czy co? Chcesz wylądować u czubków?

Obejmuje ją. Maria chce go odepchnąć, ale nie ma sił. Przytula się do niego z całych sił, jej ciałem wstrząsa szloch.

MARIA
(chlipiąc) Ja… nic nie rozumiem…

MAREK
A co tu jest do rozumienia?

Wyciemnienie.

SCENA 13

Maria wchodzi na scenę w czepku kąpielowym na głowie. Siada przy stole. Wchodzi Marek. Patrzy na Marię z dezaprobatą.

MAREK
Co ty masz na głowie?

MARIA
(zżymając się) Kąpałam się.

MAREK
(śmiejąc się) To widzę.

Maria ściąga czepek z głowy i zaczyna rozczesywać włosy. Marek podchodzi blisko niej, patrzy jak zahipnotyzowany na ruchy jej dłoni. Maria zauważa jego wzrok, jej ruchy stają się coraz wolniejsze, Maria jest napięta jakby w oczekiwaniu. Marek staje za nią. Wyciąga dłoń, jakby chciał dotknąć jej włosów. Maria przestaje się czesać, zamiera w bezruchu. Marek delikatnie kładzie dłoń na jej włosach, zamyka oczy. Trwa tak przez chwilę, potem, jakby obudzony, cofa się szybko spłoszony. Maria powoli zaczyna kontynuować czesanie. Marek wyjmuje grzebień z jej rąk i zaczyna czesać jej włosy. Ta czynność fascynuje go. Po chwili kładzie twarz na jej głowie. Maria boi się poruszyć. Marek odsuwa się, następnie siada naprzeciwko niej. Patrzą na siebie bez słowa. Maria bierze jego dłoń i zaczyna przesuwać nią po swojej twarzy. Marek cofa dłoń, jakby się przestraszył. Jednak wkrótce sam dotyka dłonią jej twarzy, powtarzając gest nauczony przez Marię. Maria uśmiecha się, Marek oddaje jej uśmiech. Wyciemnienie.

SCENA 14

Marek i Maria siedzą w kucki pod ścianą, palą papierosy. Marek zaczyna grać na organkach.

MARIA
Kiedy grasz, ciarki chodzą mi po grzbiecie.

MAREK
Dlaczego?

MARIA
Mam złe wspomnienia.

MAREK
Nie lubię grać.

MARIA
Nie? Więc czemu to robisz?

MAREK
Nie wiesz? Zarabiam w ten sposób. Rzucają mi do czapki.

MARIA
Może im też cierpnie skóra, kiedy tego słuchają.

MAREK
Dlaczego? Nie znają mnie.

MARIA
A kim jesteś?

MAREK
Przecież wiesz. Marek Chowaniec.

MARIA
Mówiłeś, że świsnąłeś komuś papiery.

MAREK
Jakie to ma znaczenie?

MARIA
Dla ciebie może żadne. Dla mnie ma.

MAREK
Dlaczego?

MARIA
Martwię się o ciebie.

MAREK
Dlaczego?

MARIA
(cicho) Sama zadaję sobie to pytanie.

MAREK
(z zastanowieniem) Nie lubiłaś mnie, kiedy tu przyszedłem.

Maria milczy.

Nienawidziłaś, prawda?

Maria nie odpowiada.

 

Dlaczego?

Maria ukrywa twarz w dłoniach. Marek delikatnie odrywa jej ręce z twarzy.

Bałaś się?

MARIA
(z wysiłkiem) Wcale nie jesteś psychiczny. Okłamałeś mnie.

Wstaje, chce odejść. Marek też wstaje, idzie za nią. Maria przystaje, pozwala się dogonić.

MAREK
Czy to właśnie to oznacza?

MARIA
Nie wiem, o czym mówisz.

MAREK
Wiesz.

Stają naprzeciwko siebie. Patrzą sobie w oczy.

MARIA
(z wysiłkiem) Nie wolno mi cię kochać.

MAREK
(szeptem) Dlaczego?

Wyciemnienie.

SCENA 15

Maria siedzi na krześle z odchyloną do tyłu głową, Marek kiwa krzesłem, Maria czuje się jak na huśtawce, śmieje się lekko.

MARIA
Zapomniałam już, jak to jest.

MAREK
Co?

MARIA
Nie pamiętam, kiedy tak się śmiałam.

MAREK
Twój mąż to musiał być dupek.

MARIA
(przestając się huśtać) Nie. On tylko…

MAREK
Co?

MARIA
Zapomniał o mnie.

MAREK
Ciebie nie można zapomnieć.

MARIA
(patrzy na Marka ze strachem) O czym ty mówisz?

MAREK
Czuję się już dobrze.

MARIA
Chcesz odejść?

MAREK
Ty tego nie chcesz?

MARIA
Nie zastanawiałam się… Wydaje mi się, że jest za wcześnie…

MAREK
Na co?

MARIA
Nie masz dokąd pójść.

MAREK
Dam sobie radę.

MARIA
Twoja rana nie zagoiła się.

MAREK
O której ranie mówisz?

MARIA
Nie zdążyliśmy się poznać.

MAREK
Przeciwnie. Chyba nawet za bardzo.

MARIA
To ci przeszkadza?

MAREK
To do czegoś prowadzi.

MARIA
Ja tak nie uważam.

MAREK
A ja tak. Nie uważasz, że się trochę pogubiliśmy?

MARIA
(cicho) To prawda, ale…

MAREK
(ujmując jej twarz  w swoje dłonie) Ale co?

Maria czerwieni się, chce odsunąć się, Marek zatrzymuje ją.

Czy to właśnie jest to? Powiedz mi.

MARIA
Nie, to niemożliwe.

MAREK
Więc co to jest?

MARIA
(dygocząc) Na pewno nie miłość.

MAREK
Więc co?

MARIA
Samotność.

Wyciemnienie.

SCENA 16

Marek i Maria biegają wokół stołu, bawią się w berka. Gonią się zadyszani, usiłując złapać się nawzajem.

MARIA
Wcale nie jesteś taki szybki.

MAREK
Jestem bardzo szybki.

MARIA
Udowodnij to!

Marek przystaje, Maria, nie spodziewając się tego, wpada na niego z impetem.

MAREK
(łapie ją za łokcie i przyciąga do siebie) I co?

MARIA
(kapitulując) Jesteś szybki.

Marek puszcza ją, Maria jest tym wyraźnie rozczarowana. Marek przygląda się jej spod oka.

MAREK
Z Janem nie bawiliście się?

MARIA
Nigdy. Był taki… poważny. Zupełnie inny niż ty.

MAREK
Brakuje ci go?

MARIA
(odwracając wzrok) Byłam pewna, że tak.

MAREK
A teraz?

MARIA
Sama nie wiem. Wszystko mi się poplątało. Wszystko teraz do mnie wraca, z podwójną siłą, jak fala. Zaczynam wiele spraw inaczej widzieć, inaczej rozumieć. Jak to możliwe, że tyle rzeczy nie umiem dziś jednoznacznie wytłumaczyć? Coś układa się w całość, a zaraz potem rozsypuje…

MAREK
Ja też…

MARIA
Co chcesz powiedzieć?

MAREK
Też nie jestem pewien…

MARIA
Czego?

MAREK
Tego, co czuję…

MARIA
(drżąc) A co czujesz?

MAREK
To jak słodka piana w oczach, cukrowa wata. Oblepia mnie. Osacza.

MARIA
Czego się boisz?

MAREK
Że nie będę umiał odejść…

MARIA
Więc nie odchodź.

MAREK
…ani z tym żyć.

Wyciemnienie.

SCENA 17

Maria zbiera się do wyjścia.

MARIA
Wychodzę. Zrobię zakupy, kupię też jakieś drzewko.

Marek patrzyna nią bezmyślnie.

Dziś Wigilia. Zapomniałeś?

Marek nie odpowiada.

Ja przygotuję kolację, a ty ubierzesz choinkę. Umiesz chyba ubierać choinkę?

Marek patrzy na nią, jakby nie rozumiał, o czym ona mówi.

MARIA
Tylko nie mów, że nie wiesz, czym jest Wigilia, bo ci nie uwierzę.

Maria wychodzi. Marek podchodzi do kulis, wygląda to tak, jakby obserwował ją przez okno. Najwyraźniej przypomniał sobie coś. Jest wyraźnie zaniepokojony. Trze nerwowo czoło, wygląda jak osaczony. Po chwili podbiega do walizki, wyrzuca całą zawartość na podłogę, przerzuca, szukając czegoś, jednak nic nie znajduje. W końcu jednak odpina suwakiem boczną kieszeń walizki, wyjmuje stamtąd wycinki prasowe i wizytówkę inspektora. Czyta z przerażeniem, twarz ma napiętą i złą.

MAREK
(czyta na głos) „Znany biznesmen, Jan Sowiński, ugodzony nożem pod własnym domem”. „Żona ofiary świadkiem zabójstwa”. Komisarz Bilski – numer telefonu 666762 ­ prosi o kontakt każdego, kto mógłby przyczynić się do odnalezienia sprawcy…

Szybko chowa wszystko na swoje miejsce, zamyka walizkę. Z wściekłością ściąga sobie bandaż z głowy i rzuca na podłogę. Siada na krześle, z rękami opartymi na stole. Siedzi bez ruchu. Wygląda nienaturalnie i sztywno.

Wraca Maria z zakupami. Kładzie siatkę na stole. Patrzy na Marka siedzącego nieruchomo, z oczami wbitymi w stół.

MARIA
(ze śmiechem) Wróciłam!

Zachowanie Marka zastanawia ją jednak. Maria odczuwa pewien niepokój, jego nieruchome spojrzenie miesza ją. Marek zdaje się jej nie zauważać. Maria podchodzi do niego, dotyka ręką jego czoła.

Zrobię świeży opatrunek.

MAREK
(uchylając głowę) Obejdzie się.

MARIA
Tak nie wolno. Za wcześnie zdjąłeś bandaż.

MAREK
Nie sądzę.

(odwraca się do Marii) Coś ja, kotku, za długo tu siedzę.

MARIA
(speszona) Są Święta…

MAREK
(wstając) Wiesz, że znałem twojego starego? Poznałem po golarce.

Śmieje się nieprzyjemnie.

MARIA
(blednąc) Tak?

MAREK
Nazywał się Sowiński? Oglądałem te wasze zdjęcia i nie skojarzyłem. No, był wtedy gówniarz, fakt, ale gęba wydała mi się znajoma. Dopiero potem dotarło do mnie, że twój były, to nie Jan, tylko John. John Sowa. Taki grubas, z brodą.

MARIA
(bez tchu) Z brodą?

Marek śmieje się na całe gardło. Okrąża Marię dokoła, bawiąc się jej zaskoczeniem co do nagłej zmiany jego zachowania.

(wolno i spokojnie) Robił cię w bambuko? Pewnie przypinał kudły, jak wywiewał z chałupy? Nie bój nic, to takie jajcarskie bajery. Dla zmyłki. Kapujesz?

MARIA
(próbując zachować spokój) Jak go poznałeś?

MAREK
Chciał mnie do swojego haremu…

MARIA
Nie chcesz powiedzieć, że Jan…

MAREK
Yes, kochanie, to była stara ciota! Do tego wredny szuler! Stawiał spory szmal! Raz okiwał kogo nie trzeba. O mało go nie rozkwasili! Ale miał farta, i do tego swoich goryli. Wywinął się.

MARIA
(nie dowierzając) Jan?

MAREK
Siedział w prochach. Nawijał przerzutki. Ile na tym kołował, nie powiem. Ale miał w kieszeni kogo trzeba.

MARIA
(agresywnie) A ty skąd wiesz? Takie wiadomości kosztują!

MAREK
(chichocząc) Byłem jego… cipcią!

MARIA
(słabo) Nie wierzę.

MAREK:
Wierzysz, wierzysz! Wcale nie jesteś zaskoczona!

Wyciemnienie.

SCENA 18

Maria na boku przy miednicy, zanurza w niej ręce, zagryza wargi, po chwili klnie pod nosem. Najwyraźniej skaleczyła się w palec, który bierze do ust. Marek przygląda jej się.

MAREK
(podchodząc do Marii) Daj to.

Teraz on zanurza ręce w miednicy.

MARIA:
Pamiętasz Święta z dzieciństwa?

MAREK
(wolno) Pewnie było coś takiego.

MARIA
Ojciec, matka, gdzie są?

MAREK
Coś ty zrobiła z tym karpiem? Cały poszatkowany.

Wyciąga z kieszeni nóż sprężynowy, otwiera go fachowo, zanurza w miednicy. Najwyraźniej kroi karpia z uśmiechem. Marii robi się niedobrze. Odwraca oczy.

MAREK
(zadowolony, bawiąc się nożem) To żaden cymes. Żebyś widziała starego! Brał rybę z wiadra i tasakiem – chlast! Cudo! Skakała po stole bez ryja! Krew chlustała jak jasna zaraza! Na całą kuchnię! (śmieje się) Ile on tego natłukł! Całe łapska miał we krwi! Potąd! Uwielbiał Święta!

MARIA
(z trudem) Nie czeka na ciebie? Z Wigilią?

MAREK
(zniesmaczony) Jak takie jatki można nazywać świętami?

Maria milczy. Nie patrzy na Marka.

Daj mąkę. Panierkę też.

MARIA
(jakby się ocknęła) Co?

MAREK
Święta – to jak coś wisi za oknem. Zastrzelony zając. Zarżnięty królik. Gęś. Czasem kaczka bez głowy. Potem obdzierają ze skóry. Patroszą. Raz stary szlachtował świnię z sąsiadem. Rety! Jak kwiczała! Nie uwierzysz, jaka to dla nich była frajda! Jakby cały rok na to czekali!

MARIA
Czemu mi to robisz?

MAREK
(jakby nie zrozumiał) Co?

(do siebie) Nic tylko flaki, kichy, bebechy…

MARIA
Stało się coś, gdy wyszłam?

MAREK
Ludzie to swołocz. Żeby tak rybę zarzynać, i nic. Czasem już lepiej zarżnąć jakiegoś gnojka.

MARIA
Dlaczego chcesz mnie przestraszyć?

MAREK
Lepiej żebyś nie wiedziała, czego chcę.

MARIA
(podaje mu obrus) Pomożesz mi?

MAREK
Mnie tam wsio rowno. Mogę jeść byle gdzie.

Maria zagryza wargi na widok jego złego wzroku.

MARIA
Będzie uroczyście.

Razem rozścielają obrus na stole.

Może zadzwonisz do domu, do ojca?

MAREK
Czy mówiłem coś o moim ojcu?

MARIA
Myślałam, że… może tęsknisz.

MAREK
Coś ci się obiło o uszy i już sobie stwarzasz historię.

MARIA
Sporo pamiętasz z dzieciństwa.

MAREK
Pamięta się, co się chce. Sama wiesz najlepiej. Uciec się od tego nie da. Sam już nie wiem, co mi się roi, a co nie. Z tobą też tak jest. Może się mylę?

MARIA
Nakryję do stołu.

Marek podchodzi do niej, zagradza jej drogę.

MAREK
No, pytaj, co cię tak przytkało?

MARIA
(usiłuje go wyminąć) Nie rozumiem.

MAREK
Nie wciskaj mi kitu! Co chcesz wiedzieć? Po coś mnie tu karmisz na okrągło?

MARIA
Nie lubię być sama. Pomożesz mi?

Podaje mu obrus, który rozścielają na stole. Marek siada przy stole. Maria naprzeciwko niego. Marek wlepia w nią zaczepny wzrok.

MARIA
Nie patrz tak na mnie. Nie lubię tego.

MAREK
Czego? Co ci lata po głowie, pod tą nową fryzurą?

MARIA
(nerwowo przygładza włosy) Przestań. Za stara jestem na takie zgrywy.

MAREK
(złośliwie) Na wszystko jesteś za stara.

MARIA
(udając, że nie słyszy) Znasz jakąś kolędę?

MAREK
Po co kolęda?

MARIA
Barszcz jest gotowy, możemy zaczynać. Przełamiesz się ze mną opłatkiem?

MAREK
Po co znowu?

MARIA
Tylko mi nie wmawiaj, że nie rozumiesz. Czego ci życzyć?

MAREK
(pukając się dłonią w głowę) Żeby mnie znów nie dopadło.

Wyciemnienie.

SCENA 19

Maria i Marek przy wigilijnym stole. Słychać kolędy z offu. Maria i Marek siedzą w ciszy, najwyraźniej oboje bez humoru. Marek wyciąga organki i gra tę samą kolędę, którą słychać.

Maria zakrywa twarz rękami i zaczyna płakać. Marek nie przestaje grać. Maria wciąż płacze. Marek przestaje grać, podchodzi do niej. Ona przytula się do niego. Marek pomaga jej wstać, obejmują się, kładą na stole obok siebie.

MAREK
Czy to właśnie to?

MARIA
Tak.

MAREK
To … boli. Wszędzie.

MARIA
Tak. Wszędzie.

Dotyka palcem jego warg.

Najbardziej tu…

Marek całujejej palce.

(dotykając jego serca) …i tu.

MAREK
Czuję… wodospad. Porywa mnie. Jest taki … chłodny. Bezwzględny.

MARIA
Czuję to samo.

MAREK
Zawsze tak jest?

MARIA
Nie wiem. Zapomniałam. To było tak dawno. Było…

MAREK
Jak?

MARIA
Inaczej.

MAREK
Nie było wodospadu?

MARIA
Nie. Tylko zwykły deszcz. Zmoczył mnie. Zmarzłam, nic więcej.

MAREK
Nie masz czego żałować. Dlaczego płakałaś?

MARIA
Z powodu… pustki.

MAREK
Ja płakałem przez wróbla. Nie zdążyłem go pokochać.

MARIA
Mnie zdążyłeś.

MAREK
Nie chciałem.

MARIA
Na to nie ma się wpływu.

MAREK
Jesteś wodospadem. Płyniesz w mojej krwi. Taka ciepła. Jak mogłem żyć bez ciebie?

MARIA
Nigdy cię nie opuszczę.

MAREK
Jestem chory.

MARIA
Byłeś. Ale wyzdrowiałeś. To co robiłeś, gdy byłeś chory, nie liczy się. Nie mogłeś inaczej. Nie byłeś sobą.

MAREK
A co się liczy?

MARIA
To, co będzie.

Całują się. Wyciemnienie.

SCENA 20

Marek stoi przy kulisach, najwyraźniej wciąż spogląda przez okno. Maria wolno składa obrus ze stołu. Podpatruje niespokojnego Marka. Podchodzi do niego, patrzy na niego pytająco. Marek staje bardzo blisko niej. Obejmuje ją bardzo mocno, nie pozwalając na sprzeciw. Pieści jej ciało. Maria drży w jego ramionach. Osuwają się na podłogę. Marek pieści ją brutalnie, Maria oszołomiona wyrywa mu się. Marek puszcza ją.

MAREK
(zimno) Tak naprawdę, to czego mi życzysz?

MARIA
(siada, drży) Czego chcesz ode mnie? Nie poznaję cię.

MAREK
A ty czego chcesz? Polazłaś za mną do schroniska. Po co?

Chwyta ją za ramiona, prawie więzi w uścisku. Usiłuje kontynuować pocałunki, ale Maria nie pozwala.

MARIA
(unikając jego ust) Mój mąż… został zabity!

Marek puszcza ją. Maria wstaje, doprowadza się do porządku.

MAREK
(cynicznie) Doprawdy? To ci cymes!

MARIA
Wiesz coś o tym?

MAREK
Dochodzimy więc do sedna. Ja? A dlaczego? Co niby mam wiedzieć?

MARIA
(nerwowo) Znałeś go.

Marek wstaje, obejmuje ją delikatnie ­ i równie delikatnie całuje.

MAREK
Marek, Marek, to całkiem nieźle brzmi, nie uważasz?

MARIA
Nie zaczynaj od początku.

Odsuwa się od niego.

MAREK
(cynicznie) Tak lepiej?

MARIA
(wybucha) Nic nie rozumiesz!

MAREK
Przeciwnie! Czy mówiłaś coś… o miłości?

MARIA
Nie kpij.

MAREK
Gdzież bym śmiał.

Maria milczy, nie patrzy na Marka.

(zapalając papierosa) Co teraz?

MARIA
To już nie ma znaczenia.

(po chwili) Muszę posprzątać.

Wyciemnienie.

SCENA 21

Maria zmierza szybko w stronę wyjścia, jakby miała zamiar uciec. Marek rzuca się za nią, zatrzymuje ją gwałtownie, wyciąga nóż sprężynowy i przykłada jej go do szyi.

MAREK
Nie tak prędko. Pogadamy.

MARIA
Dawno nie byłam w schronisku. Powinnam tam pójść, wytłumaczyć.

MAREK
Wiem, co chciałaś zrobić.

MARIA
Nie wiem, o czym mówisz. To moja praca. Wiesz, jak teraz trudno o pracę. Muszę z czegoś żyć.

MAREK
Myślałaś, że mnie wyrolujesz? No, śpiewaj!

MARIA
(krzyczy) To zrób to! Zrób to wreszcie i będzie spokój!

MAREK
Chciałaś dać cynk! Temu inspektorkowi! Może nie?

MARIA
Dawno mogłam to zrobić. Rozpoznałam cię na ulicy, jak grałeś do „czapki”.

MAREK
Nie ze mną, kiciu, te sztuczki. Te pytanka i podpuchy! Wiem, czemu mnie tu trzymałaś. Chcesz, żebym się przyznał?

Maria milczy, Marek śmieje się nieprzyjemnie.

MARIA
(z wysiłkiem) Gdybym cię wydała, nie wiedziałabym więcej niż wykazałoby śledztwo.

MAREK
Więc pomyślałaś, że zdobędziesz moje zaufanie, zaprzyjaźnisz się, może wtedy naprawdę czegoś się dowiesz. Czego już nigdy nie dowiesz się od swojego Jana. Sporo we mnie zainwestowałaś. Więc należy ci się nagroda. Fakt, rąbnąłem twojego starego. I co teraz?

MARIA
(drżąc) Ale dlaczego? Dlaczego?

Marek puszcza ją, odsuwa się od niej, chowa nóż. Trze nerwowo czoło.

MAREK
Co właściwie chcesz usłyszeć?

MARIA
Prawdę.

MAREK
(śmiejąc się) Prawdę? Za dużo chcesz.

MARIA
(gorączkowo) Okazało się, że wcale go nie znałam. Chcę wiedzieć, kim był. Muszę! Człowiek, którego kochałam. Nie wiem, kogo kochałam. Może wcale nie jego. Nie umiem z tym żyć! Muszę zrozumieć! Uwolnić się od tego koszmaru! Czyja to była wina? Pomóż mi!

MAREK
Zależy jak na to spojrzeć. Prawda. Co właściwie oznacza ­ oprócz niepewności i rozterki? Nigdy się nie wie, jak jest naprawdę. Wszystko to domysły. Jak można kogoś poznać naprawdę? Do końca? Wiesz tylko to, co o sobie mówi. Ale nie wiesz tego, czego nie mówi. I czy to co mówi, to prawda. Prawda – na dziś. Jutro ­ to może być zupełnie inna prawda. Nie masz na to żadnego wpływu. Niczyja w tym wina.

MARIA
Więc twoje opowieści o Janie są prawdziwe czy nie?

MAREK
A jak wolisz?

MARIA
Opowiedziałeś to, abym uwolniła się od niego? Od cierpienia, poczucia winy? To nie fair.

MAREK
Może opowiedziałem to, abyś wolała mnie?

MARIA
(jak echo) Może… Ale dlaczego zabiłeś?

MAREK
(agresywnie) Nie znałem go! Tak się… napatoczył! Wylazł wprost na mnie! Wkurzył mnie! Miałem nóż… Nie wiem czemu! Wkurzył mnie!

MARIA
(zdławionym głosem) Czym cię wkurzył?

Marek zbliża się do niej, kładzie jej głowę na ramieniu i zaczyna bezgłośnie płakać. Maria stoi nieruchomo jak skamieniała.

(z trudem) Nie znałeś go?

MAREK
(znużony, podnosząc głowę) A jak wolisz? Co mam powiedzieć, żeby ci było lżej?

Maria patrzy na niego, też płacze.

(cicho) Wynoszę się stąd.

Wyciemnienie.

SCENA 22

Marek grając na organkach zmierza ku wyjściu. Maria zatrzymuje go.

MARIA
(ze strachem) Nie możesz odejść. Tak po prostu?

Marek odwraca się do niej, przez chwilę w jego oczach zapala się łagodne światło.

MAREK
Wiesz, co chciałaś wiedzieć. Nic tu po mnie.

MARIA
(z rozpaczą) Nie wierzę, że zrobiłeś to przypadkiem!

Oczy Marka gasną, jakby odczuł zawód.

MAREK
(znużony) Wierz, w co chcesz. To nie mój biznes. Nie umiem ci pomóc.

MARIA
Umiesz! Nie pozwolę ci odejść, dopóki się nie dowiem!

MAREK
(spokojnie) Że to był wyrok? Tak byłoby lepiej?

MARIA
(krzyczy) Bawisz się ze mną w kotka i myszkę! Chcę prawdy!

MAREK
Jakiej prawdy? Ciebie nic nie zadowoli! Zawsze będzie w tobie zwątpienie!

MARIA
Chociaż spróbuj!

MAREK
Przestań się w tym grzebać. Dobrze radzę.

MARIA
(z nienawiścią i bólem) Chcesz mnie tak zostawić? Jak mam z tym żyć? Pomóż mi!

MAREK:
To był błąd laleczko, że wzięłaś mnie do siebie. To nie było rozsądne. To się bardzo nie spodoba. Rąbnąłem twojego starego, bo był ostatni skurwiel. Wszystkim zalazł za skórę. Namierzyli go łatwo. Nic mu nie dały te jego przebieranki. Zainkasowałem co moje, i spoko!

MARIA
Chcesz mnie nastraszyć, żeby się bała? Żebym pozwoliła ci odejść? Żebym cię nie szukała?

MAREK
To dla twojego dobra. Może nas jeszcze nie namierzyli. Nie lubią świadków. Zaczęliby się zastanawiać, czego się dowiedziałaś, gdzie z tym pójdziesz. Więc lepiej trzymaj buzię na kłódkę. I z daleka od glin.

Rusza szybko do wyjścia.

MARIA
(z rozpaczą) Marek! Nie odchodź! Nie teraz, kiedy się odnaleźliśmy! Ja… nie wierzę w ani jedno słowo, kłamałeś, prawda? O Janie! O sobie! Nie chcesz, żebym żałowała, żebym nie cierpiała po tobie ani po nim! Ponieważ mnie kochasz, prawda? Nie chcę być znowu sama! Nie tym razem!

Marek na moment zatrzymuje się, odwraca się do niej, wydaje się, że coś powie, może nawet zawróci. Maria patrzy na niego z drżeniem serca.

Nawet nie wiem, jak się nazywasz…

MAREK
Tak lepiej. Uwierz mi.

W jego oczach widać mgłę, może czułość.

MARIA
(z rozpaczą) Nie możesz mnie tak zostawić! Nie wolno ci!

MAREK
Wyobrażasz to sobie dalej?

(cytuje) Niezrównoważony kochanek, któremu wróciła choroba, morduje w chwili szału swoją kochankę?

MARIA
Jesteś już zdrowy! Czemu boisz się w to uwierzyć? Kocham cię!

MAREK
(z wysiłkiem) Nie rozumiesz? Znam siebie. Właśnie dlatego.

MARIA
To nieprawda! Mogłeś mnie zabić! Nie zrobiłeś tego!

MAREK
Ale zawsze będę się bał. Za bardzo cię kocham.

Wychodzi. Maria stoi jak skamieniała. Wyciemnienie.

SCENA 23

Maria sprząta. Myje gąbką stół. Na chwilę przestaje, zamyśla się.

MARIA
Wiem, że nie wrócisz. Masz rację. Tak będzie lepiej. Zanim się znienawidzimy ­ jak z Janem. Może wreszcie zacznę żyć. Naprawdę żyć. Oddychać. I śmiać się. Ciebie też coś zawróciło z twojej drogi. Zawirowało. Rzuciło w moje życie. Jakby chciało dać jakąś szansę. Tobie, mnie. Cały czas myślę dlaczego, i czy właściwie ją wykorzystaliśmy. Tak mało cię nauczyłam. Nie znasz jeszcze wiatru we włosach, nie wiesz, co znaczy szum krwi o zachodzie słońca. Ale może zobaczysz to któregoś poranka i zachwycisz się. Tak wiele chciałabym ci powiedzieć, pokazać. Tak wiele jeszcze ty mógłbyś mnie nauczyć. Łagodnej cierpliwości omywającej stopy niczym fala. Dziecinnego zapatrzenia. Tak krótko twój świat był moim światem, a jednak przestałam się upierać. Nie wszystko trzeba wiedzieć, żeby być szczęśliwym. Dlaczego nie wiedziałam tego przy Janie? Twój dotyk był nieśmiałą próbą nazwania po imieniu tego co głęboko ukryte, a co odnaleźliśmy tak niespodziewanie. Nigdy tego nie zapomnę. Odchodząc, zabrałeś mój ciężar ze sobą. Czuję się wolna. Dzięki tobie świat nabrał perłowej barwy. Bądź szczęśliwy, Marku, cokolwiek przez to rozumiesz. Życzę ci tego z całego serca.

Znów zabiera się do sprzątania. Wchodzi policjant.

POLICJANT
Pani Maria Sowińska?

MARIA
(wycierając ręce) Tak. Słucham?

Policjant pokazuje jej fotografię. Maria blednie.

POLICJANT
To tylko formalność. Ale rozumie pani, przy denacie znaleziono kartkę z pani adresem.

MARIA
(drżąc) Nie żyje? Co się stało?

POLICJANT
Właściwie nie wiadomo. Prowadzimy dochodzenie. Jego ciało, z licznymi ranami kłutymi, zostało znalezione w okolicy Dworca Wschodniego. Wobec braku jakichkolwiek dokumentów pani adres to jedyny ślad, jedyna możliwość w ustaleniu tożsamości zwłok.

W oczach Marii zapala się ostrzegawczy błysk, nagle robi się ostrożna i opanowana.

MARIA
(oddając fotografię) Nie znam tego mężczyzny. Nigdy go nie widziałam.

POLICJANT
(zawiedziony) Cóż…

Odbiera fotografię. Salutuje. Wychodzi. Maria siada ciężko przy stole.

Wyciemnienie.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Wojnarowska, Zawróceni, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 234

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...