11.01.2024

Nowy Napis Co Tydzień #236 / Tańczący z faktami

Poniższą recenzję rozpocznę, tradycyjnie, wyznaniem: mam pewien problem z twórczością Mariusza Szczygła. Uważam bowiem, że jest on reportażystą nierównym. Gottland zgrabnie przybliżył polskiemu czytelnikowi dwudziestowieczną historię Czech i wciąż pozostaje wręcz klasykiem rodzimej szkoły współczesnego reportażu, ale kolejne książki Szczygła o Czechach są moim zdaniem mniej udane i w większości podtrzymują jedynie stereotypy o naszych południowych sąsiadach. Również Projekt: Prawda oraz nagrodzone Nike Nie ma to zbiory reportaży, które budzą we mnie mieszane uczucia – są w nich teksty świetne, jak i zupełnie przeciętne. Do kolejnej publikacji sygnowanej nazwiskiem założyciela Instytutu Reportażu podchodziłem więc z dużą dozą niepewności. Co czytelnicy otrzymali tym razem?

Fakty muszą zatańczyć to książka o niepewnym statusie genologicznym. Czy to reportaże o reportażu? Podręcznik dla adeptów sztuki dziennikarskiej? Eseje i szkice na temat dziennikarstwa? A może próba biografii zawodowej i intelektualnej, oddanie hołdu reporterskim mistrzom? Najbliższa prawdzie (to jedno z ulubionych słów Szczygła) odpowiedź powinna chyba brzmieć: wszystko naraz. Autor Zrób sobie raj postanowił bowiem nie tylko podzielić się z czytelnikami historią swojej reporterskiej kariery, ale także przekrojowo opowiedzieć o dziejach i o najważniejszych autorach uwielbianej w Polsce literatury non-fiction. Po pierwszych kilkunastu stronach dopadły mnie obawy, że oto mam przed sobą wyłącznie opowieść o początkach zawodowej drogi autora, ale na szczęście im dalej w las (a może raczej: w gąszcz faktów), tym lepiej.

Można nie przepadać za stylem Szczygła lub za jego reporterską metodą, ale jednego nikt mu nie odmówi: na dziennikarstwie i reportażu zjadł zęby, terminując u najważniejszych polskich twórców tego gatunku. Wystarczy przypomnieć nazwiska Ryszarda Kapuścińskiego, Hanny Krall czy Krzysztofa Kąkolewskiego – o tym ostatnim Szczygieł pisze zresztą, że był jego „inicjacyjnym odkryciem”. Należy podkreślić, że Fakty muszą zatańczyć nie są kroniką wyłącznie polskiej szkoły reportażu. To przekrojowe i stosunkowo szczegółowe spojrzenie na historię gatunku w dwudziestym wieku, a ta szeroka perspektywa jest z pewnością jednym z największych atutów książki. Lista omawianych tytułów i nazwisk jest naprawdę długa i chwała Szczygłowi za to, że zdecydował się odkryć lub przypomnieć polskiemu czytelnikowi również te spoza Europy.

Opowieść o sztuce i historii reportażu rozpoczyna się od wzmianki o „pierwszej amerykańskiej powieści faktu” – Hiroszimie Johna Herseya. Opublikowany w „New Yorkerze” tekst, napisany „bezuczuciowym” stylem i oddający głos świadkom oraz ofiarom pierwszej w historii ludzkości bomby atomowej użytej przeciwko cywilom, stał się kultowy i wywarł niebagatelny wpływ na amerykańskie dziennikarstwo. Twórcy z USA pojawiają się w tej książce dość licznie: jest oczywiście Truman Capote i cały rozdział poświęcony jego „powieści non-fiction” Z zimną krwią, jest Charlie Duff, jest założyciel nurtu gonzo Hunter S. Thompson (do niego jeszcze wrócę) i wielu innych ważnych przedstawicieli literatury angloamerykańskiej. Teksty, które znalazły się w Faktach mają specyficzną strukturę: traktują o konkretnym zjawisku lub autorze, ale pojawia się w nich tak wiele cytatów, odniesień, dygresji czy wtrąceń, że może to czasami przytłaczać. Początkowych kilkadziesiąt stron wzbudziło we mnie przykrą konstatację, że do tej pory najbardziej interesującą częścią książki pozostają cytaty z Kapuścińskiego i Kąkolewskiego, jednak z czasem obawy okazały się w większości nieuzasadnione. Szczygieł dzieli się z czytelnikiem nie tylko historią reportażu i reportażystów, ale także tajnikami wiedzy dziennikarskiej oraz różnymi anegdotami, a kolejne rozdziały Faktów sprawiają wrażenie bardziej konkretnych i uporządkowanych.

Refleksje Szczygła na temat sztuki dziennikarskiej mają głównie wymiar pragmatyczny i praktyczny, podparty przykładami z twórczości zarówno samego autora, jak i pozostałych tuzów reporterskiego światka. Nie ma tu suchego teoretyzowania, metodologicznych wtrętów czy stricte literaturoznawczych rozważań – bodaj jedynym literaturoznawcą, którego cytuje Szczygieł, jest Harold Bloom. Czy to źle? Jeśli ktoś wywodzi się z akademii i jest fanatykiem teorii literatury, to być może uzna to podejście za wadę. Według mnie brak takiego odchylenia pozostaje mimo wszystko zaletą: książka dotrze do jak najszerszej grupy czytelników i spełni jedno ze swoich zadań, a mianowicie posłuży jako swoista instrukcja dla aspirujących publicystów.

Samo rozumienie przez Szczygła gatunku, jakim jest reportaż, jest dość specyficzne i może budzić u niektórych odbiorców pewne wątpliwości. Najkrótsze definicje „reportażu”, które da się wyekstrahować z treści Faktów, brzmią następująco: „Z mojego pierwszego w życiu kontaktu z zawodowym reporterem wyniosłem wiedzę, że prawdę w reportażu da się kreować. A raczej: powoływać ją do życia” oraz „Reportaż to nieumiejętność przeżycia własnego doświadczenia egzystencjalnego za pomocą fikcji”. Reporterska „prawda” pozostaje swego rodzaju szczygłowskim idée fixe, czemu pisarz dał wyraz w książce o wymownym tytule Projekt: Prawda. Szczygieł nie jest wyznawcą arystotelesowskiej, korespondencyjnej definicji prawdy w literaturze. W jego przypadku „prawda” jest raczej pojęciem z zakresu psychologii: autor Nie ma zakłada, że każdy człowiek ma swoją „wewnętrzną prawdę”, do której reporter może spróbować dotrzeć, by o niej opowiedzieć. Ta subiektywna, osobista perspektywa wiąże się także z wiarą w (auto)terapeutyczną moc literatury:

Historie wymyślano niezależnie od siebie we wszystkich znanych kulturach, piśmiennych i niepiśmiennych. […] Wszyscy potrzebujemy opowiadania. Udowodniono, i nie będę tego rozwijał, że fikcja nie tylko (literacka, ale również filmowa) pozwala poradzić sobie ze światem, wzmaga nasze zdolności do współdziałania, daje pocieszenie chorym i tak dalej. Opowieści zachęcają nas do odkrywania innych punktów widzenia i motywacji ludzi. Tym bardziej robi to „niefikcja”, zwłaszcza jeśli przyobleka się w szaty fikcji i używa jej form znanych od wieków ze swej skuteczności. Jestem przekonany, że kiedyś ktoś napisze dzieło o „instynkcie non-fiction” lub „instynkcie prawdy”.

Nie każdy musi kupować definicje Szczygła oraz promowaną przez niego koncepcję „reportażu literackiego”. Wspomniany przeze mnie potencjalny teoretyk literatury zapewne znalazłby w jego książkach tezy naciągane, zbyt ogólnikowe czy wewnętrznie sprzeczne, ale byłoby to raczej przesadą lub czepialstwem. Zastrzeżenia może budzić podejście Szczygła do pewnych autorów i reporterskich zjawisk – powieść Capote’a oraz Wojna futbolowa Kapuścińskiego nie zostały tu potraktowane ulgowo. Dostało się też Hunterowi Thompsonowi – o jego najsłynniejszej publikacji, Lęku i odrazie w Las Vegas, Szczygieł pisze, iż jest to książka „bez jednego mądrego zdania”, czym wystawił moją czytelniczą cierpliwość na ogromną próbę (na szczęście dalej uczciwie stwierdza, że „[t]o zbyt ważna dla amerykańskiej kultury książka, żebym narzucał Wam własny gust”). Zauważyłem, że właściciel Dowodów na Istnienie i tak obszedł się z gonzo w miarę ulgowo – Magdalena Horodyńska w recenzji Faktów dla miesięcznika „Znak” wręcz odsądziła ten dziennikarski podgatunek od czci i wiary, oskarżając go o całe zło świata. Dziwi mnie, że Szczygła bardziej przekonuje gonzo w wydaniu Ziemowita Szczerka niż samego twórcy tego gatunku (oczywiście inspiracja nie zawsze bywa gorsza od oryginału), dużo łaskawiej autor potraktował także Toma Wolfe’a – tu ukłony za przypomnienie polskiemu czytelnikowi tego pisarza.

W podejściu do Capote’a, Kapuścińskiego i reportaży spod znaku gonzo uwidacznia się pewna wybiórczość w traktowaniu przez Szczygła mieszania fikcji i faktów w reportażu. Z jednej strony faktów należy się trzymać, z drugiej mają one „tańczyć”, z trzeciej – „twórcze podanie faktu” to eufemizm dla konfabulacji. Kiedy Capote zmyśla zakończenie Z zimną krwią, to Szczygieł jest wobec niego krytyczny, ale kiedy Kapuściński zmyśla postać Amelii Bolaños, to winy zostają odpuszczone, ponieważ autor Cesarza nigdy nie obiecywał, że jego reportaże są oparte na prawdziwych wydarzeniach. Kiedy natomiast Hunter S. Thompson tworzy odjechane, tripowe wcielenie powieścio-reportażu, to problemem okazuje się wulgarna, bliższa prozie forma i rzekoma miałkość intelektualna. Szczygieł ma także ciekawą tezę na temat tego, dlaczego gonzo w Polsce się nie przyjęło – otóż odpowiada za to… dobre wychowanie i językowa elegancja reporterskich dam: Hanny Krall i Małgorzaty Szejnert (ten argument należy oczywiście potraktować z przymrużeniem oka).

Fakty muszą zatańczyć nie są książką wybitną czy arcydzielną, ale to z pewnością jedna z ciekawszych pozycji w najnowszym dorobku Mariusza Szczygła. Nie mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, aby była to publikacja bezwzględnie obowiązkowa dla miłośników non-fiction. A czy warta sprawdzenia? Jak najbardziej, choćby po to, aby spotkać się z (być może wcześniej nieznanymi) klasykami reportażu i ewentualnie powadzić się w myślach z autorem.

Mariusz Szczygieł, Fakty muszą zatańczyć, Dowody na Istnienie, Warszawa 2022

Fakty muszą zatańczyć (Mariusz Szczygieł) książka w księgarni  TaniaKsiazka.pl

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Błażej Szymankiewicz, Tańczący z faktami, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 236

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...