23.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #195 / Wożenie drewna do (czeskiego) lasu

Teza, od której rozpocznę tę recenzję, nie będzie chyba zbyt odkrywcza ani kontrowersyjna, ale zależy mi na tym, aby wybrzmiała wystarczająco wyraźnie. Otóż: mamy w Polsce fetysz Czech. Nie chodzi tu li tylko o fenomen przekładów czeskiej literatury, które występują u nas w nieprawdopodobnej liczbie, podobnie jak publikacje poświęcone czeskiej kulturze. Organizuje się również liczne przeglądy czeskich/czechosłowackich filmów, debaty, spotkania z autor(k)ami i tym podobne wydarzenia. Ów fetysz dotyczy także kwestii dużo bardziej przyziemnych, związanych z codziennym życiem, sprawami społecznymi i polityką, gdzie komentatorzy posługują się często uogólnieniami i stereotypami. Mimo ukazywania się w Polsce coraz to nowych książek o Czechach, to – być może poza książkami typowo naukowymi lub historycznymi – nie można powiedzieć, aby były to pozycje szczególnie odkrywcze czy stanowiące intelektualne wyzwanie dla zasklepionych w kokonie stereotypów umysłów. Zamiast rzetelnych reportaży o współczesnej czeskiej sytuacji polityczno-społecznej, dominują u nas (mniej lub bardziej) erudycyjne eseje albo szkice biograficzno-historyczne. Próbę nieco nowszego podejścia podjął swego czasu dziennikarz Michał Zabłocki, ale jego książka To nie jest raj. Szkice o współczesnych Czechach (2019) po kilkutygodniowym okresie promocji przeszła właściwie bez echa. Oczywiście nie była to publikacja pozbawiona wad, miała jednak potencjał zdemitologizowania i odbrązowienia czeskiej codzienności wśród polskich czytelników.

Być może nie jestem „modelowym” czytelnikiem nowej książki Aleksandra Kaczorowskiego – mieszkałem i pracowałem w Czechach przez kilka lat, śledzę tamtejsze wydarzenia oraz kulturę, którą w różnych przejawach lubię, ale nie posiadam do niej nabożnego stosunku. Uważam, że Czechy pod wieloma względami nie różnią się od reszty krajów postkomunistycznych i borykają się z podobnymi problemami i instytucjonalnymi słabościami, co cała Europa Środkowa – to stwierdzenie, choć brzmi jak oczywistość, dla wielu polskich czechofilów musi zakrawać na herezję. Czechy. To nevymysliš to dość specyficzna pozycja: ni to przewodnik turystyczny, ni to popularnonaukowy podręcznik, przeznaczony raczej dla początkujących adeptów „czechoznawstwa”. Już we wstępie autor przyznaje, że jego fascynacja Czechami rozpoczęła się u progu transformacji ustrojowej, a niepośledni wpływ na nią miała twórczość klasyków czeskiej literatury: Milana Kundery i Bohumila Hrabala. Ta idealistyczna perspektywa przewija się przez większość książki. Tak brzmi opis jednego z pierwszych wypadów Kaczorowskiego i jego żony do ówczesnej Czechosłowacji:

Czechy objawiły się nam jako spokojny, przyjazny kraj, zamieszkany przez ludzi, którzy nawet w knajpach nie urządzali awantur. Dla nas to było coś nadzwyczajnego. Przyzwyczajeni do wszechobecnej w komunistycznej Polsce agresji, nie tylko słownej, ze zdumieniem patrzyliśmy na czekających na autobus do Pragi mężczyzn, siedzących spokojnie przy piwie w dworcowym barze. Nikt się nie wydzierał, nikt nie zaczepiał obcych, wszyscy wydawali się spokojni i wyluzowani. Zrozumiałem, że Czechy z książek Hrabala, kraj ludzi prostych, którzy nie są prostakami, naprawdę istniejeA. Kaczorowski, Czechy. To nevymysliš, Warszawa 2022, s. 13.[1].

Takie podejście autor przedstawił także w jednym z niedawnych wywiadów, w którym stwierdził, iż Czechy to „po prostu lepsze, bezpieczniejsze miejsce do życia. Wystarczy nauczyć się języka, co nie jest jakąś wielką filozofią, nie przejmować się za bardzo i pić piwo”Co różni Polaków i Czechów. „Mam wrażenie, że zaczynają nam tego zazdrościć”, https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/polacy-zakochani-w-czechach-te-wymarzone-czechy-sa-tylko-konstrukcja-wywiad/2trtpby,79cfc278 [dostęp: 04.01.2023][2]. Nie chcę krytykować Kaczorowskiego za jego niegasnącą fascynację Czechami czy pewne uproszczenia, których się dopuszcza. Ciekawe wyglądałoby natomiast porównanie najnowszej książki warszawskiego bohemisty z wypowiedziami udzielanymi przez niego w wywiadach, mam bowiem wrażenie, że w rozmowach z dziennikarzami Kaczorowski mimo wszystko mówi o Czechach o wiele mniej zachowawczo i wykazuje więcej zdrowego rozsądku niż w swoich książkach. Tymczasem w omawianej pozycji są fragmenty lub całe podrozdziały, które mogą razić drobnymi pomyłkami czy też jednowymiarowością.

Głównym „grzechem” Kaczorowskiego jest pragocentryzm (swoją drogą to perspektywa, którą często grzeszą sami Czesi). Uwidacznia się on między innymi w pierwszym rozdziale zatytułowanym W Czechach, czyli gdzie?, w którym aż pięć z ośmiu podrozdziałów poświęcono wyłącznie czeskiej stolicy. Autor Praskiego elementarza postanowił zatem skoncentrować się na mieście, w którym sam mieszka i które lubi najbardziej. Redukowanie większości Czech do Pragi jest sporym uproszczeniem, tym bardziej w sytuacji, kiedy jest ona najbardziej znanym i masowo odwiedzanym przez turystów czeskim miastem. Stolica nigdy nie stanowi wiernego zwierciadła, w którym odbijałaby się tożsamość danego kraju – istnieją państwa dużo mniejsze niż Republika Czeska, o których z pewnością nie wypowiadalibyśmy się tak, jakby składały się niemal wyłącznie z obszarów stołecznych. Przeważająca większość zdjęć w książce Kaczorowskiego również obrazuje znane i lubiane praskie lokacje, a restauracje polecane przez warszawskiego bohemistę znajdują się wyłącznie w stolicy. Dla pragofilów i osób, które nigdy w Pradze nie były, jest to wszystko oczywiście przydatne, dla pozostałych – niekoniecznie.

Wspomniałem o pomyłkach lub tezach, które mogą spotkać się z polemiką. Najpoważniejszym błędem faktograficznym, który pojawił się w Czechach jest temat dzietności: Kaczorowski stwierdza bowiem, że Czechy posiadają jeden z najniższych wskaźników przyrostu naturalnego w Europie – tymczasem jest zupełnie odwrotniePlodnost v Česku loni vzrostla, byla nejvyšší od roku 1992, https://www.seznamzpravy.cz/clanek/domaci-zivot-v-cesku-plodnost-v-cesku-loni-vzrostla-byla-nejvyssi-od-roku-1992-221423 [dostęp: 04.01.2023][3] (autor w wywiadach promujących książkę sprostował jednak tę błędną informację, należy mu się więc szacunek za weryfikację danych i przyznanie się do niedopatrzenia). Zadziwia mnie również założenie, że Czechy są jednolitym etnicznie krajem. Tak, statystycznie rzecz biorąc, Kaczorowski ma rację, ale warto byłoby napisać coś więcej o dość licznej mniejszości wietnamskiej czy romskiej (która wciąż boryka się ze społecznym i ekonomicznym wykluczeniemMożna tu wspomnieć choćby o dzielnicy Cejl, znajdującej się poza Pragą, bo w drugim największym (co do liczby mieszkańców) mieście – Brnie. Obszar ten (zwany także wymownie „Brnoxem”) w większości zamieszkiwany jest przez Romów i stanowi ciekawy przykład etniczno-społecznej gettoizacji.[4]), o Słowakach, którzy tłumnie emigrują do Czech za pracą lub studiami, bądź o Ślązakach i Polakach z Zaolzia. Kiedy czytam, że według autora Gry w życie Polska nie jest i nigdy nie będzie krajem piwoszy, unoszę brew ze zdziwieniem. Jasne, kultura piwna w Czechach posiada długą i mocną tradycję, ale od dawna najpopularniejszym alkoholem w Polsce nie jest już wódka, ale właśnie złocisty napój i wcale nie chodzi mi o kupowane na promocji koncerniaki w puszkach. W Polsce mamy setki browarów rzemieślniczych, nie mówiąc o piwowarstwie domowym, a wybór gatunków piwa nie ogranicza się do dwóch-trzech pozycji, jak w większości czeskich gospód. Nasze alkoholowe tradycje i trendy są po prostu inne. Pozostając przy alkoholach – w arcykrótkim podrozdziale Wina i destylaty czeskim (a ściślej mówiąc: morawskim) winom Kaczorowski poświęcił... pół zdania.

W dalszej części Czech autor opisuje przekrojowo czeską historię. Do tego rozdziału nie można mieć zbyt wielu uwag, a nawet powiedziałbym, że posiada on sporą wartość poznawczą, zwłaszcza jego ostatnia część, poświęcona czeskiej polityce i życiu społecznemu po 1989 roku (to wciąż zaniedbany w polskiej refleksji bohemistycznej temat). W rozdziale Kim są Czesi socjologiczne rozważania mieszają się z dowodami anegdotycznymi i spostrzeżeniami na temat czeskiej kultury, języka, życia codziennego i charakteru narodowego. Obok celnych i ugruntowanych w badaniach obserwacji znajdziemy tu także uwagi, lekko mówiąc, dyskusyjne, na przykład takie jak: „każdy Polak zna język czeski na poziomie A2” (s. 187) albo że sytuacja kościołów i czeskich wiernych w całej Republice jest podobna do tej w Czechach właściwych (s. 198), z czym raczej nie zgodziliby się mieszkańcy Moraw.

Zakończenie książki posiada wymowny tytuł Dlaczego kocham Czechów, chociaż mnie wkurzają. Nie chcę sugerować, że Kaczorowski nie zna się na tym, o czym pisze – jest uznanym tłumaczem i bohemistą, który niewątpliwie posiada ogromną wiedzę na temat swojego ulubionego kraju. Mamy tu jednak do czynienia z podobną perspektywą, na którą zwrócił uwagę Remigiusz Okraska, recenzujący książkę o Słowacji autorstwa Weroniki Gogoli – jest to w większości spojrzenie zza różowych, liberalnych okularów. Kaczorowski nawet kiedy chce Czechów za coś skrytykować lub skarcić, to i tak można odnieść wrażenie, że przyjmuje asekuracyjną postawę, i że wybaczyłby ludowi znad Wełtawy niemal wszystko. Dobrze uwidacznia się to we wspomnianym przeze mnie wywiadzie, w którym autor biografii Havla stwierdza, że Czesi wyprzedzili Polaków „o dobre 100 lat w rozwoju” (kojarzy mi się to z pewnym niezbyt eleganckim frazeologizmem; napomknę tylko, że jego czeska wersja brzmi „być sto lat za małpami”). Tymczasem po 1989 roku Polska w znacznej mierze dorównała Czechom jeśli chodzi o rozwój cywilizacyjny – pod pewnymi względami je wręcz przegoniła, choć pod innymi wciąż ma co nadrabiać. Te mniejsze czy większe różnice są jednak ciekawe i ubogacające, a utyskiwania, że Polacy na wschodzie „zdziczeli” i że „trzeba było siedzieć na d… w Poznaniu czy Krakowie i brać przykład z Czechów”Co różni Polaków i Czechów...[5], są dość jałowe. Nie chcę się bawić w „co by było, gdyby”, ale jest jasne, że polska kultura i życie społeczne byłyby zupełnie inne, gdybyśmy na pewnym etapie dziejów poszli czeską, mieszczańską drogą – pytanie brzmi: czy nie byłyby czasem dużo bardziej jednolite i nudniejsze?

Niedawno ukazał się zbiór reportaży Jerzego Haszczyńskiego, poświęconych współczesnym Niemcom – są napisane w taki sposób, że ich lektura będzie czymś niekomfortowym zarówno dla germanofilów, jak i ludzi uprzedzonych do naszych zachodnich sąsiadów. Wiem, że książka Kaczorowskiego nie jest reportażem, ale zdecydowanie brakuje w niej odważniejszego wyjścia poza bohemistyczną strefę komfortu: została ona pomyślana raczej jako laurka.

*

Swego czasu natknąłem się na poświęcony Polsce odcinek czeskiego programu edukacyjnego dla dzieci. Padło w nim sformułowanie: „Polacy są smutni i romantyczni – tak jak Fryderyk Chopin”. Wydaje mi się, że polska refleksja bohemistyczna czy też „czechofilska” (często są to określenia zamienne) operuje na poziomie podobnej generalizacji. Dla Kaczorowskiego co drugi Czech to kopia Václava Havla albo bohater z tekstów Hrabala. Wyobraźmy sobie zachodniego pisarza czy dziennikarza, który chce napisać książkę o Polsce, bazując na swojej fascynacji Miłoszem, Gombrowiczem czy Herbertem – może byłoby to literacko ciekawe czy prowokacyjne, ale nie wyniknęłoby z tego nic rzetelnego. „Wysoka” kultura danego kraju nie może przesłaniać wszystkich zjawisk i przejawów życia jego mieszkańców. Jeżeli picie czeskiego piwa, weekendowe wyjazdy na chalupy i zajadanie się smażonym serem z frytkami urastają do rangi metafizycznego przeżycia, to mamy do czynienia z romantyzowaniem. Na wszelki wypadek podkreślę: nie jestem zwolennikiem antyczeskiego malkontenctwa i krytykanctwa (to swoją drogą drugie, obok czechofilii, stereotypowe podejście do naszych sąsiadów: protekcjonalizm i asekuranctwo). Chciałbym po prostu, aby ktoś napisał w Polsce o Czechach coś nieoczywistego i potraktował Czechów jak ludzi, z wszystkimi ich wadami i zaletami, a nie jak przedłużenie dobranocki o Kreciku lub jako archetyp mieszczańskiego inteligenta-dysydenta.

Dla kogo jest więc przeznaczona omówiona powyżej książka? Odpowiedź „dla czechofilów” będzie oczywistością. Z pewnością jest to dobra pozycja dla kogoś, kto o Czechach nic nie wie lub wie bardzo niewiele, aby mógł zrobić pierwszy krok w celu poznania historii i kultury naszych sąsiadów. „Dla starszych i zaawansowanych”, cytując ulubionego pisarza Kaczorowskiego, nie będzie to raczej nic odkrywczego. Może lepiej sięgnąć do źródeł i poczytać, co o Czechach sądzą sami Czesi – mam tu na myśli takich klasyków jak Jan Patočka (Kim są Czesi?), Vladimír Macura (Znamení zrodu lub Český sen – niestety nie ukazały się po polsku), Josef Kroutvor (Europa Środkowa: anegdota i historia) lub Jiří Gruša (Czechy. Instrukcja obsługi). Na koniec pozwolę sobie ponownie przytoczyć słowa Kaczorowskiego z wywiadu dla Onetu, gdyż stuprocentowo się z nimi zgadzam:

Te czeskie klimaty na co dzień okazują się znacznie bardziej plebejskie, niż byśmy sobie może życzyli. Te wymarzone Czechy okazują się często inteligencką konstrukcją, one istnieją, ale tylko w specyficznych środowiskach. (...) Naprawdę nie warto idealizować Czechów ponad miarę. Oni nie są projekcją naszych kompleksów czy marzeń. To jest normalne, czyli trochę popieprzone społeczeństwo, które naprawdę ma co innego na głowie niż zastanawiać się, co o nich myślą Polacy.

Aleksander Kaczorowski, Czechy. To nevymysliš, Muza SA, Warszawa 2022.

 

okładka ksiązki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Błażej Szymankiewicz, Wożenie drewna do (czeskiego) lasu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 195

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...