25.01.2024

Nowy Napis Co Tydzień #238 / Florian Czarnyszewicz w Górach Córdoby. Przenosiny do Villa Carlos Paz

FRAGMENT BIOGRAFIIFragment II tomu biografii Floriana Czarnyszewicza pod tytułem Florian Czarnyszewicz. Los człowieka. Tom I ukaże się w 2023 roku nakładem IPN. Tom II oczekuje na publikację.[1]

Florian Czarnyszewicz (1900–1964) urodził się i wychował za rzeką Berezyną, niedaleko Bobrujska, na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.Pochodziłpolskiej,drobnoszlacheckiejrodziny.1918roku razem z tamtejszymi rodakami przeżył chwile radości i uniesienia, ponieważ te tereny zostały na parę miesięcy opanowane przez I Korpus Polski generałaJózefaDowbor-Muśnickiego.Pozawodziezwiązanymodejściem polskichżołnierzy,ponadrokpóźniej,czasiewojnypolsko-bolszewickiej, na początku września 1919 roku, kiedy oddziały generała Daniela Konarzewskiego osiągnęły linię Berezyny, przeszedł na zachodnią stronę rzekizostał policjantem. Czynne zaangażowanie w przyłączenie swej ziemi do odradzającej się Rzeczypospolitej spowodowało, że po bolszewickiej ofensywielipcu1920rokuCzarnyszewiczwycofałsięarmiązaWisłę.Tam wstąpił do wojska polskiego i w jego szeregach walczył w bitwie nad Niemnem,następniebrałudział„buncieŻeligowskiego”naWileńszczyźnie. Po zawarciu traktatu ryskiego (18 marca 1921) pozostał tam jako policjant. Kiedy utracił tę posadę, wraz z młodą małżonką i roczną córeczką wyemigrował w 1924 roku do Argentyny, gdzie udało mu się znaleźć pracę jako robotnikwielkiej przemysłowej rzeźni-chłodni Frigorifico Armour de La Plata, położonej w porcie w podstołecznym Berisso. Był tam zatrudniony przez trzydzieści jeden lat, do końca 1955 roku. Wykonywał bardzo ciężką pracę (przenosił na własnych plecach połówki zabitych krów), która zrujnowała mu zdrowie (między innymi zachorował na astmę, do której miał dziedziczne predyspozycje). Jednocześnie aktywnie działał w polskich organizacjach, uznając to za sprawę naturalną i oczywistą. Po przejściu na wcześniejszą emeryturę1956 roku przeprowadził się do Villa Carlos Paz. Górski klimat dobrze wpłynął na jego zdrowienieznacznie przedłużył mu życie, ale równocześnie oddalił od towarzystwa polonijnego.

W latach 30. Czarnyszewicz, tęskniąc za swoją małą ojczyzną, ujarzmioną przez bolszewików, za represjonowanymi rodzicamirodzeństwem, zaczął spisywać wspomnienia.1942 roku zadebiutował wydanąBuenos Aires powieścią Nadberezyńcy, która w Polsce szerzej znana stała się dopiero2010 roku. W 1953 roku na własny koszt i przy pewnej pomocy Józefy Radzimińskiej wydał, ponownie w Buenos Aires, kontynuację tej częściowo biograficznej historii pod tytułem Wicik Żywica. Dzięki Marii Czapskiej1958 rokuParyżu ukazały się Losy pasierbów (opowiadającezmaganiach emigrantówArgentynie), a w 1963 rokuLondynie powieść Chłopcy z Nowoszyszek, wracająca do czasu spędzonego na Wileńszczyźnie.

***

Zakończenie uciążliwej pracy w wielkiej rzeźni-chłodni nie oznaczało od razu spokojnej emerytury. Po trzydziestu jeden latach harówki comiesięczna wypłata świadczenia nie następowała automatycznie. 27 marca 1956 roku Czarnyszewicz powiadamiał Marię Czapską, że oczekiwanie na przyznanie prawadonabyciategoprzywilejutrwałookołopółroku:„Zależyodszczęścia, czasami mniej, a czasami więcej”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 27.03.1956, ML (Muzeum Literatury), Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 11.[2]. Na razie były robotnik musiał żyć z niewielkich oszczędności, mając na utrzymaniu żonę i niepracującą córkę.

Rok 1956 nie zaczął się dla niego dobrze, ponieważ po zmaganiach z grypąList Floriana Czarnyszewicza do Stanisława Vincenza z 10.02.1956, Biblioteka ZNiO, Dział Rękopisów, sygn. 17619, k. 33. Za udostępnienie kopii dziękuję Janowi Choroszemu.[3] przyszła wiadomość, że w niedzielę 22 stycznia w czasie nabożeństwa w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w miasteczku Irvington w północnoamerykańskim stanie New Jersey na zawał serca zmarł Bolesław KuczyńskiList Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 27.03.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 11. Czarnyszewicz pisze o „udarze serca” i śmierci Kuczyńskiego 25 stycznia. Jednak o dacie 22 stycznia mówią dwa ważne źródła. Po pierwsze księga parafialna (za sprawdzenie i przekazanie mi tej informacji dziękuję księdzu proboszczowi Tadeuszowi Treli). Po drugie akt zgonu, który potwierdza, że śmierć nastąpiła nagle w kościele, właśnie 22 stycznia. Zob. Archiwum Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej (SWAP); Office of Registrar of Vital Statistics Town of Irvington, New Jersey. W obu dokumentach odmłodzono zmarłego o trzy lata. W rejestrze miejskim zapisano taki sam dzień urodzenia Kuczyńskiego (27 października) jak w policyjnej karcie ewidencyjnej oraz deklaracji członka Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej. W księdze parafialnej imię ojca to nie Ksawery, lecz Franciszek. Trudno przypuszczać, żeby w tym samym czasie, w tym samym miejscu, w takich samych okolicznościach zmarły dwie różne osoby o takim samym nazwisku. W dodatku mające urodziny tego samego dnia i należące do SWAP. Zgon Bolesława Kuczyńskiego w styczniu 1956 roku odnotowano także w New Jersey Death Index 1956 (www.newjerseydeathindex.com). Zob. https://archive.org/details/NJ_Death_ Index_1956_G-M/page/n187/mode/1up, s. 187 [dostęp: 17.07.2023].[4]. Wierny przyjaciel i krajan z ziemi nadberezyńskiej, towarzyszbronizczasówwojnypolsko-bolszewickiejjakbyprzeczuwałswój zgon. Pisał jeszcze w listopadzie 1955 roku, przestrzegając Czarnyszewicza: „Zabierz swe grosze, bo jak przypadkiem umrę – będziesz miał trudności zesprowadzeniem[ich]”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 27.03.1956…, k. 11. W październiku 1955 roku właściciel chicagowskiej Polish American Book Company pytał Józefę Radzymińską: „czy wyslac pieniadze p. B. Kuczynskiemu, ktory zreszta zmienil adres, jak ustalilem z racji zalatwiania podobnej sprawy p. Czarnyzszewicza” [pisownia oryginalna]. Zob. List Józefa Białaszewicza do Józefy Radzymińskiej z 4.10.1955, ML, Dział Rękopisów, inw. 2545–2546 t. 9.[5].Pochowanyzostał25stycznianacmentarzuGate of Heaven Cemetery East Hanover w Morris CountyZapis z księgi parafialnej. Miejsce spoczynku potwierdza też wpis na stronie www.findagrave.com (Memorial ID 96812793, wpisany jako „Boleslaw Kucznski”). Zob. https://www.findagrave.com/memorial/96812793/boleslaw-kucznski [dostęp: 17.07.2023].[6]. Niestety, autor Wicika Żywicy zbagatelizował ten sygnał, a w związku z tym chyba przepadła jakaś część już zebranych należności z tytułu sprzedaży powieści. Ponadto zaległości w rozliczeniu mieli między innymi Józef Kalenkiewicz z Detroit i Władysław Opaliński z Nowego Jorku. W tej sytuacji wydawało się, że odzyskanie długu stanie się trudne.

W zachowanej spuściźnie Czarnyszewicza znajduje się brudnopis (jak można bez wątpliwości przypuszczać) jego listu do Zofii KuczyńskiejDziubiło, siostry niedawno zmarłego Bolka. Tekst został napisany cyrylicą w języku rosyjskim, ale z użyciem białoruskiego słownictwa. Autor, dziękując za odpowiedź, dodaje, że długo na nią czekał mimo nadania kolejnego ponaglenia. Niepokojąc się, chciał już zwrócić się do towarzystwa kombatantów, do którego należał jego przyjaciel. Z treści wynika też, że adresatka wyjechała z rodzinnej ziemi nadberezyńskiej już w czasach władzy Związku Radzieckiego. A ponadto, że może mieć problem z odczytaniem i właściwym zrozumieniem zdań napisanych po polsku. To ważne, ponieważ przewodnim tematem tej korespondencji stała się kwestia rozliczeń. Czarnyszewicz prosi o przesłanie mu czterdziestu pięciu dolarów, które w oczekiwaniu na zebranie pokaźniejszej kwoty przechowywał Bolesław Kuczyński. Na dowód załącza ostatni list od swojego druha. Tłumaczy, że informacja dotycząca tak nikłej i sumy nie mogła zostać zawarta w testamencie zmarłego. Dodaje, że z kolei czek na trzydzieści trzy dolary odesłał z powrotem do księgarni Gryf, ponieważ niestety tylko Kuczyński był uprawniony do jego realizacji. Na zakończenie pisarz dziękuje za zaproszenie do StanówZjednoczonych,ponieważwyjazdtamjestjegowielkimmarzeniem. I dodaje: „Ja mam tam bliskich i dalekich krewnych. Góra z górą się nie schodzi, ale ludzie się schodzą”Brudnopis listu Floriana Czarnyszewicza do Zofii Kuczyńskiej-Dziubiło, MNK (Muzeum Narodowe w Krakowie), Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2570. Za odczytanie i przetłumaczenie dziękuję Zofii i Zdzisławowi Panfilom.[7].

Czarnyszewicz mimo zarzekania się, że nie oczekuje na zwycięstwo w konkursie „Kultury”, w rzeczywistości po cichu na to liczył. Rozczarowująca wieść od Marii Czapskiej przyszła chyba szybciej niż stosowna informacja w marcowym wydaniu czasopisma: „Jury Nagrody Literackiej »Kultury«”,ufundowanejprzezprezesaEdwardaBerenbauaEdward Berenbau (1901–1963) wyemigrował do Argentyny i został obywatelem tego państwa. W 1949 roku ofiarował dwa tysiące peso na budowę Domu Polskiego. W 1951 roku przeniósł się do Montevideo, gdzie prowadził zakład włókienniczy Sadil. Zatrudniał w nim na stanowisku dyrektorskim byłego posła Władysława Mazurkiewicza, a na preferencyjnych warunkach Czesława Straszewicza. Nakłoniony przez Józefa Czapskiego wspomagał „Kulturę”, wykładając w 1954 roku środki na przeprowadzkę redakcji do nowej siedziby oraz na coroczną nagrodę literacką (do 1960 roku). Dla Mirosława Arciszewskiego, którego działalność finansował w ostatnich latach przed jego powrotem do Polski, zakupił i wysłał do kraju wózek inwalidzki. Współzakładał katolickie Colegio Stella Maris, które ukończył jego syn Jorge (1946–2015), w 1971 roku porwany przez partyzantów Tupamaros. Córka Jorge Clara (1980–2013) była znaną dziennikarką telewizyjną, zmarła na raka. Edward Berenbau odszedł wskutek rozległego zawału serca. Zob. między innymi V. Wejs-Milewska, Buenos Aires– Gwatemala–Montevideo–Nowy Jork–Paryż. Listy do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Białystok 2016, s. 85, 95; „Głos Polski” (Buenos Aires), 30.09.1949, nr 2169, s. 4; Nekrolog Edwarda Berenbaua, „Głos Polski” (Buenos Aires) 1964, nr 4 (2911), s. 5; Brasil, Cartões de Imigração, 1900–1965 (dzięki www.familysearch.org); J. Czapski, „Kultura” (Paryż) 1954, nr 9 (83), s. 4; A. Mieczysławska, [List do redakcji], „Kultura” 1979, nr 6, s. 156. Relacja Victorii Berenbau, 17.04.2020, archiwum autora.[8],„porozpatrzeniu rękopisów konkursowych wyróżniło” pospołu opowiadanie Andrzeja Chciuka pod tytułem Smutny uśmiech i nowelę Leo Lipskiego (Lipschütza) DzieńinocNagroda literacka „Kultury” na rok 1955, „Kultura” (Paryż) 1956, nr 3 (101), s. 2. W liście do Jerzego Stempowskiego datowanym na 27.02.1956 Jerzy Giedroyć pisał o kulisach wybrania laureatów: „Co do nagrody, to po wielkich kłótniach z Jeleńskim zdecydowaliśmy przyznać nagrodę Andrzejowi Chciukowi za »Smutny uśmiech« do spółki z Leo Lipskim-Lipschützem (opowiadanie »Noc i dzień« – podał też inny wariant tytułu »Kanał Wołga-Don«). Osobiście wolałem przyznać całą nagrodę Chciukowi, gdyż jestem przeciwnikiem dzielenia nagród. Lipschütz jest niewątpliwie zresztą bardzo utalentowany, choć osobiście nie gustuję w obrzydliwościach życiowych. Inna rzecz, że propagandowo i ludzko to może jest dobre. Lipschütz jest młodym Żydem w Izraelu obecnie, umierającym na gruźlicę kości. Jeleński opracowuje do numeru kwietniowego krótki artykulik o nagrodzie (obecnie idzie tylko komunikat), który prześlę Panu do zaopiniowania”[pisownia oryginalna]. J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946–1969, cz. 1, oprac. A.S. Kowalczyk, Warszawa 1998, s. 351. Po latach Giedroyć ocenił Chciuka jako „dobrego pisarza drugiej klasy”. Zob. tegoż, Autobiografia na cztery ręce, Warszawa 1999, s. 214.[9].Laureatówwyłonionospośródautorówzaledwiejedenastukopisów: pięciu powieści, pięciu opowiadań i jednego szkicu dramatycznego. Tematykę tych dzieł podsumowano w kolejnym numerze „Kultury”:

O ile w pracach, nadesłanych na Konkurs w roku ubiegłym, przeważały tematy krajowe, w tym roku przeszło dwa razy liczniejsze są tematy emigracyjne. Są to na ogół próby uporządkowania wspomnień i odnalezienia samego siebie, wśród brutalnych zmian losu. Nad tworami wyobraźni przeważają zresztą zapiski dokumentalne, nieraz ciekawe i ważkie dla przyszłego badacza emigracjiNagrody „Kultury”, „Kultura” (Paryż) 1956, nr 4 (102), s. 125.[10].

Czapska tłumaczyła, że do sukcesu niewiele brakowało, a jury postawiło na młodszych pisarzy, takich, którzy jeszcze nie nic opublikowali, aby pomóc im zaistnienieć. Pocieszała:

AlePanaksiążkabyłazauważonajedenzsędziówStempowski(Hostowiec)powiedział że w języku są „skarby Jagiellońskie”, ale że słowniczek musiałby przejrzeć lingwista, znawca słowiańskich języków, że Pan mianuje (tak mówi Stempowski) niekt. słowa jako białoruskie lub ukraińskie wówczas kiedy są to zapożyczenia rosyjskie.Niewiemczymarację.Redaktornaszczynistaraniażebyksiążkęwydać – prosił nie dawać Panu wieści przedwcześnie – ale ja Panu obiecuję że wszystko co będę mogła i ja i brat i Giedroyć zrobimy, żeby ją tu wydać jak najprędzej i najlepiej i najkorzystniej [pisownia oryginalna]List Marii Czapskiej do Floriana Czarnyszewicza z 19.03.1956, MNK, Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2567.[11].

Czarnyszewicz jednak zareagował histerycznie:

Nie mam prawa mieć pretensji, ani żalu do pp. sędziów, bo wszystkich kandydatów nagrodzić nie mogli, a wybierali lepsze, ale mówiąc Pani szczerze – to to co czuję obecnie, nie jest przyjemne. Rozczarowanie – gorzka pigułka. Na słowach p. J. Giedroycia „książka ma szanse pierwszej nagrody” – hodowałem nadzieję. I to tak długo trwało wszystko!! Tyle niecierpliwego czekania? [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 27.03.1956…, k. 11.[12]

 

Ten nastrój wynikał przede wszystkim chyba z głównego problemu, jakim stała się sprawa sprzedaży nieruchomości w Berisso przy ulicy Industria. Pozyskane tą drogą fundusze miały umożliwić budowę nowego budynku na parceli w Villa Carlos Paz. Jednak w domu Floriana od lat mieszkał dodatkowy lokator – jego szwagier Brudnopis listu Floriana Czarnyszewicza do Jerzego Woszczynina z 1956 roku, MNK, Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2570.[13]. Można przypuszczać, że był to ten sam brat Stanisławy, któremu udostępniano dach nad głową co najmniej od około 1932 roku. Nadberezyniec żalił się swojej promotorce:

korzystając z wprowadzonych przez b. rząd ustaw płaci według normy przedwojennej, co stanowi 10% tego co mieszkanie warte, a usunąć go nie można. Z takim lokatorem nikt nie kwapi się do kupna, do tego domek stary, z blachy i desek [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 27.03.1956…, k. 11.[14].

Wielkanoc przypadająca na 1 kwietnia przebiegała w rodzinie Czarnyszewiczów w smutnej atmosferze. Jednak niedługo później w końcu zawarto z bratem Stanisławy Janem Płoską (bo to pewnie o niego chodziło) kompromis. Wypłacił on w przybliżeniu połowę wartości domu, biorąc cały w zastaw. „Gdy przyjdą lepsze czasy, sprzedamy go i oddamy dług”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 12. Według zapisu w akcie własności Jan Płosko w końcu został prawnym właścicielem tego domu. Nieruchomość jeszcze dwukrotnie zmieniła właścicieli. Relacja Beatriz Świrski (po rozmowie z obecnymi mieszkańcami), 7.07.2020, archiwum autora.[15] – relacjonował Nadberezyniec Czapskiej, słowem nie zdradzając, że układ dotyczył jego szwagra. O nim z kolei wspomniał Jerzemu Woszczyninowi, streszczając ten wątek tylko do kwestii jakoby uzyskanej pożyczki.

W tej zmienionej sytuacji Florian Czarnyszewicz nareszcie mógł zrealizować swoje marzenie i przeprowadzić się do górskiego Villa Carlos Paz. Niechodziłoopodratowanietylkojegozdrowia,aleicórki.Możliwe,żeona również miała jakieś dziedziczne predyspozycje do problemów z astmą. A może raczej rzecz dotyczyła czegoś innego. Wiadomo, że nie pracowała, będąc na utrzymaniu rodziny. Jednak tak jak siedem lat wcześniej nie chciaławrócićzAnglii,takterazbroniłasięprzedopuszczeniemrodzinnego miasteczka. „Gdy […] wyjeżdżaliśmy z Berisso – pisał Czapskiej półtora roku później zatroskany ojciec – to były sceny, że tylko wołać karetkę i odstawiać do szpitala nerwowo chorych”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 28.09.1958, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 23.[16]. Razem z domkiem zostawiali ogródek, w którym żona Stasia hodowała kwiaty. Rosła tam też jabłoń, dwie grusze isosna:„innyniżunasgatunek,alewdniwietrzneszumi,podobnojakunas”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 10.10.1955, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 9.[17].

Tuż przed przeprowadzką, pod koniec kwietnia 1956 roku zarząd Związku Polaków w Buenos Aires zaproponował Czarnyszewiczowi opłacony wyjazd do Francji w czerwcu w charakterze swojego reprezentanta „na Zjazd Przedstawicieli Kultury P.[olskiej] na Obczyźnie”Czarnyszewicz musiał mieć na myśli organizację finansowanego przez Amerykanów (poprzez Komitet Wolnej Europy, który prowadził w Monachium rozgłośnię Radio Wolna Europa) Kongresu Wolnej Kultury Polskiej w Paryżu. Akcja ta miała na celu także obronę tamtejszej Biblioteki Polskiej przed wrogimi zakusami ze strony władz PRL. Ponieważ emigracyjne środowiska polskie nie mogły się porozumieć (swoje zastrzeżenia i warunki zgłosiła także „Kultura”) termin przesunięto na wrzesień. Pod uwagę brano zaproszenie także Józefy Radzymińskiej i Witolda Gombrowicza. Ostatecznie zjazd właściwie odwołano, redukując go do nadanego przez radio koncertu symfonicznego. W 1957 roku odbyły się dwie mniejsze konferencje w Londynie i Nowym Jorku. Zob. J.B. [J. Bielatowicz], Kongres Kultury Polskiej, „Życie” (Londyn) 1956, nr 22 (466), s. 4; Notatki redakcyjne, „Polska Wierna” (Paryż) 1956, nr 37 (569), s. 15; L. Ciołkoszowa, Spojrzenie wstecz, Paryż 1995, s. 316; S. Portalski, Zarys historii Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie, Londyn 2009, s. 152–153, 158.[18]. Chwaląc się Czapskiej 20 maja, jednocześnie się smucił: „Była okazja odwiedzenia Was, ale nie mogłem mandatu przyjąć. Chciało się – a nie mogłem”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 12.[19].

Już sam wyjazd z Berisso postaci takiej jak Czarnyszewicz na pewno osłabiłpolskietowarzystwowtymmieście.Przyznawałtojedenaścielatpóźniej prawdopodobnie Ferdynand Malec – ówczesny sekretarz miejscowego Związku Polaków, odnotowując to w ponownie prowadzonej kronice:

Odczuliśmy wielki brak jego osoby gdy po uzyskaniu emerytury dla poratowania zdrowiaprzeniósłsięnastałedoCarlosPaz.NiezerwałjednakkontaktuzBerissem. StaleinteresowałsięsprawaminaszegoTowarzystwaiprzykażdejnadarzającejsię sposobności wypytywał co się dzieje w Berisso gdzie tyle lat spędził pracując na chleb w miejscowej fabryce mięsnej, a wolny czas poświęcając pracy społecznej i pisaniu powieści [pisownia oryginalna]Kronika Związku Polaków w Berisso, Archiwum ZPB (Związku Polaków w Berisso), s. 137.[20].

Na pewno sam Malec stracił partnera do rozmów na bardziej inteligenckie tematy i mogło mu tego brakować.

Czarnyszewicz, oczekujący już od kilku lat na przenosiny, chyba jakoś szczególnie nie wahał się przed podjęciem ostatecznej decyzji o przeprowadzce. Z korespondencji z ostatniego okresu jego życia nie wynika, żeby mocno ckniło mu się za światem pozostawionym w Berisso. Z drugiej zaś strony w zachowanych listach nie widać też, aby było inaczej. Sytuacja ta zmieniła się natomiast kilka lat po przeprowadzce. Właśnie wówczas raczej w dość naturalny, ludzki sposób dwukrotnie publicznie wyraził się tak: „Ze smutkiem jednak spostrzegam, że tęsknotę moją za Smolarnią wypalił już czas.DziśjużwięcejtęskniędoBerisso,gdzieprzeżyłem32lataidoB.Aires, gdzie mam wielu szczerych przyjaciół”F. Czarnyszewicz, Snopy – kule, „Kurier Polski”, 7.11.1958 (przedruk: „Arcana” 2005, nr 1–2 (61–62), s. 161–164).[21] – pisał w „Kurierze Polskim” w 1958 roku. I podobnie trzy lata później w „Głosie Polskim”:

Ojciec mój i dziad przeżyli cały swój wiek w tej samej rodzimej ziemi. Ja tułacz musiałem zmieniać kraj zamieszkania i budować siedzibę kilka razy. Najdłużej przeżyłem w Berisso. Za moich czasów narodziło się i doszło do pełnoletności nowe pokolenie. Blaszane miasteczko przeistoczyło w murowane miasto. Wrosłem w ziemię. To też opuszczałem Berisso nie bez żalu [pisownia oryginalna]Tenże, Wspomnienie o doktorze Andrzeju Michnie, „Głos Polski” (Buenos Aires) 1961, nr 23 (2775), s. 3. Ten sam tekst pod innym tytułem ukazał się też w drugim tygodniku argentyńskiej Polonii: F. Czarnyszewicz, Doktor Andrzej Michna, „Kurier Polski” (Buenos Aires) z 08.06.1961. Z przedrukiem artykułu opracowanego przez Paulinę Subocz-Białek można się zapoznać również w kwartalniku literacko-artystycznym „Metafora” 2018, nr 25 (106), s. 31–35.[22].

Marii Czapskiej zaś pokazał chyba rzadko demonstrowaną Schadenfreude w nawiązaniu do kolejnego po 1940 roku potopu, jaki nawiedził robotnicze miasteczko w dwa lata po jego przeprowadzce:

Pozostawiliśmy tam sporo przyjaciół i sporo wrogów. Ludzie nam nieżyczliwi wyśmiewalinaszwyjazd,przepowiadającdlanaswłaściwegórskimterenomtrzęsienia ziemi, a tymczasem wpierw ich nawiedziła powódźList Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 17.08.1958, MNK, Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2568.[23].

Nie mając za bardzo z kim oprócz Malca poruszać zagadnień historyczno-politycznych, poszerzał swoje horyzonty, zapoznając się z niedawno wydanymi książkami. Nie wiadomo, jak to wyglądało wcześniej, ale pewnie dzięki nawiązanym kontaktom w latach poprzedzających przejście na emeryturę uzyskał łatwiejszy dostęp do literatury. Zawdzięczał to głównie rozwiniętej korespondencji i sprzedaży własnych powieści. Przeczytał wtedy: Jacka Brzeziny Towarzysza nr 103, Józefa Czapskiego Na nieludzkiej ziemi i Wspomnieniastarobielskie,MariiCzapskiejLudwikęŚniadeckąiMiłosierdzienamiarę klęsk, Jędrzeja Giertycha Opowiadania bałtyckie, Politykę Olszowskiego iWPolsce między wojnami, Zbigniewa Stypułkowskiego W zawierusze dziejowej oraz Melchiora Wańkowicza Ziele na kraterze i TworzywoZob. między innymi List Floriana Czarnyszewicza do Michała Kryspina Pawlikowskiego z 12.02.1952, Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce, Archiwum Michała Kryspina Pawlikowskiego (zespół 80), sygn. 2, k. 50.; List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 4.12.1955, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 10.[24]. Ze starszych dzieł zachwycił się Pamiątkami Soplicy Henryka Rzewuskiego, które jesienią 1955 roku nadesłała mu Maria Czapska. Dziękując za tę pozycję, wyznał jej:

Żałuję, że nie widziałem tego 10 lat wcześniej. Byłbym więcej operował językiem Soplicy, który przecierz jest naszym językiem. Mam wrażenie, że Sienkiewicz korzystał z Soplicy. Wybór tej książki przez Panią, świadczy, że jesteśmy bardzo bliscy duszą [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 4.12.1955, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 10. Henryk Sienkiewicz pisząc Trylogię, rzeczywiście korzystał z gawęd Henryka Rzewuskiego.[25].

Oczywiście na bieżąco zapoznawał się z twórczością Józefy Radzymińskiej. Można podejrzewać, że również przeczytał wydane w Buenos Aires Sto dni Mussoliniego Romana Dąbrowskiego i Władców przestrzeni Janusza Ficińskiego. W pierwszym półroczu 1956 roku oddawał się lekturze nadesłanego mu przez Czapską dzieła jej autorstwa pod tytułem Stosunek Mickiewicza do religii i Kościoła w świetle jego listów i przemówień: „Według mnie – pisał wliściedoautorkitojestwiecznyibardzopotrzebnydokument,taksamo jak i Ludwika Śniadecka. Dla mnie te obie książki są bardzo ważne bo dowiedziałem się z nich wiele rzeczy mi nieznanych”[pisownia oryginalna]. Następnie zabrał się do lektury Na wysokiej połoninie Stanisława Vincenza, którąotrzymałniezależnieodautoraiodCzapskiej:„Itaksiążkadodawał w tym samym liście – ciekawa i pożyteczna, ale nie przeczytałem ją jeszcze do końca. Mam mało czasu i dobre książki czytam powoli, by zapamiętać szczegóły” [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 17.07.1957, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 19. Jak wynika z treści zawartej w liście, jest to błędna data i list powstał w lipcu 1956 roku.[26].

Spędzajączżonąpodkonieclistopada1955rokuurlopwVillaCarlosPaz, Czarnyszewicz zapewne rozeznał się w tym wszystkim, co musiało być mu potrzebne po przeniesieniu się tam na stałe. Po powrocie do Berisso prawdopodobnie wziął udział w walnym zebraniu miejscowego Związku Polaków, naktórymmianozdecydowaćopodwyżceskładek„Głos Polski” (Buenos Aires) 1955, nr 2488, s. 7.[27].Niewiadomonicopożegnaniu twórcy Wicika Żywicy, ale można przypuszczać, że w kwietniu 1956 koledzy urządzili na jego cześć jakąś małą uroczystość, a także pomogli mu przy przeprowadzce do miejscowości nad urokliwym jeziorem San Roque u podnóża gór Sierras de Córdoba. Działkę, na której dopiero miał stanąć dom, Czarnyszewicz zakupił w 1950 rokuList Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 12.[28] razem z kimś do spółki. Być może był to pochodzący z Wileńszczyzny Ksawery Paszkiewicz, z którym autor Nadberezyńców spędzał urlop w Villa Carloz Paz właśnie w tym czasie i o którym wiadomo, że w 1958 roku już nie żyłF. Czarnyszewicz, Snopy – kule..., s. 4. Człowiek o nazwisku Ksawery Paszkiewicz w wieku dwudziestu ośmiu lat, rolnik z Wileńszczyzny, przybył do Argentyny 14 lutego 1927 roku (CEMLA). Jego wnuk potwierdza, że dziadek pochodził spod Wilna i umarł około 1958 roku. Słyszał też coś na temat działek w Villa Carlos Paz. Ponadto w opowieściach rodzinnych przewijało się nazwisko Floriana Czarnyszewicza i fakt jego znajomości z Ksawerym. Paszkiewicz pracował w Swifcie, a jego żona w Armour. Relacja Nestora Paszkiewicza z 10–11.04.2020, archiwum autora.[29]. Parę lat później mecenas Zdzisław Gałaczyński udzielił Czarnyszewiczowi pomocy w dokonaniu niezbędnego podziału współwłasnościList Zdzisława Gałaczyńskiego do Mirosława Kocika z 15.03.2001. Dziękuję adresatowi za udostępnienie.[30].

Villa Carlos Paz znajduje się prawie siedemset pięćdziesiąt kilometrów od Buenos Aires i około trzydzieści na zachód od centrum Córdoby. Leży na wysokości ponad sześciuset metrów nad poziomem morza. Panuje tu klimat podobny do śródziemnomorskiego, lecz z bardzo suchymi, stosunkowo chłodnymi zimami i gorącą, nieco wilgotną porą letnią. W tej okolicy w 1891 roku zbudowano zaporę blokującą wodę spływającą do doliny zczterechrzek.DziękitemupowstałomalowniczejezioroSanRoque.Wpłynęło to po roku 1915 na rozwój turystyki oraz przyczyniło się do tego, że Carlos Nicandro Paz podjął decyzję o założeniu w tej okolicy osady, która w ciągu stulecia rozrosła się w duży ośrodek wypoczynkowy. Proces ten nabrał przyspieszenia z powodu upowszechnienia motoryzacji i letnich form spędzania wolnego czasu. W 1955 roku, kiedy mieszkało tu zaledwie kilka tysięcy ludzi, otwarto wyciąg kolejki krzesełkowej Aerosilla.

DomiasteczkaCzarnyszewiczowieprzybylinastałenaprzełomiekwietnia i maja 1956 roku. Wynajęli za pół ceny kwaterę przy spiżarni El Grillo, zimą (czyli w czasie argentyńskiego lata) przeznaczaną dla turystów. Kilka tygodni później Florian dzielił się swoim zachwytem w liście do Marii Czapskiej:

Sto metrów od naszej ziemi (330. m. kw.) leży jezioro, powstałe z zatamowania trzech górskich rzeczułek. Dokoła są góry. Piękna miejscowość, klimat o wiele lepszy niż w Berisso. Niemal każdego ranka leży na trawie mróz biały, ale zimna nie odczuwa się tak jak w Berisso. Tam bywało cztery stopnie powyżej zera na dworze, a chłód przejmował do kości [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956. ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 12.[31].

Ten sielski opis nie oznaczał wcale, że po trzydziestu jeden latach ciężkiej pracy we frigorifico były robotnik oddał się zasłużonemu wypoczynkowi. Najbliższemiesiąceokazałysiębowiembardzotrudne.Podkonieclistopada CzarnyszewicztakpodsumowałtenokreswliściedoJózefyRadzymińskiej:

[…] od N. Roku porzuciłem pracę w fabryce przechodząc na emeryturę. Czekałem na tę chwilę, aby móc przenieść się w tutejsze górskie okolice, gdzie klimat odpowiedniejszy dla chorych na astmę. Nie mając kapitału na życie w wynajętym mieszkaniu,musiałemodrazuprzystąpićdobudowywłasnejchaty.Odkwietniaodkąd tu przenieśliśmy się, byłem jakby odcięty od świata. Nie miałem czasu nie tylko na listy, ale nieraz na przeczytanie „Głosu”. Może nigdy w życiu tyle nie pracowałeminiemiałemtylezmartwieńikłopotów,przeważnieprzezniedostateczną znajomość rzeczy no i – przez brak kapitału [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Józefy Radzymińskiej z 26.11.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 2545, t.3, k. 44.[32].

Brzemię kłopotów związanych z budową domu towarzyszyło mu już od początku pobytu w Villa Carlos Paz. Jednak początkowo przeważała radość: „[…] na sercu weselej niż było w okresie Wielkanocy. Zanim jednak nie ukończę budowy, o planowaniu nowej książki nie może być mowy”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 12.[33]. Uciążliwe stawało się każdorazowe przemieszczanie się z kwatery na działkę:

Najgorzej, że ta budowa znajduje się dalej jak 20 kwartałów od naszego teraźniejszego pomieszczenia i muszę codziennie dwa razy tam iść. Własnoręcznie nie buduję, ale trzeba być obecnym, aby dopatrzyć roboty i zawsze czegoś brakuje. „Ni mieła baba kłopotukupiłaparasia”.No,alejeśliwszystkopójdziedobrzetonaBożeNar.[odzenie] przeniesiemy się do własnego [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 17.07.1957 (1956), ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 19.[34].

Trud rekompensował pozytywnie wpływający na samopoczucie krajobraz oraz kontakt z przyrodą. „Jest tu dobry klimat, dużo słońca, dokoła góry i duże jezioro z czystą jak kryształ wodą. Od chaty naszej do brzegu tego jeziora nie będzie więcej jak 80 metrów”Tamże.[35] – zachęcał Czapską do przyjazdu, zapraszając ją wraz z jej bratem Józefem. „Gorzej, że zdrowie córki przez zmianęmiejscazamieszkanianiewielesiępoprawiło[…]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 20.05.1956, ML, Dział Rękpisów, inw. 4729, k. 12,[36].Ojciecmiałjednak nadzieję na zmianę tej sytuacji.

Ponieważ minęło pół roku i wypłata emerytury wciąż się nie rozpoczęła, na początku lipca Czarnyszewicz w tej i również w innych sprawach (zapewne związanych z pozyskaniem pożyczek od kolegów, a może dalszego rozliczenia ze szwagrem) udał się na kilka dni do Berisso. Wróciwszy, zaniemógł na jakiś czas, chorując na grypęBrudnopis listu Floriana Czarnyszewicza do Czesława z Detroit z 1956 roku, MNK, Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2570.[37]. W sprawie budowy musiał też kilkakrotniejeździćdoCórdoby.Pracejednakpostępowały.JerzemuWoszczyninowi około września donosił:

Odmajajestemjakbyoderwanyodświata.Niepiszę,nigdzieniebywam,żadnej pracy społecznej nawet nie przeczytam Głosu, nie mam czasu, oraz pisarsko się nie udzielam. Cały czas i wszystkie siły pochłania budowa domu. Nie miała baba kłopotu – kupiła parasia. […] Nie wiem jak dalej będzie, ale póki co budowa posuwa się naprzód. Mamy już na dachu pokrywę [nieczytel.], w przyszłym tygodniu mają kłaść dachówkę i otynkować na gładko [pisownia oryginalna]Brudnopis listu Floriana Czarnyszewicza do Jerzego Woszczynina z 1956 roku, MNK, Dział Starych Druków, Rękopisów i Kartografii, rkps 2570.[38].

Być może, jak to bywa w życiu, koszty tej inwestycji były wyższe od przeznaczonych środków. 10 września 1956 roku użalał się Czapskiej:

Ja w dalszym ciągu grzęznę w kłopotach budowania własnego domu, powodem których przeważnie niedostatek grosza. Ale może jakoś chociaż z grubsza, ukończymy za miesiąc i przeniesiemy się pod dach własny. Obiecuję sobie odpocząć wtedy po ludzku, bo przemęczyłem się ostatnie miesiące.

Po czym znów zapraszał swoją epistolarną przyjaciółkę do złożenia mu wizyty, nakłaniając popadającym w melancholię opisem okolicy:

Mówią, że w Argentynie są piękniejsze niż w Carlos Paz okolice ale i tu milej niż w Berisso. O parę stajań od nas rośnie długi rząd cedrów, które w dni wietrzne szumią wraz z jeziorem podobnie jak nasze lasy na kresach, ale nie tak. Przypomina to dawniejsze czasy i jakoś smętno się robi [pisownia oryginalna]List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 10.09.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 13.[39].

30 września, ciesząc się z otrzymania długo oczekiwanego od niej listu, pisał ogólnie o przeciwnościach związanych już z „ukończeniem własnej chaty”List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 30.09.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 14.[40]. Z budową nie można było zwlekać, bo w listopadzie mieli pojawić się pierwsi letnicyinależałowpaździernikuzwolnićkwaterę.Tymczasempogodazrobiła sięletnia,coskłoniłoamatorówdokorzystaniazkąpieliwjeziorzeSanRoque.

Zamiar udało się wykonać i przed ostatnim weekendem października Czarnyszewiczowie wprowadzili się do swojego nowego domu. „Jeszcze nie wszystko w należytym porządku, nie mamy elektryczności, ani ogrodzenia podwórka, ale można już żyć i cieszymy się temu bardzo. […] Wiele zmartwień i kłopotów miałem, ale mam już to za sobą” List Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 5.11.1956, ML, Dział Rękopisów, inw. 4729, k. 15.[41] – relacjonował koleżance z Paryża. W niedzielę 4 listopada Florian pojechał do Córdoby na polskie nabożeństwo i dziękował Bogu za pomyślny finał całego przedsięwzięcia.

Początkowodomniemiałjeszczenumeru,alenadawcymogliwysyłaćkorespondencję, wpisując na kopercie: „Chalet »Stasia«. V. Dominquez. Villa CarlosPaz.Cordoba”Tamże.[42].AdresAvenidadelVallenr143posesjaotrzymała wiosną następnego rokuList Floriana Czarnyszewicza do Marii Czapskiej z 24.06.1957, ILK, PoMCz 3/03. Za dostarczenie i życzliwe potraktowanie dziękuję Annie Bernhardt – prezes Stowarzyszenia Instytutu Literackiego Kultura.[43]. Nie wiadomo, czy wtedy, czy nieco później na frontonie budynku umieszczono napis oznaczający zdrobniałe imię żony.


Szkic pochodzi z 19 numeru kwartalnika Nowy Napis dostępnego do kupienia na stronie e-sklepu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Bartosz Bajków, Florian Czarnyszewicz w Górach Córdoby. Przenosiny do Villa Carlos Paz, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 238

Przypisy

    Loading...