22.02.2024

Nowy Napis Co Tydzień #242 / Rozłupany świat w kronikach „Niskich Łąk”

1. O autorze, miejscu i książce

Piotr Siemion opublikował trzy powieści: Niskie Łąki (2000), Finimondo (2004) i Bella, ciao! (2022). Akcja debiutanckiej książki toczy się we Wrocławiu i w Nowym Jorku. Finimondo rozgrywa się w Warszawie i okolicach, a Bella, ciao! ‒ na Pomorzu. Te trzy utwory, mimo że bardzo różne pod względem tematycznym i problemowym, wykazują wspólne cechy. Jedną z ważniejszych jest ta, że przedstawiają rzeczywistość nieprzychylną człowiekowi. Świat nosi znamiona piekła, pandemonium, koszmaru, w którym bohaterom Siemionowej prozy przyszło żyć. Jego oglądanie i opisywanie ma coś z zaglądania w paszczę Lewiatana. Każda z powieści wprawdzie niesie promyczek nadziei na wyjście z dziedziny okropności, ale wydaje się ona wątła i zaprawiona ironią. Najwidoczniejsze jest to w Finimondo. Powieść ukazuje przygody bohaterów na styku świata korporacji, polityki i wykluczenia. W stolicy dominują przedstawione w satyrycznym świetle głupota, agresja, żądza pieniądza, co rodzi wiele negatywnych skutków i obfituje dramatycznymi wydarzeniami. W ostatniej scenie powieści główny bohater Aureliusz rezygnuje ze swoich ideowych wartości na rzecz siedmiomiesięcznej Albertynki, która ‒ wiedzą to prawie wszyscy oprócz niego ‒ stanowi dowód zdrady małżeńskiej. Choć zakończenie nie jest idealne, to wydaje się uspokajające. Najbardziej wstrząsająca jest ostatnia proza Siemiona, podejmująca problematykę żołnierzy wyklętych i formowania się nowego świata politycznego w Polsce po drugiej wojnie światowej. Literacka wizja ukazuje brutalność, okrucieństwo i łamanie wszelkich tabu. Siemion w swoim diariuszu pisał: „[…] bez konfrontacji z klęską nie ma mowy o wyzwoleniu”P. Siemion, Dziennik roku Węża, Wołowiec 2015, s. 166.[1]. A zatem przedstawia w rozległy sposób klęskowość istnienia. W Bella, ciao! także mamy szczyptę nadziei w postaci kobiecej przyjaźni. Tworzenie się nowego porządku należy też do charakterystycznych zagadnień twórczości pochodzącego z Wrocławia pisarza. W Dzienniku roku Węża (2015) Siemion w zajmujący sposób przedstawia portret współczesnego intelektualisty, pisarza i ojca. Sporadycznie wraca myślami na Dolny Śląsk.

Niskie Łąki Piotra Siemiona na przełomie wieków XX i XXI stały się bestsellerem. Doceniony i uznany utwór doczekał się kilku wydań. Ten późny debiut trzydziestodziewięcioletniego wówczas autora okrzyknięto powieścią pokoleniową. Nie bez racji, ponieważ przedstawia losy bohaterów, którzy w latach 80. wchodzą w dorosłość, a ich wspólnym doświadczeniem okazują się stan wojenny, schyłek PRL oraz transformacja ustrojowa, ekonomiczna i kulturowa Polski. Dzieło warto przypomnieć i ponownie przeczytać po dwóch dekadach w innym nieco kontekście współczesności. Mówi ono o wielkiej przemianie społecznej, która nastąpiła w okolicach roku 1989, przedstawia przestrzeń doświadczeń życiowych młodego pokolenia, traktuje o wyjątkowym miejscu, ukazuje wreszcie emigrację, odzierając ją z mitycznych upiększeń. Obok grupy postaci za bohaterów książki można uznać najnowszą historię, a także Wrocław. Spotykają się tu różne racje, prądy kulturowe i subkulturowe, które wiązały się często z przestępczością, narkotykami, alkoholizmem, ale i pewnym potencjałem. Mamy zatem do czynienia nie tylko z powieścią pokoleniową. Siemion porusza bowiem sprawy uniwersalne, właściwe niejednej generacji, na przykład szukanie swojego miejsca w świecie, zmaganie się z trudnościami związanymi z relacjami międzyludzkimi oraz spełnianiem marzeń.

Niskie Łąki to miejsce znajdujące się na południowy wschód od wrocławskiego Starego Miasta, wciśnięte między Odrę a wpływającą do niej Oławę. Przechodzą przez ten teren ulice: Na Niskich Łąkach, Rakowiecka, Międzyrzecka, Okólna, Na Grobli, Żabia Ścieżka, Grobla Krzywa. Na drugim brzegu Odry na Wielkiej Wyspie rozpościera się słynny ogród zoologiczny, natomiast po drugiej stronie Oławy biegnie ulica Generała Romualda Traugutta i znajduje się Przedmieście Oławskie. W pobliżu rozpościerają się: Las Rakowiecki, ogródki działkowe, Park Wschodni. W obrębie Niskich Łąk dzisiaj znajdują się między innymi: stadion, park, tor wyścigowy.

Książka Siemiona składa się z trzech części umiejscowionych w konkretnych czasie i przestrzeni. Są to kolejno: Anglik z wody (Wrocław 1983), Wyspa Ognia (Nowy Jork 1988–1989) i Radio Carlos (Wrocław 1991). Jednym z głównych bohaterów powieści ‒ jak już zaznaczyłem ‒ jest stolica Dolnego Śląska. To jej obrazom w utworze zamierzam się przyjrzeć.

2. Kronika końca

Akcja pierwszej części Niskich Łąk toczy się po zniesieniu stanu wojennego (22 lipca 1983 roku). Rozpoczyna się w sierpniu, kiedy to główny bohater podczas spaceru w okolicy północy zostaje napadnięty przez czterech nieznanych sprawców i zrzucony z mostu do Odry. Przybył tu na staż teatralny „[…] w tamtym mieście robią tylko staże teatralne, poza tym nic się tam nie dzieje”Tenże, Niskie Łąki, Warszawa 2004, s. 8. Dalej cytaty z tego wydania oznaczam numerem strony bezpośrednio w tekście.[2] – mówi przedstawiciel Instytutu Brytyjskiego.

Tytuł pierwszego rozdziału Anglik z wody przywodzi na myśl jedną z potraw w książce kucharskiej, na przykład ziemniaki z wody, co oznaczałoby, że bohater „został ugotowany”, „załatwiony na amen”. Traci portfel, paszport i inne rzeczy osobiste tak, jakby tracił przywiezioną ze sobą tożsamość. Po wydobyciu się z rzeki protagonista wychodzi na śródmiejską, wąską, brukowaną ulicę i trafia przypadkowo do bramy. Tu natyka się na dwóch mężczyzn palących marihuanę, którzy „częstują go ziołem” i zabierają do mieszkania, gdzie przebywa wielu młodych ludzi i odbywa się impreza. Jego pojawienie się spotyka się z akceptacją biesiadników. Częstowany alkoholem ściąga mokre buty i ubrania oraz nakrywa się kocem. Gdy robi mu się niedobrze, udaje się do łazienki i odkrywa, że w wannie leży Lidka, w której później się zakocha. Ponieważ jest przemoczony, kruczowłosa dziewczyna proponuje mu, aby pożyczył sobie koszulę w zieloną kratę suszącą się na sznurku nad wanną. Spostrzegając, że łazienka jest zalana, młodzi ludzie postanawiają udać się na basen. Wsiadają wszyscy do samochodu dostawczego i jadą do dzielnicy willowej. Przechodzą przez ogrodzenie i szklarnię, by kąpać się w prywatnym basenie. Wezwana policja bezskutecznie próbuje wyłapać intruzów. Anglikowi, tak jak innym, udaje się uciec. Dochodzi ranek. Bohater siedzi na ławce przed ceglaną, staroświecką zajezdnią i zachęcony przez motorniczego wsiada do pierwszego porannego tramwaju. Tak rozpoczyna się ta zajmująca, gęsta od znaczeń i ambitna proza. Obrazowi miasta warto przyjrzeć się, biorąc pod uwagę zmysły wzroku, słuchu, powonienia i smaku.

2.1. Widoki

Wrocław ukazany jest oczyma przybysza z zagranicy. Dzięki temu narrator zyskuje dystans. Miejsce okazuje się obce, dziwne, zaskakujące. Okolice poznajemy dzięki pieszym wędrówkom bohaterów, ale także podczas obserwacji okolicy z okna, jazdy samochodem, lotu samolotem, przejazdu pociągiem. Miasto jest zaniedbane, a te zaniedbania są wieloletnie. Podczas wędrówki obcokrajowiec widzi na ścianie mijanego budynku wielometrowy wizerunek łamanego kołem mężczyzny. „Kiedy szedł tamtędy za dnia, zapamiętał to malowidło, wyraźne mimo osadu węgla i dwutlenku siarki, zatykających wapienne pory kolorowego tynku” (s. 8). Słowem: okolica, jak i cały kraj, wydają się nieprzyjazne i nieprzychylne przybyszowi z Zachodu. Kamienica, w której znajduje się mieszkanie, gdzie odbywa się wspomniana libacja, od dziesięcioleci nie była remontowana: „W półmroku sień kamienicy, czterdzieści i kilka lat temu podziobanej kulami i tak pozostawionej, zmieniła się w brzuch chorego wieloryba, pełen suchych wodorostów i zielonkawego cienia” (s. 12). Wnętrza nie ustępują pola zewnętrznym objawom zniszczenia. W mieszkaniach znajdują się poniemieckie sprzęty, meble, armatura sanitarna. Taki widok zachęca do opisów przedmiotów i zjawisk nieestetycznych, na przykład tego, co zachowało się pod starą wanną, gdzie nie zaglądał nikt od dziesiątków lat:

[…] jaka może być temperatura wody, z każdą sekundą oddającej coraz więcej ciepła przez białą skórę emalii, w najciemniejsze rejony pod żeliwną niecką, tam gdzie od dawna spoczywają zapomniane szczotki do zębów z drewnianymi rączkami i upuszczone zakrętki od tubek pasty, gdzie schną sklejone mydłem kłębki włosów i blade zmumifikowane pająki, jak w księżycowym kraterze, do którego nie zajrzy już nikt aż do końca świata, do dnia rozbiórki kamienicy (s. 16).

Ostre wartości estetyczne, nierzadko szpetne i paskudne, mogą powodować zaskoczenie, prowokować, zwracać uwagę na tę sferę rzeczywistości, która często bywała w literaturze pomijana. Narracja zbliża się do techniki naturalistycznej. Autor rezygnuje z analizy psychologicznej, co wynika z dążenia do wiarygodnego ukazania człowieka. Bohaterowie przedstawieni są w swych zewnętrznych reakcjach. Dużą rolę odgrywają dialogi pozwalające na ukazanie bohaterów w bezpośrednim działaniu i poznanie ich myśli, przy założeniu, że mówią to, co myślą. Dialogi te często zawierają wulgaryzmy, zdradzają ordynarny stosunek postaci do rzeczywistości i określają wzajemne relacje.

Pisarz charakteryzuje grupę protagonistów i ich sytuację życiową poprzez pryzmat miejsca, ale i odwrotnie: miejsce określane jest przez bohaterów. Oto młodzież znajduje się w mieszkaniu. Młodzi ludzie są potomkami przesiedleńców, repatriantów, nomadów, którzy osiedlili się we Wrocławiu. Urodzili się w mieście na zachodzie Polski. Te okolice izolowane podczas zimnej wojny od zachodniego świata mają charakter mroczny, schyłkowy, dekadencki. Zieją chłodem:

[…] ciemny krąg twarzy prawie jeszcze nastoletnich, twarzy wczorajszych dzieci urodzonych w mieście zatrzymanej wędrówki ludów, w mieście porozwłóczonych cegieł, złuszczonych fasad, wygasających świateł, niebieskich nocnych tramwajów chyboczących się z wolna po sfalowanych szynach, pojedynczym reflektorem rozświetlających ciemne liściaste parki, mury, opustoszałe ulice, wystawy sklepów, na których drzemią butelki z octem i brunatne torby soli ‒ bezkierunkowy świat zamknięty w pętli miejscowych możliwości, ostatnio jakby ciaśniejszej, mniej wybaczającej, niosącej razem z późnym latem pewniki kolejnych zim, błotnego brudu, powolnego dogasania (s. 36).

W opisie Siemion korzysta z epitetów tworzących nastrój przygnębienia. Kolejne peryfrazy dopełniają obrazu miasta, a zawarte w nich wartościowanie ma nacechowanie pejoratywne. Każda z nich niesie też dodatkowe znaczenia. „Zatrzymana wędrówka ludów” oznacza przesiedlenie milionów Polaków z Kresów Wschodnich, centralnej Polski i innych stron na Dolny Śląsk; „porozwłóczone cegły” przypominają o rozbiórce niemieckich kamienic i wywożeniu cegieł na odbudowę stolicy, „złuszczone fasady” można odczytać jako znak zaniedbań mających miejsce w PRL, „wygasające światła” symbolizują zanik chęci i sił życiowych, utratę nadziei, a „sfalowane szyny”, choć mogą mieć swój urok, mogą być powodem wykolejenia tramwajów oświetlających okolicę. To, co oświetlają, znane jest każdemu pasażerowi jadącemu tramwajem nocą. Opis zamyka metafora pętli. Pętla tramwajowa nakłada się na kurczące się perspektywy. Przyszłość młodego pokolenia nie wydaje się obiecująca.

Młodzieży kwestionującej wartości i normy obowiązujące w życiu społecznym i politycznym daleko do legendy Solidarności. Mamy tu do czynienia raczej z antyetosem. W grupie przyjaciół znajduje się Carlos. Mimo że był internowany w Jaworzu, to bohaterowie nie pretendują do tytułu szlachetnych opozycjonistów walczących z systemem. Są to kontestatorzy przeciwni wielu wartościom, w tym totalitarnym i komunistycznym. Bunt wobec rzeczywistości wyraża się w pisaniu na murach haseł antykomunistycznych, przy czym nie zawsze pamiętają, jak te hasła brzmiały, wiedzą tylko, że były „mistrzostwem świata”. Ponadto okraszają je wulgaryzmami. Zestawienie górnolotnych politycznych i ideologicznych treści z niewyszukanym językiem daje efekt humorystyczny. Carlos konstruuje nadajnik radiowy, a kiedy jego przyjaciół zatrzymuje milicja podczas „pleneru z napisami”, postanawia szukać „zaginionych w akcji”. Z grupą związany jest także niejaki Wierzba. Zapisał się do ZOMO. Kiedy bohaterowie zostaną aresztowani przez milicję, Wierzba umożliwi im ucieczkę. W krytycznym momencie obowiązki służbowe przegrywają z poczuciem wspólnoty. Zomowiec, przejąwszy aresztantów, to jest Żoża, Kuchnę, Carlosa i Anglika, zamyka ich w nysce, by przewieźć z komisariatu na ulicę Świebodzką. Nie zamyka jednak, jak należy, drzwi pojazdu. Samochód ulega wypadkowi ‒ wpada do głębokiego wykopu na środku jezdni. Czwórka bohaterów wychodzi z auta bez szwanku i ucieka. W ten sposób wyraża się solidarność koleżeńska. Przede wszystkim jednak protest młodzieży polega na nieustannym imprezowaniu.

Socjalistyczne prowizorki pozostają stałymi elementami krajobrazu. Wiele w mieście baraków i innych tymczasowych wiat, budek, pawilonów, które przetrwały dziesięciolecia. Ulice upstrzone są dziurami, dołami, pryzmami ziemi, stertami kamieni, w lampach ulicznych święci się co piąta żarówka, a wykopy bywają oświetlone lampami naftowymi lub w ogóle nieoświetlone. Brukowana kostka jest dziobata, nierówna, powyszczerbiana. Tramwaje w nocy przemykają jak widmowe pojazdy po nierównych szynach. Jest pusto. Obraz miasta został zakreślony plastycznie i precyzyjnie we fragmencie mówiącym o jeździe samochodem na koncert. W rozdziale Jaz nad Odrą oczami bohatera widzimy osobliwości okolicy. Na początku widać nierówne chodniki i „powycinany w ząbki ratusz” (s. 52). O osiemnastej miasto „kończy działalność”. Anglik z Józefem jadą furgonetką „pod garaże przy bloku w parkowej dzielnicy, za nasypem” (s. 53), by zebrać resztę drużyny. Na szarej ścianie sklepowego pawilonu widzą namalowanego krasnala ‒ znak Pomarańczowej Alternatywy i sprzeciwu wobec komunizmu. Dalej w drodze nad Odrę spod plandeki żuka chwilowo rozciąga się panorama: „Na rozmazanym czerwonawym tle przez jedno mgnienie wyrosły sylwetki barokowych hełmów i poszczerbionych ceglanych wież starego miasta, liściaste korony drzew, sina gładź rzeki, trzciny przy pokruszonej ceglanej obmurówce bulwaru” (s. 53–54). Przez układ urbanistyczny i architekturę przemawia historia. Na przykład Anglika zastanawia „wyciosana pośrodku kamienic rozległa pustynia, po której tu i tam rozprowadzono pajęczynę drutów tramwajowych. Pośrodku […] wielka, tekturowa chyba tablica z napisem GIGANT” (s. 54). Każe mu zadawać pytania dotyczące placu Grunwaldzkiego: Jak to możliwe, że w środku miasta znajduje się wielka niezabudowana przestrzeń? Okazuje się, że w czasie oblężenia Festung Breslau Niemcy wyburzyli domy w całej dzielnicy i zrobili w tym miejscu lotnisko.

Dzieje oblężenia miasta w czasie drugiej wojny światowej znalazły odzwierciedlenie także w literaturze popularnej, by wspomnieć chociażby retrokryminalną powieść Festung Breslau Marka Krajewskiego. W utworze Siemiona historia ma pewne znaczenie. Jej nieciągłość i nieciągłość pamięci obrazują także wyrwy w przestrzeni miejskiej. W zasadzie okres wojny i pół wieku po niej to czas trudny dla architektury. To, co mogło cieszyć oko, niszczało i marniało, a nowe bloki i inne budowle czasu PRL zazwyczaj nie zachwycały architektonicznym pięknem. Anglik znalazł się intra muros. Liczą się bardziej dla niego teraźniejszość i przyszłość. Miasto porównane jest do znanego Anglikowi Coventry z lat 50.: „Żółte mury, topole, miejsca po wywiezionym gruzie. Zaledwie parę ulic na krzyż, a łatwo tu było utknąć, ugrzęznąć pod drucianą pajęczyną, zgubić się w zielonej i kamiennej plątaninie odnóg rzeki” (s. 55). Liszaje na murach, blade przepite twarze, „zżółkłe zmielone upałami trawniki”, „szara gama okolicy”, „zdeptane skwerki i skrzynki z oranżadą” (s. 55), „piaskowa nędza ulic wokół budynku teatru” (s. 56) składają się na miejską przestrzeń.

Po opuszczeniu samochodu bohaterowie zmierzają przez łąkę, na której znajdują się słupki od ławek, co świadczy o tym, że dawniej mógł tu być park. Perspektywa się poszerza. Idą grzbietem wału powodziowego, za którym aż do rzeki rozpościerają się łąki z kępami krzewów. Na drugim brzegu pasie się łaciata krowa „wgapiona w łąkowy bezkres, ciągnący się przez kolejne, coraz ciaśniejsze równiny aż do Morza Północnego, do wałów, wydm i płycizn ostatniego cypla Europy” (s. 57). To zwierzę rasy holenderskiej pojawi się jeszcze w końcówce utworu, a smaczku dodaje to, że tutejsza ulica nazywała się przed wojną Przy Łąkach Holenderskich. Jest tu początek i koniec Europy. Wędrówki w pobliżu rzeki mają swój klimat zasnuty mgłami, zapachami, śladami przeszłości:

U końca ścieżki naprawdę ujrzeli gotycki zamek. Powodziowy wał odchodził tutaj łukiem wzdłuż muru przysadzistej, trzypiętrowej budowli bez szyb w oknach, z rozległym, niegdyś oszklonym tarasem i z dziurawym dachem zwieńczonym wieżyczką z balkonem. Nieco dalej, tam gdzie na wał wspinała się kolejna brukowana uliczka, perspektywę wieczornej łąki zamykała wysoka przegroda betonowego jazu na rzece. U stóp przepustów pieniły się wiry, a szum wód dochodził aż tutaj, w półmrok pod murem (s. 58).

W środku Anglik przeczyta gotycki napis: „ALTE BRESLAUER BIERSTUBE”. To nie przypadek, że bohaterowie „buszują” po zaniedbanym pustostanie reprezentującym dawną cywilizację. Można tę budowlę rozumieć jako metaforę schyłku, końca, odejścia w przeszłość niemieckiego dobrostanu. Stara piwiarnia pełni funkcję punktu widokowego, z którego Anglik wraz z Lidką będą obserwować miasto: wał przeciwpowodziowy, rzekę, wieże kościołów, stacji pomp i przemysłowe kominy. To spojrzenie wybiega dalej poza miasto i poza horyzont, a zatem poza konkretne wymiary. Staje się spojrzeniem na cały świat, na niewidoczne przecież następne płaskie łąki, rzeki, lasy i pola, miasteczka i góry. Krajobraz jest pełen zgubionych znaków, które należy odnaleźć i odczytać. Wtedy wskażą drogę. Jeśli się tego nie zrobi, „miasto pełne pustych placów pozostanie rozstajem dróg, na którym zamiast szubienicy straszy zepsuty od 1976 roku ‒ pytał o to ‒ koszmarny zegar o czterech żółtych tarczach, a obok są jeszcze rzeka, dworzec, poniemieckie kamienice bez tynku, pijackie meliny i zamknięte, ogołocone sklepy” (s. 60). Bohaterowie patrzą na świat z ruin piwiarni, „gdzie pół wieku wcześniej tysiąc piwoszy kolebało się do taktu orkiestr dętych, nim zwarły się marszowe szeregi, zanim ogień spadł na czerwone dachy, zanim komandor, tłukąc kolbą, powsadzał wszystkich w wagony i zawlókł do piekła” (s. 60–61). Można powiedzieć, że historia jest „ramą modelującą sensy ludzkiego doświadczenia, nawet jeśli owe sensy trzeba dopiero ujawnić”H. Gosk, Historia w prozie polskiej o tematyce współczesnej po roku 1989 [w:] Co dalej, literaturo? Jak zmienia się współcześnie pojęcie i sytuacja literatury, red. A. Brodzka-Wald, H. Gosk, A. Werner, Warszawa 2008, s. 19.[3]. Przy czym stosunek bohaterów do przeszłości wydaje się raczej pełen rezerwy i nieufności.

Siemion inkrustuje swój tekst aluzjami, cytatami i odwołaniami. Można tu znaleźć intertekstualne gry z literackimi dziełami od starożytności po współczesność. Lidka wymienia elementy miasta, jak ogród zoologiczny kierowany przez państwa Gucwińskich, Ratusz, Klub Związków Twórczych. W chwili szczerości, tkliwości i czułości mowa jest o miejscu, z którego się pochodzi i na które jest się zdanym. Przypomina się Prolog tomu Napis Zbigniew Herberta: „na taką miłość nas skazali, / taką przebodli nas ojczyzną” – tyle że „Rów w którym płynie mętna rzeka” ‒ to… Odra.

Rola historii wiąże się z zagadnieniem stosunku mieszkańców do poniemieckiego dziedzictwa – od postawy niszczycielskiej poprzez obojętność po szacunek dla przeszłości. Oto słowa Uszkina:

‒ Hej, nie róbcie demolki, bo to chyba zabytek! […] Co wam szkodzi, że poniemiecki? […] Bo mnie na przykład nie przeszkadza […]. Tramwaj też prowadzę poniemiecki, uniwersytet niby ze Lwowa, ale poniemiecki, i co z tego? To się może jeszcze kiedyś odremontuje, pomaluje jakoś. Po co zaraz niszczyć? (s. 64)

Bohaterowie ze starego baru piwnego przejdą do pobliskiego jazu, gdzie rozpocznie się koncert grup alternatywnych. Tłum młodzieży gromadzi się, by posłuchać „piwnicznego prymitywnego punka”P. Siemion, Dziennik roku Węża…, s. 72.[4] i reggae. Czasami w opisach Siemion używa przenośni. W jednym z nich przedstawia miasto jako kundla z przetrąconym kręgosłupem, który zrzucił z siebie rój pcheł, „gromadę młodych ludzkich śmieci z ulic, szkół i blokowisk” (s. 69). Ludzie szukają sobie miejsca w zatłoczonej sali znajdującej się pod rzeką w jazie, „w mroku, w ukryciu, w ruinach i w kazamatach urządzeń komunalnych” (s. 69). To dobre miejsce do spotkania młodzieży pragnącej spędzać czas poza kontrolą rodziców i władz. Tutaj skupia się prawdziwe podziemie: antysystemowe, buntownicze, pragnące wyrazić swoje prawdy i przekonania, złaknione rozrywki oraz głębokich przeżyć. Tutaj zbiegają się różne nurty i treści wyrażane przez zespoły muzyczne. Pod ziemią znajduje się przestrzeń wolności i niezależności. Rdzeń jazu, w którym znajduje się podłużna sala, to wnętrze progu, nad którym przepływa rzeka. Sam koncert i taniec tych ludzi ma w sobie coś surrealistycznego, ale odbywa się naprawdę. Jest to odpowiedź na realia socjalistycznego świata, na który składają się: nowomowa, propaganda, brakoróbstwo, małe fiaty, powszechne pijaństwo. Uczestnicy koncertu w sensie dosłownym i przenośnym schodzą do podziemia, a „na niski sufit tuż ponad głowami naprawdę parł zimny smoczy brzuch rzeki, lepkiej od przemysłowych ścieków” (s. 69).

Jeszcze jeden pasaż rozgrywa się na nabrzeżu Odry, która ma olbrzymie znaczenie w powieści. Kiedy Carlos przykuł Lidkę kajdankami do barierki nadrzecznej kładki, Anglik próbuje odzyskać kluczyki, aby uwolnić dziewczynę. Biegnie za niezrównoważonym kolegą i tylko błyskawice co pewien czas rozświetlają przestrzeń, umożliwiając zobaczenie napisu na betonowym filarze „TWOJE CIAŁO GROBEM ZWIERZĄT (LUXUS)”. Pogoń trwa długo, w końcu uciekinier w geście poddania wyrzuca klucze przez ogrodzenie, za którym ma się znajdować lew. Anglik przechodzi przez nie i trafia na… dzika. Udaje mu się wyjść z opresji dzięki koledze, który zreflektował się i też wskoczył do zagrody. Pomaga w tym burza, która płoszy zwierzę. Anglik będzie wracał do ukochanej, ale zmyli drogę.

W obrazowaniu obok wyliczeń i metafor pisarz używa epitetów i porównań, które tworzą obraz ziemi jałowej, gdzie środowisko naturalne uległo degradacji do tego stopnia, że stało się dla człowieka niebezpieczne.

Ten marsz po grobli był jak pełzanie wzdłuż ścieku, jak marsz kładką przez łagodne, trujące moczary opodal ceglanych miast, palonych, przesiedlanych, zamarłych w oczekiwaniu na potop, który właśnie nadchodził (s. 84).

Anglikowi

[…] z nocnego marszu i innych nocy, które tu przeżył, zostanie tylko pamięć kołyszących się traw, ślepych bruków i widmowych głosów ludzi, których już nigdy nie będzie, bo pozostaną tutaj, na skraju kontynentu, wśród mazutowych zmaz i radioaktywnych liszajów tej ziemi (s. 84).

Niskie Łąki można traktować jako relację z poznawania okolicy i oswajania jej. Mimo dużej liczby konkretów sporo tu miejsc niedookreślonych, które czytelnik może sobie sam uzupełnić, wypełnić, skonkretyzować. Autor w opisach używa wyrazów o szerokim zakresie znaczeniowym, a zadaniem czytelnika jest wypełnienie ich treścią bardziej konkretną i obrazową. To sprawia wrażenie, że mimo użytej techniki naturalistycznej jest we Wrocławiu coś nieuchwytnego, nierealnego, coś, co ciągle szuka swojej nazwy.

2.2. Dźwięki

Przedstawiona w Niskich Łąkach warstwa dźwiękowa miasta niesie ze sobą wiele znaczeń istotnych dla wymowy utworu. Wśród dźwięków dominują odgłosy ruchu ulicznego, szum rzeki i wiatru. W bogatym otoczeniu dźwiękowym najbardziej znacząca okazuje się muzyka. Już na początku powieści, kiedy Anglik przechodzi ulicą, słyszy najprawdopodobniej jazz. Dalej z jednego z okien dobiegają „dźwięki hollywoodzkiej orkiestry” (s. 15). Młodzież słucha muzyki w czasie spotkań, udaje się na koncert, jeden z bohaterów zawodowo zajmie się muzyką. Ma ona moc pokrzepiającą i magiczną, „trzyma bohaterów przy życiu”:

Z dźwięku, bliskości innych ciał i mroku powstawało zaklęcie, słowo pozwalające odzyskać zmysły i przez następne dni i lata widzieć, oddychać i iść, iść. Zaklęcie, nadzieja, której przedtem było tutaj mniej. Karmili się nią wszyscy tu ukryci, skupieni na muzyce, przejęci nagłą wiedzą, że istnieją, są, jeszcze trochę będą (s. 72).

Sam autor w dzienniku zwraca uwagę na to, że całe Niskie Łąki nawiązują do mającego mesjański charakter Psalmu110. Utwór ten śpiewany po łacinie, wykonywany w stylu reggae na koncercie pod dnem rzeki, należy traktować jako ważny kontekst interpretacyjny związany z katastrofizmem i eschatologicznym sądem nad światem, starciem ludzi na proch w dzień gniewu i sądzeniem narodów. Proroctwo: „Z mętnej po drodze będzie pił rzeki / dlatego głowę wzniesie na wieki”Tamże, s. 277.[5] można odnieść w powieści do Odry. Jednak w BibliiTysiąclecia mamy inne tłumaczenie tego wersu: „Po drodze będzie pił ze strumienia, / dlatego głowę podniesie” (Ps 110,7). W tym wypadku słowa psalmu można rozumieć jako czerpanie przez Mesjasza łask Bożych z niewyczerpanego źródła.

W przestrzeni dźwiękowej słychać zespół Joy Division. A przebój tej rockowej grupy Love Will Tear Us Apart można przyjąć za dobry kontekst miłości Anglika do Lidki. W trzeciej części powieści eter zapełnią dźwięki Radia Carlos, grane między innymi przez Laibacha, Ninę Hagen, R.E.M., Sonic Youth, punkbluesową Recydywę, New Order. W jednostce wojskowej sowieccy żołnierze zawodzą wschodnią nutą. Sami bohaterowie, jadąc na piknik, zaśpiewają piosenkę Onuce. Utworów muzycznych, które pobrzmiewają w tle, a czasami wysuwają się na pierwszy plan, przywołano w powieści sporo.

Można by powiedzieć, że muzyka ewoluuje od subkultury do popkultury. W pierwszej części bowiem bohaterowie uczestniczą w undergroundowym koncercie, a w ostatniej nagrywają reklamy. Byłoby to jednak uproszczenie niezgodne z prawdą w tak bogatej powieściowej fonosferze. Podczas pikniku nad Odrą przecież zagrany zostanie na saksofonie protestancki hymn, wzbudzający w Angliku wspomnienie dzieciństwa. To nie ma nic wspólnego z popkulturą. W meandrach muzycznych tropów jednak prawie zawsze gdzieś pobrzmiewa szum rzeki.

2.3. Zapachy i smaki

Miasto przedstawione w powieści okazuje się nieprzychylne dla przybysza. Od początku, kiedy wysiadł z pociągu, boli go głowa.

Kiedy przemierzył beczkowato sklepioną główną halę żeliwnego dworca, godnego salonek Habsburgów, i wyszedł przed gmach, pierwszy raz wciągnął w nozdrza wilgotny zapach tego miasta, woń mokrego kamienia, łąk, siwych spalin, upału, rzecznej pleśni, cegieł i koksowego pyłu (s. 8).

Cud, że się nie udusił! Wrocław Siemiona to miasto o dużym stopniu zapachowej uciążliwości. Miejscowe fetory wiążą się z przemysłem, motoryzacją, energetyką. Również w naturze dominują substancje odorotwórcze: „rzeczna pleśń”, mocz czy ludzki pot. Lokalny bukiet zapachowy okazuje się toksyczny i niepożądany, co pociąga za sobą niską jakość hedoniczną:

[…] można tak sobie siedzieć, wdychać wciąż od nowa woń złuszczonej farby olejnej w urzędowych gmachach, odór cętkowanego linoleum w korytarzach rozjaśnionych pełganiem żółtych żarówek, smród benzyny, betonu i bocznic kolejowych, latem jeszcze duszny zapach chwastów obok bocznic. I czasem smród kibla… (s. 44–45)

Na zewnątrz powietrze nie jest wcale świeże. Dym z papierosów miesza się z tumanami ogródkowych ognisk. Do tego dochodzi fetor chemikaliów. Kiedy Anglik pyta, co to za zapach, otrzymuje odpowiedź, że jest to „dwusiarczek węgla albo dwuwęglan siarczku”. A inny kolega, Bozia, żartuje, że to bojowy środek trujący ‒ iperyt (s. 56–57). Złowonne gazy unoszą się nad okolicą. Symbolizują degradację środowiska naturalnego. Dzięki temu Siemion przedstawia, jak nieprzyjemnie się żyje w ówczesnym Wrocławiu.

Wnętrza nie dają wytchnienia. Bohater czuje „zapach świeżego betonu, rdzewiejącej stali zbrojeniowej, rzecznej wilgoci” (s. 67), a dalej „odór potu przemieszany z ostrym ziołowym zapachem, który choć dusił, nie był wcale aż tak nieprzyjemny” (s. 68). W wielu pomieszczeniach czuć dym miejscowego tytoniu, „kiblowy smród tutejszych papierosów bez filtra” (s. 73), a w bramach i na podwórkach wstrętną woń uryny. Z kolejek w sklepach wydziela się „mocny, cebulowy zapach potu” (s. 52). Nawet legendarny zapach kobiety niezbyt kontrastuje z szeroką gamą fetorów: „tanie perfumy, wilgotny seks, papierosowa gorycz” (s. 73).

Za kulminacyjny punkt tej olfaktorycznej odysei można uznać spotkanie z dzikiem. Anglik znajdzie się za ogrodzeniem ogrodu zoologicznego i poczuje ostry, zwierzęcy smród rodem z dżungli albo właśnie zoo, „w którym trwa strajk pracowników od wywózki egzotycznego gnoju” (s. 80). Zapachów dopełniają odczucia smakowe, których symbolem stają się gumiaste kopytka, niedogotowane, kradzione kurczaki oraz gorzki zazwyczaj smak wódki, piwa i tytoniu.

Tak zatem obraz Wrocławia w pierwszej części powieści okazuje się boleśnie realistyczny. Zapachy stanowią część scenerii miasta. Są właściwością, parametrem określającym miejsce. Niosą negatywne asocjacje. Jako elementy synestezyjnego opisu świata służą budowaniu nastroju. Pisarza interesuje codzienność PRL, konfrontacja człowieka realnego socjalizmu z Zachodem i człowieka Zachodu z realnym socjalizmem oraz odbrązowienie antykomunistycznego podziemia lat 80. XX wieku.

A potem, kiedy Anglik wróci po ośmiu latach, znów poczuje: „absurdalną, przemożną woń czarnoziemu, zwierzęcym ciepłem omywającą lotniskowe baraki, drzewa i płoty z drucianej siatki” (s. 251). Natomiast w powietrzu nad „prowincjonalne lotnisko w pustym rdzeniu kontynentu” (s. 252) wraz z nadchodzącą wiosną przybędą chmury sadzy sunące znad Kuwejtu. Chodzi oczywiście o wojnę w Zatoce Perskiej.

Podczas czekania na Carlosa w radiu Anglik czuje „zapach nowej farby emulsyjnej” (s. 273), co symbolizuje zmiany i kontrastuje z „liszajami na murach” w pierwszej części powieści. Nie zmienia to jednak tego, że w „hotelowym pokoju było mu duszno, a co więcej, czuło się we wnętrzu wyraźny bagienny zapach ‒ mocny, ciężki zapach rzecznego szlamu” (s. 303). Każde miasto wydziela swoje zapachy. Stanowią one komponenty tożsamości miejsc. W Niskich Łąkach są to uboczne efekty produkcji przemysłowej, życia człowieka i innych organizmów żywych ‒ wonie rozkładu i katastrofy.

3. Z oddali

W drugiej części powieści akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Wrocław istnieje we wspomnieniach bohaterów. W tej partii książki Dolny Śląsk pojawia się sporadycznie jako punkt odniesienia, element porównania. Narrator zwraca uwagę na nazwę w kontekście języka angielskiego. Wrocław przyjąłby w Ameryce formę „Rocklove”. „Bo double-u czyta się vee…” (s. 97). Nie wydaje się to precyzyjne. Jeśli „w” czytalibyśmy jako „v”, to mielibyśmy Vroclove. Narrator celowo modyfikuje nazwę, aby nawiązywała do gatunku muzyki rozrywkowej. Zresztą w Dzienniku roku Węża, wspominając o organizacji koncertu przez Krzysztofa „Kamana” Kłosowicza, autora utworów wykonywanych przez grupy Miki Mousoleum i Big Beat, Siemion pisze: „stare, krzywe reggae wrockowe”Tamże, s. 248.[6]. Sama nazwa pewnie dla niejednego cudzoziemca jest trudna do wymówienia. Tu może się kojarzyć nie tylko z muzyką rockową, ale również kołysaniem, skałą, opoką i miłością. Więc interpretacji nazwy Rocklove może być wiele. Warto przy tej okazji wspomnieć o innych nazwach miasta pojawiających się w literaturze pięknej. Często pobrzmiewa niemczyzna – Breslau, ale mamy też u Andrzeja Zawady symboliczne połączenie nazwy przedwojennej z powojenną ‒ Bresław.

Anglik, planując nakręcenie filmu, wraca myślami do Polski. Na fali zainteresowań wampiryzmem myśli o Śląsku jako o własnej Transylwanii. Pragnie opowiedzieć o tym kraju i o swoich ostatnich w nim dniach za pomocą kamery. Uciekł stamtąd tak, jak umyka się z krainy wilkołaków i wampirów. Zakochany w Lidce dowiedział się, że kobieta jest w ciąży z Carlosem i postanowił wrócić do Anglii. Potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Miasto pozostało „w pamięci niczym płaska wyspa, nieosiągalna, lecz znana do znudzenia” (s. 134). Chyboczące się nowojorskie ruchome schody przypominają „krzesełka poniemieckiego wyciągu narciarskiego na Szrenicę” (s. 136). A oto inne porównanie nawiązujące do stolicy Dolnego Śląska: chudy młodzieniec niosący kolegę „jak pantograf wrocławskiego tramwaju gnie się pod ciężarem bezwładnego Carlosa” (s. 175). Poczekalnia na lotnisku w Nowym Jorku z kolei przypomina wrocławskie mieszkania: „Lastryko i pecewu na tym JFK jak w blokach na Hirszfelda, i nawet żarówki, tak samo pali się co druga” (s. 178). Lidka porównuje realia biur na Manhattanie do tych dolnośląskich: „Takie same biurowe nieszczęście jest tam w środku jak w kanciapie pani Lusi we wrocławskim Budopolu” (s. 184). Wspomnienie bohaterki na zasadzie luźnego skojarzenia dotyczy 1986 roku: „Jak Czarnobyl walnął, też siedzieli wszyscy na basenie. Z dziećmi poszły we dwie, Julia z Mrówą, z wózkami, na WKS Śląsk. Woda była marzenie, a z nieba bez jednej chmurki śnieżył cez” (s. 195). Wrocław określa tożsamość bohaterów i ich sposób postrzegania świata.

Mimo że obraz Wrocławia z pierwszej części powieści Siemion zarysował ciemnymi barwami, a mroczne miasto wydawać się może potworem, to wizja Nowego Jorku okazuje się znacznie bardziej nieludzka. Protagoniści wyrwali się z łap jednego potwora, by wpaść w macki jeszcze gorszego. Wszyscy jednak z różnych powodów wrócą nad Odrę. Są na to miejsce skazani.

4. Kronika początku

We Wrocławiu w 1991 roku toczy się akcja trzeciej części Niskich Łąk: Radio Carlos. Anglik przylatuje ponownie do Polski po ośmiu latach, a z Warszawy do stolicy Dolnego Śląska dociera Jakiem-40. Jest to już miasto po przełomie politycznym, miasto kapitalistyczne, metropolia wielu możliwości. Panorama z okna samolotu wygląda następująco:

Przed oczami Anglika zamigotały kwadraciki dachów, taśmy ulic, znajome bliźniacze wieżyczki katedralne, mały i duży komin elektrociepłowni, chruśniaki bezlistnych parków, mosty, a potem już szpitale, nasypy, blokowiska i domki, coraz bliższe i coraz mniej zaczarowane, […] widać jeszcze było przez chwilę szare plecy rzeki i mech zimujących traw naprzeciwko zoologu (s. 249).

Widzimy miejsce „okiem kamery”. Autor posługuje się wyliczeniem widzianych elementów krajobrazu, by pod koniec użyć przenośni. Dalej mamy refleksję o wpływie tego miejsca na życie bohatera:

Anglik miał wrażenie, że patrzy na koszyk ze zwiędłego sitowia, niegdysiejsze schronienie, po latach znalezione nad brzegami, dziś już za małe, by mogli doń z powrotem wpełznąć i on, i przede wszystkim ci inni, których tu poznał. Miasto czekało na niego. Zawsze to samo miejsce, stragan różności, karmiący później przez lata wyobraźnię, Transylwania bez wilków, kraina bez cudów, pusty plac (s. 249).

Narrator zwraca uwagę na nieszczególność tego miejsca, które jednak dla bohatera stało się wyjątkowe i odmieniło mu życie. Metafora miejsca jako schronienia w postaci koszyka z sitowia nad rzeką może przypominać historię biblijną Mojżesza, znalezionego w sitowiu przez córkę faraona i uratowanego przez nią. Anglik też na początku powieści wyszedł z rzeki. Najważniejsze jednak, że nadodrzańska okolica po części i na pewien przynajmniej czas stała się jego okolicą. Anglik zamierzał zainteresować publiczność na Zachodzie filmem o Wrocławiu. Na fali zainteresowania wampiryzmem chciał przemycić ten projekt, w efekcie jednak film nie powstał.

Dalej miasto widziane jest z okna taksówki wiozącej Anglika z lotniska do centrum. Mercedes mija liszajowate domki, żelazną bramę jednostki wojskowej, czerwony przystanek autobusowy i pola. Zbliża się do „kostek blokowisk Nowego Dworu” (s. 254). Po tej enumeracji osiedle porównane jest do ludzkich mrowisk znanych z historii. Duże nagromadzenie mieszkańców w ciasnej przestrzeni nie jest niczym nowym, ale w każdej epoce przyjmuje odmienną formę. „Domy wyrastały z zabronowanej brunatnej pustyni jak dalekie kartonowe Jeruzalem, miraż, podejrzany Syjon, gdzie można stracić sakiewkę albo zdobyć koronę” (s. 254). Żyją tu „koczownicy z bloków skleconych z betonowych płyt na kupie ceglanego gruzu i ludzkich kości pośrodku niziny, w jamie wydrążonej w jądrze dawnej Europy” (s. 61). Nosi to znamiona tymczasowości, jakby wrocławianie byli jedynie lokatorami w tym miejscu, a nie gospodarzami. Przedwojenni mieszkańcy zginęli albo opuścili to miejsce. Niemieckie „domy z czerwonej cegły” w dużej części podczas oblężenia Festung Breslau zostały zniszczone, a na ich miejscu po wojnie wybudowano betonowe bloki.

Dalej angielscy filmowcy mijają rude pola, puste szklarnie, bocznicę kolejową, skręcają na mostek, przejeżdżają przez skrzyżowanie do osiedla-sypialni. W końcu omijają brudny autobus i zatrzymują się w korku. Anglik postanawia się przejść. Wychodzi z taksówki i trafia na targowisko uliczne.Obok, wprost z błotnistej ziemi, wyrastały ośmiopiętrowe bloki mieszkalne, a u ich stóp zaczynał się bagdadzki bazar” (s. 256). Na brezentowych łóżkach polowych i stolikach turystycznych wyłożono najróżniejsze produkty pochodzące z rozmaitych stron świata. Szaleństwo dóbr konsumpcyjnych, kolorowe królestwo tandety – handluje tu się wszystkim, co potrzebne ‒ kontrastuje z peerelowskimi pustymi półkami w sklepach i kolorystyką odcieni szarości z pierwszej części powieści.

Taksówka zawraca i wjeżdża na teren radzieckiej bazy wojskowej. Armia Czerwona ma opuścić miasto i to są jej ostatnie dni w stolicy Dolnego Śląska. Żołnierze piją, handlują z Polakami, ale też potrafią jeszcze być groźni. Jest tu satyryczna scena: z przewróconej cysterny wylewa się spirytus. Czerwonoarmiści gromadzą się z kubkami i menażkami. Piją, tańczą. Anglicy z ukrycia kręcą film. Zostają dostrzeżeni przez Rosjan. Uciekają wzdłuż torów kolejowych. Wskakują do odjeżdżającego pociągu. Podczas jazdy bohaterowie widzą miasto „od zaplecza”. Mijają zatem tyły zakładów przemysłowych przy Grabiszyńskiej, tyły kamienic, bocznice hurtowni: „rewers wszystkiego, co ogląda przybysz wjeżdżający tam główną bramą, w triumfalnym rydwanie niemieckiego autokaru turystycznego” (s. 270). Dalej pojawiają się kamienne bruki, tramwaje, szare domy, hotel „Wrocław”. Całe miasto porównane jest do „zaniedbanego, zakurzonego po długiej zimie, zdziczałego ogrodu o kamiennych ścieżkach” (s. 270). Później miną dworzec główny, przejdą przez plac rozrządowy, torowiska i dostaną się na drugą stronę terenów kolejowych, by w ślepym podwórku zobaczyć „odrapany mercedes-blaszak z zamazanym napisem Schreiberei Butzek na żółtej burcie” (s. 270). Opisy zapowiadają przemianę. Zapuszczony ogród potrzebuje właściciela, ogrodnika, gospodarza. Ma wszelkie możliwości, by objawić swoje piękno. Miasto widziane z innej strony niż ta przypudrowana dla niemieckich turystów – poraża brzydotą.

Za sprawą radia spotykają się bohaterowie, ale także różne biznesy, wiadomości i siły polityczne. W efekcie widać budzący się dziki kapitalizm, oparty na drapieżnym i często nieuczciwym postępowaniu. Sam Carlos zarządza przecież instytucją jako prezes z przestępczą przeszłością, tonąc w długach. To tu dowiadujemy się o budowanym lotnisku, „drugim Heathrow”, „wrocławskim Las Vegas”. Smutny jest los dorabiającego sobie w radiu aktora prezentującego reklamy. Autor ukazuje, jak rzuceni na głęboką wodę, a nieprzygotowani do prowadzenia mediów ludzie, miotają się i próbują sobie radzić. Z okna rozgłośni widać główny plac miasta: „Za szybą, osiem pięter w dole, widział Rynek, milion brukowych kamieni jak milion twarzy” (s. 279). Widać także parasole ogródków piwnych porównane do kwiatów. Można w tym widoku zobaczyć cmentarz z kamiennymi pomnikami i kwiatami na grobach.

Cała grupa, która zdobyła gorzkie doświadczenia na Zachodzie, wróciła do Wrocławia. Lidka uratowana przez Anglika ze strasznych opresji (z zoofilią i twardą pornografią w tle) prowadzi wypożyczalnię kaset wideo. Zdeprawowany Gipson został deportowany z Kanady do Polski. Zajmuje się transportem, zarządza firmą wysyłkową zarejestrowaną „nie na siebie”. Carlos, w Nowym Jorku wyrzucony z pracy i prawie bezdomny, po powrocie z Ameryki zarządza rozgłośnią radiową.

Trzecia część książki Radio Carlos to „kronika początku”, piekielny obraz narodzin nowego kapitalizmu. Charakteryzują go reklamy wrzeszczące na ulicach ostrymi kolorami, ogromne nominały pieniężne przed denominacją, wielobarwne kasyna, kuszące agencje towarzyskie, bazary na placach i ulicach. „Miasto leżało w strefie cudu, który mogła zrządzić dłoń opatrzności, ale mógł też być diabelską sztuczką” (s. 286).

Podczas jazdy Anglika taksówką do Lidki „osiedle w ostrym wiosennym słońcu wyglądało jak gliniane Timbuktu albo płowe Jeruzalem” (s. 287). Narrator zwraca uwagę na egzotyczność miasta. Bohaterowi przypomina się Nowy Jork, który zestawia z mniej dynamicznym Wrocławiem. Ludzie tu stoją, rozmawiają, palą papierosy, nie pracują, jeśli jest ruch, to „owadzi”, „bardziej podobny do pochodu żuków” (s. 288). „Za blokami zaczynał się step, busz, nietknięte kosiarką ostrowy burzanu, w których mógł się bez trudu ukryć nawet tatarski zagon na małych konikach. Opodal budowano ceglany kościół w kształcie UFO” (s. 288). Bohater widzi miejsce na granicy kręgów kulturowych. Z jednej strony łąki ciągną się na zachód do Morza Północnego, a z drugiej sięgają pod Kijów. Nawiązanie do Stepów akermańskich Adama Mickiewicza kieruje wzrok na Krym, a kościół w kształcie UFO każe spojrzeć w stronę Rzymu. Formuje się nowy świat. Widoki po ośmiu latach kontrastują z miastem czasu schyłku PRL. Jest wielobarwnie i tłocznie. Osiedlowa wypożyczalnia kaset Las Vegas mieści się w blaszanym pawiloniku, w innej budce sprzedaje się warzywa, dzieci grają w piłkę między szaro-niebieskimi blokami. Spotkanie z dziewczyną okazuje się kolejnym rozczarowaniem. Bohater wraca do centrum. Miasto jest złodziejskie. Anglik stracił kamerę, którą potem odzyska, ludzie kradną auta, odtwarzacze z samochodów, radio Carlos działa na kradzionym sprzęcie, nawet częstotliwość, na której nadaje, jest „podprowadzona” żołnierzom. Coś jednak z tego powstanie.

Inny widok na puste ulice roztacza się w nocy z okna hotelu. Anglik widzi nasyp kolejowy, niebieskie światła, żółty neon PKO. A na północnym wschodzie

[…] od wapiennych wąwozów miasta i jałowych skwerków, od gmatwaniny odrapanych kamienic o bramach cuchnących uryną i węglowym miałem, oficyn z szybami oślepionymi sadzą, sierocego placyku po narożnych domach, okratowanych kiosków z dykty, bocznic dworca towarowego ‒ bierze początek ulica Niskie Łąki. By tam dotrzeć, trzeba skręcić od bulwaru z tramwajami, wspiąć się po pochyłości, ominąć placyk z warsztatem samochodowym i po żelaznym moście przekroczyć Oławkę. Dochodzi się dalej do głównej bramy nieczynnego kąpieliska, do muru stadionu i resztek parku, skąd dziurawa, asfaltowa droga prowadzi już prosto ku łąkom nad dużą rzeką. Długi łuk kładki dla pieszych przegina się tam wysoko nad mulistą wodą i kończy schodkami przy betonowym murze ogrodu zoologicznego na drugim brzegu Odry. Łąki, niskie i puste, uśpione długim bezruchem, ciągną się stamtąd aż po kres kontynentu, po płycizny Morza Północnego, bezludne, opuszczone, nie licząc zapomnianej krowy z Rakowca i czerepu wyrzuconej na złom syrenki (s. 303–304).

Krajobraz przedstawiony przez Siemiona może przypominać miejsce, które przeżyło kataklizm. Jest to świat po katastrofie, a dokładniej rzecz ujmując, po katastrofach: ekologicznej, historycznej, etycznej i estetycznej. Wszystko waloryzowane jest negatywnie. Do takiej dzielnicy nie chciałoby się ani wejść, ani tym bardziej tam mieszkać. Jeśli wąwozy, to wapienne, jeśli skwerki, to jałowe, jeśli kamienice, to odrapane, a jeśli bramy, to cuchnące. Epitety negatywnie nacechowane malują obraz krainy, w której trudno wyobrazić sobie życie, a jednak to życie tam się toczy. Jeśli jakaś droga prowadzi na Niskie Łąki, to musi być dziurawa. Narrator podaje, jak tam dotrzeć. Tutaj, na nabrzeżu, natura jest zdegradowana. Mulista, sina, śmierdząca woda sąsiaduje w betonowym murem i tytułowymi łąkami, które ciągną się przez wiele kilometrów, zapomniane przez Boga i ludzi.

Finałowa scena rozgrywa się nad Odrą przy kładce prowadzącej do ogrodu zoologicznego. Odbywa się piknik z okazji nadejścia wiosny. Spotykają się tu: Carlos, Lidka, Gipson, Bozia, Dyzio. Za symboliczny koniec wrocławskiego podziemia można uznać wrzucane do rzeki na pożegnanie zimy ogrodowe krasnale, tandetne wcielenie tych malowanych na murach miasta, w sposób pokojowy ośmieszających system komunistyczny. Kolejną reinkarnacją może będą przyjazne krasnale wrocławskie, symbolizujące miasto spotkania – ale to już historia tocząca się po napisaniu powieści.

Kiedy dziewczyna z paczki, Mrówa, wypuszcza racę, Anglik wpada do Odry, jak na początku powieści, ale teraz kończy się to śmiechem. W rzece lądują także Lidka i Carlos. „Marcowa woda była okropnie zimna i śmierdząca. Teraz wszyscy troje stali w niej po pas i śmiali się tak głośno, jak jeszcze nigdy w życiu” (s. 317). Teraz już wszyscy „są ugotowani”, a ich związek z miejscem jest przypieczętowany symbolicznym wydarzeniem.

Anglik wpada wrzucony do rzeki i jak najszybciej chce się z niej wydostać. Topiel oznacza zagrożenie i naznaczenie. W scenie finałowej protagonista ponownie ląduje w Odrze. Nie może wyjść z wody, rezygnuje więc z usiłowań, co można odczytywać jako zgodę na rzeczywistość, w której się znalazł i w której pozostanie. Samo miasto może oznaczać pułapkę, w której bohater został uwięziony. Stara piwiarnia symbolizuje niemiecką przeszłość Wrocławia, ale jest także miejscem niekontrolowanym przez władze. Sam jaz może symbolizować przełom. Na posterunku milicyjnym w pierwszej części powieści powieszono plakat z napisem: „RONALD REAGAN MORDERCA POLSKICH KUR”, a niżej: „Embargo paszowe USA godzi w stół polskiej rodziny”. Kury stają się propagandowym symbolem krzywdy czynionej Polsce przez USA. W rzeczywistości wykradany drób, zabijany i gotowany przez złodziejaszków, służy za pokarm, a jedna z kur wyrzucona z balkonu ginie roztrzaskana na betonie pod blokiem. Same Niskie Łąki to konkretne miejsce. Reprezentuje ono jednak wiele innych miejsc, stanowi synekdochę Wrocławia i Europy Środkowej: „w rozłupanym, zaginionym świecie między neonami St. Pauli i zadrutowanymi kopułami Kijowa” (s. 33).

5. Zakończenie

Autor uchwycił aurę undergroundowego świata okresu przemian. Tym samym bierze udział w wielogłosowości mikrohistorii środowiskowych, ukazując mentalność grupy wrocławian na przełomie wieków. „Lokalność w Niskich Łąkach oznacza nie tyle terytorium lub społeczność, co raczej koleżeńską małą wspólnotę”W. Browarny, Nie tylko Breslau. O współczesnej prozie z Dolnego Śląska [w:] Rozkład jazdy. Dwadzieścia lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku, red. J. Bierut, W. Browarny, G. Czekański, Wrocław 2012, s. 26.[7]. Autor, używając częściowo języka tego środowiska, opowiada historię politycznej zmiany, stawia diagnozę pokoleniu i własnemu czasowi historycznemu. Odtwarza i stwarza klimat życia grupy subkulturowej. W obrazie tej społeczności zwraca uwagę niewyszukany język. Jest to mowa rzeczywistości zdegradowanej. Wulgaryzmy mają charakter prowokacyjny, a jednocześnie reprezentują możliwy do wykorzystania rezerwuar świadczący o naturalności. Szokiem jest stan wojenny, szokiem jest emigracja, szokiem jest transformacja ustrojowa. „Niskie Łąki opowiadają o wyjściu z piekła”P. Siemion, S. Bereś, Beduin na Niskich Łąkach [w:] S. Bereś, Historia literatury polskiej w rozmowach. XX–XXI wiek, Warszawa 2003, s. 490.[8] ‒ mówi autor w rozmowie ze Stanisławem Beresiem. Trudno się z tym nie zgodzić. W latach 90. wzrosło zainteresowanie związkiem człowieka z miejscem. Znalazło to swój wyraz w literaturze. Okazało się, że związek z miejscem urodzenia czy zamieszkania stanowi jeden z komponentów, być może najważniejszy, tożsamości indywidualnej i zbiorowej. Na szczególną uwagę zasługują Gdańsk Stefana Chwina i Pawła Huellego, Szczecin Artura Daniela Liskowackiego i Ingi Iwasiów, Mazury Erwina Kruka i Kazimierza Brakonieckiego, Wisła Jerzego Pilcha, Górny i Dolny Śląsk Henryka Wańka. We Wrocławiu pierwszy był bodaj Andrzej Zawada ze swoim skromnym w rozmiarach, ale treściwym i bardzo ważnym esejem Bresław (1996). Później ta mroczna metropolia pojawiła się w wielu kryminałach Marka Krajewskiego, z których pierwszą była Śmierć w Breslau (1999). We frapującej powieści psychologicznej E.E. (1999) Olga Tokarczuk przedstawiła miasto z początku XX wieku. Trzecia wrocławska powieść w tym ciągu to Niskie Łąki Piotra Siemiona (2000). Później powstało wiele kolejnych „wrocławskich” utworów. Wspomnę jedynie o tym, że okolice Niskich Łąk znajdują swój wyraz w prozie Wacława Grabkowskiego w Wypalaczu drutu, Dzieciach z Wilczego KątaParku Wschodnim. Półka powieści i opowiadań z Wrocławiem w tle prezentuje się już bardzo bogato.

Piotr Siemion jest zaliczany do twórców pokolenia „bruLionu”. Współpracował z tym pismem podczas swojego pobytu na emigracji. Chociaż najsławniejsi byli poeci tacy jak Jacek Podsiadło i Marcin Świetlicki, to trzeba pamiętać, że formację tę tworzyli pisarze i pisarki, których dorobek z czasem stał się znaczący: Izabela Filipiak, Natasza Goerke, Manuela Gretkowska, Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk i Magdalena Tulli. Wspomniani poeci zresztą mają wśród swoich dzieł także powieści. Brulionowcy chętnie posługiwali się obyczajową prowokacją, odważnie podchodzili do tematu seksu i cielesności, ukazywali doświadczenie emigracji, z ironicznym dystansem traktowali autorytety opozycji i Kościoła. W twórczości Siemiona wszystkie te sprawy znajdziemy. Zostało w niej wiele z pokoleniowego buntu. Co tę prozę różni od innych? Sądzę, że jego pisarstwo zmierza w stronę konkretu, a szorstki styl nie pozostawia złudzeń. Prawem sztuki konkret ten zmienia się w metafory i symbole. Dzięki temu umożliwia nazywanie, przybliżanie, poznawanie i oswajanie rzeczywistości. Jedną z jej odsłon okazuje się stolica Dolnego Śląska lat 80. i 90., w której życie zdawało się dekadenckim żartem. Potwór Wrocław jest mniejszy od Potwora Nowego Jorku. A czy żyje jeszcze? O tym można się przekonać osobiście, czytając Niskie Łąki i przybywając do miasta krasnali.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jarosław Petrowicz, Rozłupany świat w kronikach „Niskich Łąk”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 242

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...