23.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #255 / Popkulturowe fascynacje

Wojny gwiezdne, Harry Potter, Łowca androidówDiuna. Brudny Harry, James Bond i nasz rodzimy wiedźmin Geralt. Z archiwum X, Gra o tron i coraz to nowe seriale telewizyjne, gorączkowo szukające własnej, odrębnej tożsamości artystycznej. Tak, popkultura rodzi fascynacje konsumentów, krótkie i jeszcze krótsze, na ogół to drugie. To, co w południe było „na topie”, po południu przenosi się na najwyższą półkę, do której sięgają tylko najwytrwalsi fani – wielbiciele. Drzewo popkultury kwitnie bardzo obficie i zachwycająco kolorowo, ale owoców z niego tyle, co kot napłakał.

To reguła. Od każdej reguły są wyjątki. W popkulturze jeden jest już niewątpliwy: Batman. Czy jest on wytworem wyłącznie komiksowej „kultury obrazkowej” dla wtórnych analfabetów, gdzieniegdzie pogardzanej nawet dziś? Przecież ten odpowiadający gwałtem na gwałt groteskowy człowiek-nietoperz nie powinien żyć dłużej niż popkulturowa chwila. Co takiego się stało, że mimo zaawansowanego wieku – ponad osiemdziesięciu lat – ma się dobrze i fascynuje jak niegdyś – ba! ‒ nawet bardziej niż niegdyś?

Książka Michała Chudolińskiego Mroczny Rycerz z Gotham. Szkice z kultury popularnej (Universitas, Kraków 2023) jest dowodem tej fascynacji.

Urodziłem się na dziewięć miesięcy przed tym, gdy w wieczornym „Dzienniku Telewizyjnym” Joanna Szczepkowska ogłosiła koniec komunizmu w Polsce. […] Akurat wtedy, gdy Polska poczyniła pierwsze kroki w otwarciu się na standardy demokracji i zachodniego kapitalizmu, świat filmu i fanów opanowała batmania wywołana obrazami Tima Burtona. Szaleństwo zainicjowane przygodami Mrocznego Rycerza na dużym ekranie przybyło do Polski z opóźnieniem, ale już wtedy miałem kontakt z klasycznym dzisiaj dla gatunku kina superbohaterskiego filmem na kasecie VHS. Było to doświadczenie formatywne, które zmieniło moje życie. […] Moja fascynacja przygodami Batmana była tak ogromna, że z komiksowych, rodzimych przedruków robiłem wycinanki i przyklejałem je na ścianie.

Batman był ze mną zawsze, od kiedy pamiętam.

Do tych słów Chudolińskiego ze Wstępu wolno byłoby odnieść się nieufnie, gdyby Mrocznego rycerza Gotham czytać jako pracę naukową, dotyczącą pewnego ważnego elementu współczesnej popkulturowej mitologii. Sama książka daje pewne podstawy do takiej lektury. Wyposażona jest we wszystkie właściwe przypisy, ma imponującą objętością bibliografię, indeks osób i postaci oraz słownik postaci. Materiał uporządkowany został przejrzyście w siedem rozdziałów (plus wstęp i zakończenie). Ale… od pracy naukowej wymaga się obiektywizmu, a o nim, jeśli zacytowane we wstępie słowa potraktować z całą powagą (a trzeba), nie może być mowy. Każde wypowiedziane przez autora twierdzenie, każdy jego sąd ma wpisany w siebie z góry znak zapytania, bo, jak wiadomo, entuzjastów cechuje niebezpieczna skłonność do absolutyzowania sądów i opinii. Są nieobiektywni z samej natury rzeczy.

Chudoliński zdaje sobie sprawę z niejasnego charakteru własnej książki.

[…] co ta historia mówi nam na głębszym poziomie? Co sprawia, że archetypy ukazane w mediach związanych z Batmanem tak mocno oddziałują na kolejne pokolenia konsumentów popkultury? W swojej książce staram się odpowiedzieć na te pytania, balansując na granicy literatury naukowej i popularnonaukowej [podkreślenia moje, KS]

 – deklaruje. I tu rodzi się kolejna wątpliwość: jaką to naukę (nauki?) Mroczny rycerz Gotham popularyzuje?

Rozdział pierwszy, Narodziny legendy, jest emocjonalną opowieścią o stosunkach – osobistych i twórczych ‒ łączących dwóch twórców postaci człowieka-nietoperza: Boba Kane’a i Billa Fingera. Ten drugi stworzył podwaliny konstruktu, który z biegiem czasu stał się ikoną popkultury, ten pierwszy zgarnął chwałę i niebagatelne pieniądze. Bezlitośnie wykorzystując zasady prawa autorskiego, pozwolił, by przyjaciel żył, a potem zmarł w nędzy i zapomnieniu. Jest to nawet interesujące, owszem, ale nie ma żadnego wpływu na sam „mit Batmana” oraz mechanizm jego funkcjonowania w popkulturze.

Po pierwsze: interpretowanie dzieł kultury poprzez życiorysy ich twórców jest samo w sobie praktyką wątpliwą, po drugie: w przypadku fenomenu popkulturowego – tak czy inaczej pozbawioną sensu, z czego Chudoliński zdaje sprawę w rozdziale drugim (a także wszystkich kolejnych). Batman, o którym pisze, jest przecież tworem zbiorowym: rysowników i scenarzystów komiksowych, scenarzystów, reżyserów i aktorów telewizyjnych i filmowych, studiów produkujących gry komputerowe, twórców różnych epok (osiemdziesiąt plus lat to nie bagatelka), różniących się od siebie narodowością, tradycją kulturową, poglądami politycznymi i pod każdym innym względem.

Pierwszą nauką popularyzowaną jest więc historia rozumiana w sposób najprostszy: jako zbiór dat i zdarzeń, mających charakter w głównej mierze ciekawostkowy.

Drugą nauką jest socjologia odbioru. Rozdział drugi, Wprowadzenie do batmitologii. Dzieje medialne i znaczenie Batmana w kulturze popularnej, zgrabnie zdaje sprawę z tego, jak postaci Batmana udało się uniknąć naturalnej dla produktu popkultury śmierci po upływie czasu przydatności do spożycia, w tejże kulturze – o czym nie wolno zapomnieć – wyjątkowo krótkiego. Rozdział trzeci, Żart, który się ziścił. „Zabójczy żart” wczoraj i dziś, obfituje z kolei w sądy natury estetycznej, należy więc do „społecznej historii sztuki” i to jest kolejna popularyzowana w Mrocznym rycerzu Gotham nauka. Nie ostatnia, bo dalej autor spełnia obietnicę ze Wstępu, w którym deklaruje, że jego książka jest to

[…] przede wszystkim próba analizy najważniejszych historii o Batmanie, oglądanych czy odczytywanych przez pryzmat zachodniego umysłu przesiąkniętego psychoanalizą, zwłaszcza teoriami Freuda i Junga.

Rozdział czwarty nosi tytuł W stronę psychoterapii, a rozdział szósty: Psychologia versus Batman – z podrozdziałami między innymi takimi jak Społeczne uwarunkowania dewiacji, Dewiacja pierwotna i wtórna oraz dewiacja pozytywna i negatywna, co dodaje nam co najmniej dwie nauki. Umieszczony pomiędzy nimi krótki rozdział piąty Batman – manifestacja postmodernizmu mieści się zaś komfortowo w dziedzinie nauk o kulturze. Jest więc kolejna. Ile mamy ich w sumie? Pięć? Sześć?

Do Mrocznego rycerza. Szkiców z kultury popularnej Michała Chudolińskiego można by więc zastosować żart o książeczce do nabożeństwa pana Podbipięty, w której „dziwne jest materyi pomieszanie”, ale to by oznaczało jej wyjątkowo niesprawiedliwe potraktowanie, nie usprawiedliwione nawet mylnymi tropami pozostawionymi przez autora. Bo wśród tych tropów jeden, tytułowy, jest bezwzględnie prawdziwy: Mroczny rycerz Gotham – to zbiór szkiców, powstałych w różnym czasie, dokumentujących wiedzę i zdolności analityczne autora z czasów ich powstania. Nie czytamy więc ani książki naukowej, ani popularnonaukowej będącej spójną całością, lecz właśnie zbiór tekstów od siebie odrębnych, które trzeba i należy czytać osobno, a razem tworzących kompendium wiedzy batmanologicznej.

Kompendium to jedną funkcję spełnia bezbłędnie: budzi zainteresowanie tematem. Daje także wskazówki, jak to zainteresowanie zaspokoić: wystarczy pójść tropem przypisów (i bibliografii).

Książka wzbogaciła niepomiernie moją wiedzę na temat postaci symbolicznej nie tylko dla świata komiksu, popkultury czy kultury w ogóle

‒ napisał w cytowanej na okładce recenzji dr hab. Piotr Kleczkowski. Mogę spokojnie podpisać się pod tą oceną z jedną uwagą: Mroczny rycerz Gotham nie tylko „wzbogaca wiedzę”, lecz także skutecznie zachęca do jej dalszego wzbogacania. Jest duży, zasłużony komplement.

A skoro przy wzbogacaniu wiedzy jesteśmy, uwaga ostatnia, lecz bynajmniej nie najmniej ważna. Otóż osobom słabiej zorientowanym w mechanizmach popkultury rządzący nią niekontrolowany chaos może wydawać się aberracją, choć w istocie jest jego przeciwieństwem: cechą immanentną tejże. Szczególnie kłopotliwie chaos ten wyraża się w mnożeniu wzajemnie sprzecznych linii fabularnych. Co bardziej tradycyjnych uczestników w kulturze (w odróżnieniu od konsumentów kultury) może co najmniej peszyć bohater będący jednocześnie zbawcą i złoczyńcą, policjantem łapiącym przestępcę i przestępcą łapanym przez samego siebie. W tradycyjnej kulturze raczej nie jest przyjęte, by bohater w piątek umarł, w sobotę się ożenił, a w niedzielę święcił narodziny piątego dziecka trzeciej żony. Tymczasem dla popkultury taka wielofabularność jest czymś normalnym, tym normalniejszym, im bohater popularniejszy i im dłużej w tejże popkulturze funkcjonuje, a Batmanowi doprawdy trudno dorównać w jednym i drugim.

Michał Chudoliński pospieszył z nieocenioną pomocą zagubionym jak ja. Jego Słownik postaci nie jest tylko zwykłą listą bohaterów różnej wagi zaludniających batmanowe uniwersum. Uporządkowany chronologicznie według kolejności, w jakiej się pojawiali, ten „słownik” zawiera nie tylko informacje podstawowe (imię, nazwisko, data „narodzin”, medium, w jakim debiutowała), lecz także wiedzę o miejscu i funkcji postaci w „kanonie”. Jest to wiedza nieoceniona, a samo wprowadzenie pojęcia „kanon” więcej niż ułatwia, bo w ogóle umożliwia sensowną – od szczegółu do ogółu ‒ „lekturę Batmana” w każdym z jego medialnych wcieleń. Choćby z tego powodu (a jest przecież wiele innych) Mroczny rycerz Gotham. Szkice z kultury popularnej powinien znaleźć się na półce każdego zainteresowanego fenomenami popkultury. Czyli, ośmielę się twierdzić, każdego świadomego odbiorcy kultury, bo przecież, by podeprzeć się autorytetem Umberto Eco, mając tylko taką alternatywę, lepiej jest być świadomie dostosowanym niż bezradnym apokaliptykiem.

 M. Chudoliński, Mroczny Rycerz z Gotham. Szkice z kultury popularnej, Universitas, Kraków 2023.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Sokołowski, Popkulturowe fascynacje, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 255

Powiązane artykuły

Loading...