Nowy Napis Co Tydzień #039 / W labiryncie Fausta
Nie ma chyba dla pisarza bardziej restrykcyjnego pod względem formy gatunku prozatorskiego od opowiadania. Wyznaczniki formalne prozy są dość ścisłe i niełatwo poddają się modyfikacjom. Twórczości prozaika przyświeca idea maksymalizmu semantycznego, najpełniej wyrażającego się w paradoksalnej sentencji „mniej znaczy więcej” (z angielskiego „more is less”). Jej istota polega na kondensacji materii słownej, zastępowaniu opisanej skrupulatnie całości świata poprzez jej znaczące elementy w taki sposób, żeby nieskomplikowaną historię można było odczytać jako niedopowiedzianą, wielowymiarową przypowieść. Tak piszący autorzy są „poetami opowiadania”,nie odczuwają ograniczeń związanych z przestrzenią tekstu, bo mają talent literacki pozwalający im komponować w prozie zdania pojemne w znaczenia, nieskalane nadmiarem formy, będące wyrzutnią potencjalnych sensów, bombardujących nas nieoczekiwanie już przy powierzchownym kontakcie z lekturą.
Przypadek literatury Barbary Sadurskiej dowodzi, że są i wśród debiutantów reprezentanci tego rzadkiego gatunku pisarza. Jej autorska Mapa spełnia nie tylko wszystkie niezbędne warunki krótkiej prozy, ale również wyróżnia się nowatorstwem w kwestii kompozycji historii, którą wielu doświadczonych stażem, zdeklarowanych powieściopisarzy, wydawałoby się znających arkany niejednej konwencji literackiej, traktuje raczej po macoszemu, tak jakby nie istniał wewnętrzny rytm dzieła. Detale kompozycyjne mają w tych siedmiu dopełniających się fabularnie i ideowo historiach ogromne znaczenie. To dzięki nim ta proza jest otwartym rezerwuarem niejednoznacznych symboli, z których najważniejszym wydaje się tytułowa mapa. To ona stanowi spoiwo wszystkich opowieści. Autorka odkrywa przed nami fragmenty rzeczywistości, z której sami możemy ułożyć inną, interpretacyjną „mapę”, własną konfigurację zdarzeń. Nie wątpię zresztą, że taki był jej plan: aby oddać nam, czytelnikom, władzę i nie osądzać arbitralnie jako narrator zagubionych, samotnych postaci, transfiguracji Fausta, szukających prawdy o świecie w kartograficznym dziele sztuki – mapie Fra Mauro.
Opowiadania zawarte w zbiorze tworzą misternie splecioną całość, są jak celowo niedokończone rozdziały wielowątkowej powieści, w której każdy czytelnik powinien podjąć próbę rekonstrukcji tego, co stanowi psychiczną wyrwę w świadomości bohaterów. Niewątpliwie łączy ich ze sobą jedno pragnienie metafizyczne, ukierunkowane na uporządkowanie relacji ze światem, stanowiące odbicie ich nabrzmiałego od tajemnic, poranionego w przeszłości „ja”. Nienasyceni wiedzą, starają się ujarzmić swój pęd ku oświeceniu, samopoznaniu, poprzez zdobycie skrawka materii, odtwarzającej rzeczywistość w jej wymiarze fizycznym i duchowym. Ta mapa jawi się niczym zaginiony artefakt, księga wyjścia z egzystencjalnego labiryntu, w którym znaleźli się, pragnąc zgłębić własną tajemnicę, rozwikłać zagadkę niepoznawalnej genezy, celu swojego bytu. Ta propozycja interpretacyjna stanowi zaledwie jedną z wielu atrakcyjnych perspektyw odbioru tej niezbyt obszernej, a oferującej wiele intrygujących, pozaestetycznych doznań książki. I choć Barbara Sadurska nie odkrywa w niej swojego warsztatu literackiego, to trudno nie zauważyć, że oprócz ponadprzeciętnego opanowania rzemiosła pisarskiego, wyróżnia ją oryginalny z(a)mysł artystyczny, który warto pokrótce opisać.
*
Zwykle szukam w dziele literackim jakiegoś zdania będącego formą autointerpretacji, punktu zaczepienia, i choć nieraz trudno go wskazać, to określenie go pozwala nadać sens strategii pisarskiej. Bez większego trudu znalazłem takie „centrum” na Mapie Sadurskiej. Ciekawy trop interpretacyjny tej prozy podsuwa jeden z jej bohaterów, Adolf Alois Adler, żaden bynajmniej krytyk literacki, tylko lekarz i pasjonat map, który mówi do ledwie siedmioletniego syna: „Cała ta literatura to zaledwie nieskończona kombinacja dwudziestu paru liter alfabetu, nic więcej”. Zdanie to niejednoznaczne, nie tak deprecjonujące sens twórczych zabiegów autorki, jak można by sądzić. Stanowi ono kościec literackiej filozofii, próbę przekazania indywidualnego sposobu myślenia o pisarstwie, ale wymagającej z mojej strony doprecyzowania,dla pełniejszego zrozumienia sensu powstania Mapy.
Otóż literatura Barbary Sadurskiej to nie tyle nieskończona kombinacja dwudziestu paru liter alfabetu, a coś znacznie potężniejszego.To nader inteligentne narzędzie badawcze, wykrywacz, zaprogramowany na odkrywanie niezrealizowanych pragnień w człowieku, potrzeb duchowych niemożliwych do zrealizowania za pomocą materii.Credo pisarskie Sadurskiej mogłoby więc brzmieć tak: literatura to nieskończona kombinacja dwudziestu paru liter alfabetu mogących opisać ból, jaki towarzyszy rozliczeniu niespełnionego życia. A jej celem jest ukazanie niemożliwości pełnego wyartykułowania manii i obsesji.
Pomimo tego dużego ładunku emocjonalnego, podczas lektury Mapy trudno doznać łatwego wzruszenia. Ta proza jest dowodem na to, iż ambitne podejście do formy może korespondować z frapującą ideą przewodnią, która, jeśli się ją odkryje, sprawi, że lektura nabierze nowego, głębszego wymiaru egzystencjalnego. To dodatkowo utwierdza mnie w przekonaniu, że autorka należy do tego zacnego grona prozaików i prozaiczek, którzy traktują odbiorców z szacunkiem dla ich wrażliwości estetycznej i wyobraźni.
*
Siedem utworów to wystarczająca ilość, jak na tak intensywne doświadczenie lekturowe, żeby poczuć się jak piechur po zakończonej wędrówce z mapą, powolny piechur-czytelnik, będący blisko spełnienia, ale już równolegle wyobrażający sobie, że następnym razem chciałby przejść dłuższy dystans, zagubić się w jeszcze bardziej krętych labiryntach, być może w jeszcze misterniej skonstruowanej powieści tej autorki. Co ciekawe, w tym zbiorze nie ma najbardziej docenionego opowiadania pod tytułem Pełnia, które wygrało czternastą edycję Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu w 2018 roku. Wszystkie, jakie zostały włączone do Mapy,intrygują językową precyzją, dbałością o szczegóły, które wprowadzają w trans, stan będący zarazem napięciem intelektualnymi zaangażowaniem emocjonalnym w historie przenikające do szpiku kości ludzką rozpacz, żałobę i brzemię niewyjaśnionych spraw relacji z bliskimi.
Nie wiem, czy można dobitniej zaakcentować w debiucie swoją odrębność pisarską na polskiej scenie literackiej, miejscu od jakiegoś czasu nieprzychylnemu autorom o artystycznych ambicjach, którym literatura służy do prowadzenia symbolicznych opowieści o dusznych tajemnicach skrywanych przez człowieka. Zastanawiające jest, że tyle trzeba czekać na odkrycie takiego talentu prozatorskiego, odbijającego się we własnym, niepowtarzalnym blasku, trudno uchwytnym w recenzji i zmierzającego do dyskursywnego wyjaśniania, co zwykle kończy się częściową interpretacyjną porażką. Jak się okazuje, żeby pisać wybitną prozę nie trzeba wcale podążać za głosem krytyków, tęskniących za dawnymi czasami, kiedy to powstawały wielkie powieści realistyczne, mające ponoć potencjał, aby nas zbawić ode złego, zdiagnozować chorą kondycję współczesnej Polski.
*
Mapa rysowała kształt nieznanych jeszcze mórz. Lądów, krajów i miast, które nie istniały. Które jeszcze nie zaistniały. Mapa świata, który dopiero miał się stać, który został przeczuty, wymyślony.
Przez kogo? Przez włoskiego kartografa Fra Mauro w piętnastym wieku. Wielokrotnie pojawia się ona w różnych opowiadaniach, w których występują takie postacie jak naiwnie zakochany Rembrandt, polski oficer śledczy odwiedzający chorą psychicznie żonę, zakonnik bibliotekarz, nienawidzący książek niemiecki buchalter, próbujący uciec po wojnie do Ameryki, antykwariusz, chroniący żydowską dziewczynę, student zdradzony przez ojcaw marcu 1968 roku, prawnik, który wraca do kraju, aby spotkać się z dawno niewidzianą, już dorosłą córką i byłą żoną w celu zakończenia sprawy rozwodowej, ojciec,z zawodu planista, wychodzący ze szpitala psychiatrycznego na dwanaście godzin, żeby porozmawiać pierwszy raz od dawna w cztery oczy z synem na dworcu, w czasach, gdy telefony komórkowe nie były jeszcze używane przez prawie wszystkich… Wymienione osoby, w większości bez imion i nazwisk, to nie superbohaterowie swoich czasów, może poza holenderskim malarzem, autorem Straży nocnej. Każdy z nich ma nierozwikłane sprawy z przeszłości. Są niedookreśleni, poszukują źródła swojej tożsamości poza mitycznym dzieciństwem.
Sadurska wie, jak zajmująco opowiadać historie takich ludzi złamanych, pozbawionych życiowej mapy. Czym by ona miała być? Najlepiej gdyby była taka, jak u legendarnego Mauro, na której odzwierciedlony został nie tylko świat ziemski, poznawalny zmysłami, pod warunkiem, że możemy podróżować, ale i świat metafizyczny, uwzględniający możliwość życia w innej czasoprzestrzeni, gdzie symboliczne piekło lub niebo otwiera swoje bramy. Każdy z nich chciałby mieć mapę absolutną, „mapę map”, wskazującą cel przyszłej, pełnej znoju wędrówki, możliwie skrupulatnie opisanej, a także klucz do zrozumienia zniewalającej obecną egzystencję przeszłości. Sądzą, że łatwiej im będzie wyjaśnić rzeczywistość za pomocą obrazów, odwzorowania terenu, aniżeli dotrzeć do jej sedna za pomocą nieprzychodzących z pomocą słów, które gubią się w odmętach traumatycznej pamięci. Wierzą, podobnie jak postać z akwaforty Rembrandta, że znajdą symboliczną mapę prowadzącą do celu, jakim jest wyjście z labiryntu Fausta. I dzięki temu poznaniu świata, wreszcie odnajdą u siebie, to, co w nich podskórnie żyje, co ich gnębi, stwarza poczucie zagrożenia, niepewności bytu. Wartości duchowe nie objawiają się jednak poprzez kontakt z materią – to raczej magiczne myślenie, które prowadzi na manowce. Jeśli udaje im się uzyskać jakąś prawdę o własnym istnieniu, jego teleologicznym wymiarze, celowości tego, co ich spotkało, to będzie to tylko wiedza powierzchowna, w rozproszeniu, w całkowitej rozsypce. Jak dziecięca mapa skarbów z wypalonymi fragmentami drogi do… wolności, szczęścia, samoakceptacji? Niech każdy czytelnik nazwie to tak oryginalnie, jak uważa.
Takie dzieła jak Mapa Barbary Sadurskiej przyjęło się dookreślać przymiotnikiem „postmodernistyczny”. W opowiadaniach tych mieszają się tryby narracji, nakładają się porządki czasu i tożsamości postaci, co może wywoływać poczucie uczestniczenia w jakiejś wyrafinowanej, erudycyjnej grze. Na granicy epistemologii i ontologii. To jednak rażące uproszczenie odbioru tej wybitnej literatury, której mnogość warstw nie pozwala na przyklejenie jednej z błyszczących, jaskrawych, krytycznoliterackich etykietek. Prozy artystycznej, lecz nie niszowej, o śliskiej i chropowatej powierzchni, zdolnej do objawienia sensów poszukiwań człowieka w jego fizycznym wymiarze i metafizycznym potencjale, niepogodzonego z absurdem istnienia.
Barbara Sadurska, Mapa, Warszawa: Wydawnictwo Nisza, 2019.