Nowy Napis Co Tydzień #046 / Tego nie robi się kotom
Twórczynie i twórcy spektaklu O kotach wychodzą od popkulturowego wizerunku Charlesa Bukowskiego – erotomana i mizogina, który w swoich awanturniczo-knajpianych wierszach odczarowywał amerykański Disneyland, odkrywając jego mroczne, podejrzane zaułki. Obecne na scenie koty (aktorki i aktorzy w ogromnych, kuriozalnych maskach w kształcie kocich łbów), ukochane istoty poety, uwalniają mniej medialne „ja” starego rozpustnika, które staje się podmiotem opowieści o zrozpaczonym degeneracie, tęskniącym za akceptacją i miłością. Wiecznie zataczające się, chodzące slalomem i wypływające ze swoich ram ciało pisarza opowiada tragikomedię mężczyzny uwięzionego w pułapce uporczywych nałogów i instynktów. Zadymione mieszkanie – absurdalna melina, w której Bukowski uprawiał swoje życiopisanie – staje się teatrem codzienności genialnego artysty-alkoholika, w którym zacierają się granice między tym, co realne a tym, co tylko urojone. Scena życia odpowiada tutaj scenie wiersza – theatrum seksu oraz alkoholowego zamroczenia, zaludnionego przez wykolejeńców, moczymordy i innych bohaterów najniższej rangi, w którym na pierwszym planie zwykle znajduje się ponura para – przeklęty poeta i jego kochanka.
Zespołowi Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie udaje się pokazać na scenie paradoksy, kontrasty oraz napięcia, z których utkana jest poezja Bukowskiego, lirycznego reportażysty z najciemniejszych rejonów codzienności. Reżyser (Tomasz Cyz) i dramaturżka (Patrycja Mnich) O kotach nie tyle inscenizują kolejne wiersze-opowieści, układając je w linearną narrację, ile aranżują dla nich konwencjonalne tło, co z jednej strony w pełni pozwala wybrzmieć słowom poety, z drugiej jednak – staje się świadectwem nieporadności twórczyń i twórców wobec rozerotyzowanej, niepokornej legendy. Krakowskie przedstawienie jest nieznośnie zachowawcze, przez co bliżej mu do teatralizowanego salonu poetyckiego niż do spektaklu chociażby starającego się wyjść poza stereotypową narrację o autorze Twardzielskiego towarzystwa jako o genialnym pijaku-seksiście, z którego nadgniłego wnętrza przemawiał niekiedy pogrążony w rozpaczy (nad)wrażliwiec, próżno próbujący na nowo poskładać rozharatane serce.
Tutaj pojawia się pytanie o to, czy taką opowieść w ogóle można przełamać? Jeśli bowiem wczytać się w biografie Bukowskiego, zarówno te mniej i bardziej komercyjne, wyłoni się z nich portret ekscentrycznego pisarza, który żył (i pisał) dokładnie tak, jak się o nim mówi. Przedstawienie w tym kontekście nie zyskuje jednak zalet, ponieważ mamy w nim do czynienia ze stereotypem ugłaskanym, z ujarzmioną legendą, wtłoczoną w banalną przypowieść o tym, że i w największych draniach drzemią czasem zranione, czułe dusze.
W inscenizacji Cyza najdotkliwiej uwiera kreacja głównego bohatera, wydobyta z galerii-monstruarium typowych artystycznych freaków, których idiomem jest śmieszno-straszna egzystencja. Bukowski w Teatrze im. Juliusza Słowackiego to człowiek tragikomiczny, który występuje w roli zapijaczonego, perwersyjnego błazna, zabawiającego publiczność spektakularnie chwiejnym krokiem oraz lakonicznymi, wyrażeniami w fallicznych synekdochach, komentarzami do otaczającej go rzeczywistości. W epizodach tragicznych Charles poraża natomiast patosem właściwym utrapieńcom na kacu, do których w malignie zachichotało szczęście. Mimo że Tomasz Wysocki prowadzi swoją postać przez krainę teatralnych anachronizmów i na tej samej nucie mógłby zagrać Arthura Rimbauda, Jima Morrisona albo nawet – gdyby tylko „utył, spuchł, posiwiał” – Marcina Świetlickiego, to w scenach z kotami wypada zaskakująco poruszająco. Aktor wspaniale ogrywa te momenty, w których człowiek pojmuje nagle, że w świecie puchatych sułtanów jest tylko uniżonym sługą, powołanym do drapania za uszkiem i serwowania tuńczyka z puszki.
Czworonożni towarzysze Bukowskiego na scenie rozgrywają swoją kocią epopeję, a każdy z nich jest kolejno Achillesem i Parysem. W choreografii Heleny Ganjalyan nie brakuje ruchu niepewnych łapek, odkrywających nieznane i niebezpieczne lądy pijackiej nory, w której każdy wazon może okazać się wrogiem, karton koniem trojańskim, a zgnieciony papier jeźdźcem apokalipsy. Są też wojenne tańce w epickich bitwach z własnymi i obcymi ogonami, przy których dramaturgii filmy Mela Gibsona wyglądają na amatorskie wprawki, oraz namiętne czułostki do rytmu mruczanych symfonii. Kocim harcom i namiętnościom przygląda się poeta, wchodząc z nimi w mniej lub bardziej pokraczne interakcje, ale jednocześnie dbając o ich autonomię.
W wierszach zebranych w tomie O kotach Bukowski z niezwykłą uważnością dokumentował codzienne życie swoich futrzanych pupili, w których widział tajemnicze, czujące istoty, będące „emanacją nieustępliwych sił natury” i skrywające w sobie coś pierwotnego i majestatycznego zarazem. Tworzył ich słowne portrety, zatrzymując w kolejnych strofach powszednie kocie performanse – polowania, akrobacje na maszynie do pisania czy atencyjce marsze żałobne wykonywane w obliczu pustych od pięciu minut – czyli całej wieczności! – misek. Bezpretensjonalna prostota kociego bycia w świecie stanowiła dla niego rodzaj remedium na sztuczność ludzkiej egzystencji. Mądre, przenikliwe spojrzenia puchatych stworów, w których odbijał się kosmos natury i jej niezmiennych praw, koiły jego umysł, zmęczony trywialnością codzienności.
Z popkulturowych legend o Bukowskim wiemy, że poeta-abnegat, desperacko poszukując autentyczności, wdawał się w niebezpieczne konszachty z mrokiem, eksperymentował z własnym ciałem i uprawiał radykalne sobą-pisanie. W spektaklu Cyza pisarz, chociaż wciąż skrajnie zdegenerowany, prezentuje cieplejsze oblicze, w którym odzwierciedla się jego fascynacja „nagim” kocim istnieniem. Agnieszka Kościelniak, Anna Tomaszewska i Mateusz Bieryt nie tyle jednak udają koty, ile grają osoby, a właściwie wspomnienia o nich, które szalejąca wyobraźnia Bukowskiego widzi jako wielkie zwierzęta o monstrualnych łbach. Główny bohater zresztą również nosi kocie imię – to Gościu, „stare kocisko, wymiśkowane, ale wciąż największe i najwredniejsze”, czyli alter ego pisarza.
Przekształcając scenę w deliryczne theatrum mentis, czyli w świat, który jest imaginowany w rozdrażnionej alkoholem wyobraźni poety, próbującego złapać w jakąś formę, a tym samym poukładać rozsypującą się przestrzeń pamięci, reżyser zgrabnie łączy opowieść o kotach Bukowskiego, jawnie zresztą antropomorfizowanych i alegoryzowanych, z narracją o kochankach, dziwkach, mniej lub bardziej przelotnych miłościach. Zjawy nawiedzają mężczyznę ze słowami jego wierszy na ustach. Koty przychodzą z łagodnymi kołysankami, kobiety – z wulgarnymi zaczepkami. Od razu wiadomo, kto jest bohaterowi milszy.
O tym, że sceniczny świat oglądamy z perspektywy pijanego artysty świadczy też scenografia autorstwa Anny Marii Kaczmarskiej, w której elementy absurdalne, takie jak wielki pluszowy namiot w kształcie kociego zadka czy koszula w lodówce, mieszają się z tymi jak najbardziej realistycznymi, inspirowanymi popkulturowymi obrazami artystycznych spelun. W tej klimatycznej, a jednocześnie niepokojącej przestrzeni dobrze wybrzmiewają kontrasty poezji Bukowskiego, czemu sprzyja także dramaturgiczna konstrukcja spektaklu.
W scenariuszu wykorzystano wiersze z tomów O kotach i O miłości. W pierwszym z nich rzeczywistość widziana jest z kociej perspektywy, w drugim – przez pryzmat tytułowej miłości, opisywanej jako „zmiażdżone koty wszechświata” i oscylującej między gwałtowną namiętnością a ledwo zauważalnym poruszeniem. W lirycznych światach Bukowskiego cienka była granica między podmiotem kochającym a „ja” starego cynika, sponiewierającego język równie dotkliwie jak ciała kolejnych kobiet i samego siebie. W spektaklu Cyza także mamy do czynienia z tą chwiejną podmiotowością, przy czym obecność napięć i dysonansów między mizoginiczną a czułą formą istnienia wydaje się tutaj przede wszystkim zasługą dobrze skrojonego scenariusza, łączącego wiersze z obu rejestrów realności Charlesa. Do najlepszych scen całego przedstawienia należy zresztą ta, w której przywołany zostaje utwór Bluebird, doskonale obrazujący dramat człowieka uparcie zagłuszającego drzemiącą w nim czułość:
w moim sercu jest drozd
który chce się wydostać
ale topię go w whisky
a potem duszę nikotyną
i ani kurwy
ani barmani
ani nawet sprzedawcy
nie mają pojęcia
że tam jestCh. Bukowski, „Bluebird” („Drozd”), tłum. M. Witkowski, https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/42786-charles-bukowski-bluebird-drozd.html [dostęp: 14.02.2020]. [1].
Mimo wszystko trudno jest oprzeć się wrażeniu, że reżyser potraktował twórczość amerykańskiego buntownika jak samograj, który wystarczy przystroić w kilka psychodelicznych piórek, by zahipnotyzować publiczność słowami wierszy oblepionych kurzem i potem z najpodlejszych rejonów rzeczywistości, a jednocześnie porażających swoją dziwną, wydartą codzienności lirycznością. Poetyka tekstów Bukowskiego, mięsista, zbolała i bezpośrednia, wydaje się wypadkową jego obsesji na punkcie autentyczności, do której dotarcie możliwe było tylko poprzez radykalne odrzucenie tradycji, wyrażone w imperatywie pisania poezji, która wyzwala się z samej siebie. Autor powieści Kobiety praktykę ciągłego (re)negocjowania poetyckiego języka i jego granic przeciwstawiał trwaniu w schematach, właściwemu twórcom-manekinom. W tym kontekście spektakl Cyza staje się rewią marionet, bezbłędnie wykonujących swoje partie w widowisku utkanym z efektownych klisz i będącym niemalże podręcznikowym przykładem współczesnego teatru mieszczańskiego. Trzeba jednak podkreślić, że muzyczne interpretacje wierszy Bukowskiego są klimatyczne i poruszające, a sceny Tomaszewskiej – starej, mądrej kocicy – przepiękne.
Krakowska inscenizacja O kotach niebezpiecznie zbliża się do melodramatu. Oto stary poeta, żyjący na pohybel konwenansom, żegna się ze światem. Twórczynie i twórcy spektaklu cytują fragment jego dziennika, w którym na trzy lata przed śmiercią napisał: „W przyszłym życiu chcę być kotem. Sypiać 20 godzin na dobę i czekać, aż mnie nakarmią. Siedzieć, liżąc sobie tyłek”. Z jednej strony pozostaje mieć nadzieję, że życzenie pisarza się spełniło i trafił do kociego raju, z drugiej – warto zadać pytanie o zasadność tworzenia spektakli, które tylko bezkrytycznie reprodukują popkulturową narrację o legendarnym alkoholiku.
Ch. Bukowski, O kotach, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, reż. T. Cyz, premiera: 17 stycznia 2020.
Dramaturgia: Patrycja Mnich
Scenografia i kostiumy: Anna Maria Karczmarska
Muzyka: Aleksander Dębicz
Choreografia: Helena Ganjalyan
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Inspicjentka: Anna Wójcicka
Producentka: Oliwia Kuc
Obsada: Mateusz Bieryt, Tomasz Wysocki, Anna Tomaszewska, Agnieszka Kościelniak