Nowy Napis Co Tydzień #065 / Pawła Demirskiego potyczki z ideologią
Bogatą i różnorodną twórczość dramaturgiczną Pawła Demirskiego postrzegam całościowo – jako projekt, w którym autor podjął się imponującego zadania opowiedzenia współczesnej Polski. Mogłoby się zdawać, że jest to karkołomna i nazbyt optymistyczna próba, szczególnie że – jako społeczeństwo – straciliśmy wiarę w sens całościowej narracji. Dramatopisarz jednak nie ucieka od tego pozornego paradoksu niemożliwej opowieści, wręcz przeciwnie. Pokazuje, że my sami – nie zdając sobie z tego sprawy – za pomocą historii, wyobraźni oraz licznych przemilczeń współprodukujemy narracje, które często próbują być właśnie tymi wielkimi. W komentarzu do Parafraz, zbioru dramatów Demirskiego, Anna R. Burzyńska zauważyła, że autor, posługując się metodą found footage
Niektóre teorie
Demirski skupia się właśnie na sile ideologii. Widoczny wpływ filozofii Žižka na jego twórczość odsyła nas do teorii psychoanalitycznej Jacques’a Lacana. Najważniejszym jej założeniem jest podział ludzkiego doświadczenia istnienia na trzy rejestry
Spektakl W imię Jakuba S. (w reżyserii Moniki Strzępki) opowiada o wypieraniu przez klasę średnią chłopskiej przeszłości naszego narodu. Głównym bohaterem jest Jakub Szela, przywódca rabacji galicyjskiej z 1846 roku, który w tekście Demirskiego funkcjonuje w podwójnej roli. Dla pamięci narodowej pozostaje wypartym, wstydliwym widmem, dla pozostałych bohaterów przedstawienia staje się zaś ojcem. Kiedy Szela, grany przez Krzysztofa Dracza, mówi: „Wy macie kieliszki, toasty na czwartego czerwca, a ja mam swoje”
Druga część wypowiedzi Szeli pokazuje, że nie każdy w taki sam sposób postrzega „4 czerwca”. Powyższe stwierdzenie tylko pozornie jest truizmem. Demirski odkrywa powinowactwo przywódcy rabacji ze współczesnym prekariatem lub, ogólniej, z ludźmi, którzy – jak to się mówi ideologicznie – przegrali transformację (jakby to miała być gra) lub w ogóle nie wzięli w niej udziału. Nieuczestniczenie części społeczeństwa w zbiorowych toastach na cześć przemian ustrojowych ujawnia przede wszystkim głęboki podział na uprzywilejowanych i wykorzystanych. Rozpoznanie tego binaryzmu wydaje mi się kluczowe do zrozumienia ideologii jako takiej. Jedną z jej najistotniejszych właściwości jest zdolność definiowania, kto powinien należeć do ideologicznego systemu, a kto znaleźć się na jego marginesie; kto jest jego beneficjentem, a kto z niego wykluczonym. Slavoj Žižek odnosząc się w Przekleństwie fantazji do osiemnastowiecznych deklaracji praw człowieka, zauważył, że „wszyscy ludzie mają swoje prawa, o ile są prawdziwie racjonalni i wolni”
Demirski w swojej twórczości bardzo często wraca do tematu wykluczenia. W imię Jakuba S., Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty czy Opera gospodarcza dla ładnych pań i zamożnych panów przedstawiają losy ludzi, którzy zostali uwikłani w działanie hegemonicznego mechanizmu kapitalistycznej gospodarki wolnorynkowej i – w oczach innych – w starciu z nim ponieśli porażkę. Podział na wygranych i przegranych nie wynika wbrew pozorom z krytycznej oceny współczesności. Autor Tęczowej trybuny swoim projektem dramaturgicznym udowadnia, że dzisiejsza postać naszego narodowego i ideologicznego myślenia, w którym pożeniliśmy późny kapitalizm z romantyczno-heroiczną formą wybiórczej polityki historycznej ma swoje korzenie we względnie odległej przeszłości.
Dziady. Ekshumacja, utwór rozpoczynający artystyczną współpracę Demirskiego i Moniki Strzępki, choć do przemian transformacyjnych odnosi się raczej pośrednio niż bezpośrednio, wydaje mi się kluczowy dla próby zrozumienia, na czym polega ich pomysł na teatr. Znaczący jest już sam tytuł odsyłający do polskiego „arcydramatu” i dosłownego w swojej brutalności wyciągania trupów z szafy. Z tradycją romantyczną w szerokim sensie Demirski zestawił tutaj wstydliwe, przemilczane – wyparte – momenty naszej historii, które nie mieszczą się w heroicznej zazwyczaj wizji dziejów: zbrodnie wojenne i powojenne dokonane przez Polaków. Nie wydaje się przy tym, by celem duetu była próba odkrycia ciemnych kart dla samego wyciągnięcia brudów. Jak zauważyła Jolanta Kowalska, „Dziady. Ekshumacja demonstrowały rozpad inteligenckich kodów, które – zdaniem autorów – stały się całkowicie niewydolne w opisie polskiej rzeczywistości po transformacji”
– ja się boję umrzeć – bo co to za śmierć będzie
– ja się boję że umrę nagle i mnie nie odnajdą
– że mnie odnajdą dopiero jak się rozłożę –
że DOWIEDZĄ SIĘ
że trup nie jest święty i śmierdzi
[…]
– ja się źle czuję –
gdy tu mój trup pośrodku was zasiada
w oczy zagląda wam i głośno gada
P. Demirski, Parafrazy, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, s. 111–112. [13]
To nie społeczeństwo, ale genialna jednostka ma być odpowiedzialna za kształt narodu. W tym wypadku oczywiście tą jednostką jest Konrad, jednak myślę, że można taką figurę rozumieć nieco bardziej abstrakcyjnie. Nie ma tak naprawdę aż tak dużego znaczenia, kogo się wybierze na tego rodzaju przewodnika. Konrad, Kordian czy nawet Andrzej Kmicic – ich imiona to tylko drugorzędne cechy. Sednem jest funkcja, którą pełnią, funkcja geniusza. To on „czuciem rządzi”, odzyskuje skradzioną przez wrogów godność, podnosi z kolan, dowolnie kształtuje obraz przeszłości
Opowieść o „geniuszu” silniejsza jest od nagiego faktu, liczby ofiar, biologiczności człowieka czy bezpośredniości traumatycznego wydarzenia. Opowieścią można oswoić wojnę. Ten mechanizm zostaje uruchomiony na przykład w serialu Czterej pancerni i pies z niezapomnianym Januszem Gajosem w roli Janka Kosa, dziarskiego chłopca, który razem z załogą czołgu „Rudy 102” i wiernym Szarikiem zmaga się z zawieruchą II wojny światowej. Jest tam walka za ojczyznę, braterstwo, odpowiednia dawka niebezpieczeństwa i zuchwalstwa oraz oczywiście wątek miłosny. Oddani sprawie bohaterowie pochodzą z różnych warstw społecznych, jednak są uświadomieni politycznie i powiązani biograficznie z artefaktami polskości: ojciec Janka bronił Westerplatte, Gruzin Grigorij w pewnym momencie otrzymuje szablę ułańską, Ślązak Gustlik przypomina nieco Longinusa Podbipiętę z Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza i tak dalej.
Demirski wykorzystał popularną serię telewizyjną jako podstawę dramatu Niech żyje wojna! Podobnie jak w Dziadach. Ekshumacji, romantyzująca historia została poddana dekonstrukcji. Do bohaterskich losów żołnierzy dramaturg dodał szerszy kontekst polityczny (wpisując w akcję dramatu między innymi Stanisława Mikołajczyka i Józefa Stalina) oraz przemilczane wątki okropieństw wojennych, które stawiają pod znakiem zapytania heroizm żołnierzy. Jednak ponownie, tak jak w przypadku reinterpretacji romantycznego arcydramatu, nie chodziło Demirskiemu o tanią kontrowersję, lecz o refleksję na temat kształtowania się obrazu patriotyzmu w narodowej zbiorowej wyobraźni. Nie bez powodu w jednej ze scen występuje Michał Żebrowski wypowiadający w swoich kwestiach kwintesencję „polskości” romantyczno-heroicznej. Jest w niej odpowiednie pochodzenie:
mój ojciec oficer
który był przesłuchiwany w UB
w takim chyba betonowym właśnie czołgu
uciekł i cały stan wojenny przesiedział
w fajansowym
przedwojennym pokoju z holenderską porcelaną
na której były nasze inicjały
... UB strasznie spałowało dziadka
który walczył w legionach
bo moi rodzice na Syberii zamarzli,
zaangażowanie religijne przechodzące w mistyczną, patriotyczną fantastykę („kiedy z tych mgieł Matka Boska warszawska/swoją armatę ze Zbaraża jeszcze synku wycelowała”) czy dziarskość godna Janka Kosa („– dziadku – my w dwa dni tę wojnę wygramy –/jak wrócę to się tej nalewki wiśniowej napijemy –”)
Żebrowski u Demirskiego ustawia więc symboliczne pole polskości. Przewrotnie jest to obraz bardziej rzeczywisty od samej rzeczywistości, ponieważ odnosi się do głęboko zakorzenionych w polskości fantazmatów tego, jak sami siebie widzimy. Polak katolik, patriota z rodowodem, jakkolwiek groteskowo brzmi, okazuje się bardziej rzeczywisty niż żywy człowiek. Ten pozorny irracjonalizm polega na tym, że o wiele silniej kształtuje nas nie prawdziwy świat, ale sposób, w jaki go interpretujemy. Jak w zauważył Žižek, to nie rzeczywistość tworzy kino, lecz na odwrót – to kino tworzy rzeczywistość
Kim jest Jakub Szela? Najbardziej znanym w literaturze polskiej przedstawieniem tej postaci jest oczywiście nieśmiertelne Wesele Stanisława Wyspiańskiego, które przywódcę chłopskiego powstania przedstawia jako zdrajcę, kata, mordercę. Szela Demirskiego podchwytuje ten wątek, pytając, czy naprawdę jest zły, czy jest zdrajcą, czy ma krew na rękach niczym Lady Makbet. Reprezentuje też sobą, na zasadzie synekdochy, całą warstwę chłopską, która w wyobraźni narodowej zapisała się jako grupa prostaków, roszczeniowych i naiwnych, zdolnych do sprzymierzenia się z wrogiem i wymordowania lepiej urodzonych. Rewolucja, której dokonuje bohater, w opinii arystokracji odbywa się wbrew, niemal dialektycznej, logice dziejów, ale też tak naprawdę wbrew własnemu interesowi rewolucjonistów. „Niemal dialektyczna logika dziejów”, o której tutaj piszę, odnosi się do przekonania, jakiemu ulega przedstawiona przez Demirskiego klasa wyższa. Zakłada ono wiarę w to, że ludzkość osiągnęła właśnie szczytowy moment rozwoju cywilizacyjnego. Ulokowanie arystokratów na szczycie drabiny społecznej jest więc spełnieniem niemalże utopijnej wizji idealnego porządku. Ustanowiona hierarchia ma służyć każdej warstwie społecznej, ponieważ, jak głosi obiegowe hasło, „kiedy bogacą się bogaci, bogacą się też biedni”. W ten sposób ujęta rewolta Szeli zyskuje wymiar zamachu nie tylko na idealny porządek, ale też na własną klasę. Jest jednocześnie świętokradztwem i głupotą.
Demirski udowadnia jednak, że mamy tutaj do czynienia z czystą formą myślenia ideologicznego. Klasa panująca próbuje przedstawiać rzeczywistość tak, aby móc ją sobie podporządkować. Dramatopisarz trafnie też zauważa, że współczesne akty przypisywania chłopstwu narodowości mają w gruncie rzeczy charakter retroaktywny. Chłopi nigdy nie zostali zaproszeni do uczestniczenia w polskości. Nie było dla nich pozycji innych niż zdrajców – bezwzględnych sprawców rzezi – albo sentymentalnych idiotów, jak ich przedstawiali młodopolanie
W wyniku przemian społecznych po II wojnie światowej właściwie zaniknęła warstwa ziemiaństwa. Zostało jednak potężne imaginarium szlacheckie, które wciąż jest wyjątkowo silne. Bohaterowie dramatu Demirskiego, młodzi przedstawiciele prekariatu, mimo wiejskiego pochodzenia, próbują wymazać ze swojej przeszłości Szelę oraz chłopskość. Odbywa się to w dość ciekawy sposób. Po odrzuceniu „wsi” poprzez naśladowanie „miastowych” pretendują oni do dołączenia do miejskiej struktury społecznej. Próbują jeść to, co koledzy z pracy, pić to samo na imprezach, ubierać się w podobny sposób, jeździć na wakacje w te same miejsca. Realizują tym samym teorię Louisa Althussera, zgodnie z którą „podmiotowość” można zyskać tylko poprzez poddanie się ideologii. Cały ten proces odbywa się na zasadzie praktyki społecznej, czyli poprzez rzeczywiste realizowanie i powtarzanie konkretnych wzorców. Nie trzeba przy tym wierzyć w określony system ideowy, wystarczy go spełniać poprzez działanie
Kapitalizm oraz liberalna demokracja w spektaklu przedstawiane są jako coś uniwersalnego, jako porządek naturalny, właściwie jedyny możliwy. Owszem ideologia dopuszcza postawę cyniczną, nawet krytyczną, jednak tylko tak długo, jak długo bezpośrednio nie zagraża ona strukturze całego systemu. Bohaterowie pozwalają sobie więc na sporadyczne kąśliwe uwagi, mające „demaskować” rzeczywistość, w której żyją, jednak żadna z nich nie jest wypowiadana serio, nie ma żadnej sprawczości. Pozwalają one jedynie na delikatne zdystansowanie się od systemu, które paradoksalnie do niego przybliża. Ten schemat zostaje uruchomiony na przykład w scenie brania kredytu mieszkaniowego. Grane przez Klarę Bielawkę i Pawła Tomaszewskiego rodzeństwo podczas rozmowy z przedstawicielką banku zdaje sobie sprawę, że nie ma takich samych jak miastowi szans na realizowanie swoich pragnień, jednak nie zamierza z nich rezygnować. W tym kontekście szczególnie gorzko brzmi kwestia, którą wypowiada Tomaszewski: „Zaraz pierdolnę straszną antykapitalistyczną filipikę i o tym, że jestem rozczarowany swoją postawą / dziewięćdziesiąt trzy metry, bardzo wysokie z balkonem”. Obśmianie logiki działania hegemona jest obśmianiem zasad, według których samemu się postępuje. Cynizm w zderzeniu z ideologią okazuje się postawą bardziej naiwną niż ślepy fanatyzm
Bohaterowie W imię… reagują agresją na powracającego Jakuba Szelę. Zadaje on swoim „dzieciom” pozornie niezobowiązujące pytanie o to, co by zrobili, gdyby mieli jeden dzień wolności. Odpowiedzią jednak jest krzyk lub hedonistyczne fantazje o powiększeniu majątku lub oddaniu się innym przyjemnościom. To dość interesujący moment, ponieważ Demirski przedstawia nam sytuację iście widmontologiczną. Jednak zamiast widm Karola Marksa z nakazem powraca Jakub Szela
Przywódca rabacji do swoich dzieci przychodzi z wezwaniem do rewolucji. Razem z nim powraca rok 1846. Demirski dostrzega głęboką paralelę między życiem chłopów w połowie XIX wieku a sytuacją prekariuszy na początku naszego stulecia. Wciąż panuje wyzysk oraz ograniczanie możliwości klas niższych przez klasy wyższe. Dramaturg pokazał, jak hegemoniczna ideologia zniekształca obraz niegdyś wywalczonej wolności. Choć Szela jest nie-umarły, to jednak pozostaje wyparty, męczy swoją obecnością. Dzieci nie chcą przyjąć jego dziedzictwa, ponieważ próbują samodzielnie wybrać swoich ojców. Z psychoanalitycznego punktu widzenia ich pragnienie oznacza próbę zmiany całego rejestru symbolicznego. Ojciec jest figurą stanowiącą prawo, określającą nakazy i zakazy. Współczesne imaginarium, czyli zbiór wyobrażeń, pozytywnie wartościuje wspomnianą przeze mnie datę „4 czerwca” oraz tak zwanych ojców demokracji, którzy wydają się prekariuszom bardziej atrakcyjni od ich wiejskiego przodka. Demirski pokazuje, że po 1989 roku nastąpiło dziwne usymbolizowanie rzeczywistości. Historia Polski zorganizowała się wokół dworków szlacheckich i romantycznych bohaterów. Między innymi z tego powodu jakakolwiek rewolucja, nie tylko rozumiana jako krwawy przewrót, nie może się spełnić. Szeli pozostaje tylko wypowiedzenie gorzkiej diagnozy: „Państwo, kurwa, wszyscy szlachta!”. Masy przyjęły perspektywę dawnych stanów wyższych, co równoważy się z wyobrażonym zajęciem pozycji wyższego w słynnej Heglowskiej dialektyce Pana i Niewolnika.
Z psychoanalitycznego punktu widzenia perspektywa Niewolnika powiązana jest z rozkoszą [jouissance]. Rozkosz oznacza tutaj nieumiarkowaną, niemożliwą do doznania, więc bolesną, przyjemność. Lacan powiada, że to właśnie ona utrzymuje Niewolnika w relacji z oprawcą/zwierzchnikiem. Trwa on w poddaństwie, ponieważ czeka na jouissance, której doświadczy w momencie śmierci (rozumianej oczywiście metaforycznie, a nie dosłownie) Pana
Podejmowanie przez Demirskiego wątku „dworkowej” wizji historii ma na celu pokazać, w jaki sposób sami siebie kolonizujemy. Ironiczna uwaga Szeli o „szlacheckim” rodowodzie każdego z widzów spektaklu odnosi się do zatajania swoich prawdziwych korzeni, do wstydu związanego z pochodzeniem. Jeśli przyjąć, że warstwa chłopska nie należała do narodu polskiego i była raczej przez niego niewolona, to oznacza, że przyjmujemy perspektywę kolonizatora. Dworki szlacheckie nie mają wyłącznie wartości sentymentalnej, lecz zyskują głęboko polityczne i ekonomiczne konotacje. Stara dialektyka „wyżsi – niżsi” powtarza się w dziełach tak zwanych „architektów wyobraźni”, do których można zaliczyć na przykład Andrzeja Wajdę. Jak zauważył Tomasz Plata, ekranizacje Pana Tadeusza czy Zemsty próbowały kreować „niemal mitologiczną narrację o społeczeństwie, które rozliczyło się z dawnych win, dobrnęło do końca Historii i z satysfakcją oddało się postpolitycznej sielance”
chociaż grozili że będą to filmy ważne
a były tak wspaniale nieważne
i tak cudownie nie-interesujące
że społeczeństwo poznało się na tym
i nikt poza garstką niedobitków
nie chce już płacić na kulturę
i nikogo już ta kultura nie interesuje
i wszyscy rozumieją że trzeba ją sprywatyzować
skomercjalizować
i zamknąć
dziękuję
P. Demirski, Parafrazy, dz. cyt., s. 404–405. [28]
Sztuka powinna przede wszystkim dostosować się do warunków neoliberalnego rynku. Tym samym Demirski pokazuje, że z ostrego niegdyś spojrzenia reżysera nie zostało wiele. Być może tylko tytuł uznaniowy, który mu nadali żałobnicy, podążający za trumną w kondukcie pogrzebowym. W konsekwencji „obłaskawiony” przez warunki rynku „architekt wyobraźni” traci, niegdyś krytyczne, spojrzenie artysty zaangażowanego. Wajda jest w końcu odpowiedzialny za taki film jak Człowiek z marmuru, który uwypuklił rozwarstwienie między deklaracjami decydentów Polski Ludowej a faktyczną sytuacją robotników. Demirski podejmuje ten wątek, parafrazując jedną ze scen wspomnianego obrazu. Filmowa Agnieszka próbowała walczyć o możliwość opowiedzenia o prawdziwej sytuacji klasy robotniczej. W dramacie ta postać natomiast sugeruje sprzeniewierzenie się dawnym ideałom, zapomnienie o robotnikach, wejście do establishmentu
Ich perspektywa przypomina nieco perspektywę arystokracji ukazanej przez Strzępkę i Demirskiego w parafrazie Nie-boskiej komedii
Czechowowski Wujaszek Wania także posłużył Demirskiemu do opowiedzenia historii o poszkodowanych przez transformację. Dramaturg już na poziomie absurdalnego tytułu – Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty – próbuje obnażyć idiotyzm wiary w ideologię neoliberalną. Węglem, który się lenił i przez to trzeba go ukryć, jest Wojnicki. Można go nazwać ofiarą transformacji, jednak – jak wskazuje tytuł – wystarczyłoby, gdyby tylko wziął się do roboty. Tak w każdym razie przedstawiają go inne występujące w tekście postaci. W realiach gospodarki neoliberalnej nie ma miejsca dla takich jak on – niezaradnych, przynoszących wstyd i dyskomfort rodzinie. W opowiadanym przez Sonię, jego bratanicę, wspomnieniu o wyjściu z ojcem, Sieriebriakowem, do drogiej restauracji dominuje uczucie pogardy dla tego rodzaju ludzi. Ogląda ona przez szybę lokalu demonstrację, jednak nie zadaje sobie trudu, by zrozumieć, kto i w jakim celu maszeruje. Demonstranci to osobny gatunek, do którego należy – przynajmniej na poziomie podobieństwa – Wojnicki: „o wojniccy idą – powiedziała helena”. Budzą oni jedynie nieuzasadniony lęk oraz odrazę.
Status majątkowy ma natomiast dawać zamożnym prawo do decydowania o losie innych. Zaradność, efekt deklaratywnie ciężkiej pracy, zyskuje rangę ponadprzeciętnej zdolności, cudownej wręcz właściwości:
– no więc właśnie o tym mówię
O tych, którzy nie –
żadnych diamentów szlifować nie będą
Ci ludzie
Nie mamy im nic do zaoferowania
[…]
Nasza rola polega na tym żeby im mówić
Jak sytuacja wygląda
Nie ukrywamy przed nimi że im się pogorszy
Bo taka jest prawda
[…]
Chętnie rozwiązałbym to społeczeństwo
I stworzył sobie nowe
Które zna swoje miejsce w szeregu
I to nie jest szereg demonstracji
tylko szereg konsumujących konsumentów
P. Demirski, Parafrazy, dz. cyt., s. 138–139. [31]
– mówi ojciec Soni. Przynależność do klasy wyższej daje prawo do decydowania o losie większości współobywateli, jednak przede wszystkim legitymizuje dyktatorskie rozwiązania. Sieriebriakow, wyrażając chęć anulowania społeczeństwa, przedstawia swoją wizję jako coś racjonalnego, prawdziwego, naturalnego. Projektuje utopię ze sztywno ułożoną hierarchią społeczną oraz radykalnie kapitalistycznym systemem wartości. Diamenty… problematyzują wątek potransformacyjnych nierówności, które rzucają cień na ideologiczną propagandę sukcesu roku 1989. Demokracja liberalna w rzeczywistości okazała się mitem, ponieważ ludzie tacy jak Sierebriakow postulują wprowadzenie systemu zbliżonego do autorytarnego z prawem silniejszego (bogatszego) jako naczelną zasadą.
Wojnicki z Diamentów… oraz Ojciec/Szela z W imię… to postaci do siebie bardzo podobne. Stoją oni na pozycji zbędnej, zawadzającej. Upokorzeni i odrzuceni pogrążają się w frustracji i fantazjach o przemocy. Ojciec/Szela to patriarchalna figura dręcząca psychicznie swoje dzieci, Wojnicki marzy o zastrzeleniu brata. Demirski dostrzega negatywne cechy wykluczonych, próbuje uniknąć naiwnej fetyszyzacji „pokrzywdzonego”. Twórca pokazuje, jaki wpływ na losy jego bohaterów miały warunki, w których walczyli oni o swoją sprawę. Mimo często groteskowej formy pozwala sobie na – do jakiegoś stopnia nawet realistyczne – psychologizowanie swoich bohaterów.
Sceniczni arystokraci zarzucali Szeli antysemityzm, prostactwo oraz ciemnotę, oceniali go jednoznacznie jako zacofanego, nieświatowego Polaka, mimo że jego rewolucja nie miała podłoża światopoglądowego. „Księży też biliśmy” – posępnie mówi Jakub. Jest on – podobnie jak Wojnicki – žižkowym „podmiotem, który ma wierzyć”
Dramaty Pawła Demirskiego powinno się czytać jako większy projekt o współczesnej Polsce. Jak zauważyła Joanna Krakowska w posłowiu do tomu Parafrazy, „demi(d)ramy” są silnie powiązane z zewnętrznym kontekstem w warstwie sensów i zdarzeń