Nowy Napis Co Tydzień #065 / Tańcem o pracy
Nowy taniec jest dziedziną z jednej strony eksperymentalną, z drugiej – dialogującą z pozateatralną rzeczywistością i spełniającą postulaty szeroko rozumianej humanistyki interwencyjnej. Scena teatralna coraz częściej staje się miejscem wygłaszania postulatów społecznych i politycznych, a także przestrzenią środowiskowych rozliczeń i krytyki warunków, w jakich pracują oraz tworzą artystki i artyści. Czy taniec współczesny jako forma sztuki krytycznej i zaangażowanej może stać się narzędziem do zmiany relacji między pracownikami, mecenasami oraz konsumentami kultury?
Nowy polski taniec
Zacznijmy od próby odpowiedzi na kilka pytań: czym właściwie jest „nowy taniec” w Polsce, jak funkcjonują w jego realiach rodzimi twórcy, jaki potencjał ma charakterystyczna dla tej sceny artystyczna niezależność, a z jakim ryzykiem wiąże się praca artysty freelancera? Taniec współczesny, określany też często jako „nowa choreografia” czy „nowy taniec”, to dziedzina stosunkowo młoda, która swój europejski rozkwit przeżyła w latach 90. XX wieku, a w naszym kraju rozwinęła się (proces ten trwa do dziś) na początku kolejnego stulecia. Boom na taniec współczesny w Polsce datuje się od około 2000 roku i łączy się z powrotem wielu młodych twórców z dyplomami zagranicznych uczelni, gdzie zdobywali oni wiedzę na temat praktyk cielesno-ruchowych (wówczas w naszym kraju jeszcze niezinstytucjonalizowaną w formie programów nauczania wyższego
Oczywiście nie oznacza to, że wcześniej scena tańca w Polsce nie istniała, przeciwnie – kształtowała się bardzo różnorodnie. Jej panoramę współtworzyły takie tradycje jak balet klasyczny
Od kiedy zaczęło się mówić o autonomiczności tańca, zawsze była to opowieść wyżej waloryzowana niż ta, w której taniec był częścią sztuki teatru czy szeroko rozumianych sztuk performatywnych. Potrzeba odizolowania się, wyodrębnienia, a nawet odcięcia od korzeni była wyraźnie związana z kształtowaniem się nowej dziedziny sztuki, zwanej najpierw tańcem nowoczesnym, a z czasem współczesnym
A. Królica, Sztuka do odkrycia. Szkice o polskim tańcu, Mościckie Centrum Kultury, Tarnów 2011, s. 18. [3].
Potrzeba wyodrębnienia tańca od teatru oznaczała zarówno zmianę sposobu pracy, jak i zwrot estetyczny. Jego twórcy szukali jeszcze inspiracji w połączeniu narzędzi stricte tanecznych (doceniając wartość techniki i kondycji ruchowej) z teatralnymi (traktując taniec jako element większego widowiska, budując spektakle jak kolaże) i pracowali z większymi zespołami. Młode pokolenie zaczęło działać niezależnie, polemizując z tradycją, autorytetami i instytucją. Choreografów coraz bardziej interesowała perspektywa krytyczna, w której można umieścić zarówno kwestię ciała jako narzędzia do tworzenia sztuki scenicznej, jak i tańca jako specyficznej dziedziny sztuki. Mniej przywiązywano uwagę do techniki − tak istotnej w klasycznym wykształceniu tancerza − czy linearnej narracji. W tańcu współczesnym akcentowano raczej cielesną niedoskonałość i indywidualizm, a ważniejszy od fabuły i widowiskowości stał się intelektualny koncept. Wirtuozerię zastąpiła inspiracja codziennym gestem, a poszczególne choreografie nawiązywały do biografii twórców oraz do aktualnych problemów społeczno-politycznych. Dążenie do niezależności tańca od teatru miało też swój wyraz w zastępowaniu tradycyjnej sceny teatralnej alternatywnymi przestrzeniami: galerii sztuki, muzeów, centrów kultury.
Istotną cezurą kształtującą niezależne środowisko tańca w Polsce jest rok 2004, kiedy z inicjatywy Joanny Leśnierowskiej i Art Stations Foundations powstał w Poznaniu Stary Browar Nowy Taniec (SBNT), pierwszy tego typu program stypendialnego wsparcia i tanecznej produkcji. Jeden z jego filarów, Solo Projekt, miał promować przede wszystkim debiutantów i świeżo upieczonych absolwentów wyższych szkół tańca (głównie zagranicznych). W projektach SBNT, którego piętnastolecie istnienia obchodziliśmy w zeszłym roku, wzięło udział trzydziestu pięciu rezydentów. W poznańskim „domu tańca” powstało aż osiemdziesiąt pięć spektakli pokazywanych w kraju i na całym świecie. Założono tam również Alternatywną Akademię Tańca, uzupełniającą ofertę artystycznej edukacji. Ponadto ośrodek od kilku lat ogłasza konkursy na stypendia badawcze z dziedziny tańca, organizuje warsztaty, coachingi oraz prowadzi działalność wydawniczą
Kolejną inicjatywą, której realizacja byłaby niemożliwa bez środowiskowej współpracy twórców, kuratorów, badaczy i krytyków, było powołanie w 2010 roku Instytutu Muzyki i Tańca
IMiT organizuje też Polską Sieć Tańca zrzeszającą instytucje, centra kultury i teatry w Polsce, które w trakcie całego roku prezentują zgłoszone do programu (przez te właśnie ośrodki lub niezależnie) spektakle polskich twórców. Wsparcie artystom, badaczom i kuratorom tańca dają programy ministerialne i podległe ministerstwu instytucje kultury
Choć ten spis wydaje się dość różnorodny (mimo że wciąż niepełny), trzeba pamiętać, że są to z reguły jednoroczne programy z ograniczoną liczbą beneficjentów, którzy mogą z nich skorzystać, oraz z określonym budżetem, niedającym zazwyczaj zabezpieczenia ani na całą produkcję spektaklu (wymagani są inni koproducenci), ani na regularną pracę artystyczną lub, mówiąc wprost, utrzymanie siebie czy opłacenie współpracowników. Ważne, żeby podkreślić też, że aktywni zawodowo choreografowie i choreografki pełnią wiele funkcji równocześnie, nie angażują się wyłącznie w działania twórcze. Dodatkowe wyzwania, niejako wpisane w ten zawód, to nauczanie (warsztaty i praca edukatora to w większości źródła utrzymania artystów), przygotowywanie wniosków, prowadzenie rozmów z producentami, udział w audycjach do zewnętrznych projektów, a także promowanie własnej działalności.
Panująca od kilku lat w Polsce moda na prezentację choreografii w galeriach sztuki czy teatrach dramatycznych przynosi jednak wartościowy efekt − coraz więcej tego typu instytucji otwiera się na współpracę z twórcami tańca współczesnego
Europejskie metody produkcji
Przenieśmy się teraz na scenę europejską. Aby zrozumieć specyfikę tańca współczesnego i choreografii, należy wrócić na chwilę do ich początków, czyli do lat 90. XX wieku. Wówczas, jak pisze Bojana Kunst, „w dziedzinie tej doszło do silnego uwydatnienia widoczności pracy, zwłaszcza aspektów niekoniecznie związanych z wysiłkiem fizycznym, ale ze zmieniającą się atmosferą emocjonalną i napięciami energetycznymi”
Rozwijane w latach 90. innowacyjne sposoby tworzenia wpłynęły na
przemianę instytucji artystycznych w przestrzenie bardziej społecznościowe i zorientowane na eksperymentację. Przez cały czas były (…) ściśle powiązane z nowymi, postfordowskimi sposobami produkcji
Tamże. [14].
Ta zmiana oznaczała z jednej strony odmienne definiowanie zakresu obowiązków i ról w relacji między choreografem a instytucją, pracodawcą, tancerzem czy zespołem, a z drugiej strony redefinicję pozycji widza. W pierwszym przypadku choreograf pełni coraz więcej funkcji równocześnie (wnioskodawcy i inicjatora, choreografa i tancerza, menadżera), przy czym jego zależność od grantodawców oraz producentów wciąż jest silna. W drugim – to widz okazuje się współtwórcą wydarzeń, jest angażowany w ich przebieg, nie pozostaje biernym obserwatorem. Rolą artysty staje się tutaj raczej nawigowanie w tym procesie niż narzucanie gotowego konceptu.
Takie metody produkcji, w przeciwieństwie do fordyzmu, charakteryzują się elastycznością i otwartością. Kładą nacisk na procesualność i (opłacane) działanie bez końcowego produktu. Praca w społeczeństwie postfordowskim skupiona jest na budowaniu relacji; efekt okazuje się mniej znaczący niż proces i zaangażowanie weń odbiorców
Można dyskutować, czy te wymagania dotyczą również osób zatrudnionych na stałe czy tylko freelancerów, których twórczość opiera się na zleceniach lub umowach o dzieło. Z pewnością zmiana systemowa ma wpływ zarówno na tych, którzy pracują w danej instytucji kultury, jak i pozostałych, ubiegających się o wsparcie z jej budżetu. Tylko zakres tego oddziaływania pozostaje różny dla każdej z tych grup − ceną za niezależność twórców i producentów bez stanowisk etatowych staje się brak stabilności finansowej, trudność w planowaniu projektów, których powodzenie zależy od wielu czynników (otrzymany lub nie grant, wsparcie instytucji lub jego brak, dostępność czasowa współpracowników itd.). Pytanie, na które trudno udzielić odpowiedzi, wydaje się fundamentalne: czy decydując się na autonomię zawodową, trzeba zawsze godzić się z ryzykiem niepowodzenia, albo inaczej: czy istnieje sposób, aby zabezpieczyć niezależne, kreatywne zawody, a takimi w tańcu jest zdecydowana większość (choreografowie, tancerze, kuratorzy, producenci, krytycy…).
Sztuki na zamówienie
Omówmy kwestię pracy choreograficznej na przykładzie znanego cyklu 13 Piezas distinguidas (13 wyróżnionych utworów) hiszpańskiej choreografki Marii La Ribot, którego premiera odbyła się w Teatro Alfil de Madrid w 1993 roku
W kontekście rozważań o zawodzie choreografki trzeba powiedzieć, że niemal cały cykl stanowi realizację indywidualnych transakcji między artystką a jej odbiorcami. Jego produkcja była możliwa dzięki finansowym inwestycjom pojedynczych osób lub całych organizacji i firm partycypujących w kosztach przedsięwzięcia. Widzowie, sprawując funkcję mecenasów, otrzymywali „na zamówienie” (lub już gotowy) solowy pokaz, oparty w mniejszym lub większym stopniu na warunkach umowy między sponsorami a twórczynią dzieła. Wykupując działanie La Ribot, odbiorcy stawali się jednocześnie posiadaczami praw do kilkuminutowego fragmentu spektaklu. 13 Piezas distinguidas można również obejrzeć online
Ramsey Burt, analizując elementy intymne i publiczne w solowym występie La Ribot, podkreśla, że ten cykl
W Piezas distinguidas choreografka odkrywa relację zależności między artystką a widzem, który jednocześnie pełni funkcję producenta wydarzenia. Piotr Morawski, pisząc w „Dialogu” o specyfice produkcji teatralnych, zauważył, że w porządku widowiska „ciała wykonawców i wykonawczyń są jednocześnie ciałami osób pracujących, które mówią o swojej pracy”
Hierarchia i autorytet
Warto w tym miejscu odwołać się do ostatniego spektaklu Izy Szostak le journal secret (2019). W swoim solo choreografka przywołuje autobiograficzne doświadczenie klasycznej tancerki baletu (Szostak jest absolwentką Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Romana Turczynowicza w Warszawie w 2003 roku), a następnie edukacji w zakresie tańca współczesnego za granicą (w Codarts − Rotterdam Dance Academy w Holandii, którą ukończyła w 2008 roku). Projekt można potraktować jako artystyczne rozliczenie ze spotkanymi na jej drodze autorytetami. Przywołując symbolikę intymnego dziennika, do którego odwołuje się tytuł performansu, Szostak korzysta z własnych wspomnień: uczennicy szkoły baletowej, studentki zagranicznej uczelni, wreszcie – wykształconej choreografki.
Spektakl można podzielić na trzy części. W pierwszej oglądamy precyzyjnie wykonaną solową choreografię. Tancerce, ubranej w biały T-shirt i spodnie z czarnymi nadrukami, nie towarzyszą na scenie żadne elementy scenografii. Możemy skupić się na jej obecności i ruchu, nie ma tu dodatkowej symboliki czy fikcyjnego charakteru. W gestach, które performerka wykonuje w ciszy, można rozpoznać ruchowe archiwum: ślady zapisanych w jej ciele figur baletowych (wymagających technicznej precyzji, napięcia ciała), potem rozluźnione pozycje, charakterystyczne dla tańca współczesnego, ale też proste, codzienne ruchy, nienaznaczone konkretną techniką taneczną. To abstrakcyjna, motoryczna opowieść, nie ma w niej wyraźnej fabuły ani kolejnych wątków. Oglądamy raczej remiks tego wszystkiego, czego choreografka doświadczała na swoim ciele przez lata tanecznej edukacji, a potem pracy w zawodzie.
W drugiej części przedstawienia publiczność ogląda wyświetlaną na ekranie animację. Tancerka pozostaje na scenie schowana we wnętrzu ogromnej makiety − kamery Sony (poruszający się, nieożywiony obiekt będzie później głównym działającym w ostatniej odsłonie spektaklu). Realną obecność performerki zastępuje postać 3D z wyświetlanej na ekranie animacji. Wirtualna bohaterka, w opisie le journal secret nazwana Starym Dzieckiem, spotyka „uznanych patronów i autorytety”, z którymi chce się rozliczyć choreografka. W animowanej fabule pojawiają się fragmenty z wideodziennika artystki, dokamerowe monologi i ujęcia fragmentów ciała, przedmiotów oraz otoczenia rejestrowane w różnych miejscach i odstępach czasu. Śledzimy kolejne etapy dorastania bohaterki, jej wspomnienia sprzed kilkunastu lat, choć forma nagrania zniekształca rzeczywiste postaci i wydarzenia (na przykład w filmie pojawia się Czarny Kruk, który prawdopodobnie symbolizuje postać ojca towarzyszącego dziewczynie w tej podróży). W miarę upływu czasu artystka/postać 3D przechodzi przez proces odłączania się od mistrzów i nauczycieli, zwłaszcza tych pozornych. Jej dalszą pracę determinuje niemal terapeutyczny moment uwolnienia się od wpływu. Jak wyznaje twórczyni w wywiadzie:
Stałam się ofiarą bardzo złej edukacji. Aby dyscyplinować uczniów, nauczyciele wykorzystywali przemoc werbalną i fizyczną, budowali atmosferę rywalizacji, manipulowali uczniami. Niektóre pedagożki nie pozwalały pić wody na zajęciach, bo twierdziły, że to dekoncentruje. Wywierały ogromną presję na to, aby zredukować masę ciała. Mnóstwo uczennic tej szkoły cierpiało na anoreksję i bulimię
Nikomu nie mówiłam, co się dzieje w szkole. To lata utraconego dzieciństwa. Wywiad z Izą Szostak (E. Jankowska, Gazeta.pl, [online], [dostęp], https://wiadomosci.gazeta.pl/ wiadomsci/1,164031, 25264880,nikomu-nie-mowilam-co-sie-dzieje-w-szkole-to-lata-utraconego.html. [21].
Poprzez krytykę mechanizmów kształcenia le journal secret jest wypowiedzią o pracy choreografki zdeterminowanej formą zdobytej edukacji. Funkcjonowanie w świecie tańca klasycznego wymaga predyspozycji fizycznych, wielu wyrzeczeń i poświęcenia. Po skończeniu szkoły nie wszyscy absolwenci angażowani są do zespołów czy dostają możliwość pracy w zawodzie. Każda kontuzja zmniejsza ich szanse na rynku pracy, a konkurencję stanowią absolwenci szkół z całego świata (w zespołach baletowych tańczą najlepsi z najlepszych, których rekrutacja odbywa się w drodze międzynarodowych castingów). Brak etatów i zabezpieczenia na przyszłość (praca w zawodzie tancerza klasycznego kończy się po czterdziestym roku życia
Podobnie jest w alternatywnym, freelancerskim systemie tańca współczesnego. Wskazuje na to również Iza Szostak, która wybrała ten sposób pracy, wyjeżdżając na zagraniczną uczelnię, a potem rozpoczynając w Belgii swoją karierę. W animacji przywołany zostaje między innymi Jan Fabre, belgijski reżyser i artysta wizualny, z którym Szostak pracowała na stażu w zespole Troubleyn. Choreografka mówi wprost: „Jan jest jednym z fałszywych autorytetów, które pojawiają się w moim spektaklu. Na jego przykładzie między innymi podejmuję drugi − po edukacji w szkole baletowej − mroczny temat: molestowanie”. Nadużycia Fabre’a ujawnia głośny, opublikowany przez pracowników Troubleyn we wrześniu 2018 roku list otwarty #metoo and Troubleyn/Jan Fabre, z którego dowiadujemy się o kontrowersyjnych metodach pracy, ale też o seksizmie i mizoginii w relacjach reżysera z aktorkami i aktorami
Prywatne a zawodowe
Obecnie artystki coraz częściej powołują się na indywidualne doświadczenie, nawet jeśli mówią ze sceny o tak osobistych tematach jak ciąża i posiadanie dziecka. Przykładem performansu, który łączy krytykę zawodową z perspektywą prywatną jest Wycieka ze mnie samo złoto Renaty Piotrowskiej-Auffret (2017). Spektakl ma polifoniczną formę, składa się z kilku głosów kobiet – her-storii, których osią wspólną staje się temat macierzyństwa osób zatrudnionych w sektorze kultury.
W białej, niemal klinicznej przestrzeni sceny znajduje się mównica, do której pojedynczo podchodzą kolejne performerki (Piotrowska-Auffret, Karolina Kraczkowska, Aleksandra Osowicz). Każda z nich cytuje ex cathedra fragmenty wypowiedzi kobiet reprezentujących różne wybory życiowo-zawodowe: chęć posiadania potomstwa pomimo niesprzyjającej sytuacji ekonomiczno-zawodowej (jak mówi na początku Piotrowska-Auffret: „Od zawsze czekam na »ten moment«, na »tego mężczyznę« i stabilniejszą sytuację finansową, polityczną i społeczną w Polsce. Ekonomicznie jestem obecnie całkowicie niewydolna. […] Boję się, że nie zdążę”
Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jaka jest praca choreografki: prekaryjna, niestała, wymagająca ciągłego stanu gotowości, by wyjechać na rezydencję, zmienić miejsce pobytu i warunki pracy. Ile artystek nie ma stałych umów i możliwości otrzymania zasiłku, kiedy przestają być zdolne do wykonywania zawodu na czas ciąży?
Dobra, koniec, wychodzę. Rozmowa z Renatą Piotrowską-Auffret (T. Fazan), „Magazyn SZUM”, [online], [dostęp: styczeń 2018], https://magazynszum.pl/dobra-koniec-wychodze-rozmowa-z-renata-piotrowska-auffret/. [27].
Podmiot zbiorowy, który tworzą wspomnienia anonimowych kobiet, przeżywa skrajne emocje: od lęku przed zmianą trybu życia związaną z posiadaniem dzieci do wyraźnego pragnienia, a te stany emocjonalne wybrzmiewają w podawanych na scenie tekstach. Na plan pierwszy wysuwa się perspektywa pracującej w swoim zawodzie artystki. Twórczynie zwracają uwagę na „warunki zatrudnienia w kulturze, odkrywając systemowe, ekonomiczne i ideologiczne uwarunkowania wpływające na doświadczenie macierzyństwa”
W cytowanych na scenie historiach na plan pierwszy wysuwa się nierozłączna relacja tańczącego ciała i ciała kobiety naznaczonego politycznością wyborów życiowo-zawodowych, do jakich należy też decyzja o (nie)posiadaniu dziecka. Spektakl podsumowuje groteskowa scena porodu − scenę zalewa czerwone światło, a jedna z performerek Aleksandra Osowicz moduluje głos od zniekształconego krzyku po ledwie słyszalny szept, wyginając swoje ciało w nienaturalnych spazmach. Ta „nieładna” scena pokazuje też to, co w teatrze tańca często pozostaje ukryte – że ciało to również nieestetyczne obrazy, niewyuczone pozy. Wyświetlany na końcu film, w którym do dynamicznej melodii różne kobiety (wiele z nich rozpoznajemy: to zawodowe choreografki i edukatorki) tańczą ze swoimi dziećmi, to niemal zbyt piękna wizja kobiecej wspólnoty.
W swoim spektaklu Piotrowska-Auffret kwestionuje zasadność systemowych rozwiązań, które prowadzą do konieczności stawania przed wyborem: praca albo dom − bo jak sama mówi w wywiadzie:
Świadomość, że kobieta może – a nie daj boże chce – zajść w ciążę, nagle zmienia warunki pracy: umowę na czas nieokreślony zastępuje umowa tymczasowa, zostaje zawieszona możliwość awansu. […] Twoja wydajność spada w ciąży, kiedy musisz karmić i wychowywać dziecko. To bolesna krótkowzroczność systemu, bo przecież kobieta wykonuje tutaj realną pracę, która prowadzi do wytworzenia nowego podmiotu ekonomicznego, który w przyszłości będzie potencjalnie napędzał produkcję i konsumpcję
Dobra, koniec, wychodzę, dz. cyt. [29].
Posiadanie potomstwa jest w tym kontekście nie tyle realizacją indywidualnego pragnienia, którego wdrożenie w życie wiąże się z utratą ambicji zawodowych, ile decyzją uzależnioną od polityki społeczno-gospodarczej, a także wykonywanego zawodu. Wychowywanie dziecka może też – jeśli odwołać się do norm pracy prekarnej i wydajnościowej – pobudzać jeszcze większą produktywność. Podział życia na zawodowe i rodzinne posiada bowiem wymiar mobilizujący – kobiety są stymulowane do większej skuteczności w podejmowaniu działań i decyzji profesjonalnych, na które po porodzie pozostaje mniej czasu. W ten sposób unaocznia się uwikłanie macierzyństwa w system pracy, w którym de facto staje się ono dodatkowym (choć niepłatnym) zajęciem.
Kiedy w grę wchodzi temat zakładania rodziny, to w przypadku profesji tancerki pojawiają się również pytania o „odpowiedni” moment na planowanie ciąży (pomiędzy projektami?), o przygotowanie socjalno-ekonomiczne (czego nie gwarantuje brak lub minimalne ubezpieczenie na „śmieciówkach”), wreszcie kondycję fizyczną w trakcie tych kilkunastu miesięcy, niezbędną przecież do uprawiania zawodu. Choreografka pracuje na prekarnych, freelancerskich warunkach i na tych samych zasadach (opierając się na umowie o dzieło, jednorazowo w ramach danego festiwalu
To jaki chcecie teraz projekt?
Jednorazowość projektów oraz mobilność działań prowadzonych w różnych instytucjach i krajach wpisane są w osobiste doświadczenia życio-pracy wielu choreografek. Wyzysk artystycznej kreatywności i produktywności (podkreślana w dossier liczba projektów) przy jednoczesnym wymogu ciągłej dostępności, bycia „pod telefonem” lub online, gdy trzeba zdążyć z aplikacją przed deadline, charakteryzuje rynek sztuki tańca i choreografii. Nie jest to może wyjątek pośród innych dziedzin kreatywnych, ale w odróżnieniu od teatru, taniec wciąż nie ma swoich regularnie dotowanych i zatrudniających na stałe zespoły osób instytucji („domów tańca”), przez co trudno porównywać pracę reżysera w miejskim teatrze (oraz wielkość budżetu produkcyjnego spektaklu teatralnego) z pracą niezależnych artystów tańca współczesnego (i ich niskobudżetowymi produkcjami). Nic dziwnego, że w tej dziedzinie dominują spektakle solowe, zrealizowane często przy wsparciu kilku (również zagranicznych) partnerów, grane co najwyżej kilkukrotnie, bez stałej siedziby czy producenta. Artystki krytykują takie warunki pracy, a przykładem takiej polemiki jest solo Edyty Kozak Moje własne interview(R)Fanny Panda (2013)
Kozak wchodzi na scenę ubrana raczej jak urzędniczka niż tancerka (ma na sobie czarną spódnicę i marynarkę, a nie gimnastyczny trykot). Podchodząc do mikrofonu, rozpoczyna spektakl słowami:
Proszę Państwa, jest wiele projektów, bardzo różnych, artystycznych, społecznych czy naukowych, a ponieważ zbliża się termin składania wniosków do Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, chciałam zaproponować Wam, abyśmy wspólnie stworzyli wniosek i aplikowali o jego realizację.
Choreografka mówi poważnym tonem, trzymając w dłoni dokumenty – prawdopodobnie regulaminy konkursów, z których odczytywać będzie dalsze instrukcje. Streszczając kolejne wymogi, obnaża absurdy projektowej nowomowy: „projekt będzie wpisywał się zarówno w projekty krajowe, regionalne”, „projekt zakłada rozłożoną odpowiedzialność i zaangażowanie”, „projekt nie będzie miał negatywnego wpływu na środowisko naturalne”, „projekt będzie efektywnie i racjonalnie gospodarował środkami i zasobami”, projekt ma być realizowany „w ramach strategii unijnej w zakresie działań na rzecz wsparcia kapitału ludzkiego”, „w zakresie upowszechniania uczestnictwa w kulturze” itd.
Następnie choreografka przedstawia trzy propozycje spektakli, podaje tytuły, streszcza opisy. Wreszcie każdy z widzów otrzymuje formularz, który ma wypełnić na podstawie tych propozycji. Kryteria oceny są tożsame z tymi z regulaminu. Należy – zupełnie jak komisja konkursowa – kierować się wskaźnikami typu: zgodność idei z celami zadania, jej innowacyjność, znaczenie założonych rezultatów dla rozwoju i wizerunku miasta Warszawy czy wewnętrzna spójność działań oraz możliwość ich realizacji. W trakcie zbierania kart i liczenia głosów Kozak stwierdza, że teraz zatańczy dla widzów, traktując swój występ raczej jako rozrywkowy przerywnik w ramach głównego programu.
Na koniec dowiadujemy się, że jedna z zaproponowanych koncepcji przedstawienia, Taniec – moja miłość (z opisu odczytywanego przez choreografkę: „spektakl poruszający rolę człowieka w społeczeństwie, jego talent i przydatność do zawodu”), zostaje wybrana zdecydowaną większością głosów i o jej realizację ubiegać się będzie artystka na podstawie zbiorowo wypełnionej aplikacji
W swoim solowym spektaklu Kozak uwidacznia inną stronę zawodu choreografki. Nie pokazuje metod pracy z ciałem, ale proces zdobywania funduszy na rozwój i planowanie działań kulturalnych. Udostępnia widzom formularz aplikacyjny, czyli zazwyczaj niepubliczne (o ile nie jesteśmy wnioskodawcami) informacje. Jak zauważa przywołana wcześniej Bojana Kunst, od lat 90. XX wieku sztuki performatywne, w tym taniec i choreografię, charakteryzuje zanik granicy między procesem twórczym a wytworem. Artystki dzielą się nie tylko praktykami, lecz też przygotowaniami do pracy – opisami projektów, które zakładają w przyszłości.
Przejaskrawiając swoje metody pracy, Kozak dodatkowo angażuje w nie odbiorców wydarzenia. Widzowie zostają współtwórcami planu działania. Ostateczny kształt projektu w procesie (jeszcze niematerialnego, przewidywanego do realizacji w kolejnych latach) zależy od wielu czynników: odpowiedzi, jakich osoby zgromadzone na sali teatralnej udzielą na pytania zawarte w aplikacji grantowej, rozdziału finansów publicznych, możliwości technicznych i czasowych producenta czy wreszcie – indywidualnej decyzji artystki w kwestii respektowania warunków wybranego konceptu. Najciekawszy w tym ciągu wydaje się jego ostatni element – w jakim stopniu choreografka uznaje oczekiwania widzów, ujęte przecież we wspólnie wymyślonym wniosku, za kolejne ograniczenia, z którymi należy negocjować.
Przytoczone przykłady dowodzą, że praca artystyczna „wolnych strzelców” pozostaje uwikłana w rozwiązania systemowe, a jej reguły nie różnią się tak bardzo od funkcjonowania pracowników etatowych, mimo że ci pierwsi pozbawieni są zabezpieczeń socjalno-finansowych. Przecież artyści również rozliczani są przez pracodawców i grantodawców ze swoich planów, też znajdują się często w sytuacji, kiedy to instytucja narzuca im warunki umowy: od czasu pracy poprzez dostępne zasoby osobowe i rzeczowe, tematykę dzieła, aż do spodziewanych rezultatów. W tańcu i choreografii obowiązują podobne strategie działania jak w każdym innym artystycznym, freelancerskim środowisku, przy czym stawki choreografa – lub choreografki (i żeńska odmiana ma tutaj znaczenie) – a grafika mogą się znacząco różnić na niekorzyść tego pierwszego. Dlatego artystki mówią o warunkach i uwikłaniu swojej pracy. Spektakl Wycieka ze mnie samo złoto Renaty Piotrowskiej-Auffret kładzie nacisk na relację pomiędzy polityką reprodukcji a życiem zawodowym artystki. W swoim „sekretnym dzienniku” Szostak ujawnia z kolei mechanizmy tanecznej edukacji i instytucjonalizacji, wskazując na nadużycia tak zwanych „autorytetów”. Zarazem sztuka coraz częściej mierzy się z indywidualnymi oczekiwaniami jej odbiorców, co też punktują w swoich działaniach choreografki. To my, widzowie, wyznaczamy jej granice, warunkując tym samym pracę twórczyń i twórców. Projekty z zakresu współczesnej choreografii poszerzają perspektywę krytyczną o dyskusję z przyjętymi normami społecznymi. Zawierając z widzami umowę na przygotowanie „wyróżnionych sztuk”, La Ribot poddaje w wątpliwość to, co jest odbierane jako prywatne (nagie ciało) i publiczne (ciało prezentowane w ramach wydarzenia scenicznego, które należy do producentów poszczególnych piezas). Eksperyment Edyty Kozak uwypukla zarówno zaangażowanie publiczności, jak i spiralę tak zwanej grantozy, której poddają się wszyscy pracownicy sektora kreatywnego. Jako odbiorcy – nolens volens – napędzamy ten system, oczekując coraz bardziej nowatorskich, a jednocześnie dostępnych nam rezultatów.