Nowy Napis Co Tydzień #081 / Pisarzu, znaj swoje prawa
Jesteś doświadczonym prawnikiem specjalizującym się w prawie autorskim. Jak z tej perspektywy oceniłabyś znajomość prawa przez początkujących albo niemogących się przebić pisarzy?
Bardzo dziękuję za możliwość porozmawiania o jednej z najbardziej fascynujących dziedzin prawa, jaką jest prawo autorskie. Z mojego doświadczenia jako prawnika i doradcy wynika, że autorzy bardzo późno dowiadują się o swoich prawach autorskich – najczęściej dopiero wtedy, gdy dostają od wydawnictwa pierwszą umowę do podpisania. Zapobiegawczy autor przesyła umowę do prawnika z charakterystyczną prośbą o „sprawdzenie, czy nie ma w niej niczego niebezpiecznego” i dopiskiem, że „jeśli czegoś brakuje – proszę o uzupełnienie”. Dostając taką wiadomość od autora wiem już, że mam do czynienia z osobą, która nie orientuje się w tym, jakie prawa jej, jako twórcy, przysługują. Gdy autor wie, jak szeroką gamę praw do utworu nabywa z chwilą jego stworzenia, nie zdaje się na łaskę prawnika, tylko sam decyduje, jak szeroki zakres praw autorskich do utworu chce „dać” wydawnictwu.
O czym przyszli pisarze powinni pamiętać, zanim wyślą swój pomysł albo gotowy, zredagowany tekst?
Pomysł ustalony, uzewnętrzniony w jakikolwiek sposób – na kartce papieru lub w wersji dokumentu elektronicznego – zakładając, że posiada chociażby minimalny poziom twórczości, jest chroniony przez prawo autorskie. Przedmiotem prawa autorskiego (utworem) jest bowiem „każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia”. Przedmiotem prawa autorskiego będzie zatem w praktyce każdy przejaw działalności twórczej człowieka, który ma twórczy i indywidualny charakter (w jego wyniku powinien powstać subiektywnie nowy przedmiot prawa autorskiego), a przy tym wytwór ten został ustalony w jakiejkolwiek postaci (utwór musi zostać tak uzewnętrzniony, aby mogła zapoznać się z nim chociażby osoba trzecia – ktokolwiek poza samym twórcą). Przeciwieństwem wytworu o indywidualnym i twórczym charakterze będzie na przykład wytwór o charakterze technicznym. Co istotne, autor nie musi wykonywać żadnej dodatkowej pracy, dopełniać żadnych formalności, aby jego tekst był chroniony przez prawo autorskie – jego utwór będzie chroniony z mocy prawa. Ochrona prawa autorskiego rozpoczyna się z chwilą stworzenia (ustalenia) utworu, trwa przez całe życie twórcy i kończy się 70 lat po jego śmieci.
Co ciekawe, brak w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych definicji „podmiotu praw autorskich” (twórcy/autora) – istnieje jedynie domniemanie prawne z art. 8 ust. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zgodnie z którym domniemywa się, że twórcą jest osoba, której nazwisko w tym charakterze uwidoczniono na egzemplarzach utworu lub której autorstwo podano do publicznej wiadomości w jakikolwiek inny sposób w związku z rozpowszechnianiem utworu. Dlatego doradzam pisarzom (i innym twórcom), aby podpisywali swoje prace imieniem lub nazwiskiem (ewentualnie pseudonimem) i dodawali do swoich tekstów datę ich powstania (oraz modyfikacji). W porównaniu na przykład z prawem własności przemysłowej, które wymaga przejścia całej procedury rejestracyjnej (dodajmy, że płatnej), aby finalnie przedsiębiorca mógł się cieszyć prawem do znaku towarowego, rozwiązanie w postaci automatycznego objęcia utworu ochroną prawa autorskiego wydaje się być dla twórcy bardzo korzystne.
Masz jakąś swoją „ulubioną” historię związaną z naruszeniem praw autorskich wobec pisarzy lub twórców? Taką, która daje do myślenia, refleksji nawet dziś?
Spory o prawa autorskie, czy szerzej – prawa własności intelektualnej – to z pewnością jedne z najciekawszych sporów prawnych, które nierzadko budzą wiele emocji zarówno wśród samych zainteresowanych, jak i wśród obserwatorów. Jedną z takich głośnych (i bardzo ciekawych) spraw ostatnich lat był spór o prawa autorskie pomiędzy spółką CD Projekt a Andrzejem Sapkowskim – autorem sagi o Wiedźminie. Gra komputerowa Wiedźmin (The Witcher) jest prawdopodobnie największym sukcesem polskiego przemysłu rozrywkowego za granicą. Słynną grę RPG opartą na literackiej kreacji Andrzeja Sapkowskiego wyprodukowała właśnie spółka CD Projekt. Pomiędzy Andrzejem Sapkowskim a spółką CD Projekt doszło do podpisania umów cywilnoprawnych uprawniających CD Projekt do bezpiecznego wyprodukowania pierwszej edycji gry The Witcher. Wynagrodzenie określone w tych umowach okazało się być jednak zupełnie nieadekwatne (precyzując: rażąco niskie) w porównaniu do zysku, jakim mogła pochwalić się spółka, która z roku na rok odnosiła coraz większe sukcesy finansowe, produkując kolejne edycje popularnej gry. We wrześniu 2018 roku Andrzej Sapkowski zdecydował się zażądać od spółki CD Projekt „dodatkowego” wynagrodzenia (żądanie opiewało na kwotę 60 milionów zł), powołując się na artykuł 44. ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zgodnie z którym „w razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd”. Osobiście, jako prawnik zajmujący się na co dzień tematyką praw własności intelektualnej, w tym w szczególności prawa autorskiego, miałam nadzieję, że sprawa trafi na wokandę i sąd będzie miał okazję ocenić stopień, w jakim twórczość Andrzeja Sapkowskiego przyczyniła się do sukcesu kasowego gry The Witcher. Z pewnością wyrok w sprawie Sapkowski vs. CD Projekt byłby precedensowy i wyznaczyłby ramy interpretacji wyżej wymienionego przepisu. „Niestety”, sprawa zakończyła się polubownie. 20 grudnia 2019 roku pojawiło się oświadczenie informujące o tym, że CD PROJEKT, twórca serii gier o Wiedźminie, oraz Andrzej Sapkowski, autor Sagi Wiedźmińskiej, podpisali porozumienie wzmacniające i pieczętujące wzajemne relacje. Podpisane porozumienie nie tylko zaspokoiło potrzeby i oczekiwania Andrzeja Sapkowskiego, ale również dało spółce CD Projekt nowe prawa oraz „potwierdziło posiadane prawa do eksploatacji uniwersum Wiedźmina w obszarze gier wideo, komiksów, gier tradycyjnych oraz merchandisingu”.
Natomiast moje ulubione historie związane z naruszeniem praw autorskich to oczywiście te, których finał był korzystny dla mojego klienta – twórcy, któremu pomagałam w ochronie i egzekwowaniu praw autorskich. Jedną z pierwszych moich klientek była młoda artystka z Gdańska, której prace (elementy projektu dyplomowego – identyfikacji wizualnej przygotowanego dla Pomorskiej Kolei Metropolitalnej) wykorzystała bezprawnie jedna z instytucji publicznych do stworzenia swoich plakatów. W tej sprawie doszło do naruszenia zarówno majątkowych, jak i osobistych praw autorskich artystki. Spór udało się zakończyć jeszcze na etapie przedsądowym. Instytucja nie tylko przeprosiła artystkę za naruszenie jej praw na swojej stronie internetowej, ale również opublikowała przeprosiny w ogólnopolskim kwartalniku dla projektantów. Projektantka otrzymała także satysfakcjonującą rekompensatę finansową za naruszenie jej praw autorskich.
Prawo autorskie wydaje się wyjątkowo podatne na zmiany związane z postępem technologicznym.
Zgadzam się, że otwarta „głowa” ustawodawcy jest w świecie galopującego postępu technologicznego niezwykle ważna i potrzebna. Nasza polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych pochodzi z 1994 roku. Od tego czasu była wielokrotnie nowelizowana, jednak nie jest żadnym odkryciem, że prawo „nie nadąża za technologią”. Tylko czy aby na pewno prawo musi nadążać? Moim zdaniem nie. Wystarczy, że prawo będzie mądrze dopasowywało się do zmieniającego się otoczenia technologicznego. A dla osiągnięcia tego celu wystarczą, w mojej ocenie, dobrze skonstruowane przepisy prawa, a nie ich ciągła zmiana.
Najważniejsze przepisy prawa autorskiego są skonstruowane na tyle ogólnie, że zmiany technologiczne nie stanowią dla nich zagrożenia.
Na przykład?
Warto wymienić chociażby definicję utworu, która z biegiem lat nie traci na aktualności, czy wskazany w art. 1 ust. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych przykładowy, otwarty katalog utworów prawa. Również definicja autorskich praw zależnych – szalenie istotna dla twórców i dla korzystających z praw instytucji prawa autorskiego – wskazuje ogólnie, że opracowaniem cudzego utworu jest „w szczególności” tłumaczenie, przeróbka lub adaptacja, a rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego. Zatem i tu mamy do czynienia z niepodlegającym „starzeniu się” katalogiem otwartym. Oczywiście można zauważyć w przepisach prawa określenia, które wyszły już z potocznego użycia lub opisywane są dzisiaj zupełnie inaczej. Trudno też szukać przepisów prawnych regulujących współczesne aspekty technologiczne, chociażby metodyki agile. Nie sądzę jednak, że przepisów prawa powinno być jeszcze więcej. Zmiany powinny być jakościowe, a nie ilościowe. Myślę, że to raczej po stronie nas, praktyków prawa, jest umiejętne (i kreatywne) korzystanie z narzędzi, które oferuje nam współczesne prawo, w taki sposób, aby możliwie najskuteczniej pomagać osobom, które o taką pomoc się do nas zwracają.
Problem praw autorskich jest bardzo szeroki. Z wielu internetowych komentarzy wynika, że nieetyczne praktyki w zakresie ochrony know-how – czy to w trakcie rozmowy o pracę, czy swobodnej rozmowy twórcy z twórcą, kiedy to rozmówca przedstawia pomysł na książkę albo projekt interpretacji, a druga osoba wykorzystuje brak zastrzeżeń i wykorzystuje idee do własnych celów – wydają się problemem powszechnym, który dotyka ogromną rzeszę ludzi. Zastanawiam się, na ile to dotyka środowisko literatów i osoby pracujące w wydawnictwach.
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że to nie „prawo autorskie” jest problemem. Prawo autorskie daje twórcom całą masę praw i możliwości, zaryzykowałabym nawet, że jest „rozwiązaniem” dla wielu problemów. Chodzi raczej o brak wiedzy na temat praw przysługujących twórcy, o niską świadomość samych twórców. Z mojego doświadczenia wynika, że niewielu z nich ma wiedzę o tym, jakie sposoby dyspozycji prawami autorskimi daje im podział praw autorskich na autorskie prawa majątkowe i autorskie prawa osobiste. Niewielu wciąż wie, jak rozmawiać o swoich prawach autorskich z klientami, w tym z wydawnictwami. Twórcy nie są przygotowani do tego, aby negocjować w zakresie udzielanej licencji lub przeniesienia prawa autorskich. Autorzy (często również wydawnictwa) nie wiedzą też o tym, że know-how czy pomysł na książkę to te elementy, który pozostają poza ochroną prawa autorskiego. Prawo autorskie nie chroni bowiem idei, pomysłów i koncepcji. W sytuacji, gdy przedstawiamy wydawnictwu jedynie pomysł na nową pracę, warto pamiętać o tym, aby zaznaczyć, że – jeśli jeszcze nie podpisaliśmy umowy z wydawnictwem – przedstawiamy na spotkaniu z wydawnictwem informacje poufne. Warto znać art. 72 § 1 kodeksu cywilnego, zgodnie z którym „jeżeli w toku negocjacji strona udostępniła informacje z zastrzeżeniem poufności, druga strona jest obowiązana do nieujawniania i nieprzekazywania ich innym osobom oraz do niewykorzystywania tych informacji dla własnych celów, chyba że strony uzgodniły inaczej”. Warto dodatkowo podpisać z wydawnictwem umowę o zachowaniu poufności. Jednym słowem – im większą świadomość prawną ma twórca, tym bezpieczniej może poruszać się po rynku wydawniczym i lepiej dbać o swoje interesy.
Gdybyś miała stworzyć dekalog dla twórców, mający chronić ich dobrze rozumiany interes, to co by się tam znalazło?
Na samej górze takiego dekalogu znalazłaby się informacja, że prawo autorskie „stoi” po stronie twórców. Z chwilą stworzenia dzieła – to znaczy, przypominam, jego ustalenia albo uzewnętrznienia myśli twórczej – każdy twórca nabywa autorskie prawa majątkowe i autorskie prawa osobiste. Autorskie prawa majątkowe to prawa, które będą trwały od momentu stworzenia dzieła, przez cały okres życia twórcy oraz dodatkowo 70 lat po jego śmierci. To oznacza, że umiejętnie rozporządzający swoimi prawami autorskimi za życia twórca może sprawić, że jego spadkobiercy będą mogli czerpać korzyści finansowe z dzieła jeszcze długo po jego odejściu. Do katalogu dodałabym również informację o tym, że to twórca decyduje o tym, jak szerokiej zgody na korzystanie ze swoich praw autorskich chce udzielić wydawnictwu albo innemu klientowi. To autor bowiem decyduje o tym, czy chce udzielić wydawnictwu licencji czy przenieść prawa autorskie (a zatem pozbyć się swoich praw w sposób trwały). Ostatnio doradzałam w negocjacjach umowy z wydawnictwem. Autorka, której pomagałam, dostała od wydawnictwa wyjątkowo korzystną z punktu widzenia prawa autorskiego umowę licencyjną. Wydawnictwo oczekiwało bowiem od autorki jedynie… licencji niewyłącznej na korzystanie z jej prac. Jak się potem okazało, umowa zawierała jednak wiele postanowień sprzecznych, które ujawniły, że tak naprawdę wydawnictwo samo do końca nie wiedziało, jak szeroką zgodę do korzystania z praw autorskich chce i może nabyć od autorki. Ta sytuacja pokazuje, że kolejny punkt w katalogu powinien brzmieć: „Znaj swoje prawa, aby umieć nimi odpowiednio dobrze rozporządzać, a przy okazji wyłapywać błędy pojawiające się w umowach czy podczas negocjacji”.
Czy to nie jest trochę tak, że póki nie będziemy się ubiegać o swoje, to nikt za nas tego nie zrobi?
Pierwszym krokiem do „ubiegania się” o swoje prawa jest ich poznanie. Myślę, że każdy twórca powinien poznać swoje prawa autorskie, nauczyć się ich umiejętnego i świadomego wykorzystywania. A w przypadku, gdy już dojdzie do naruszenia praw autorskich – zachować spokój i pamiętać, że prawo autorskie oferuje twórcy szereg narzędzi do egzekwowania praw autorskich. Warto je znać i mądrze wykorzystywać.