Nowy Napis Co Tydzień #086 / Kosmiczne zdziwienia Józefa Barana
Czytając wiersze z najnowszego tomu Józefa Barana W wieku odlotowym, przypomniało mi się jego poetyckie credo: „Pisać o sobie przez pryzmat świata i o świecie przez pryzmat siebie””, które wypowiedział poeta po obejrzeniu dokumentalnego filmu Poeta pisze sobą
Najnowszy zbiór, zawierający utwory z lat 2015–2020, Józef Baran otwiera lirykami napisanymi w większości w Borzęcinie:
za każdym obrotem kół
przyrasta
w oczach nieba
już jestem
jedną nogą ziemski
drugą
niebieski
niebo zagarnia mnie
w objęcia
z zielonej ścieżki
zapominam przez chwilę
że jestem tylko
przejściowym
pełzaczem
Ziemi
Borzęcin, 2019 (Lato na wsi)
„Przejściowy pełzacz Ziemi” – jak sam opisuje siebie Józef Baran – jest urodzony w Borzęcinie, któremu przypisuje szczególną rolę. Borzęcin jest kolebką jego wrażliwości, źródłem inspiracji, miejscem bezpośredniego kontaktu z naturą, ludźmi i pozahoryzontalną tajemnicą. Częste powroty na wieś, mieszkającego w Krakowie poety, zostawiają na kartach tomu emocjonalne, głębokie liryczne obrazy. W rozedrganym powietrzu odprawia się tutaj cała cudowna liturgia lata, ale i też, a może i nade wszystko, wyrazista świadomość upływającego czasu. Warto letnią porą „pofruwać” z poetą w urokliwie opisanej borzęcińskiej „zielono-niebieskiej przestrzeni”:
rozedrgane powietrze
rojne i strojne w motyle
jaśminów wodospady
przelewające się przez ogrodzenia
bezkresne życie bez początku – końca
nieogarnione niepojęte
wieloistnienie
fruwa pełza treluje przelatuje cyka
kojąco szumi zapachami kusi
świszcze gwiżdże i brzęczy roi się i rui
[…]
mimowolnie poddając się woli
Niewidzialnego Dyrygenta
w zielono-niebieskiej przestrzeni
[…]
a ty czujesz
jak przepływa przez serce
przeźroczysty obłok
i jak unosisz się na wysokościach
pod czaszą błękideł
spadochroniarz zachwytu
uczepiony
słonecznych promieni
(Lato 2018)
Józef Baran jest mistrzem obserwacji, potrafi podpatrywać. Z różnych perspektyw: mikro i makro, z bliska i daleka, z góry i z dołu. A nade wszystko ze środka… z siebie. W zachwycie naturą czai się jednak nieustannie znikomość istnienia. W wierszu Szepty cmentarne zasłyszane w listopadowym wietrze pisze:
[…] coraz bardziej niczyi
rozsypujemy się w ziemi
czasami jak klawisz w pianinie
potrąci ktoś nasze imię
na moment zmartwychwstaniemy
brzękniemy i znów umilkniemy […].
Ten dźwięk Baranowskiego klawisza długo wybrzmiewa w uszach czytelnika, a potrącone imię na przemian brzęczy i milknie, brzęczy i milknie… tworząc swoisty koncert przemijania. Chyba nikt w literaturze nie przywołał w tak genialny sposób pamięci o tych, którzy „przeszumieli z liśćmi”
Świadomość nietrwałości ludzkiego życia towarzyszy poecie wszędzie. Zadaje więc pytania o sens i bezsens istnienia:
[…] po co
Życie
Ziemia
Wszechświat
(który doskonale
mógłby się obejść bez nas)
i Bóg wie po co
ta ślepa uparta
pozbawiona trwałych podstaw
wiara każdego z nas
w prawie boskie „ja”
(Pytania)
Pełno jest ontologicznych i ważnych z(a)dziwień w poezji Józefa Barana. W jednym ze znaczących utworów poeta pyta:
co zrobić
z tak pięknie
rozpoczętym życiem
które miało mieć
w ciele stałe
pokrycie
a urywa się
jak błyskawica
o świcie
czy rozwinie się dalej
gdzie
i po co?
a jeśli trwać ma
to jako kto? co?
[…]
to przechodzi
ludzkie wyobrażenia
że można
ot tak
wytrącić kogoś
z nałogu
istnienia
a nuż
z rozpędu
poniesie nas dalej
w ciemno
w podróż międzygwiezdną
na niewidzialnej
śnieżyczce-duszyczce
ale dokąd
ale po co?
ale jako
kogo? co?
Borzęcin 2014
(Kosmiczne zdziwienia)
Józef Baran pozostawia czytelnika z tymi istotnymi pytajnikami. Nie udziela odpowiedzi. Nie sugeruje. Nie radzi. Nie wysnuwa własnych teorii. Te refleksje i wątpliwości zapewne spotęgowała dodatkowo poważna choroba poety, z której wyszedł obronną ręką. Poświęca jej cały VI rozdział, któremu dał tytuł Niedziela. Słońce zagląda do szpitala. Ileż tutaj dramatycznego niepokoju, niepewności, bezsilności, załamań, nadziei, namacalnego cierpienia, które „przycina lotki”. W obliczu poważnego zagrożenia życia:
nie trzeba latać wysoko
nie trzeba wzbijać się jak sokół
hubka wspomnień krzesiwo wyobraźni
starcza na całą podróż[…]
przychodzi czas
gdy człowiekowi
tak mało trzeba
powrotu do zdrowia
przychylnego nieba
i to są teraz jego
niebotyczne zachcenia.
(*** gdy lotki przycięte…)
Poeta czuje się w szpitalu jak na froncie: „kule bzyczą mu koło ucha, gdy walczy na śmierć i życie” oraz„robi wszystko, by jeszcze nie tym razem być wyekspediowanym na którąś z dalekich gwiazd”
[…]
skąd ta
zawrotna trwoga
boska wola bycia
jeszcze i jeszcze
przerastająca mnie
mrówkę drobinę doczesną
o całą Wieczność.
(Zdziwienie)
Wiersze z tego rozdziału są zapewne formą terapii, oswajaniem choroby, próbą ucieczki. To w takich chwilach Józef Baran pisze poruszający poetycki Mały testament:
gdy mój czas
w kłębek się zwinie
kupię sobie
klombik
w Borzęcinie
nie za duży
nie za mały
bym się mógł
pomieścić cały
wsadźcie mnie tam
bym rozkwitał wiosną
w sąsiedztwie
pszenic i żyta
i by skowronek
mi lotnie zanucił
nie piosenkę śmierci
lecz piosenkę życia
bo rankiem stąd wyszedłem
kulę ziemską obiegłem
i powrócę na zawsze o zmroku
do znajomych najpierwszych widoków
I do azylu domowego zacisza, gdzie w okresie rekonwalescencji z czułością opiekuje się poetą żona Zofia. Jej dedykuje dwa wiersze. W jednym z nich Józef Baran odkrywa w żonie Anioła Stróża (czego nie dostrzegał dawniej), który trzyma nad nim parasol, pilnuje, aby nie zgubił pod nogami ziemi, wprowadza porządek do jego bałaganu, i przyznaje, iż dopiero teraz go odkrył, bo „najtrudniej zobaczyć / to na co się stale patrzy”
nie trzeba wyruszać na Malediwy
by przeżywać wyskokowe przygody[…]
dojrzeć krążące
drobinki chwil[…]
czas przeżuwany dobrze
nawet w dziupli mieszkania
rozkwita ekscytującym smakiem
małych możliwości
i „wystarczą uśmiechy chwil / święta równowaga ducha”
niech kto mysz
nie ryczy jak lew
kto żółw
nie udaje gazeli
kto gęś
nie zazdrości bielikowi
że nad górami się bieli
kto mucha
niech brzęczy Bogu do ucha
i przypadkiem nie liczy
że wyda z siebie
trel słowiczy
„wszak nie doleci słońca sowa”
ale z księżycem może być na ty
tam zaś
„gdzie koń pociągnąć nie zdoła”
osioł wkracza do gry
[…]
niech każdy
będzie nie Kimś
lecz sobą
i niech się nie puszy
bo w każdym
ta sama stwórcza
iskra
tli się
na dnie duszy
i niechaj Baran
Baranem
pozostanie na amen
nie wycofuje się z Barana rakiem
by być Miłoszem Szymborską
czy broń Boże
Barańczakiem
bo niewysoko
niedaleko
dofrunie
poezja
strojna
nawet w cudne
lecz w piórka cudze
(15 lipca 2017)
W czym tkwi fenomen poezji Józefa Barana, na temat której wypowiadają się wielcy krytycy, która trafiła w 1989 roku do podręczników szkół średnich i którą do dzisiaj interpretują abiturienci w Polsce? Co sprawia, że autor przeszło trzydziestu tomów poezji oraz czterech znakomitych dzienników jest wciąż na topie?
Myślę, że tajemnica tkwi w niegasnącej ciekawości świata, w obserwacji zachodzących w nim zmian, bystrości zauważania drobiazgów, z których poeta potrafi zbudować potężny gmach wiersza. Poezję Józefa Barana cechuje ponadto osobliwy przekaz ważnych treści, ciekawy sposób narracji oraz żywy i barwny język. Dostrzega się w tej poezji kontrolowaną spontaniczność. Świeżość. Jakiś podskórny nerw, który unosi wiersz w sferę głębokich rozważań. Jest w utworach krakowskiego poety mnóstwo interesujących i nowatorskich zdrobnień, wyliczeń, neologizmów, metafor, a pojawiające się sporadycznie gramatyczne rymy podkreślają frazę niektórych wierszy – stąd zapewne zdumiewająca liczba jego liryków jest śpiewana przez znanych polskich wokalistów i zespołów, takich jak: Stare Dobre Małżeństwo, Grupa pod Budą, Beata Paluch czy Hanna Banaszak. Nie mogę w puencie pominąć fantazyjnego wiersza Bujacz – pykacz w obłokach. Autor w nim donosi, iż ma na obłoku swój fotel, i bujając się w nim, „pyka mydlane bańki wierszy”, które rozpryskują się w międzygwiezdnej przestrzeni. Niektóre z nich są nawet czasoodporne i gdzieś komuś potrzebne, jakimś podobnym bujaczom-pykaczom w obłokach.
Wyręczę poetę i napiszę, że to nie bujający się na obłoku fotel, ale Poetycki Tron, który ufundowały Józefowi Baranowi znakomite, komunikatywne oraz filozoficzne liryki, pisane przez ponad pół wieku, trafiające prosto do ludzkich serc.
J. Baran, W wieku odlotowym, Wydawnictwo Zysk i S-półka, Poznań 2020.