Kukła Balcerowicza zajmuje miejsce na tronie z podgniłej słomy
z widokiem na ulicę. Marsz; pretensje do losu: po co w korowodzie
kilkuletnie dziecko? Marsz; zdjęcia z nowej Polski i tak nie oddadzą
przebudzenia Polaków. Nie da się kontrolować kolorów ani złudzeń.
Po dwudziestu latach chyba mogłabym przysiąc, że tak wyglądał koniec
dwudziestego wieku na końcu tego kraju. Albo inaczej: wilki, piechurzy,
atrament melancholii. Społeczeństwo się śmieje z własnego bólu i trudu.
Społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z ryzyka. Reszta przyjdzie później.
Między twardymi okładkami książek z bajkami Disneya, miękkimi Brzechwy,
a zgrajami kotów, ich instynktem trwania, jest Polska z kolorowych szmatek.
Balcerowicz musi odejść, ojcowie mówią jeden przez drugiego. Marsz trwa,
lęk formuje szyki. Któregoś dnia pod koniec lata świętujemy z kukłami;
zabawki po kuzynkach przyjadą z innego kraju, w worku z pozdrowieniami.