Nowy Napis Co Tydzień #095 / Lepsza poezja w garści niż poeta na dachu. O książce Marcina Niewirowicza „Wszystkie ptaszki, które miałem w garści”
Poszukiwanie kierunku
Marcin Niewirowicz debiutował w 2017 roku tomem Dociekania strefy, który został wyróżniony w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Artura Fryza. Wcześniej jego projekt książki poetyckiej znalazł się dwukrotnie w finale Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina – były to lata 2014 i 2016. Właśnie w 2016 roku miałam okazję po raz pierwszy usłyszeć wiersze Niewirowicza podczas festiwalu „Puls Literatury” przy okazji rozstrzygania wyżej wspomnianego konkursu. Przyznaję – na początku przeszłam obok nich obojętnie. Dopiero w indywidualnej lekturze wyłowiłam dla siebie językowy urok tych tekstów i pomieszczone w nich sensy. Trzy lata po debiucie poeta powraca z książką opublikowaną w tym samym wydawnictwie – Nisza – ale jednak z nową propozycją, innymi wierszami.
Wszystkie ptaszki, które miałem w garści to – jak w blurbie diagnozuje Jacek Dehnel –
[…] piosenki trochę własne, a trochę kradzione, z refrenów zasłyszanych od poetów podejrzanej konduity; […] aluzje i nieprzystojne skojarzenia, obrazy licznych uczuć. […] przyśpiewki ludu, który zmarł lub wyemigrował, a mieszkał przez pokolenia w szafie, domu niewoli, i tam układał je swoim językiem niezrozumiałym, wnikliwym, śliskim i namiętnym.
Określenie „piosenki” odnosi się i do środków, jakie zastosował Niewirowicz, i do efektów, jakie tymi środkami osiągnął. Choć wydaje się trochę na wyrost, mimo wszystko tworzy w miarę adekwatne wyobrażenie o tym pisaniu. Mamy tu rytm, rym, powtarzalność – nie tylko swoistych refrenów, ale też konkretnych motywów, zapętlenia oraz – bardzo ważne – pauzy. Do znaczenia pauz, przerw w poezji autora Dociekania stref jeszcze powrócimy. Wszystkie wyszczególnione zabiegi powodują, że po pierwsze te teksty czyta się lekko, choć ich ciężar tematyczny czy znaczeniowy jest spory, a po drugie z łatwością przyjmuje się narzucony kompozycją rytm lektury. A tom jest świetnie skomponowany. Niewirowicz rozproszył wiersze wchodzące ze sobą w dyskusję czy poruszające te same problemy na przestrzeni całej książki. Mamy więc kilka linii, które wyraźnie prowadzą nas przez te utwory. Są trzy perory, trzy egzorty, kilka wierszy zatytułowanych [ ] oraz kilka takich, które w tytule zawierają nazwy gatunków ptaków. Odbiorca czeka na kolejne części, ciekawy rozwoju wątków, z jednej strony wiedząc, co jeszcze przed nim, a z drugiej – jednak zupełnie się nie spodziewając kierunku, w jakim zmierza. No a jaki to właściwie kierunek?
Odnajdywanie kierunku
Niewirowicz czerpie z języka religijnego, z języka dzieci, ze stałych konstrukcji funkcjonujących w języku potocznym, z frazeologizmów czy powiedzeń. Każdy z tych języków rozbija od środka i adaptuje na własne potrzeby. Posługując się oswojonymi frazami, posiadającymi jednoznacznie sprecyzowane sensy, mówi zupełnie co innego, przemyca nowe sensy. Zresztą już pierwszym przykładem takiego działania jest tytuł książki; nie inaczej więc dzieje się w poszczególnych wierszach. Oczywiście nie on pierwszy i nie jedyny, ale w kontekście tego pisania wydaje mi się to zabiegiem nie tylko istotnym, ale też bardzo mądrym.
Wszystkie ptaszki, które miałem w garści to książka o miłości, cierpieniu, śmierci, wyobcowaniu, samotności i inności. Także o odchodzeniu, żegnaniu się oraz śmierciach innych, niż tylko fizyczne: końcach relacji, szczęścia, prywatnych końcach świata. Nie bez znaczenia jest tu cytat, który autor umieścił nie na początku, lecz właśnie na końcu książki, fragment Głosów Konstandinosa Kawafisa. Wspominam o nim, ale go nie zdradzę – nie bez powodu nie jest on mottem tego tomu.
Wiersze Niewirowicza krążą wokół ciała, zwłaszcza dwóch tematów bezpośrednio ciała dotyczących: erotyki i choroby. Z jednej strony odsyła to do mocno już oswojonego w kulturze i literaturze związku Eros – Tanatos. Z drugiej – wprowadza wątek wciąż rzadko obecny w polskiej poezji – miłości homoerotycznej, a jeszcze rzadziej obecny – ryzyka i potencjalnych zagrożeń, często silniej dotykających środowiska LGBT+ (mówiąc słowami utworu kintsugi: „mam w sobie pamiątkę po tobie, choć nie jest wcale ładna”). Właśnie ze względu na tematykę i problematykę, po którą sięga Niewirowicz, język, którym o tym mówi, uważam za przemyślany i świetnie zastosowany. Poeta o wątkach wciąż niedoreprezentowanych w literaturze opowiada, stosując motywy i środki przez czytelników znane, oswojone. Kiedy zyskują one nowy kontekst, nowe zastosowanie – to „nowe” nie wydaje się tak bardzo obce i dalekie. Mariaż tradycji i współczesności udał się tu doskonale, na wielu różnych poziomach, ale – co ważniejsze – jest też efektywny. Język organizuje nasze myślenie, a jego zmiana zawsze wymaga czasu i zwykle nie jest prosta. Niewirowicz dokłada do tej zmiany własną cegiełkę. A właściwie całkiem sporych rozmiarów cegłę.
Te teksty są bardzo bezpośrednie, chociaż nie zawsze dopowiadają zdania i myśli do końca, pozwalając im wybrzmieć w pełni w pauzie – o czym zaraz kilka słów więcej. Niewirowicz może sobie pozwolić na takie działanie, bo mówi bardzo jasno i klarownie, a pomieszczone w wierszach przerwy to nie żaden wstyd podmiotu ani krygowanie się, tylko kolejna przemyślana strategia.
Przerwa jako poetycka strategia
Żeby wyjaśnić znaczenie pauzy w książce Wszystkie ptaszki, które miałem w garści najpierw pokażę, jak to funkcjonuje w wierszach. Jeden rodzaj pauz to teksty bez tytułu, wspomniane [ ] – w spisie treści w nawiasie kwadratowym pojawiają się pierwsze słowa tych utworów. Nie doszukiwałabym się szczególnego znaczenia tych wierszy, ale zastosowany zapis jest jednym z elementów tworzących lukę, wyrwę, pustą przestrzeń. Takie przerwy – znaczące – wprowadzają trzy perory. Z jednej strony to zabieg pozwalający po prostu na uniknięcie nudy tyrady, zdejmujący z niej patos. Ale to nie jedyna funkcja pauz. Przywołajmy najpierw fragment dla przykładu:
proszę tu jest ulica tu chyba wolno
palić tu wolno się
a zwłaszcza ze swoim byciem
[…]
tak żeby nie było tak bardzo jak teraz
gdy tak stoi i nic nie robi ale sobą
pan mnie obrażaSporządzony przez mnie zapis może nie oddawać dokładnie zapisu wiersza w książce. Jest jednak wystarczający do egzemplifikacji. [1]
Zauważmy, że mimo wyraźnych luk sens komunikatu jest całkowicie czytelny. Cały wiersz składa się z pięciu w ten sposób rozpisanych strof i jego znaczenie jest jasne pomimo braków. Niewirowiczowi świetnie udało się ująć w słowa językowy atak, jego znaną, stałą konstrukcję. To właśnie brak najdobitniej pokazuje, z czym muszą mierzyć się osoby dotknięte społecznym ostracyzmem czy wykluczeniem. Wszystkie trzy perory dotyczą słownej agresji. W trzeciej poeta daje bardzo wyrazisty punkt odniesienia dla takiej mowy: „to jest bracie wojna i psy będą wyć / do księżyca […]”
Niewirowicz nie unika konfrontacji – ani ze światem, ani z realiami choroby, ani z konkretnymi osobami – ale stosuje zupełnie inne strategie niż druga strona, często będąca oprawcą. Idąc tropem pauz – chorobę, cierpienie i śmierć można w tym tomie traktować właśnie jako pustkę, brak, niedosyt, w opozycji do erotyki – pełni, namiętności, zaspokojenia. To już dosyć daleko idące wnioski, ale i takie sensy da się z tych poetyckich przerw wyczytać. A pewnie nie wyczerpuje to jeszcze zawartego w nich potencjału.
Książki w dłoń!
Wszystkie ptaszki, które miałem w garści Marcina Niewirowicza to książka ważna i potrzebna, a przy tym bardzo dobrze napisana. Swoboda podmiotu – absolutnie nie wulgarna – urealnia przekaz, daje wrażenie intymności i szczerości. Niewirowicz na pewno uzupełnia lukę w poezji polskiej. Posługuje się językiem bardzo plastycznym, działającym na wyobraźnię, co w przypadku erotyków jest nie bez znaczenia. Cytując ponownie Jacka Dehnela, autor Dociekań strefy układa swoje wiersze językiem „wnikliwym, śliskim i namiętnym”, charakterystycznym dla ludu, „który zmarł lub wyemigrował”. Ale nie „niezrozumiałym”. Rozpoznania poety są bardzo konkretne i wyrażone tak, że nie ma tu miejsca na wątpliwości. Niezrozumienie – to często usprawiedliwienie, a na to autor się nie godzi. Pisanie Niewirowicza może też po prostu się podobać – jest tu ciekawe, kreatywne działanie w języku, często w jego skostniałych formach, które przyciąga uwagę. A przy tym wiersz też działa – broni, uświadamia, daje spojrzenie z innej perspektywy. Jeśli nie mieliście tej książki w garści – nadróbcie to.
Marcin Niewirowicz, Wszystkie ptaszki, które miałem w garści, Nisza, Warszawa 2020.
Przypisy
- Sporządzony przez mnie zapis może nie oddawać dokładnie zapisu wiersza w książce. Jest jednak wystarczający do egzemplifikacji.
- Tutaj już nie zapisałam zastosowanych przez Niewirowicza spacji. Wynikające z tego fragmentu sensy wydają się dobrze funkcjonować również bez nich, w każdym razie na potrzeby tej recenzji.