06.05.2021

Nowy Napis Co Tydzień #099 / Natura i cała reszta. „Piach” Urszuli Zajączkowskiej

Specjalistką od pisania o naturze pozostawała do niedawna Julia Fiedorczuk. Własną cegiełkę do tej materii postanowiła dorzucić Urszula Zajączkowska, autorka trzech książek poetyckich (Atomy z 2014 roku, minimum – 2017, piach – 2020) oraz jednej eseistycznej (Patyki, badyle z 2019 roku).

Mówiąc możliwie najprościej, wszystkie wspomniane książki podejmują temat relacji człowieka i przyrody. Od razu też pojawia się tutaj wątpliwość, na ile człowiek pozostaje bytem osobnym wobec przyrody, a na ile się w nią wpisuje i na jakich zasadach. Zajączkowska stara się udzielać własnych odpowiedzi, ale nie czyni tego z niezachwianym przekonaniem o swojej słuszności. Jej pomysł na zaangażowanie zakłada powściągliwość osądu, w przeciwieństwie do twórców szafujących quasi-receptami na naprawę świata. Prezentując taką postawę, autorka piachu pozostaje w zgodzie z metodą wypracowaną chociażby przez Wisławę Szymborską, u której się w wielu miejscach kreatywnie zapożycza, tematycznie oraz językowo. Rzecz jasna, poezji Zajączkowskiej nie udaje się osiągnąć precyzji cechującej lirykę noblistki, ale komu się to dzisiaj udaje? Powszechna jest przecież dezynwoltura wobec kategorii „precyzji”, która w mniemaniu większości świadczyć musi o reakcyjnym nastawieniu do literatury, pisze się raczej na zasadzie „od frazy do frazy, skojarzeniowo, kto by się przejmował dbałością o szczegół?”.

Zajączkowska wyróżnia się poprzez podejmowanie prób pisania o czymś, a niewyłącznie: jak, jakimi środkami, nawet jeśli próby te mogą ustawiać ją w kręgu poetyk – dla wielu osób z młodszego pokolenia – cokolwiek przebrzmiałych czy staroświeckich. Krytyce średniej/starszej generacji w każdym razie liryka botaniczki z Warszawy przypadła do gustu, o czym świadczą nagrody: Nagroda Kościelskich, Nagroda Gdynia; nominacje do Silesiusa, Paszportów „Polityki”, „Orfeusza”. Szkoda, że za tymi wyróżnieniami prawie nigdy nie idzie sensowne pisarstwo krytycznoliterackie, stawiające sobie za cel wyjaśnienie, czym właściwie wyróżniają się książki uznane w danym roku kalendarzowym za najciekawsze. Żeby wypełnić tę lukę, wykonam pracę za jurorów szacownych gremiów i postaram się odpowiedzieć na pytanie, co powoduje, że literacko-przyrodniczy projekt Urszuli Zajączkowskiej można uznać za zjawisko godne uwagi. Skupię się na jej najnowszym tomie piach, wydanym przez wrocławskie Warstwy w grudniu 2020 roku.

*

Rozstrzał tematyczny piachu jest dosyć spory, jednak pod kątem formalnym wiersze są do siebie zbliżone: krótkie wersy, które błyskawicznie dążą do puenty – oto pokrótce metoda autorki. Skojarzenie z poezją Różewicza narzuca się samoistnie, chociaż jest ono powierzchowne, jako że Różewicz często uciekał od klarownego przebiegu wiersza w rozkrzewiające się na podobieństwo poematu dygresje. Tymczasem Urszula Zajączkowska narzuca sobie większy rygor kompozycyjny; więcej skreśla, niźli dopisuje. Zresztą minimalizm wśród poetek urodzonych w latach 70. i 80. (Klara Nowakowska, Ilona Witkowska, Natalia Malek) to temat fascynujący, a chyba nadal za słabo opisany. Wydaje się jednak, że w przeciwieństwie do przywołanych autorek Zajączkowska mocniej „tematyzuje” wiersz, przez co w jej poezji może odnaleźć się mniej wyrobiony czytelnik. Jest to niewątpliwie zaleta, choć zdarzają się Zajączkowskiej wiersze balansujące na granicy banału. Proszę spojrzeć na przykład na tekst radio w samochodzie (s. 49):

słucham teraz
że proszek Persil
po kawie
herbacie
i soku
plamy wypierze
– za oknem myszołów poluje –
po krwi
pazurach
śluzie
i ziemi.

Celowo pozostawiłem zapis oryginalny (bo można by przecież rozpisać to inaczej – w trzech, czterech wersach – tym samym oszczędzając miejsce), aby lepiej uwidoczniła się maksymalna skrótowość wersu i skłonność poetki do stosowania przerzutni. Myślę, że oparcie wiersza na prostej paraleli, ze względu na swoją chwytliwość, ujmującą bezpretensjonalność, może sprawdzić się w mediach społecznościowych, z kolei w książce taka metoda niekoniecznie znajduje usprawiedliwienie. Nawet jeśli pewnego rodzaju infantylność jest tutaj zamierzona, to jednak efekt literacki pozostawia pewien niedosyt.

Zawsze przy takich okazjach mam lekki żal do redaktorów tomów poetyckich, że nie zwracają autorom uwagi na „niekonieczność” tego typu utworów (a może to autorzy się upierają, aby nawet mniej udane wiersze włączać do zbiorów? – bywa przecież różnie). Z drugiej strony poczucie czytelniczego niedosytu potrafi wzmóc apetyt. W takim wypadku mielibyśmy do czynienia ze sprawnym zarządzaniem oczekiwaniami odbiorcy, któremu oferuje się „wiersz na przeczekanie”, aby kolejny (bardziej zniuansowany liryk zatytułowany cicho sza, bachory śpią!) mógł na zasadzie kontrastu lepiej wybrzmieć. Inna sprawa, że moje myślenie życzeniowe – co powinno się znaleźć w książce, co zaś powinno zostać pominięte – nie ma większego sensu, skoro i tak ostatnie słowo należy do autora wierszy.

Na szczęście minimalizm w wykonaniu Urszuli Zajączkowskiej bywa częściej udany niż nieudany. Przy takich okazjach nie odczuwa się niedosytu, a raczej ma się wrażenie obcowania z dopracowaną literaturą, bez zbędnych ozdobników. Tak właśnie postrzegam utwór ze strony 44 – ogień. zgasł:

Nie ma różnicy,
czy dopala się tysiącletnia sosna,
czy katedra,
piórko,
mięso.
Zawsze jest ten czas,
punkt,
kiedy gaśnie
ostatni ze wszystkich już atom.
Jest,
nie ma.

Różnica między obydwoma przytoczonymi przeze mnie wierszami jest niewielka, w moim odczuciu jednak istotna. W wierszu o ogniu trawiącym poszczególne rzeczy zawiera się pewien dramatyzm (i chyba nie można nazwać go „naciąganym”), podkreślony lakoniczną puentą: „jest, / nie ma”. Przy okazji – wyobrażenie sobie momentu, gdy „gaśnie / ostatni ze wszystkich już atom” jest czymś zgoła niemożliwym, przez co niezwykle intrygującym. Warto też zwrócić uwagę na zastosowanie ciekawej składni, która dobrze współgra z delikatnym patetyzmem całości utworu. Jak łatwo zauważyć, można na przestrzeni minimalistycznej liryki sporo zdziałać, jeśli dobierze się odpowiednie środki – tutaj się z pewnością udało.

Ciekawy efekt uzyskała autorka także w wierszu w ramce (s. 35):

Biały puder skrzydeł motyla i jego mętne wnętrze
pobrudziły mi szybę.
Pędzle wycieraczek mazały ją w nieskończoność,
malując łukowatą, wyraźną ramę, w centrum której
była już tylko moja twarz.

Na tekst składają się wyłącznie dwa zdania, stanowiące opis prozaicznej sytuacji. Ktoś spyta: czy dwa zdania złożone w logiczną całość można uznać za wiersz? A może należałoby te dwa zdania obwarować jakimiś zastrzeżeniami, które by nieco urozmaiciły wypowiedź literacką? W tym przypadku nie jest to chyba konieczne, bowiem wiersz w zamierzeniu autorki ma stanowić prosty rodzaj odwzorowania rzeczywistości, bez powoływania się na spory wokół przystawalności znaku do rzeczy. Ta prostota przypomina mi niektóre wiersze Wioletty Grzegorzewskiej, której takie dywagacje też raczej nie obchodzą. Ciekawszy od rozważań teoretycznych wydaje się tutaj natomiast temat: interakcje człowieka i natury. Słabszym ogniwem okazuje się tym razem natura, która przegrywa walkę z osiągnięciami cywilizacyjnymi. Warto bowiem zauważyć, że za śmiercią motyla stoi nie tyle sam człowiek, co wytwór jego zdolności i kreatywności: dostępny pod każdą szerokością geograficzną pojazd mechaniczny. Ostatecznie jednak w puencie objawia się twarz człowieka, który stoi za całym procesem technologicznym. Przychodzi jednak na myśl pytanie, czy ta interakcja nie mogłaby być nieco bardziej urozmaicona i mniej oczywista. Niejednokrotnie we współczesnej liryce czytam wiersze może i opowiadające się po „politycznie słusznej stronie mocy”, jednak pozbawione zniuansowanego sądu o rzeczywistości, tak jakby wszyscy wokół myśleli głównie schematami wyczytanymi w tygodnikach opinii. Od Urszuli Zajączkowskiej – badaczki, pracowniczki naukowej – spodziewałem się mniejszego stężenia banału, tymczasem nawet u niej go zauważam. W powyżej przytoczonym tekście uwagę o „mojej twarzy” czytam jako przyznanie się do winy. Albo inaczej: jako przyznanie się do winy „człowieka w ogóle”. Czemu jednak winy w równym stopniu nie zacząć przypisywać przypadkowi? Oczywiście puentę można czytać nie tyle jako oskarżenie pod adresem ludzi, a po prostu jako znak samotności człowieka wobec odrębności natury.

Przykładów, które ukazują poetkę jako stronniczkę zrównania człowieka i jego otoczenia, bez hierarchizowania, jest więcej. Nic zresztą dziwnego, że Zajączkowska, profesjonalna obserwatorka życia roślinnego, postrzega oba bieguny jako dopełniające się – nawet jeśli nierzadko wobec siebie nieprzychylne – egalitarystyczne zjawiska. Jak już było cytowane: „Nie ma różnicy, / czy dopala się tysiącletnia sosna, / czy katedra, / piórko, / mięso” – czytam owo „mięso” również jako „mięso człowieka”.

*

W omawianiu najnowszego tomu autorki dotarłem tym samym do momentu kluczowego, czyli do jej szczególnej predylekcji do świata przyrodniczego. Nie jestem pewien, czy jej pisarstwo wnosi coś świeżego do tej bazowej dla literatury tematyki. A może właśnie Zajączkowskiej chodzi wyłącznie o rekapitulację wątków, które do tej pory w literaturze się przewijały – na przykład u Szymborskiej? To ostatnie pokrewieństwo jest szczególnie wyraziste w kontekście piachu, postaram się o nim wspomnieć w dalszej części szkicu. Tymczasem chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na wiersz magnetyzm (s. 54):

w morze oczy patrzą
jak w ogień, patrzą.
bo chyba
podobnym równaniem
ten magnetyzm
jest wyrażony.
bo my to
to samo.
spalamy się
wolno,
ciekniemy
słono.

Znów krótkie wersy i przerzutnie użyte w odpowiednim miejscu („bo chyba / podobnym równaniem / ten magnetyzm / jest wyrażony”), znów niechęć do leksykalnego nadmiaru i dbałość o każde słowo – technicznie bez zarzutu. Treściowo raczej bez fajerwerków, ale zgodnie z koncepcją książki: równość człowieka i otaczającej go natury, wyrażona tutaj bezpośrednio poprzez słowa: „bo my to / to samo”.

Nie ukrywam, że przy pierwszej lekturze ten wiersz zrobił na mnie większe wrażenie, teraz czytam go bez większych emocji, choć na dobrą sprawę nic nie można mu zarzucić – jest ciekawie rozpisany, podobnie jak wiersze przytaczane przeze mnie wcześniej. Zajączkowska mogłaby czasami wnieść do nich więcej nieprzewidywalności, ale widocznie taką obrała metodę i inaczej po prostu nie będzie. Wiersz zmierza dosyć szybko, na zasadzie scrollingu, w dół, aż do puenty, którą stanowi postawienie znaku równości między bytami naturalnymi (człowiek i żywioły). Zaletą utworu jest niewątpliwie fakt, że zostanie zrozumiany przez liczbę osób większą od dziesięciu – liryka angażująca się w idee zawsze musi iść na pewne kompromisy wobec czytelnika.

Co do przekazu magnetyzmu, dodam jeszcze jedną rzecz: Zajączkowska (a właściwie podmiot jej wierszy), mimo przypominania sobie i nam, że człowiek jest częścią natury, chyba nie do końca wierzy w możliwość wzajemnego porozumienia. O braku złudzeń w tej materii opowiada jeden z lepszych wierszy w tomie – może po części wynikać to z jego większego oddechu narracyjnego. Cytuję kluczowe dla mojego wniosku wersy utworu zatytułowanego Warszawa Centralna – Białystok – Warszawa Centralna (s. 38):

Potem było czytanie wierszy,
o współistnieniu mówiłam, że my to one, a one to my.
Wracając, tnąc pola pełne ziemi, dostrzegłam trzy łanie.
Zastygłe, napięte i gotowe do skoku,
z drętwiejącym lękiem odprowadziły mnie wzrokiem aż za las.

piachu zaciekawia chyba najbardziej wspomniane już dwukrotnie przeze mnie pokrewieństwo duchowe Zajączkowskiej z Szymborską, która znana jest z wielu tekstów poświęconych zagadnieniu jednostkowości człowieka i jego powiązań ze światem przyrody. W tym kontekście należałoby przytoczyć tytułowy wiersz, nie bez przyczyny wieńczący całość tomu (s. 60):

bo ja mam dwie nogi, parę oczu, uszu
i jedną całkiem skończoną głowę.
a wszystko to coś waży jeszcze przecież
i stawia opór.
teraz idzie całe w jakimś lesie,
okropnie depcze piach.

Zdanie: „bo ja mam dwie nogi, parę oczu, uszu / i jedną całkiem skończoną głowę” brzmi tak, jakby zostało wyjęte z archiwum niepublikowanych tekstów noblistki. Definicja człowieka w oparciu o jego cechy czysto zwierzęce + „całkiem skończona głowa” (ta delikatna filuterność!) = wszystko to, co kocha krytyka literacka starszej daty. Aby w pełni oddać podobieństwo, przypomnijmy sobie, że Szymborska lubiła pisać o ludziach w trzeciej osobie liczby pojedynczej (ta ujmująca „nijakość gramatyczna”!), tymczasem u Zajączkowskiej można przeczytać: „teraz idzie całe w jakimś lesie” – wiadomo, chodzi o zniesienie podziału na kobietę i mężczyznę, o współczesnego everymana i te sprawy… Oczywiście przykładów świadczących o zapożyczeniach jest więcej, ale nie chcę odbierać czytelnikom satysfakcji płynącej z ich odszukiwania. Autorce z Warszawy wróżę zaś co najmniej finał Nagrody im. Wisławy Szymborskiej – jurorzy z pewnością w mig wyłapią to, o czym mowa powyżej, i stosownie do okoliczności docenią trud wejścia w czyjeś buty.

Bardzo chciałem, aby moja recenzja wybrzmiała pozytywnie, ponieważ szanuję Zajączkowską za jej osobność wobec młodopoetyckich trendów. Niestety pewne kwestie, które uświadomiłem sobie dopiero przy powtórnej lekturze i pisaniu recenzji, nieco zniechęciły mnie do jej projektu: czasami brakowało w tych wierszach żaru, energii, językowej odwagi. Tak czy inaczej lakoniczność/fragmentaryczność piachu wielu osobom może się spodobać, nie wspominając o koncepcie graficznym Joanny Skrzypiec-Żuchowskiej. Nie mam bowiem wątpliwości, że najnowsza książka Urszuli Zajączkowskiej to najbardziej stylowo wydana książka ubiegłego roku; naprawdę – dawno nie miałem w ręku takiej perełki wydawniczej. Gdyby jeszcze nieco podkręcić treść, byłoby wspaniale, a tak jest tylko – albo aż – dobrze z plusem.

Na koniec znaczący fragment ze stron 14 i 15:

to tylko takie słówka,
niezobowiązujący trening,
jak latanie na symulatorze
albo strzelanie do tarczy,
gdzie tylko narysowany jest człowiek.

Wszyscy krytycy i recenzenci piszący o autorce piachu powinni go mieć na uwadze.

Urszula Zajączkowska, piach, Warstwy, Wrocław 2020.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Jemioło, Natura i cała reszta. „Piach” Urszuli Zajączkowskiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 99

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...