BALLADA ZIMOWA ANNO DOMINI 1982
I
Znów
czarny śnieg w tym roku
mroźnym
jak tyle innych lat.
Ta zima chyba nigdy się nie skończy!
Tak, córko:
wichrem w polu gna
gwiazdy
i od wron znowu pociemniało niebo
aż po kres.
I do Betlejem przybieżeli
bez nas
gdy barszcz czerwony znowu i gorzki
od łez…
Wrócę!
Jeszcze zapalę ci, córeczko, ognie
zimne
a twojej mamie oczy
gorące.
Twój T.
II
Jak mam ci opowiedzieć
gwiazdę?
Ostra, tak kłująca jak lód,
jak śnieg, jak welon czarna,
bliska
jak świst nad głową
kul.
Jak śnieg ci opowiedzieć?
Czarny
jak ta grudniowa noc
wśród krzyków „Jeszcze Polska…”.
Zimny
jak obwieszczenia głos.
Jak noc ci opowiedzieć?
Zimna,
tak zimna jak świst kul, jak śnieg
jak welon długa, niema
jak nie wypowiedziany ból.
Czarny jest węgiel – śnieg z kopalni „Wujek”,
ciężki jak ołów, gorący jak łzy.
Głęboka studnia kamiennego bólu,
kamienny puch poduszek tych, co szli…
III
Przez zaciśnięte zęby,
przez wargi zagryzione do krwi,
przez gardło ściśnięte tak,
że dławi każdy dźwięk
a nie wypowiedziane słowo
urasta w krzyk,
chcę opowiedzieć ci,
córeczko,
jak to było.
Cień nienawistny, wrogi, długi, zły,
jak wrona czarny, padł na nasze szczęście;
wtedy musieliśmy iść
na ratunek naszej przyszłości.
Tak ziarno pada w rozpulchnioną ziemię;
bez zaklęć, przysiąg, i bez wielkich słów.
Musieliśmy iść
na ratunek naszej przyszłości.
Żebyś ty mogła się śmiać,
i żeby kiedyś znowu zaświeciło słońce,
żeby mamusia, i tatuś, i ty,
mogli kiedyś znowu spacerować,
spacerować
trzymając się za ręce
i uśmiechając do siebie,
i żebyś miała co jeść…
Chcę, żebyś zrozumiała,
córeczko,
dlaczego nie ma mnie z wami…
Cień nienawistny, wrogi, długi, zły,
jak wrona czarny padł na nasze szczęście.
Wtedy musieliśmy iść
na ratunek naszej przyszłości.
Tak ziarno pada w rozpulchnioną ziemię…
Bez zaklęć, przysiąg, i bez wielkich słów
musieliśmy iść
na ratunek naszej przyszłości.
Syrenami zawołała nas „Solidarność”,
syrenami wyjącymi jak jęk sarny,
jak krzyk w powietrzu, w locie zranionego ptaka
w ten grudniowy dzień czarny,
stokroć czarniejszy niż noc;
chyba że jest to noc,
kiedy ty z mamą
darmo wypatrujesz mojego powrotu…
Cień nienawistny, wrogi, długi, zły,
jak wrona czarny padł na nasze szczęście.
Wtedy musieliśmy iść
na ratunek naszej przyszłości.
Tak ziarno pada w rozpulchnioną ziemię…
Bez zaklęć, przysiąg, i bez wielkich słów.
Musieliśmy iść na ratunek
naszej przyszłości.
Potem przyjechało wiele czołgów złych
i inni ludzie bili nas po plecach.
Może nie chcieli mocno… Może, ale bili
za to,
że każdy tatuś tak samo jak ja chciał
żeby śmiać się mogły jego dzieci,
i żeby się nie budowały tak długo przedszkola,
i żeby wszyscy mieli co jeść,
i żeby byli szczęśliwi…
Cień nienawistny, wrogi, długi, zły,
jak wrona czarny, padł na nasze szczęście;
wtedy musieliśmy iść na ratunek naszej przyszłości.
Tak ziarno pada w rozpulchnioną ziemię;
bez zaklęć, przysiąg i bez wielkich słów
musieliśmy iść. Na ratunek naszej przyszłości.
Ja wiem, córeczko. Ja wiem, że mnie oczekujesz.
Wiem także, że mamusia często łyka łzy.
Ale nie mogłem wtedy, zrozum
– wiem, że mnie zrozumiesz –
nie mogłem wtedy nie pójść. Inni szli…
Ja nie wróciłem…
Cień nienawistny, wrogi, długi, zły,
jak wrona czarny padł na nasze szczęście:
wtedy musieliśmy iść na ratunek
naszej przyszłości.
Tak ziarno pada w rozpulchnioną ziemię;
bez zaklęć, przysiąg, i bez wielkich słów
musieliśmy iść.
Na ratunek naszej przyszłości.
Przez zaciśnięte zęby,
przez wargi zagryzione do krwi,
przez gardło tak ściśnięte
że dławi każdy dźwięk,
a nie wypowiedziane słowa
zamienia w krzyk,
opowiedziałem ci, córeczko,
jak było…
IV
Spójrz, ziarno pada i coś się zaczyna,
bo czas rozwija się, a nie przemija,
bo przyjdzie wiosna, jak teraz jest zima.
A nasza miłość trwa…
Popatrz:
pochyliła się łodyga kwiatu:
ciężko po nocnym deszczu,
ale
te łzy wypije,
strzeli w górę wysoko
i kwiat nowy rozwinie
– radość i uśmiech
na następne dni.
Popatrz:
mróz ściął kolonię róży,
a tu już obok nowe:
młody urwis wychyla głowę,
mruga
i śmieje się do nas.
„Nie jest źle” – mówi. „Słońce,
twoje spojrzenie na mnie…
Śmiej się i ty!”
Popatrz:
nasze dziecko
burzy swój domek z klocków.
Burzy,
ale wie:
ono z tych klocków nowe
domy zbuduje.
Dziecko jest mądre, mocne.
Bo wie…
Popatrz:
trawa zielona wciąż i nasza miłość
niech trwa…
V
Jest noc. Gdzieś śpi słodko moja córka.
Śpi (czy nie chora?). Żona układa się już setny raz.
Nie może zasnąć. Liczy dni, noce mej nieobecności.
Słyszę jak w oddali uderzają ich serca.
Gdzieś daleko bije właśnie zegar.
Gdzieś sztabowcy obmyślają swój plan.
W snach matki pierwsze ustawiają się w kolejkach…
A moi przyjaciele pewnie drukują ulotki.
Jest noc. Słucham jak bije moje serce,
serce żony, córki, przyjaciół, znajomych,
serca rolników, robotników, naukowców;
to jedno wielkie serce bije, wielki dzwon.
Skąd ten gong, skąd ten oślepiający blask?!
To bije dzwon, to serce dzwonu, serce Polski!
To bije wielki zegar: bim-bam, bim-bam, bim-bam,
i odmierza godziny dzielące nas od wolności.
styczeń-luty 1982