03.02.2021

Bramy Damaszku

James Elroy Flecker

(The Gates of Damascus)

 

Cztery potężne bramy ma miasto Damaszek,

Czterech na mieczach wspartych strażników ich strzeże;

We dnie tkwią tam jak wielkie kamienne posągi,

A kiedy wzejdzie księżyc, idą spać na wieże.

 

Oto jest pieśń strażnika wielkiej Bramy Wschodu,

Gdy po służbie ćmi fajkę w zaciszu ogrodu.

 

Jam Furta Losu i Pustyni Wrota, Czeluść Zagłady i Przyczółek Trwóg,

Jam jest Brama Bagdadzka, Diarbekiru Próg.

Świt z Persji, wciąż nienasycony, zalewa różem gór korony,

Ale filarów mych kamiennych nie nęci jego blask  płomienny.

 

O, nie idź tędy, nie idź, karawano, lub przejdź bez śpiewów! Wiesz o ciszy,

Takiej, że choć zamarły ptaki, coś ptasim głosem nagle kwili?

Nie idź tam! Ponoć na pustyni widziano róże wśród kamieni,

Lecz kwiat ich nie rozsiewa woni i płatkom brak czerwieni.

Czy się szkarłatem rozpłomienisz przy swej bledziutkiej siostrze, różo? Czy się

spalisz,

Gdy żar południa cię osmali? Ach, leć, słowiku, byle dalej – rzuć karawanę!

 

A więc - na Bagdad! Niech was gna w kłęby błękitu droga zła,

Uderzcie w dzwon, co piekłu gra! Kto was zawróci? Bo nie ja!

Słońce wam wnet przepali ciemię, zabarwi krwią, zielenią cienie,

Aż wreszcie wyżre ciało z trupów, o karawano, karawano!

 

Podróżny z wyschniętymi usty, jadąc w gorączce przez kraj pusty,

Zobaczy nagle z przerażeniem palm pióropusze nad strumieniem, ostatni miraż!

Śpiewak, co trele wznosił rano, zostanie w tyle, karawano!

W nocy przed Bogiem on uklęknie i będzie śpiewał jeszcze piękniej.

 

Ten z Beduina ręki padnie, tamtego w drodze piach ogarnie

Aż oślepiony, sczeźnie marnie i ktoś szepnie: „Jakżeś samotna, karawano!”

Idź, karawano, śmierci pochodzie, na zatracenie, na zły los!

Głupcy! Nie prawiłbym wam tyle, alem Śpiewaka słyszał głos.

 

Strażnik Bramy Zachodu po pieśń swoją sięga,

Gdy się otchłań kopuły niebieskiej pogłębia.

 

Wrotami jestem do morza: Ku mnie, o żeglarze!

Słyszę wasz śpiew z Libanu, sławiący cuda morza.

Smoczozielone, połyskliwe, mroczne siedlisko wężów – morze!

Spryskane śniegiem wino ziemi, w białobłękitnej pianie morze!

 

Za morzem miasta są z wieżami, gdzie lwy i lilie wyrzeźbiono,

Lecz żywej duszy tam nie ujrzysz, a ich ulice w ciszy toną.

Hen, za miastami leży wyspa, gdzie skuty gigant gryzie ziemię,

Majaczy cień wielkiego skrzydła na nagich plecach; trwa milczenie.

 

Za wyspą skała, która krzyczy jak w strasznych snach ludzie szaleni,

A z jej czeluści dniem i nocą wytryska krew setką strumieni.

Dalej Zatoka Ukojenia; wiatr wód jej marszczyć się nie waży.

Mówią, że rzymskich tam okrętów strzegą blaszani marynarze.

 

Gdzieś, na zachodnim krańcu ziemi siedzi żydowski król Salomon,

Z brodą do pasa, swój magiczny pierścień zaciska starczą dłonią.

A kiedy pierścień mu ukradną, wstanie, urażon na honorze,

Na grzbiet zarzuci kulę ziemską i ciśnie ją aż poza morze.

 

Teraz pieśń usłyszymy Wrót Północy pana;

Skory on jest do śpiewu, lecz bardziej do dzbana.

 

Jam brama uciech, do Aleppo wiodę; nim dwa dni miną, zakończysz drogę.

Zrzuć z serca strach i naprzód zmierzaj, bracie nam niemiłego zwierza.

Nie musisz wiele się nachodzić, nic oprócz pcheł ci tam nie grozi;

W Homsie podadzą ci śniadanie, a noc bezpiecznie prześpisz w Hamie.

 

Wieź do Aleppo filigrany, zmiękłe morele i stoliczki

Masą perłową nabijane, naczynia z brązu i doniczki.

Sprzedasz swój towar trzykroć drożej niźli w Damaszku, na gorąco,

Kupisz ormiańską niewolnicę, przyjemnie pulchną, i pachnącą.

 

Jedni są z szlachetnego pnia, w drugich mordercza żyłka gra,

Inni zgłębiają sztuk meandry, ja tam czcigodny wolę handel.

Sprzedawaj zgniłki, sam kupuj dorodne; mają słabe głowy, a kiesy zasobne;

Kupcy z Aleppo bowiem słyną z swej głupoty! Salem Alejkum, bracie, rychłego

powrotu!

 

Oto jest pieśń strażnika Bramy Południowej,

Starsza nawet od niego, choć ma siwą głowę.

 

Jam mihrab murów Damaszku i grzech się mnie nie ima;

Łukiem Allacha jestem, mostem na wielki Synaj.

Powstań pielgrzymie ducha; róg nocy wschodzi na niebie

Głos dusz nienarodzonych to przedsmak raju dla ciebie.

 

Ku Mekce spoglądałeś w modłach z tęsknotą w sercu, z ogniem w oku;

Ach, hadżi, czyżbyś miał zawrócić, gdy już tu jesteś, na mym progu?

Bóg drogę wskaże ci do studni i swoim cieniem cię obejmie,

Sprawi, że ci nad uchem nocą wielbłąd Proroka dzwonkiem brzęknie!

 

Bóg też oczyści twoje ciało, siłę ci da, by przetrzymało

Straszliwy, choć pozorny ból, i wróci cię do Życia znów.

 

Bóg duszę twą uczyni Szkłem, gdzie sto tysięcy przetrwa er,

I ujrzysz światy tam błyszczące jak rosę, która  lśni na łące.  

O synu islamu, być może zrozumiesz, gdy staniesz przed drogi swej celem,

Kto po ogrodzie twym chadza nocami i skłania głowę, zwąc cię Przyjacielem.

 

 http://www.public-domain-poetry.com/james-elroy-flecker/gates-of-damascus-38213

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Bańkowska, Bramy Damaszku, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...