A dookoła góry przełęcze szczyty
Naraz świat się stał inny
Już nie ścigam się z chmurami nie udaję jaskółki
i tak opadną gdzieś na doliny pomiędzy płowe trawy jak konający w żywej
kropli deszczu
więc usiądź przy mnie Weź dłonie jak dawniej gdy była pogoda w sercu
Nie odchodź
Samotniejemy przecież razem tu przy stole
Rozmawiamy o europie jej nagłym upadku o kraju do którego tęskniliśmy
jeszcze w łonie matki
że coraz bardziej odległy i chłodny niczym błyskawice mijające w jednym
mgnieniu oka
Może nad nami klątwa może księżyc maleje szybciej niż wschodził
Nostradamus też się bał świętej inkwizycji kodując przepowiednie
Słyszysz tam za ścianą to nie świerszcza cykanie
ale szept wyciszony do ostatnich granic lęku kwitnie po nocy
Czuję jak spływa w tobie zmęczenie trwa bezsenność i ćma przy oknie
jak nawiedza ciebie wiersz później ułan i faszysta z kamieniem
Kogut pieje o brzasku żaląc się przed ścięciem toporem
i trwa gonitwa myśli
Ach te nasze ścieżki ciemne chociaż nie prowadzą z żadnej ciemności
Ktoś zaciska mi pętlę na szyi
a ja wciąż myślę o głodzie
lecz czy głodny zawsze myśli o pustym żołądku O kieszeni Poeta o wierszu
Polityk o nowym świństwie i jakubowej drabinie
Świat się naraz zmienił
Oszroniał
a dookoła góry przełęcze szczyty
przed którymi klękamy w pokorze tacy bezradni ale nie syzyfowie
i jakże nieufni w słowa w siłę innych
to przecież tylko maleńka chwila
ułamek sekundy
Czas