Epopeja, sacrum, sens. „Kamień na kamieniu” Wiesława Myśliwskiego
We Wstępie do Dramatu i teatru religijnego w Polsce z 1991 roku Irena Sławińska napisała:
W pracach naszych bardzo do niedawna modny teatr sakralny zastępujemy terminem: religijny lub jeszcze właściwszym w naszym obszarze kulturowym: chrześcijański. Ale i ten termin wzywa jeszcze do uważnej egzegezy
I. Sławińska, Wstęp, [w:] Dramat i teatr religijny w Polsce, red. I. Sławińska, W. Kaczmarek, Lublin 1991, s. 6. Zob. Dramat i teatr religijny: wyróżniki i paradygmaty. W stulecie urodzin profesor Ireny Sławińskiej, red. W. Kaczmarek i J. Michalczuk, Lublin 2014. [1].
Rzeczywiście. Wydaje się, że wciąż jeszcze to, co sakralne naznaczone jest w literaturze polskiej nieuchronnym kontekstem chrześcijańskim. Sytuacja ta nie musi mieć nic wspólnego z apriorycznymi wyborami ideologicznymi. Wystarczy zgodzić się na śródziemnomorskie, grecko-rzymskie, judeo-chrześcijańskie źródła naszej kulturalnej tożsamości, wystarczy przypomnieć trzy wzgórza przywoływane tak często przez Tadeusza Nowakowskiego: Akropol w Atenach, Kapitol w Rzymie i Golgotę w Jerozolimie
Tym, którzy bagatelizują chrześcijański punkt odniesienia, zajmując się każdą inną tradycją (religijną, kulturalną, cywilizacyjną), Jan Józef Szczepański, orientalista z wykształcenia, napisał niewielki tekst Maskarada na Oxford Street
Niezależnie od nieuchronności chrześcijańskiego kontekstu, tam gdzie w literaturze polskiej pojawia się sacrum, trudno zakwestionować opinię mówiącą o tym, że ostatnim, rodzimym dziełem literackim, w którym kontekst ten decydował o czasoprzestrzeni wiejskiego świata, byli Chłopi Władysława Reymonta opublikowani po raz pierwszy na początku XX wieku
Trudno przeceniać ten eklezjalny argument w ewentualnej dyskusji o chrześcijańskiej sakralności Chłopów, ale równie nieuzasadnione wydaje się kwestionowanie tego, że dzieło Reymonta zapisuje wieś religijną i katolicką, nawet jeśli religijność ta ma charakter obrzędowo-zabobonny, a praktykujący ją ludzie w większym stopniu kierują się naturalistycznie motywowanymi instynktami i kultem ziemi niż dziesięciorgiem przykazań.
Zbigniew Jarosiński, autor przede wszystkim Nadwiślańskiego socrealizmu, ale także Literatury lat 1945–1975 czy Postaci poezji, może jeszcze jako studentowi, powiedział mi o Jaworowym domu Wilhelma Macha – powieści z 1954 roku, która zapowiadała nurt chłopski w polskiej prozie po roku 1956. Niczego nadzwyczajnego w tej książce o rzeszowskiej wsi nie ma, ale wystarczająco wiele różni ją od socrealistycznych powieści wiejskich Romana Bratnego, czyli produkcji w rodzaju Traktory zdobędą wiosnę Witolda Zalewskiego, by można było traktować ją jako zapowiedź popaździernikowej, chłopskiej twórczości Juliana Kawalca, Tadeusza Nowaka, Edwarda Redlińskiego czy Wiesława Myśliwskiego.
Zygmunt Ziątek należy do tych historyków literatury, którzy korzystając z ustaleń Henryka Berezy, przypominają, że zapowiedź nurtu chłopskiego po 1956 roku należy przesunąć na dwudziestolecie międzywojenne, na teksty Józefa Mortona i Stanisława Piętaka
Desakralizacja czy dechrystianizacja?
Chłopska proza po 1956 roku wydaje się nie tyle wolna od sacrum, ile od jego chrześcijańskiej tożsamości. Trudno mówić o niej tak, jak proponowała Irena Sławińska, czyli w kategoriach literatury chrześcijańskiej. Równie trudno odnajdywać w niej konstytutywny charakter religijno-katolickich znaków rozpoznanych w Chłopach przez Kazimierza Wykę. Z drugiej jednak strony rezygnacja z czytania chłopskiej prozy przez pryzmat sakralności wydaje się niestosowną redukcją.
Desakralizacja w A jak królem, a jak katem będziesz Tadeusza Nowaka, w przypowieści o winie i karze pełnej archetypicznych znaków, może być brana pod uwagę wyłącznie z perspektywy dramatu, jaki wywołuje naruszenie sakralnych reguł bycia wśród ludzi. Równie dramatycznie, ale z socjologicznego punktu widzenia, dramat wykorzenienia z wiejskiego, sakralnego porządku pokazują powieści Juliana Kawalca. Nawet obdarzone nie tylko historyczno-socjologiczną wnikliwością, ale przede wszystkim wielkim poczuciem humoru, chłopskie książki Edwarda Redlińskiego w większym stopniu wyśmiewają społeczny awans powojennej, polskiej wsi niż sakralną zabobonność bohaterów Konopielki.
Niekonwencjonalność sacrum chłopskiej prozy po roku 1956 zdaje się polegać nie tyle na desakralizacji, ile na dechrystianizacji. Przy czym dechrystianizacja sacrum wiejskiej prozy (jej chrześcijańska nieortodoksyjność) jest nie tyle zasadniczo antychrześcijańska i skierowana przeciw cierpiącemu, człowieczemu Jezusowi, ile antyeklezjalna i antypańska. Pojawiła się, między innymi, z potrzeby chłopskiego samookreślenia, które szukało różnic między własnym, uświadamianym uniwersum i antytetycznym wobec niego uniwersum pańskim, opresyjnym, wrogim, ale także najbliższym
– Trzeba ci będzie ławkę w kościele wyszykować. Jesion już dorósł.
– Jaki jesion? – spytałem nieśmiało.
– A bo jest inny jesion? Tylko jeden jest. Ileż to już lat, jak go posadziłem – westchnął. – Jeszcze ciebie na świecie nie było. I nikt nie wierzył już, że będziesz. Ale ja wierzyłem, że będziesz, i wierzyłem, że to ty będziesz. I posadziłem wtedy to drzewko, żebym nie był taki sam w swojej wierze. […]
Zrobiło mi się jakoś nieswojo, jakby ojciec skazywał na zagładę nie to drzewo, ale coś niewzruszonego w moim dotychczasowym, niedługim jeszcze życiu. Nie śmiałbym jednakże odwodzić go od zamiaru, chciałem tylko odwagi sobie dodać, bo poczułem, że dziwny lęk przyłasił się do mnie, a może żal tak się we mnie przebrał, że powiedziałem, cicho zresztą, ciszej od skrzypienia wozu:
– Nie wierzę już w Boga.
Chociaż wtedy nie byłem jeszcze tak bardzo tego pewny
W. Myśliwski, Nagi sad, Warszawa 1967, s. 7–8. [9].
Kamień na kamieniu, czyli epopeja
Wyjątkowość dwóch niewspółmiernych dzieł, Pana Tadeusza i Kamienia na kamieniu, polega między innymi na tym, że właśnie one, jak żadne inne epopeje polskiej literatury
Epopeja jest punktem granicznym, czymś w rodzaju optimum w relacji literatura – rzeczywistość. Mówiąc inaczej, literatura nie może nic więcej zrobić z rzeczywistością (dla rzeczywistości) niż zapisać ją w formie epopei. Nic więcej, ponieważ świat zapisany w epopei z przestrzeni historii zostaje przeniesiony w przestrzeń kultury, gdzie – co w historii niemożliwe – wyłączony zostaje czas. Zatem epopeja unieśmiertelnia rzeczywistość. Daje jej wieczne trwanie. Na tym jednak nie koniec, bowiem nie o samą nieśmiertelność chodzi. Kultura, jako przestrzeń trwania, zainteresowana jest tymi elementami rzeczywistości, które są skończonymi, kompletnymi światami, ponieważ unieśmiertelniając rzeczywistość, chce nie tylko ją przechować, ale także, a nawet przede wszystkim, zrozumieć. Doskonale służy temu unieruchomienie, równoznaczne z wyłączeniem spod działania czasu. Równie ważna jest wspominana już kompletność przenoszonego w przestrzeń kultury świata, kompletność, której trudno nie skojarzyć ze śmiercią, końcem, ostatnim szlacheckim zajazdem Mickiewicza i rozpadem wiejskiego uniwersum u Myśliwskiego. Uniwersum, z którego nie zostanie kamień na kamieniu (zob. Mt 24, 1–2)
Pisząc w ten sposób o epopei, zbliżam się do antyredukcjonistycznego
Sacrum jako sens
W Dzienniku emigranta pod datą dwudziestego szóstego stycznia 1968 roku Mircea Eliade zanotował spostrzeżenia o swoich studentach:
[…] antytradycjonalizm, niechęć do redukcjonizmu (opowiadają się za Jungiem przeciwko Freudowi), interesują się mistyką, ale nie „religią instytucjonalną”, kochają życie, są optymistami i uważają, że wszystko, co się im wydarza, ma jakiś sens i znaczenie
M. Eliade, Religia, literatura i komunizm. Dziennik emigranta, tłum. A. Zagajewski, Londyn 1990, s. 383. Opowiadanie się przez studentów przeciwko Freudowi miało dla Eliadego specjalne znaczenie m.in. dlatego, że nie akceptował on Freudowskiej (według niego raczej prymitywnej, bardzo kontrowersyjnej) koncepcji „powstania” i funkcji religii. Zob. tamże, s. 208. [14].
Cytat ten nie pochodzi z powszechnie znanych i nad miarę cytowanych prac Eliadego w rodzaju: Traktat o historii religii czy Sacrum – mit – historia, ale w prywatny sposób mówi o tym, co dla rumuńskiego religioznawcy z czasem stawało się coraz ważniejsze i coraz oczywistsze, o tym, że sacrum to przede wszystkim sens, sensowny porządek świata. Porządek sankcjonowany nie przez ludzkie widzimisię, ale przez mitycznych bohaterów, Istoty Nadnaturalne, za sprawą których „zaistniała nasza rzeczywistość; bądź rzeczywistość globalna – Kosmos, bądź tylko pewien jej fragment: wyspa, gatunek rośliny, ludzkie zachowania, instytucja”
Właśnie takie sacrum wydaje się najodpowiedniejsze przy lekturze Kamienia na kamieniu – niepodporządkowane redukcjonistycznym wyjaśnieniom, niesprowadzalne do eklezjalnych ograniczeń. Sacrum identyfikowane z poczuciem sensu, którego transcendentność paradoksalnie tkwi w tragicznym doświadczeniu egzystencjalnego ubóstwa, rozpoznającego siebie w cierpiącym Jezusie i w ziemi. Ale to ziemia, determinując chłopski los, okazuje się ważniejsza niż Jezus.
Szymon Pietruszka
W postaci narratora książki Myśliwskiego spotyka się to, co partykularnie chłopskie z tym, co uniwersalizujące, czyli epickie
„Ty jesteś Piotr [czyli Opoka] i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). Tak Jezus przemawiał do Szymona syna Jony, nadając mu nowe imię. Imię Szymka wprawdzie nie zostało zmienione, ale to on jest tym, który wobec rozpadu rodziny buduje grób mający połączyć najbliższych, a wobec kresu wiejskiego uniwersum tworzy epopeję – dom na wieczne mieszkanie tego, co wiejskie. Ulubiona piosenka Szymka – budowniczego grobu i epopei – piosenka będąca mottem książki, brzmi tak:
Kamień na kamieniu,
Na kamieniu kamień
A na tym kamieniu
Jeszcze jeden kamieńW. Myśliwski, Kamień na kamieniu, wyd. 3, Szczecin 1986, s. 4. Lokalizacja następnych cytatów, według tego wydania, w tekście. [17]
Szymon to nie tylko Piotr, który najpierw zdradził, a potem stał się opoką
Już na poziomie nowotestamentowych imion, które w związku z nim można przywołać, Szymon Pietruszka nie daje się wpisać w chrześcijańską ortodoksję. Z drugiej jednak strony jego czynów nie można rozpatrywać inaczej niż w kontekście tego, co chrześcijańskie. Szymek nie jest Piotrem, ale okazuje się Opoką i to nie tylko dla rozbitej rodziny, ale także dla rozbitej wsi. Przecież to on buduje grób-dom, grób-ocalenie
Szymon Pietruszka, jak Cyrenejczyk, został przymuszony do dźwigania krzyża chłopskiego losu, który nie tylko stanowi uniwersalny znak tragizmu naszej egzystencji
Szymon Mag z Dziejów Apostolskich może być przywoływany w związku z mówieniem Szymka Pietruszki jako personalny ślad pewnej ambiwalencji, sytuującej autobiograficznego narratora Kamienia na kamieniu zarówno po stronie pogańskich kapłanów słowa, jak i po stronie robotników ostatniej godziny, którzy niedługo przed zmierzchem zdążyli podjąć pracę w winnicy i otrzymali za to godziwą, całodzienną zapłatę (zob. Mt 20, 1–16). Zapłatą Szymka – tym, o co zabiegał i tym, co otrzymał – jest grób pozwalający odnaleźć się rodzinie i epopeja, epicka opowieść o nieistniejącym już, wiejskim świecie – opowieść wyłączająca ten świat spod działania czasu, przenoszącą go jako uporządkowaną, kompletną, sensowną całość z przestrzeni historii w przestrzeń kultury.
Tak jak imię narratora Kamienia na kamieniu związane jest z Nowym Testamentem, tak jego nazwisko – Pietruszka – tkwi w ziemi, w centrum sakralnego ładu wiejskiego uniwersum.
ZiemiaO ziemi mówią ostatnie słowa Kamienia na kamieniu, skierowane przez Szymka bezpośrednio do Michała: „W ziemi i kret ryje, i drzewa zapuszczają korzenie, i okopy się w wojnę kopie. […] Mówi się, że gdzie człowiek się urodził, ziemia jego kołyską. I śmierć jakby cię z powrotem do niej tylko położyła. I buja cię, buja, aż stajesz się znów nie narodzony, nie poczęty” (s. 365). [23]
Bóg na wsi nie jest ważniejszy od ziemi, bo On odpuści, a ziemia nie. Co prawda to opinia ojca Szymka (zob. s. 143). On sam wyrażał się bardziej wstrzemięźliwie: „od ziemi tylko Bóg jest ważniejszy, jak kto w niego wierzy. A kto nie wierzy, to ziemia najważniejsza jest nad wszystkim” (s. 230). Przy czym tak jak trudno wiarę Szymka kwestionować, tak niepodobna nie dostrzec tkwiących w niej wątpliwości
Najbardziej dramatycznym momentem ustalania w książce Myśliwskiego relacji między ziemią i Bogiem jest epizod z kromką chleba
Czas i przestrzeń Kamienia na kamieniu naznaczone są ziemią. Poza tą czasoprzestrzenią jest wspominana już otchłań, w której giną bracia Szymka
Sposób pamiętania przez rodzinę Pietruszków 1863 roku to za mało, by wynieść ziemię nie tylko ponad Boga, ale także ponad Polskę, chociaż trzeba przyznać, że o ile Bóg swoje miejsce w wiejskim uniwersum ma, o tyle Polska raczej go nie posiada. Trudno w książce Myśliwskiego znaleźć takie ślady naszej powojennej historii, które wymusiłyby na narratorze jednoznaczne określenie się wobec Polski, polskości czy bycia Polakiem
Ziemia u Myśliwskiego jest ważniejsza od Boga, a Polska wobec niej pozostaje odległym kontekstem. Natomiast opowiadany przez Szymka Jezus okazuje się bardzo bliski chłopskiemu losowi naznaczonemu ziemią. Mówi o tym nawet przewodniczący Maślanka
Skazana i skazująca się na cierpienie chłopska dusza łatwo przegląda się w cierpieniu Jezusa, ale kiedy Szymek mówi o tym, że wie, dlaczego Bóg urodził się w chlewie (zob. s. 325), więcej w tym ciepła gnoju, stworzeń, a przede wszystkim miłości matki niż wskazywania na braterstwo z cierpiącym Jezusem. Niezależnie od tego Syn Boży wydaje się bliższy chłopom opowiadanym przez Pietruszkę niż Bóg Ojciec. Tę bliskość dobrze oddają słowa Szymkowego dziadka: „– Nie był Pan Jezus człowiekiem? To dopiero po śmierci Bogiem został” (s. 295). Jezus bliski jako cierpiący człowiek. Bóg mniej ważny niż ziemia. U Myśliwskiego to, co ideologiczne, nawet jeśli jest religią, niezmiennie przegrywa z życiem.
Życie
Żyć mi się zawsze chciało, nie umierać. Żyć i żyć, aby dalej, aby więcej. Choćby i nie było po co. Zresztą czy to takie ważne, jest czy nie ma po co? Może to nawet wszystko jedno, a tylko człowiek lubi się na próżno dręczyć. Bo kto wie, czy żyć nie jest jedenastym przykazaniem, którego Bóg zapomniał obwieścić (s. 28).
To najważniejsze wyznanie wiary Szymona Pietruszki, narratora Kamienia na kamieniu. Określa ono jego samego, opowiedzianą przez niego epopeję i nadające jej sens sacrum. Dzięki temu, że Szymek chciał żyć, uciekał ze służącej ziemi wsi, chociaż na niej pozostał. Czy nie w ten sposób stał się epickim narratorem, który zna opowiadany świat, a jednocześnie zachowuje wobec niego dystans? To szacunek dla życia kazał Szymkowi budować grób – dom na wieczne mieszkanie, by rodzina mogła znowu być razem. A jego mówienie, czy nie miało przywrócić życia i słów Michałowi? To mówienie stało się źródłem epopei – tekstu ogarniającego świat Szymka, Michała, ich braci, rodziców, dziadków i sąsiadów. Ten tekst wyłączył czas wobec wsi, która umarła, rozbita przez to, co nowe, przynoszone wraz z nieprzerwanym sznurem samochodów zabijającą ludzi i zwierzęta drogą.
Nie wiem, na ile wyłączenie czasu przez Myśliwskiego jest tym samym, co z czasem zrobił Proust. To osobne, zasadnicze pytanie. W tym tekście jednak ważniejsze jest sacrum wiejskiego uniwersum z Kamienia na kamieniu, czyli sens scalający opowiadany świat, nadający tożsamość narratorowi, pozwalający trwać temu, co przeminęło – sens niebędący niczym innym, jak tylko życiem związanym z ziemią, bo to ziemia ma dla chłopów sakralne znaczenie. Oni, ceniąc ją bardziej niż Boga, pozostają w zasięgu chrześcijaństwa głównie dzięki człowieczeństwu cierpiącego Jezusa.
Historia wsi, którą znał Szymek, wsi, w której wyrósł, dobiegła końca. Tej wsi już nie ma. Na szczęście „słowa śmierci nie znają” (s. 364), zwłaszcza te słowa, które ogarniają związany z kimś osobny świat. Słowa wolne od ideologii, podporządkowane życiu jak Szymek, jak jego pragnienie ocalenia brata i rodziny. Dopiero z tej prywatnej, osobistej i życiowej motywacji, niejako mimochodem, zrodziła się epopeja – syntetyczna opowieść o wiejskim uniwersum, która to, co zakończone w przestrzeni historii przeniosła w przestrzeń kultury, gdzie czas został wstrzymany, a życie ujawniło swoją nieśmiertelność.
U Myśliwskiego sacrum wiejskiego uniwersum ma ciało i duszę. Ciałem jest ziemia. Duszą – życie.