Ironia losu
Już minął rok święty i tylko nie było lata
Od wiosny do wiosny sypał śnieg
w obrazach starca – jeszcze wciąż śpiewa ptakom
o umieraniu swojego mistrza
pod pędzlami
w trumnach ciałem pachniały świerki
i ktoś kto niegdyś przeklinał lipiec z granicami ognia
dziś jest z przypadku ateistą bo przeklinał w kamieniu
każdą z tych modlitw w której za dużo o boga
Nie było i lata w śmierci
chociaż i miłości nie było pośród zmiętych łąk
a ściany w mieszkaniach jakby chore z nadmiaru wapna
sterczą jak zaklęte świece w ołtarzach
nawet w szafach pomiędzy księżycami na wieszakach
zamiast świtów drzemią wystraszone myszy
i tak mija kolejny rok święty i nadal nie ma lata
od jesieni do jesieni przemija czas śmierci
w palcach – i nikt nie pamięta żadnego starca z obrazów
pod śniegami