10.06.2021

Józef Ratajczak i grupa literacka „Wierzbak” po minionym półwieczu

Mnożyły mi się w ten czas wierszydła niezwykłe. Gęstwa, masa nie do opanowania… Skąd to się bierze i po co? Zastanawiałem się. Jedne – tasiemcowato rozgadane opowieści… Inne znów – zwarte, zakalcowate rebusy. Rozpacz. Ojciec nie chciał mnie w warsztacie, coś nie zgadzało się mu we mnie. Jakieś przeczucia, podejrzenia? Po latach pisałem w wierszu:

[…]
nie chcieli mnie w dziesiątej klasie
ani chemik ani matematyczka
Mimo to z lekkim sercem
kopałem ciężką szmaciankę nad rzeką
łapałem klejty na szpilkę i muchę
Zbijałem klatki
Krzyżowałem królice z królikami
W angorze kochałem się białej
wełnistej o jasnych jak anioł oczach
Mlecz i marchew nosiłem w zaloty

Pachniały mi te deski, wióry… Jeszcze dziś z zamkniętymi oczami rozeznam według zapachu rodzaj drewna. Miałem więc być odmieńcem – wyrzutkiem na tle familii, w której każdy miał swe miejsce i pożyteczny zawód?

[…]
Ojciec wyszedł biały z trocin
jak z mieczem cherubin niebieski
Nie – do zawodu Wara mi od warsztatu
Nie było nikogo w miasteczku
kto skrobałby wiersze i deski

Ten orał ziemię, ów stawy trzymał rybne, inny miał warsztat… Dopiero po latach dowiedziałem się o Friedrichu Hölderlinie, romantycznym, niemieckim poecie, który pracował w stolarskim warsztacie. Tak, ale on był „durchstudiert”, jak mawiała babka Helena (pukając się w głowę) o jednym z naszych powinowatych. Był jeszcze przykład dziadka Józefa, ojca mamy, łowczego na zamku w Goraju koło Czarnkowa, który wraz z hrabią Wilhelmem Bolko Hochbergiem von Pless hodował jelenie legendarne o monstrualnym porożu… Ale to szczyty były nieosiągalne, tym bardziej, że imperium wielkopolskie Hochbergów padło jako własność niemiecka po drugiej wojnie. Miałem więc być pisarzem, poetą? Jak się to robi? Stać na Judahu skale i wzdychać w czarnej pelerynie?

Tak więc wybiła ta godzina, nastąpił moment, w którym ktoś musiał rozstrzygnąć koleje mego życia. Wóz albo przewóz. Nie byłem sam w tym wyborze. Byli i inni „naznaczeni literą”. Niech więc ktoś wreszcie powie, wyda wyrok na tę moją pisaninę, miotałem się między liniami wierszy… Biegałem za pisarzami grupy literackiej „Wierzbak”, jak chłopiec za orkiestrą, a przecież niewiele od nich młodszy… Spośród wierzbakowców wyróżniał się Józef Ratajczak, wysoki, silny, budzący respekt. Na niego też padł wybór. Zdobyłem adres. Ubrany w modny ortalion, z aktówką wypchaną wierszami, z papierosem w zębach (wszystko albo nic…), w samo południe, zapukałem do drzwi pisarza. Ucieszył się w progu: „Pan jest zegarmistrzem?”, zapytał. Spocony, przerażony swym tupetem, gotów byłem rzec „Tak…”. Poeta, widząc me zakłopotanie, rzekł: „Bo pana przysyła z wierszami pani Kazimiera Iłłakowiczówna?”. Niestety, nie byłem z tego polecenia. Kiedy w progu wydukałem, że proszę, by ocenił me wiersze, mina pisarza zrzedła. Z niechęcią rzekł, że mogę pozostawić teksty, on odezwie się… Rozpaczliwa sytuacja dodała mi nowych sił. Nie! Zażądałem, by tu i teraz czytał i powiedział, czy te wiersze… Chwilę trwały targi, wreszcie poeta widząc mą twarz, człowieka w rozpaczy, zdolnego do każdego kroku, z nieukrywaną niechęcią zaprosił do mieszkania. Może wiedział, że gotów jestem włożyć nogę między drzwi a futrynę, by nie utracić szansy?

Była to kuchnia pełna talerzy, garnków, środkiem przebiegał sznurek, na nim wyprana bielizna. Po podłodze biegało dziecko uczące się pierwszych kroków, z krzykiem co rusz padające na ziemię. W duchu triumfowałem, Józef Ratajczak czyta moje wiersze! Powaga na twarzy, grymas znudzenia i dezaprobaty… Nagle spojrzał na mnie uważnie, spotkały się nasze oczy i ze zdziwieniem powiedział: „O, te linijki chętnie od pana bym odkupił…”. Zacytował fragment erotyku:

[…] gdybyś stanęła tu nagle
w ciemnym kącie pokoju
krąg lampy
byłby o ciebie jaśniejszy

Nie wierzyłem uszom, Józef Ratajczak pochwalił mój wiersz. Uskrzydlony biegłem przez Poznań… Po latach pytałem… Nie pamiętał tej wizyty. „Tylu ludzi przychodziło. Może, gdybyś wtedy wbiegł z zapaloną pochodnią?”.

Mijając w 1957 roku księgarnię na rogu ulicy Gwarnej i 27 Grudnia, prowadzoną przez Jerzego Mądrzaka, spostrzegłem, że całą witrynę zajmują książki z zielonym liściem. Był to pierwszy album grupy literackiej „Wierzbak” pod tytułem Liść człowieka. Tak ongi sprzedawało się poezję! Dziś w Poznaniu tylko sieć księgarń „Arsenał”, prowadzona przez pana Jakuba Marciniaka, przyjmuje do sprzedaży tomiki wydawane przez poetów. Osobliwą rekomendację do almanachu zamieściła zamiast wstępu Kazimiera Iłłakowiczówna. Poufałym tonem (wierzbakowcy uczęszczali do niej na lekcje języków obcych) upominała:

Cóż ja na to poradzę, że młodzi poeci piszą! Wszystkim tym spomiędzy nich, którzy mnie pytali w tej czy innej formie o zdanie, stale odradzam; namawiam ich do uczciwej pracy. To – znane mi skądinąd – nagabywanie wewnętrzne wcale niekoniecznie musi znaleźć sobie urzeczywistnienie w poezji. Jest to po prostu pomysłowość szukająca ujścia i można ją daleko pożyteczniej i stanowczo korzystniej ulokować w każdym innym fachu, nie akurat w poetyckim.

– Krytyka was albo zlekceważy, albo połknie – perswaduję. […]

[…]
Nad Wierzbakiem – nie same wierzby,
a w Wierzbaku
nie sama woda…
Pozwólcie mi
pokiwać głową,
koledzy,
bo mi
was
szkoda.

W drugim z almanachów „Wierzbaka” pod tytułem Wynikanie (1959) znaleźli się tylko: Ryszard Danecki, Marian Grześczak, Konrad Sutarski, Bohdan Adamczak, zabrakło Józefa Ratajczaka. Laureat Poznańskiego Listopada – Marian Grześczak, ku memu zaskoczeniu, pisał:

[…]
zamienię cztery wypasione konie wyobraźni
na jedno dzieło Marxa
i na poprawne ó

Grupa literacka „Wierzbak” – jako jedyna po drugiej wojnie – w Poznaniu zapisała się wyrazistym profilem i manifestem sformułowanym przez Ryszarda Daneckiego w „Gazecie Poznańskiej” (1957) tekstem pod tytułem Dokąd? Wydawca (Wydawnictwo Poznańskie, tysiąc dwieście egzemplarzy nakładu!) tak przedstawił w Liściu człowieka młodych twórców:

Do grupy literackiej Wierzbak, powstałej w Poznaniu w połowie 1956 roku, wchodzi sześciu młodych poetów, których erotyki prezentujemy w niniejszym tomiku: Ryszard Danecki, Marian Grześczak, Maciej Maria Kozłowski, Józef Ratajczak, Konrad Sutarski i Eugeniusz Wachowiak oraz dwóch prozaików: Bohdan Adamczak i Gerard Górnicki. Ten ostatni zadebiutuje w najbliższym czasie wydanym nakładem Wydawnictwa Poznańskiego tomem opowiadań pod tytułem Sybirca”.

Wierzbakowcy „pilnowali szeregu” i nie dopuścili do uczestnictwa w grupie twórców, których liczyli do minorum gentium. Ci zostali zmuszeni do zawiązania innego ugrupowania – „Swantewit”. Almanach pod tym tytułem ukazał się w Wydawnictwie Poznańskim w roku 1958. Pisarze „Wierzbaka” organizowali swe pierwsze prezentacje w klubie Związku Nauczycielstwa Polskiego przy ulicy Wolności 5, potem w kawiarni „Wrzos”. Ale przede wszystkim zapisali się jako organizatorzy Listopadów Poetyckich, na które zjeżdżała cała polska poezja, najchętniej – ta młodsza. Te imprezy, organizowane potem przez Nikosa Chadzinikolau, a dziś przez Pawła Kuszczyńskiego i Jerzego B. Zimnego, jako Międzynarodowe Listopady Poetyckie ciągle gromadzą w Poznaniu literacką brać.

W latach istnienia legendarnego, studenckiego Klubu „Od nowa” przy ulicy Wielkiej 1 chętnie uczęszczałem na prowadzone przez Józefa Ratajczaka spotkania z pisarzami. Pamiętam, dyskutowałem z Arnoldem Słuckim… Antoni Słonimski tłumaczył, że nie był faszystą przed wojną (mimo że w młodości nosił czarny beret futurysty), zaskakiwał Miron Białoszewski, który siedząc pod stołem, odgrywał na palcach rąk swój awangardowy teatr. Aleksander Wojciechowski promował młodych pisarzy, wydawał ich witryny poetyckie. Po latach w wierszu pod tytułem Od nowa pisałem z sentymentem, dedykując tekst profesorowi Jackowi Juszczykowi:

Cóż nad włosem naszym
siwym tak świeci – błyska
Witka Marka Olka i Józka
imiona poetyckie nazwiska

Ale wróćmy do wierzbakowego początku… Swą debiutancką książkę podzielili wierzbakowcy sprawiedliwie, każdy z autorów zamieścił dziesięć wierszy. Mimo tego demokratycznego założenia, teksty Józefa Ratajczaka wyróżniają się (chociaż ograniczone podtytułem almanachu Poezja miłosna).

[…]
marzył się maj – i już jest majem,
i przeszedł, był,
i tak przeszłością przyszłość się staje
płynące kry –
tak zginiemy nad spęczniałą ziemią,
by powstać znów,
tu gdzie miłość nasza i w noc ciemną
płonie jak nów.

Czytelnik znajdzie w tych wierszach urzeczenie techniką twórczą krakowskiej awangardy zalecającej konstrukcje przestrzenne, dynamiczne; ale także i własne próby warsztatu młodego poety:

Za rok
to samo co przed rokiem
czeka na twoje przyjście:
żółtych pól czworoboki,
zakochani,
spadający wzdłuż alej
jak liście
na podmiejskie jesienne wzgórze...
[…]

Na szczególną uwagę zasługuje ostatni z wierszy poety, zamieszczonych w Liściu człowieka.

Pod ścianami mojego bólu –
tłumy kobiet w żałobnym tiulu.

Odgrzebują z trumien swą pamięć,
owdowiałe, bezdzietne, same,

Lecą w wietrze zagubioną kulą –
pod ścianami mojego bólu.

Te sześć przytoczonych wersów zawierających ciemność, ból, złą pamięć historii i jednostki, tragizm losu człowieka i narodu, zapowiadają pisarza wybitnej miary. I tę zapowiedź twórczość Józefa Ratajczaka spełniła.

Wyszukiwarka Google w pierwszym kontakcie widzi Józefa Ratajczaka jako „poetę dla dzieci, jego wiersze były w sprawdzianie dla szóstoklasisty…”. Także internet przede wszystkim chce sprzedać pozycje pisane dla najmłodszych: Cześć tato, Chochołowe wesele, Ziarenka maku i inne. A przecież pozostają w naszej pamięci tomiki poezji, przede wszystkim te pierwsze: Niezgoda (1957), Zamknięcie krajobrazu (1960)… Szereg powieści, między innymi: Gniazdo na chmurze (1970, nagroda imienia Stanisława Piętaka), Umrzeć, żyć dalej (1975), Węzeł (1996) i inne. Jest Józef Ratajczak (urodzony w 1932, zmarł w roku 1999) pisarzem płodnym, ale wszystkie jego prace: monograficzne, opracowania edytorskie, almanachy i inne cechuje wyjątkowa sumienność. Wymieńmy ciągle pamiętane: Krzyk i ekstaza. Antologia polskiego ekspresjonizmu (1987), Romantyczni kochankowie (1989), Julian Tuwim (1995). Jest też autorem najobszerniejszego wyboru wierszy o Poznaniu i Wielkopolsce pod tytułem Pieśni i pejzaże (1981) – od Ianiciusa po młodych, gniewnych kaskaderów literatury oraz antologii poezji poświęconej Powstaniu Wielkopolskiemu pod tytułem Krople wrzącej krwi (1978).

Niełatwo znaleźć w wielkopolskim środowisku literackim, a także w skali kraju, pisarza tak wszechstronnie spełnionego jak Józef Ratajczak. Nie potrafię znaleźć gatunku literackiego, którego by nie uprawiał. Po minionym od debiutu półwieczu – przypomnijmy siłę i oryginalność tej twórczości.

Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jerzy Grupiński, Józef Ratajczak i grupa literacka „Wierzbak” po minionym półwieczu, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...